"- Dawno temu były dwa światy. Jednym z nich była Ziemia zamieszkana przez ludzi. W drugim, Alsandrii, żyły krasnoludy, gnomy, nimfy, trolle, smoki, wampiry, wilkołaki, najliczniejsze – elfy(czemu zawsze i wszędzie elfy są najliczniejsze? :-/ )i inne baśniowe stwory. Z jednego do drugiego dostać można się było przechodząc przez Portal. Jednak podróże między tymi światami nie były stworzone dla ludzi. Jedynie istoty z Alsandryjską krwią mogły poruszać się między światami bez szwanku. I tak istniały… jeden nie szkodził drugiemu. Były podobne, a jednocześnie zupełnie inne.
Ludzki świat był o wiele młodszy od Alsandryjkiego. Jego mieszkańcom zabierało wiele czasu(na) osiągnięcie wiedzy, z jaką istoty spoza Ziemi związane były od niemal(miemal od początku) początku istnienia swojego świata. Ludzie byli inni od Alsandryjczyków(no jeśli w Alsandrii żyły baśniowe stwory, to jasne, że ludzie byli inni). Wraz z mijaniem kolejnych wieków czas ich życia skracał się. Zaś każdy mieszkaniec Alsandrii, nieważne do jakiej rasy należał, był zbudowany z twardszej gliny(,) niż ludzie i żył o wiele dłużej.
Alsandria była piękna. Pośród gęstych, zielonych lasów tworzono monumentalne budowle(,) do których podobne były ludzkie średniowieczne zamki. Liczne wodospady i jeziora przynosiły wytchnienie dla oczu i dla skóry w gorące dni. Góry dzielące Alsandrię sięgały aż do kłębiastych chmur unoszących się wysoko na wiecznie błękitnym niebie. Alsandria była jedynym ze znanych kontynentów na świecie o tej samej nazwie. Wielu tamtejszych uczonych magów używało swoich zdolności, by zobaczyć co jest poza horyzontem, za Wielkimi Wodami, jednak żadnemu się to nie udało. Widziano tylko rozległe, granatowe morze…
Pomiędzy rasami nie było niezgody. Wiedziano, że aby istnieć niezbędne jest wspólne działanie. Kontynent podzielono tak, aby każda z ras miała swoją część, jednak największą ze wszystkich dostały elfy. Wiedziano, że żyły najdłużej ze wszystkich stworzeń, więc miały dużo czasu(,) by nagromadzić wiedzę niezbędną do osiągnięcia powszechnego dobra. Zapanowało porozumienie, w którym każda z ras potwierdziła, że największą władzę zawsze będzie miał najstarszy z Elfów. Najstarszym zaś był Clardotimus. Otrzymał tytuł Królewski(królewski, bo to nie nazwa własna) i przez wieki dbał o Alsandrię.
Król Clardotimus miał piękną żonę Pelirozenię(,) z którą doczekał się dwójki dzieci. Starszy był książę(książe) Eldricht, a młodsza – księżniczka imieniem Lianna. Wieki mijały, królewskie dzieci rosły, a Alsandrię zaczął dotykać kryzys. Wśród ras zaczynały panoszyć się bunty. Niegdyś jednomyślny świat stał się kolebką dla rodzącej się ksenofobi i wzajemnej nienawiści. Eldricht im starszy tym bardziej pochłaniany był przez chęć władzy. Książę(książe) miał wrażenie, że jest najsilniejszy, niezwyciężony. Chciał posiąść większą wiedzę od swojego ojca, poznać najlepsze tajniki walki czy używania magi. Do tego miał wybuchowy temperament. Często wdawał się w konflikty z innymi rasami. Pewnego dnia ściągnął na Alsandrię gniew Innych, którzy nieoczekiwanie małymi grupkami zaczęli pojawiać się w Królestwie. Nikt dokładnie nie wiedział skąd te stwory pochodziły ani skąd wzięły się w Alsandri(Alsandrii) i czym lub kim naprawdę były te potwory. Z dnia na dzień było ich coraz więcej.
Królestwo Alsandri(Alsandrii) było gotowe do obrony, kiedy najlepszy dowódca Armii Królewskiej, a zarazem sprawca zamieszania, Eldricht – zniknął. Wszyscy nim wzgardzili. Przyszły Król powinien być odważny i stawać w obronie swojej ojczyzny, tymczasem uciekł nie biorąc odpowiedzialności za swoje czyny. W tym czasie stało się to, czego nikt się nie spodziewał.
Nastąpił wybuch, który zniszczył złożone struktury i czary ochronne Portalu i odtąd nie było widocznej granicy między światami. Ktoś, kto zabłądził w ziemskim lesie wychodził w jego Alsandryjskiej części. Nikt nie wiedział co sprawiło wybuch. Tłumaczono go jako coś co i tak musiało się stać. Nie ucierpiała przy tym żadna osoba. I to było przez wielu uważanych za dziwne.
Alsandryjczycy nigdy nie przekraczali granic ojczyzny, czego nie można było powiedzieć o ludziach. Lata mijały a że nikt nie robił nic z intruzami z Ziemi, w Alsandri powstawały mieszane rodziny. Te natomiast wracały na Ziemię. W rezultacie nikt już nie wiedział które rodziny są „prawowite”, a które „mieszane”.
Król zbagatelizował problem Innych i skupił się na ochronie prawowitości krwi. Wydał zakaz wpuszczania ludzi do Królestwa, a mieszane rodziny postanowił wyrzucić z Alsandrii, a w razie potrzeby – zgładzić.
Minęło wiele wieków. Do granic Alsandri docierały ludzkie choroby, co wskazywało na to, że nie we wszystkich Alsandryjczykach płynie prawowita krew. Ludzie nadal przebywali na terenie Królestwa. Założono Ludzką Wioskę dla tych, których brano za mieszańców. Teren ogrodzono i nie wypuszczano z niego nikogo. Wszystko wydawało się być pod kontrolą, gdy nagle do Króla zaczęły dochodzić wieści o dziwnych mgłach w lasach przynoszących śmierć. Wszelkie zło jakie pojawiało się w Alsandri interpretowano jako winę ludzi. Rozkaz Króla był jednoznaczny: NAPRAWIĆ BARIERĘ I WYGNAĆ ZA NIĄ LUDZI(nie pisz z caps lokiem, bo to źle wygląda). Zaczęto więc podejmować wszelkie działania, by spełnić wolę Króla.
Lianna była posłuszną córką i nigdy nie kontaktowała się z żadnym człowiekiem. Ciekawość jednak wzięła górę. Pewnej nocy wymknęła się z zamku, biorąc ze stajni swojego konia i pojechała do Ludzkiej Wioski. Wspięła się na ogrodzenie i weszła do środka. Już wiedziała dlaczego nie wolno było zbliżać się do ludzi. Byli nieperfekcyjni, delikatni i mieli uczucia – pojęcia dosyć abstrakcyjne dla Alsandryjczyków. Pierwszym człowiekiem jakiego poznała Księżniczka był Jakun. To on pokazał jej czym jest miłość i nauczył kochać. Odwiedzała go codziennie, widziała jednak, że jej ojcu by się to nie podobało. Do tego tajemnicza mgła otaczała najmocniej tereny wokół Wioski Ludzi.
Król był bezradny. Postanowił bliżej przyjrzeć się dziwnemu zjawisku zajmującemu pobliskie lasy. Po dotarciu na miejsce mgła go pokonała. Ciemność zaczęła przykrywać mu oczy. Postanowił więc jak najszybciej zawrócić do zamku. Wkrótce po tym wydarzeniu Król umarł.
Lianna była zrozpaczona. Wiedziała, że teraz rozkaz ojca będzie wykonywany szybciej. Postanowiła, że wróci z ludźmi na Ziemię. Wiedziała jednak o tym, że jej ukochany się starzeje. Nie mogła pogodzić się z myślą, że Jakun umrze, a ona nie. Chciała temu zapobiec. Słyszała wiele legend o świętości Królestwa – Klejnocie Alsandri. Jedną z nich było to, że może zabrać nieśmiertelność, lub ją dać. Wiedziała, że jest on w komnacie królewskiej matki. Decyzja była szybka. Zakradłszy się do komnaty Królowej usłyszała jej rozmowę z Wszystkowiedzącym – Magiem Dudrinem. Rozmawiali o naprawie Bariery.
– Pani, aby spełnić wolę Króla, naprawić Barierę i stworzyć nowy Portal niezbędny jest Klejnot. Musimy wygnać wszystkich ludzi i mieszańców tej jakże ohydnej rasy na Ludzką część i wypowiedzieć zaklęcie. Musi być ono bardzo silne więc potrzeba nam do pomocy odrobina energii z Klejnotu. – W ciągu kolejnych dni wszyscy Nieodpowiedni zostali odesłani na granic w celu pozbycia się ich z Królestwa. Gdy zbliżała się pełnia Dnia Clardotimusa wszyscy najpotężniejsi magowie zjawili się, by oddzielić Alsandrię od Ziemi i naprawić Portal. Zjawiła się także Księżniczka z Klejnotem na szyi – dostała bowiem od matki rozkaz dostarczenia go Wszystkowiedzącemu. Lianna poszukała wzrokiem Jakuna i nie spuszczając z niego oczu podeszła do Dudrina, by podać Klejnot.
Czarodziej wypowiedział formułę czaru i skierował Klejnot przed siebie. Kamień emanował czerwonym światłem, które wystrzeliło w niebo, kryjący się w chmurach. W miejscu gdzie Mag trzymał Klejnot pozostawała przestrzeń, na kształt Portalu która zdawała się maleć z każdą sekundą. Lianna nie wiedziała co robić. Przebiegła przez otwór i stojąc już po drugiej stronie niebiesko-przezroczystego muru wyrwała klejnot z rąk Dudrina.
– Nie!!! Zaklęcie nie jest dokończone! - usłyszała gdy już sama trzymała klejnot. Zawahała się. W ostatniej chwili, kiedy otwór był już mały niczym pięść, Lianna usłyszała krzyki i zobaczyła w oddali zbliżającą się czarną mgłę oraz Eldrichta, który nagle wyrósł zza Dudrina z nożem na gardle Maga. Usłyszała swój własny krzyk. Mur stał się nagle wielkim tumanem kurzu. Lianna przeszła przez niego mając nadzieję, że zjawi się w Alsandri, jednak las który rósł za murem z szarego, powoli opadającego pyłu, był zwykłym, ziemskim lasem.
Ktoś podszedł do niej od tyłu i ją przytulił. To był Jakun. Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę drogi, którą dobrze znał. W stronę drogi do jego domu. Ich domu.
Na tym historia się urywa. Wiadomo jedynie, że Księżniczka Lianna oddała swoją nieśmiertelność Klejnotowi i zawsze nosiła go przy sercu. Elfka Lianna i Człowiek Jakun żyli w szczęściu i w tajemnicy, a później – umarli razem. Mieli córkę, która miała swoje dzieci, a Klejnot przekazywany był z pokolenia, na pokolenie. Nikt nie wie gdzie jest teraz, ale ten kto go posiada, ma w swoich dłoniach wielką moc, o której może nawet nie wiedzieć…
- Babciu! Ta histolia jest supel! Czy jest plawdziwa? - zapytała uradowana dziewczynka.
- Oczywiście, że nie, głupia! To są tylko bajki! - odparł jak zwykle naburmuszony Dawid.
- Och, dzieciaki nie sprzeczajcie się! Każda bajka ma w sobie ziarnko prawdy. - pogodził dzieciaki dziadek.
- Ale lepiej nie powtarzajcie jej rodzicom. - zaśmiała się babcia - Oni nie lubią takich bajek…"
Bardzo poprawny i ciekawy tekst :-D 5 zostawiam i zapraszam na swój profil, być może coś ci do gustu przypadnie ;-) no i witam na opowi :-D
Miło mi :-) a ja tak pod wieczór postaram się zerknąć na kolejny twój rozdział :-) i taka rada mała, której mnie tu bardzo szybko inni nauczyli-dawkuj rozdziały, jeden góra dwa na dzień, by czytelnik miał szansę je spokojnie przeczytać, a w ten sposób nie zginą ci one w morzu innych tekstów :-) i możesz robić przerwy pomiędzy dodawaniem kolejnych rozdziałów, np dwa, trzy dni, aby apetyt czytelników na twoją historię rósł :-)
Clarissa McHidden nie takie znów wypociny :-) piszesz poprawnie i dość ciekawie, a to naprawdę duży plus ;-) no i kolejny za to, że z chęcią przyjmujesz rady, bo ostatnio wśród młodych pisarzy tutaj, to naprawdę wielka rzadkość...
Już mam przed oczami scererię rodem z celtyckich legend :3 i jakieś takie niemieckie imię księcia od razu podpowiada, że nie jest to zbyt dobra postać :D przyznaję się bez bicia, że dałam 5 w ciemno, ale coś czuję, że nie będę żałować :) resztę opowiadania doczytam jak mi matura pozwoli :(
Komentarze (7)
Ludzki świat był o wiele młodszy od Alsandryjkiego. Jego mieszkańcom zabierało wiele czasu(na) osiągnięcie wiedzy, z jaką istoty spoza Ziemi związane były od niemal(miemal od początku) początku istnienia swojego świata. Ludzie byli inni od Alsandryjczyków(no jeśli w Alsandrii żyły baśniowe stwory, to jasne, że ludzie byli inni). Wraz z mijaniem kolejnych wieków czas ich życia skracał się. Zaś każdy mieszkaniec Alsandrii, nieważne do jakiej rasy należał, był zbudowany z twardszej gliny(,) niż ludzie i żył o wiele dłużej.
Alsandria była piękna. Pośród gęstych, zielonych lasów tworzono monumentalne budowle(,) do których podobne były ludzkie średniowieczne zamki. Liczne wodospady i jeziora przynosiły wytchnienie dla oczu i dla skóry w gorące dni. Góry dzielące Alsandrię sięgały aż do kłębiastych chmur unoszących się wysoko na wiecznie błękitnym niebie. Alsandria była jedynym ze znanych kontynentów na świecie o tej samej nazwie. Wielu tamtejszych uczonych magów używało swoich zdolności, by zobaczyć co jest poza horyzontem, za Wielkimi Wodami, jednak żadnemu się to nie udało. Widziano tylko rozległe, granatowe morze…
Pomiędzy rasami nie było niezgody. Wiedziano, że aby istnieć niezbędne jest wspólne działanie. Kontynent podzielono tak, aby każda z ras miała swoją część, jednak największą ze wszystkich dostały elfy. Wiedziano, że żyły najdłużej ze wszystkich stworzeń, więc miały dużo czasu(,) by nagromadzić wiedzę niezbędną do osiągnięcia powszechnego dobra. Zapanowało porozumienie, w którym każda z ras potwierdziła, że największą władzę zawsze będzie miał najstarszy z Elfów. Najstarszym zaś był Clardotimus. Otrzymał tytuł Królewski(królewski, bo to nie nazwa własna) i przez wieki dbał o Alsandrię.
Król Clardotimus miał piękną żonę Pelirozenię(,) z którą doczekał się dwójki dzieci. Starszy był książę(książe) Eldricht, a młodsza – księżniczka imieniem Lianna. Wieki mijały, królewskie dzieci rosły, a Alsandrię zaczął dotykać kryzys. Wśród ras zaczynały panoszyć się bunty. Niegdyś jednomyślny świat stał się kolebką dla rodzącej się ksenofobi i wzajemnej nienawiści. Eldricht im starszy tym bardziej pochłaniany był przez chęć władzy. Książę(książe) miał wrażenie, że jest najsilniejszy, niezwyciężony. Chciał posiąść większą wiedzę od swojego ojca, poznać najlepsze tajniki walki czy używania magi. Do tego miał wybuchowy temperament. Często wdawał się w konflikty z innymi rasami. Pewnego dnia ściągnął na Alsandrię gniew Innych, którzy nieoczekiwanie małymi grupkami zaczęli pojawiać się w Królestwie. Nikt dokładnie nie wiedział skąd te stwory pochodziły ani skąd wzięły się w Alsandri(Alsandrii) i czym lub kim naprawdę były te potwory. Z dnia na dzień było ich coraz więcej.
Królestwo Alsandri(Alsandrii) było gotowe do obrony, kiedy najlepszy dowódca Armii Królewskiej, a zarazem sprawca zamieszania, Eldricht – zniknął. Wszyscy nim wzgardzili. Przyszły Król powinien być odważny i stawać w obronie swojej ojczyzny, tymczasem uciekł nie biorąc odpowiedzialności za swoje czyny. W tym czasie stało się to, czego nikt się nie spodziewał.
Nastąpił wybuch, który zniszczył złożone struktury i czary ochronne Portalu i odtąd nie było widocznej granicy między światami. Ktoś, kto zabłądził w ziemskim lesie wychodził w jego Alsandryjskiej części. Nikt nie wiedział co sprawiło wybuch. Tłumaczono go jako coś co i tak musiało się stać. Nie ucierpiała przy tym żadna osoba. I to było przez wielu uważanych za dziwne.
Alsandryjczycy nigdy nie przekraczali granic ojczyzny, czego nie można było powiedzieć o ludziach. Lata mijały a że nikt nie robił nic z intruzami z Ziemi, w Alsandri powstawały mieszane rodziny. Te natomiast wracały na Ziemię. W rezultacie nikt już nie wiedział które rodziny są „prawowite”, a które „mieszane”.
Król zbagatelizował problem Innych i skupił się na ochronie prawowitości krwi. Wydał zakaz wpuszczania ludzi do Królestwa, a mieszane rodziny postanowił wyrzucić z Alsandrii, a w razie potrzeby – zgładzić.
Minęło wiele wieków. Do granic Alsandri docierały ludzkie choroby, co wskazywało na to, że nie we wszystkich Alsandryjczykach płynie prawowita krew. Ludzie nadal przebywali na terenie Królestwa. Założono Ludzką Wioskę dla tych, których brano za mieszańców. Teren ogrodzono i nie wypuszczano z niego nikogo. Wszystko wydawało się być pod kontrolą, gdy nagle do Króla zaczęły dochodzić wieści o dziwnych mgłach w lasach przynoszących śmierć. Wszelkie zło jakie pojawiało się w Alsandri interpretowano jako winę ludzi. Rozkaz Króla był jednoznaczny: NAPRAWIĆ BARIERĘ I WYGNAĆ ZA NIĄ LUDZI(nie pisz z caps lokiem, bo to źle wygląda). Zaczęto więc podejmować wszelkie działania, by spełnić wolę Króla.
Lianna była posłuszną córką i nigdy nie kontaktowała się z żadnym człowiekiem. Ciekawość jednak wzięła górę. Pewnej nocy wymknęła się z zamku, biorąc ze stajni swojego konia i pojechała do Ludzkiej Wioski. Wspięła się na ogrodzenie i weszła do środka. Już wiedziała dlaczego nie wolno było zbliżać się do ludzi. Byli nieperfekcyjni, delikatni i mieli uczucia – pojęcia dosyć abstrakcyjne dla Alsandryjczyków. Pierwszym człowiekiem jakiego poznała Księżniczka był Jakun. To on pokazał jej czym jest miłość i nauczył kochać. Odwiedzała go codziennie, widziała jednak, że jej ojcu by się to nie podobało. Do tego tajemnicza mgła otaczała najmocniej tereny wokół Wioski Ludzi.
Król był bezradny. Postanowił bliżej przyjrzeć się dziwnemu zjawisku zajmującemu pobliskie lasy. Po dotarciu na miejsce mgła go pokonała. Ciemność zaczęła przykrywać mu oczy. Postanowił więc jak najszybciej zawrócić do zamku. Wkrótce po tym wydarzeniu Król umarł.
Lianna była zrozpaczona. Wiedziała, że teraz rozkaz ojca będzie wykonywany szybciej. Postanowiła, że wróci z ludźmi na Ziemię. Wiedziała jednak o tym, że jej ukochany się starzeje. Nie mogła pogodzić się z myślą, że Jakun umrze, a ona nie. Chciała temu zapobiec. Słyszała wiele legend o świętości Królestwa – Klejnocie Alsandri. Jedną z nich było to, że może zabrać nieśmiertelność, lub ją dać. Wiedziała, że jest on w komnacie królewskiej matki. Decyzja była szybka. Zakradłszy się do komnaty Królowej usłyszała jej rozmowę z Wszystkowiedzącym – Magiem Dudrinem. Rozmawiali o naprawie Bariery.
– Pani, aby spełnić wolę Króla, naprawić Barierę i stworzyć nowy Portal niezbędny jest Klejnot. Musimy wygnać wszystkich ludzi i mieszańców tej jakże ohydnej rasy na Ludzką część i wypowiedzieć zaklęcie. Musi być ono bardzo silne więc potrzeba nam do pomocy odrobina energii z Klejnotu. – W ciągu kolejnych dni wszyscy Nieodpowiedni zostali odesłani na granic w celu pozbycia się ich z Królestwa. Gdy zbliżała się pełnia Dnia Clardotimusa wszyscy najpotężniejsi magowie zjawili się, by oddzielić Alsandrię od Ziemi i naprawić Portal. Zjawiła się także Księżniczka z Klejnotem na szyi – dostała bowiem od matki rozkaz dostarczenia go Wszystkowiedzącemu. Lianna poszukała wzrokiem Jakuna i nie spuszczając z niego oczu podeszła do Dudrina, by podać Klejnot.
Czarodziej wypowiedział formułę czaru i skierował Klejnot przed siebie. Kamień emanował czerwonym światłem, które wystrzeliło w niebo, kryjący się w chmurach. W miejscu gdzie Mag trzymał Klejnot pozostawała przestrzeń, na kształt Portalu która zdawała się maleć z każdą sekundą. Lianna nie wiedziała co robić. Przebiegła przez otwór i stojąc już po drugiej stronie niebiesko-przezroczystego muru wyrwała klejnot z rąk Dudrina.
– Nie!!! Zaklęcie nie jest dokończone! - usłyszała gdy już sama trzymała klejnot. Zawahała się. W ostatniej chwili, kiedy otwór był już mały niczym pięść, Lianna usłyszała krzyki i zobaczyła w oddali zbliżającą się czarną mgłę oraz Eldrichta, który nagle wyrósł zza Dudrina z nożem na gardle Maga. Usłyszała swój własny krzyk. Mur stał się nagle wielkim tumanem kurzu. Lianna przeszła przez niego mając nadzieję, że zjawi się w Alsandri, jednak las który rósł za murem z szarego, powoli opadającego pyłu, był zwykłym, ziemskim lasem.
Ktoś podszedł do niej od tyłu i ją przytulił. To był Jakun. Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę drogi, którą dobrze znał. W stronę drogi do jego domu. Ich domu.
Na tym historia się urywa. Wiadomo jedynie, że Księżniczka Lianna oddała swoją nieśmiertelność Klejnotowi i zawsze nosiła go przy sercu. Elfka Lianna i Człowiek Jakun żyli w szczęściu i w tajemnicy, a później – umarli razem. Mieli córkę, która miała swoje dzieci, a Klejnot przekazywany był z pokolenia, na pokolenie. Nikt nie wie gdzie jest teraz, ale ten kto go posiada, ma w swoich dłoniach wielką moc, o której może nawet nie wiedzieć…
- Babciu! Ta histolia jest supel! Czy jest plawdziwa? - zapytała uradowana dziewczynka.
- Oczywiście, że nie, głupia! To są tylko bajki! - odparł jak zwykle naburmuszony Dawid.
- Och, dzieciaki nie sprzeczajcie się! Każda bajka ma w sobie ziarnko prawdy. - pogodził dzieciaki dziadek.
- Ale lepiej nie powtarzajcie jej rodzicom. - zaśmiała się babcia - Oni nie lubią takich bajek…"
Bardzo poprawny i ciekawy tekst :-D 5 zostawiam i zapraszam na swój profil, być może coś ci do gustu przypadnie ;-) no i witam na opowi :-D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania