Klaus-poskromienie Klausa
Rozdział 5 – Poskromienie Klausa
Kiedy dotarłam na nowe zlecenie, od razu poczułam niepokój. Zmieniająca mnie opiekunka – starsza, zmęczona kobieta – odprowadziła mnie na bok i szeptem przestrzegła:
– Ten człowiek to prawdziwy potwór. Każda opiekunka ucieka stąd po jednym razie. Uważaj na siebie.
Dom był piękny i zadbany, ale atmosfera od początku wydawała się ciężka. W salonie na kanapie leżał Klaus. Nie spojrzał na mnie ani słowem nie przywitał. Wpatrzony w telewizor, tylko rzucił oschle:
– Śniadanie o siódmej. I pamiętaj, żadnych zup!
Wieczorem, gdy opiekunka mnie instruowała, poczułam przytłaczającą presję. Klaus miał być nie tylko trudnym podopiecznym, ale wręcz agresywnym tyranem, który potrafił znęcać się psychicznie nad opiekunkami. Tego wieczoru nie mogłam zasnąć. Łzy same napływały mi do oczu, a głowa pulsowała od natłoku myśli.
Rano przygotowałam śniadanie, ale zanim zdążyłam się odezwać, Klaus z marsową miną obwieścił:
– Masz pracować w ciszy. Nie chcę słyszeć twojego głosu.
To był pierwszy z wielu ciosów. Kolejny przyszedł przy obiedzie. Z radością obserwowałam, jak je z apetytem, ale nagle wybuchnął:
– Nie gap się na mnie, jakbym był małpą w zoo! To obrzydliwe!
Przepraszałam, tłumacząc, że cieszę się, widząc, że mu smakuje, ale jego wzrok pozostał chłodny i oskarżycielski.
Najgorsze zaczęło się kilka dni później. Klaus był mistrzem manipulacji. Ciągle wyszukiwał powody, by mnie upokorzyć. Każdego dnia podnosił głos, narzekał na moją pracę, a jego wymagania stawały się coraz bardziej absurdalne.
– Skosić trawnik? – zapytałam z niedowierzaniem, gdy wręczył mi starą kosiarkę.
– Tak, i to już teraz! Nie po to ci płacę, żebyś się obijała!
Stanowczo odmówiłam, co wywołało jego wściekłość. W szale próbował uderzyć mnie laską, ale zrobiłam krok w bok, patrząc mu prosto w oczy. Wtedy zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam – czystą nienawiść. Wiedziałam, że od tej chwili muszę być czujna, bo był zdolny do wszystkiego.
Codzienne spacery stały się jego sposobem na testowanie mojej wytrzymałości. Wózek elektryczny pozwalał mu swobodnie pokonywać kilometry, podczas gdy ja pedałowałam za nim w upale, ociekając potem. Gdy wracaliśmy do domu, zawsze pytał:
– I co, zmęczona?
Nie dałam mu satysfakcji. Nawet gdy czułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa, uśmiechałam się i odpowiadałam:
– Nie, możemy jechać jeszcze raz.
Jednak największy przełom nastąpił podczas jednej z kłótni. Klaus wpadł w taki szał, że rozbił talerz o stół, odłamki szkła rozsypując po całym pomieszczeniu. Krzyczał, że jestem beznadziejna, że nikt mnie nie chce, że powinnam wracać do domu. Wtedy coś we mnie pękło. Ze spokojem zebrałam odłamki, spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam:
– Możesz próbować mnie złamać, ale to ty jesteś samotny i przegrany. Ja jestem tutaj, by ci pomóc, a ty nawet tego nie doceniasz.
Zapanowała cisza. To była nasza pierwsza i ostatnia tak ostra konfrontacja. Od tamtego momentu coś się zmieniło. Klaus wciąż był trudny, ale stopniowo miękł. Nasze rozmowy stawały się coraz bardziej normalne, a pod koniec mojego trzeciego pobytu w tym domu pożegnał mnie z łezką w oku.
Poskromiłam dziada.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania