Klechdy polskie, ta o pustyni błędowskiej
Wracały obszczymurki
z pasterki,
każdego łeb bolał,
bo obalił pół butelki
i do tego jabola.
W ustach sucho, kac wielki,
a dokoła sam piach.
Wody choćby kropelki,
w oczach czaił się strach.
Naraz jakby stajnia wyrosła.
Dawniej jej tu nie było,
a gdy obok ujrzeli osła,
to im bardzo ulżyło.
Wszyściutko co mieli przy sobie,
oddali za łyk wody.
Pokimali chwilę przy żłobie,
przed którym padli jak kłody,
Gdy już wstali, resztki siana,
strzepnęli z powiek,
rzekła do nich szczęśliwa mama
- żegnajcie moi królowie😀
Inaczej nie mogło być przecież,
bo co powiedziałby świat,
na wieść,
że to jej boskie dziecię,
powitał uchlany dziad.
Komentarze (5)
raz uczciwie, raz na sępa,
to jest naszych dziadów wzorzec,
a radzili se niezgorzej ¯\_(ツ)_/¯
❺ za myśl i wysiłek twórczy.
Pozdrawiam😀
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania