Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Klątwa Istnienia

Potworny głód szarpał wnętrzności, ból mącił rozum, niszczył wolę. Bestia wyrywała się coraz niespokojniej, powoli i nieubłaganie przejmując kontrolę.

„Będziesz pożądał krwi tych, u boku których walczysz, tych, których chcesz chronić. Będziesz polował na nich i zabijał po kres świata”. Ostatnie słowa umierającej bogini kołatały się w jego umęczonym umyśle. Zacisnął mocniej szczęki. Paznokcie przebiły skórę dłoni, zamieniając się powoli w szpony. Utkwił nieruchomy wzrok w horyzoncie, starając się jak najdłużej pozostać sobą. Pot zrosił jego czoło, ściekał do oczu. Walka, którą podjął, była z góry skazana na porażkę.

Nienawidził tego, czym się stał, nienawidził faktu, że nie mógł zginąć. Wywiódł Bestię na Dzikie Ostępy, licząc na to, że tam uczyni najmniej szkód. Jednak te chwile, kiedy nie mógł już dłużej nad nią zapanować, wciąż go przerażały. Po tyluset latach nadal nie potrafił się do tego przyzwyczaić.

Z jego ust zaczęły wysuwać się kły, a umysł przysłoniło szaleństwo. Bestia zawyła, wietrząc woń krwi, a gasnący umysł ze zgrozą uświadomił sobie, że należała ona do człowieka.

 

*

 

Skoliar przetarł rękawem kapiące z nosa smarki i kichnął.

Co za uwłaczająca przypadłość – pomyślał zirytowany.

Przeżył jako jeden z nielicznych samobójczą wręcz misję, nawet nie został ranny, a teraz ledwie trzymał się w siodle, smarkając jak małe dziecko.

– Masz tam jeszcze jakieś suche miejsce na tym rękawie? – zagadnął go jadący obok krasnolud, Growor, spoglądając na towarzysza z wyszczerzonymi w bezczelnym uśmiechu pożółkłymi zębami.

– Zostaw biedaka, przecież widzisz, jak cierpi – wzięła go w obronę Loariel.

Odkąd elfka zeszła się w końcu z Bardinem, zdawała się kochać cały świat. Jakoś nie bardzo to pasowało do zimnej, nieprzystępnej łuczniczki, jaką mag poznał na początku wyprawy, ale nie zamierzał narzekać. Ciągłe humory i wzdychania wodzącego za nią wzrokiem wojownika wszystkich zdążyły już doprowadzić do szału.

– Jaki mag, takie… – zaczął Growor, kiedy uciszyła go uniesiona ostrzegawczo dłoń Skoliara.

Czarodziej wyczuł delikatne drżenie mocy, które zaczęło narastać w niepokojącym tempie. Po chwili był już w stanie rozpoznać plugawą aurę czarnej magii.

– Przygotujcie się – krzyknął – coś się zbliża!

Wyszarpnął przytroczony do siodła kostur. Kryształ na jego końcu zaświecił niebieskim blaskiem, gdy mag zaczerpnął z niego mocy. Postawiona pospiesznie bariera jedynie na moment spowolniła ruchy wyskakującej spomiędzy drzew bestii. Jej wściekły warkot mroził krew w żyłach.

– Kurwa, ale to brzydkie – sapnął krasnolud.

Stwór skoczył, unikając strzały Loariel i magicznego pocisku Skoliara. Pazury zgrzytnęły o stal, a kły zatrzasnęły się tuż przed twarzą przerażonego Growora. Kolejne zaklęcie trafiło w cel. Bestia poleciała w bok z pełnym wściekłości warkotem. Wpadła na pień drzewa i zawisła wczepiona weń pazurami. Odbiła się, nie zwracając uwagi na orzącą jej bok strzałę.

Czerwone ślepia wyrażały wściekłość i głód. Krzyk Bargina zatonął w kwiku jego konia. Pazury zabarwiły się krwią. W następnym momencie topór krasnoluda rozorał grzbiet bestii. Stwór opadł na ziemię i – nie zważając na obrażenia – zaatakował niskiego przeciwnika. Pazury zatrzymały się na ostrzu topora.

Skoliar wypuścił kolejny pocisk. Trafił, w chwili gdy pazury drugiej łapy rozcinały kolczugę krasnoluda. Bestia poleciała w tył. Przysiadła, zamachała łbem, zawyła. Zaatakowała. Strzała elfki wbiła się w tułów stwora, ale nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.

– Co to za cholerstwo? – krzyknął Growor.

Skoliar pokręcił głową, chociaż zaczynał już nabierać podejrzeń. Zmarszczył brwi, widząc, że rany na ciele potwora przestają krwawić.

– Umie się regenerować, to chyba wampir – zakrzyknął, ciskając kolejny świetlisty pocisk.

Trafił prosto w pierś przeciwnika. Bestia zawyła i znów ruszyła do ataku. Jej ruchy stały się jednak odrobinę wolniejsze. Mag wymierzył w nią kostur, uwalniając energię, po czym pognał w stronę konia.

– Powstrzymajcie go przez chwilę – wrzasnął, wyciągając z juków srebrny łańcuch.

– Chyba żartujesz? Wykończ to – oburzył się Bargin. Mocno kulał na poszarpaną pazurami nogę. Z troską zerknął w stronę jasnowłosej elfki.

– Wiesz, ile płacą za takie coś na arenie w Granicznym Forcie? – zawołał mag, biegnąc z powrotem.

– Dużo? – zaciekawił się krasnolud, z trudem odpierając atak szponiastej łapy.

– Całkiem sporo – odparł czarodziej. Skupił się i obsypał bestię gradem ognistych strzał. Stwór cofnął się, wyjąc przeraźliwie.

Teraz – pomyślał Skoliar. Łańcuch wystrzelił z jego dłoni i posłuszny magii mężczyzny pomknął w stronę przeciwnika.

Bestia wyczuła zagrożenie. Próbowała umknąć. Za wolno. W akompaniamencie przerażającego skowytu srebrne ogniwa zaczęły owijać się wokół jej ciała. Członkowie drużyny stanęli obok miotającej się w okowach bestii. Było po wszystkim.

Z niedowierzaniem spoglądali na to, co udało im się pochwycić. Stwór wyglądał przerażająco i obrzydliwie zarazem. Jakby ktoś na siłę naciągnął ludzką skórę na zwierzęcą czaszkę. Ostre kły, nabrzmiałe żyły, przekrwione ślepia. Zdeformowane dłonie i stopy przechodzące w szpony.

Czarodziej wzdrygnął się. Niepokoił go wygląd istoty, ale jeszcze bardziej bijąca od niej potężna aura czarnej magii. Pierwszy raz spotkał wampira. Dotąd czytał o nich tylko w księgach. Zawsze powątpiewał w istnienie klątwy tak potężnej, aby można było za jej pomocą pokonać śmierć. Teraz wiedział, jak bardzo się mylił.

Stwór znów zawył, szarpiąc srebrny łańcuch. Po obozie rozszedł się smród przypalanej skóry. Rozżarzone ślepia wampira utkwione były w krwi ściekającej po nodze Bargina.

– Pokaż tę nogę – powiedział mag, spoglądając na bladego jak ściana wojownika. Przy boku rannego kochanka od razu pojawiła się przejęta elfka, a ten szybko wczuł się w rolę męczennika. Z przeszywającym jękiem przyjął pomocne ramię dziewczyny i dał się odprowadzić na pobocze drogi. Opadł ciężko na ziemię i ułożył głowę na kolanach gładzącej go po włosach ukochanej.

Czarodziej przewrócił oczami i wysmarkał się w rękaw. Po skończonej walce katar wrócił ze zdwojoną siłą. Bestia znów zawyła, zawzięcie próbując się uwolnić.

Jako że słońce powoli chyliło się ku zachodowi, wędrowcy postanowili zatrzymać się na nocleg. Nikomu nie uśmiechało się też przedzieranie po zmroku z miotającym się i wyjącym stworem.

– Kurwa, Skoliar, weź coś zrób z tym twoim zwierzątkiem! Przecież nie da nam spać tej nocy – wydarł się w końcu krasnolud, kiedy po kolacji wszyscy zaczęli szykować się do snu, a szarpiący się wampir nie dawał za wygraną.

– Co mam z nim niby zrobić? – zapytał zbolałym głosem mag i kichnął przeciągle.

– Nie wiem, może zaknebluj? – warknął Growor.

– Chyba żartujesz? – zapytał mag, patrząc z powątpiewaniem na zębatą paszczę.

– No to go, kurwa, nakarm – zdenerwował się jego niski towarzysz.

– Heee?

– Weź mi tu nie heehaj. Na krasnoludzkie dzieci to działa.

– Też się tak drą? – zaciekawił się Bargin, unosząc głowę znad kolan elfki.

– Oj żebyś ty wiedział!

– Nie umiem polować. – Skoliar rozłożył bezradnie ręce. Nie umiał i zupełnie nie chciał chodzić teraz po lesie. W głowie mu dudniło i to nie tylko ze względu na wrzaski potwora.

– To sobie, kurwa, własną łapę natnij – zaproponował coraz bardziej rozeźlony Growor.

– Nie boisz się, że sam zamienię się w to coś? – Czarodziej spojrzał niepewnie na szarpiącego się wampira.

– Uczony mag, a takie bajki opowiada – prychnął krasnolud. – Weź to ucisz, bo jak nie przestanie wyć, to wstanę i zatłukę, a o złotych monetach z areny będziesz mógł sobie tylko pomarzyć.

Skoliar zbliżył się niepewnie do związanej istoty. Ta kłapnęła zębami w jego stronę i zawarczała złowrogo.

– Ja coś upoluję – zaoferowała się Loariel. Pewnie zmartwiła się, że ciężko ranny Bargin opadnie z sił po nieprzespanej nocy. – Co to je?

– To wampir, pije krew. Jakiś królik powinien wystarczyć. Chyba... – zastanawiał się mag.

– No właśnie, jeśli to wampir, to nie powinien zamienić się w proch pod wpływem słońca? – zaciekawił się wojownik.

– Też mnie to dziwi. Zawsze tak słyszałem, ale na tego tutaj zupełnie to nie działa.

– Może to nie żaden wampir? – zauważył krasnolud.

– A może to nawet sam Król Wampirów – rozmarzył się Skoliar.

Rzut oka na uwięzioną pokrakę rozwiał jednak jego mrzonki. Zbliżoną do ludzkiej sylwetkę pokrywały strzępki ubrania z pozszywanych byle jak zwierzęcych skór, a strąki czarnych kudłów opadały na zalepioną brudem i krwią paszczę. Bestia, wyczuwając jego spojrzenie, znów zaczęła wyć i się szarpać.

– Król Wampirów? – zaciekawiła się Loariel, podnosząc z ziemi łuk i strzały.

– Tak go nazwano, bo został przemieniony jako pierwszy, potężną klątwą odrzuconej miłości – wyjaśnił mag, przypominając sobie szczegóły starej legendy.

– Miłości? – oczy elfki zaświeciły się z zaciekawieniem. – To musi być piękna historia. Opowiedz!

Skoliar uśmiechnął się do niej i usiadł wygodniej. Lubił opowiadać.

– Działo się to przed wiekami, gdy świat był jeszcze młody, a bogowie chodzili po ziemi. I stało się tak, że Vadara, córa boga choroby i złej śmierci, zakochała się w ludzkim królu. Oddała mu swe serce, a on, dumny władca wielkiego mocarstwa, nie wiedząc, kim jest owa niewiasta, odrzucił jej miłość. Rozpacz rozszarpała duszę niewiasty, a gorzkie łzy wyżłobiły oblicze…

– Przejdźże w końcu do sedna – fuknął Growor, rozeźlony opentańczym wyciem bestii, które w trakcie opowieści jeszcze się wzmogło.

– Nie przerywaj, przecież to piękne! – oburzyła się elfka.

– Dla ciebie każda historyjka, gdzie prawią o miłości, jest piękna. – Krasnolud wzruszył ramionami.

– A dla ciebie żadna, gdzie o chędożeniu się nie rozwodzą, niewarta jest słuchania – odgryzła się Loariel.

Skoliar chrząknął i dokończył opowieść:

– W każdym razie odrzucona kochanka zapragnęła poszukać ukojenia w śmierci. Umierając, przeklęła nieczułego władcę. „Nie chciałeś spędzić ze mną życia, nie odnajdziesz więc ukojenia wieczności” – wykrzyknęła, odbierając sobie życie, a magia z jej krwi zamieniła króla w krwiożerczą bestię. – Czarodziej zamilkł i wydmuchał głośno nos w jeden z ostatnich suchych fragmentów rękawa. Uniósł wzrok, napotykając wyczekujące spojrzenie dziewczyny.

– I co było dalej? – dopytywała Loariel.

– To koniec – oznajmił mag.

– Jak to koniec? – oburzyła się elfka. – Nie żałował swego podłego czynu? Nie płakał nad jej grobem? Może z czasem odmieniło się jego zatwardziałe serce, a i klątwa zniknęła?

– Może tak było, ale w tej wersji, którą znam, ona zginęła, a on na zawsze pozostał potworem. Ponoć do dziś dnia przemierza świat, płodząc podobne mu istoty – wyjaśnił Skoliar.

– Coś gówniana ta twoja historyjka... – burknął krasnolud. Próbował tego po sobie nie pokazywać, ale dało się zauważyć, że też jest rozczarowany zakończeniem.

Dziewczyna wyglądała na niepocieszoną. Ze smutną miną zniknęła w lesie. Skoliar wzdrygnął się, napotykając pełne nienawiści i szaleństwa spojrzenie wampira.

Wycie ucichło po dwóch zającach, dzikiej gęsi i trzech kuropatwach. Dzięki ofiarności Loariel noc przebiegła w miarę spokojnie.

 

*

– Ej, patrzcie! Stwór się odmienił – zawołał z przejęciem Bargin, budząc wszystkich skoro świt.

– No, kurwa, faktycznie – sapnął ze zdziwieniem krasnolud. – Mam nadzieję, że wciąż zapłacą nam za niego na arenie.

Nam? – pomyślał Skoliar, zbliżając się do wampira. W łańcuchach, zamiast potwora, siedział jakiś obdarty mężczyzna. Z jego pokrytej brudem twarzy nie dało się nic wyczytać, jednak w czarnych jak noc oczach można było dostrzec błysk inteligencji.

– Gadaj, coś ty za jeden, cudaku – polecił Growor. Odpowiedziało mu milczenie. Wampir nie odezwał się słowem ani na to, ani na żadne inne pytanie.

– Może to jakiś zaklęty biedak jest i trzeba mu pomóc, zamiast na arenę wlec – zastanawiała się elfka.

– Tobie to jak serduszko śpiewa, to rozum mąci – parsknął krasnolud. – Jużeś zapomniała, jak to się wczoraj darło i te twoje zajączki zajadało? A Bargin ma na nodze do teraz ślad ząbków i to bynajmniej nie twoich. Ale proszę, możesz spróbować łańcuch zdjąć i się przekonać.

Elfka spojrzała w kierunku milczącego wampira. Skrzywiła się na widok ciemnych śladów pozostawionych na jego skórze przez srebro i nie odezwała więcej na ten temat.

 

*

– Co wy tu mi ciemnotę jaką wciskacie. Menela na arenę żeście mi w łańcuchu przyprowadzili i złotem każecie płacić?!! To wy myślicie, że ja durny jaki jestem? – wydarł się Jargan Krakulo, zarządca areny, na widok obdartego więźnia.

– Ależ to najprawdziwszy wampir jest – zarzekał się Skoliar, powoli zaczynając się czuć jak idiota.

Stwór stał nieruchomo, nie odzywając się ani słowem. Zresztą całą drogę milczał ani na nic nie reagował.

Zarządca podszedł pewnym krokiem do więźnia i bezceremonialnie zajrzał mu w zęby. Były wyjątkowo białe i w komplecie, co samo w sobie było dość zaskakujące, ale mimo wszystko jak najbardziej ludzkie.

Jargan pokręcił głową i odwrócił się ze złością do maga. Nabierał właśnie powietrza w płuca, gotów krzykiem odpowiedzieć na domniemaną zniewagę, kiedy Skoliar wszedł mu w słowo.

– Macie może, panie, srebrną monetę? – zapytał, trzymając się ostatniej szansy przekonania zarządcy.

– Ano mam – warknął gniewnie mężczyzna. Patrzył na niego podejrzliwie, splatając ręce na piersi.

– Wiadomym jest zapewne szanownemu panu, że wampiry i inne stwory ciemności reagują na srebro. Przyłóż monetę do jego skóry i zobaczysz, co się stanie – zaproponował czarodziej.

Jargan zmarszczył brwi i obrzucił maga zamyślonym wzrokiem. W końcu wzruszył ramionami.

– Spróbować mogę, co mi szkodzi – stwierdził i wyłuskał z mieszka pieniądz.

Z kpiącym uśmiechem przyłożył srebro do policzka więźnia. Zaraz jednak odskoczył, zaskoczony. Na skórze pojawił się ciemny ślad, a z gardła wampira wyrwał się zwierzęcy warkot. Zarządca odsunął się pośpiesznie za biurko, widząc, jak białka oczu mężczyzny zaczynają zachodzić czerwienią.

– Noo – powiedział, bojąc się wrócić po leżącą na ziemi monetę. – Niech będzie, ale zapłatę otrzymacie po walce. Wystawię go w pierwszej rundzie przeciw mrocznej elfce. Się babie przywidziało na arenie walczyć, to w razie czego jeno śmiech będzie, jeśli ten wasz obdartus do niczego się nie zda.

 

*

 

Pierwszy cios nadszedł szybciej, niż się tego spodziewał. Dlaczego to zawsze tak bardzo bolało? Przycisnął dłoń do rozcięcia na mostku, czując wypływającą spod palców krew. Bestia zawarczała. Poskromił ją. Spojrzał na przeciwniczkę. Szara skóra, czarne jak noc włosy. Elfka była piękna, tak pełna życia. Pomimo że czas już dawno zatarł w jego pamięci uśmiech Veary, wojowniczka miała w sobie coś, co mu ją przypominało. Poruszała się z szybkością i gracją drapieżnika. Nienawiść i wściekłość w jej oczach w jakiś sposób zdołały go jeszcze dotknąć. Zabolały bardziej, niż rany zadane smukłym, połyskliwym ostrzem.

Przyglądał się spod przymrużonych powiek jej zwinnym ruchom, starając się jak najdłużej panować nad szarpiącą się wściekle Bestią. Niestety dziewczyna nie miała szans przeżyć tej walki, a on nie miał szans w niej zginąć.

Piekący ból ramienia, rozcięcie na żebrach, sztych zagłębiający się w udo. Prowokowała go, nie chciała zabijać bez walki. Szanował to, ale nie mógł się poruszyć. Gdyby zaatakował, nie potrafiłby dłużej powstrzymywać Bestii, chociaż to i tak była już tylko kwestia paru chwil.

Elfka zawirowała, przecięła jego ścięgna. Upadł na kolana. Wściekłość i żal w jej oczach. Kolejne cięcie. Osunął się na ziemię, dławiąc własną krwią. Rozczarowany krzyk tłumu zlał się z rykiem Bestii.

 

*

 

Skoliar wpatrywał się z rosnącymi wątpliwościami w stojącego na arenie wampira. Nie odpowiedział na żaden atak, nie poruszył się nawet. Tkwił tam nieruchomo jak posąg. Tłum gwizdał i wykrzykiwał przekleństwa. Zagrzewał do walki. Żadnej reakcji.

Mag z zaciśniętymi szczękami obserwował, jak wampir pada na ziemię, jak wokół niego powiększa się kałuża krwi. Odwrócił głowę, przegapiając smużki czarnego dymu unoszące się z ran. Napotkał wzrok Loariel. W jej oczach stanęły łzy.

Nagle powietrze przeszył dobrze mu znany warkot, a po trybunach rozszedł się okrzyk zdziwienia.

Głowa wojowniczki zwisała bezwładnie na rozszarpanej szyi. Na arenie nie było już człowieka, tylko rozszalała z gniewu bestia. Puściła się pędem w zwierzęcych susach w stronę siedzących za magiczną barierą ludzi, którzy patrzyli z chorą fascynacją na zbliżającego się potwora. Byli pewni swego bezpieczeństwa. I z tą pewnością zginęli. Szok, przerażenie i wrzaski bólu w jednej chwili ogarnęły całą arenę. Ludzie ginęli w mgnieniu oka, część od kłów i pazurów bestii, część tratując się wzajemnie w ucieczce.

Skoliar patrzył na to ze zgrozą. Co on takiego narobił? Musiał pomóc. Wyciągnął dłoń, próbując namierzyć wampira, ale w tłumie nie było na to szans. Poczuł, że ktoś szarpnął go za ramię.

– Musimy uciekać – krzyknął Growor.

– Nie mogę, muszę im pomóc – pisnął mag przez zaciśnięte gardło.

– Weź, kurwa, nie pierdol głupot – zdenerwował się krasnolud, pociągając go za sobą. – Jak nie rozszarpie cię ten twój zwierzak, to stratuje cię ta zgraja. A jeśli nawet uda ci się stąd wydostać, to dopadną cię ludzie Jargana. Musimy znikać.

 

*

 

Zarządca rzucił karafką przez pokój, roztrzaskując ją o ścianę. To już kolejna rzecz, którą zniszczył w trakcie tego wieczoru, a wściekłość nie opuściła go ani na moment.

– Takie straty! Jestem skończony! – wrzeszczał. – Udało wam się ich dorwać? Ze skóry obedrę, jak znajdę, jaja wyrwę, na ogniu będę przypiekał!

Dowódca ochrony stał nieruchomo, czekając, aż atak gniewu minie.

– Wampira zasiekliście jak trzeba? – zapytał Jargan, kiedy trochę się uspokoił.

– Na drobne kawałeczki, żeśmy go pocięli – potwierdził zbrojny.

– Spalcie jeszcze dla pewności – warknął zarządca. Pociągnął samogon bezpośrednio z butelki.

– Tak jest – odparł mężczyzna, wychodząc.

Obaj nie wiedzieli, że było już na to za późno. Porozcinane szczątki bestii zamieniały się właśnie w czarny dym, powoli łącząc się w zarys ludzkiej postaci.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Bardzo fajne opowiadanie. Lubię motyw ukrywanej wewnątrz bestii. Mógłbyś skupić się trochę bardziej na tym bohaterze, choć może będzie na to miejsce później.
  • OsMiornicaDave 19.05.2021
    Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podobało. Planowałam je w formie one-shota, ale kto wie, może kiedy je rozwinę ;)
  • A, przepraszam, nick nie wskazuje na płeć, więc się poprawię - "mogłabyś".

    Jak na one-shot, to trochę kompozycja nie pasuje, bo aż chce się rozwinąć motyw.
  • OsMiornicaDave 19.05.2021
    Fanagann Hartelion być może. Nie mam doświadczenia w one shot. To pierwszy, który udało mi się sklecić. Chętnie wysłucham uwag, jeśli masz jakieś wskazówki :)
  • Dobrze. Co do treści sugeruję zatem, żebyś bardziej nakreśliła wewnętrzny spór głównego bohatera. Zaczynasz od jego wewnętrznej walki, ale nie nakreślasz jej odpowiednio mocno. Powinien wić się, dusić bestię w sobie, szarpać się z nią i pazurami zaciągać pod powierzchnię swojego jestestwa. Jeśli ten motyw nie wyda się czytelnikowi wiarygodny, każde następne wspomnienie jego wewnętrznego sporu wyda się czytelnikowi bez większego znaczenia.

    Takich walk mogłoby być więcej. Można by pokazać rezultaty tego sporu wewnątrz, jak i jego rezultat na zewnątrz, co doprowadza pozostałych bohaterów do zakłopotania. Trochę tego typu zachowań próbujesz opisać, ale można by je bardziej wyeksponować.

    Interakcje między pozostałymi bohaterami są całkiem w porządku. Postacie mają swoje własne charaktery, dialogi brzmią naturalnie, tu jest całkiem fajnie. Jeśli miałbym się przyczepić, to faktycznie trudno uwierzyć, że mag, który z głowy przytacza całą historię o wampirach, nie poznaje, czy bestia jest wampirem, czy nie. To wcale nie jest zły motyw, ale trzeba by lepiej uzasadnić tę zagwozdkę. Lubi opowiadać, czyli lubi opowieści, może po prostu brakuje mu doświadczenia, a większość jego wiedzy płynie z książek? Można to lepiej zaznaczyć.

    I może jeszcze jeden szczegół, wzmianka: "Elfka była piękna, tak pełna życia. Poruszała się z szybkością i gracją drapieżnika" wydała mi się bardzo nie na miejscu. Jest to wypowiedź z punktu widzenia człowieka (bestii), który został wrzucony na arenę wbrew swojej woli. Rozumiem, że nie boi się swojej śmierci, ale czy tak by spojrzał na przeciwnika, który zadaje mu ból? Chyba że ma ku temu jakiś powód, ale ciężko mi wymyślić w tej chwili jaki. Jakoś zapadło mi to w pamięć podczas czytania, bo wprowadziło pewną niekonsekwencję w charakterze bohatera.

    A co do formy - jeśli ma to być zamknięta w sobie opowieść, trzeba pozbyć się uczucia niedosytu po jej przeczytaniu.

    Prolog musi zawierać choćby zarys przyczyny całej akcji, inaczej czytelnik zostanie wrzucony w środek opowiadania i na koniec pozostanie z pytaniem w głowie - a właściwie dlaczego ten człowiek ma w sobie tę bestię? To nie musi być bardzo rozbudowany wstęp, nawet trzy-cztery zdania dobrze opiszą sytuację (a nawet przychodzi mi do głowy jedno, które sobie poradzi), ale powinno się tam znaleźć.

    Epilog musi być bardziej rozbudowany tak, by czytelnik mógł dopowiedzieć sobie dalsze losy bohatera. W tej chwili wiemy tylko, że żyje. Co będzie robił? Co się z nim stanie? Czytelnik nie zdąży nawet zadać sobie tych pytań, bo opowiadanie nieoczekiwanie się kończy.

    Tak to widzę. Mam nadzieję, że trochę pomogłem.
  • OsMiornicaDave 19.05.2021
    Fanagann Hartelion Twój komentarz był bardzo pomocny i na pewno dałeś mi sporo do myślenia. Dziękuję, przynajmniej teraz wiem, co dopracować :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania