Klub samobójców

Asan siedział przed komputerem i pogrążony w pracy pisał jakiś raport. Wybiła już moja godzina i żądny wolności wpadłem do jego biura obalić flaszeczkę, jak to mieliśmy w zwyczaju w piątkowe popołudnia. Był maj, ciepło i słonecznie, w sam raz na grilla, ale niestety, robota to robota.

– Asan, dziadu jeden – przywitałem się kulturalnie – gdzie masz kieliszki?

– Dzisiaj nie mogę – mruknął niezadowolony. Gębę jak zwykle miał paskudną. – Pracuję dwie godziny dłużej za karę.

– Jaką karę? Coś przeskrobał? – zapytałem odgarniając papiery z biurka. Kiedy już na blacie zrobiło się trochę miejsca, mogłem wygodnie się usadowić.

– A, nieważne... Komendantowi odwaliło, bo sprawa jest medialna. – Machnął zrezygnowany ręką i zamiast patrzeć na mnie, wlepił wzrok w ekran monitora.

– To co jest, sam mam pić? Wiesz, że sam nie potrafię. – Zrobiłem żałosne oczka, ale on był dzisiaj poważny.

– Poczekasz ze mną na koniec roboty, chamie – uśmiechnął się wrednie. W sumie i tak nie miałem nic lepszego do roboty, a towarzysza w nieszczęściu się nie porzuca.

– To co to za sprawa? – zapytałem od niechcenia. Jak mam tu czekać, to musi mi dostarczyć jakiejś rozrywki.

– Telewizji nie oglądasz? – zaśmiał się ironicznie, ale po chwili przypomniał sobie, z kim rozmawia. Chrząknął i odsunął się od komputera. – Wczoraj, kurde blade, cztery nastolatki rzuciły się pod pociąg. Szum wielki i media się zleciały. A sprawa prosta i oczywista, bo jest nagranie z kamery – znowu parsknął śmiechem. Przesunął się do biurka i włączył nagranie na komputerze.

Przewinął do godziny szesnastej trzydzieści siedem. Cztery nastolatki, dosyć zróżnicowane pod względem wyglądu, pojawiły się pod kamerą. Odłożyły plecaki. Złapały się za ręce formułując kółeczko i zaczęły tańczyć. Wyglądało jak radosny taniec przedszkolaków. Kamera nie łapała dźwięku, ale chyba coś śpiewały. Trwało to może ze trzy minuty. Nagle przestały. Ciągle trzymając się za ręce ustawiły się w rządku i z uśmiechem na ustach pobiegły w stronę torów. Wesoło rzuciły się pod pędzący pociąg towarowy. Czwarta, ta która stała na skraju, najdalej od lokomotywy, chyba nieco się spóźniła. Została odrzucona, ale upadła poza kadr, więc nie wiem, co się z nią stało. Całe to nagranie wyglądało strasznie głupio i nierealistycznie. Asan odtworzył je jeszcze raz, jakby tym razem chciał zobaczyć w nim coś innego.

– A rodzice kuźwa dalej swoje – wściekł się. – Jeden nawet powiedział, że już zatrudnił prywatnego detektywa, by znalazł mordercę. Bo oczywiście jego córka nie mogła popełnić samobójstwa! A całość jest tak oczywista, że nie trzeba nic nawet sprawdzać.

– Ale zrobiłeś śledztwo? – zapytałem dla pewności.

– Jestem profesjonalistą. Kazali, to zrobiłem – westchnął zmęczony. – Maszynista zeznał, że zawsze, jak widzi dzieciaki, to trąbi, żeby mu przypadkiem nie weszłi na tory. Zobaczył je, zatrąbił, a jak się rzucały, to od razu zaczął hamować. Ale, kurna, jak powszechnie wiadomo, droga hamowania przy siedemdziesiątce na godzinę takiego składu... – Machnął ręką odpuszczając sobie skończenie tego zdania.

– Ale czemu one w zasadzie popełniły samobójstwo?

– Diabli wiedzą. – Wstał i wyciągnął z teczki kilka zdjęć. – Patrz. Może sam coś nowego wymyślisz.

Pierwsza była to fotografia dziewczyny z krótkimi czarnymi włosami. Miała ciemny makijaż i w ogóle wyglądała jak typowe emo.

– Jedna z nich. Podobno się cięła, w pokoju znaleźliśmy żyletki, a koleżanki z klasy twierdziły, że widziały blizny na jej rękach. Słuchała jakiejś depresyjnej muzyki. Nauczycielka mówi, że interesowała się śmiercią i że zawsze była jakaś dziwna. Ale, kuźwa nie! – krzyknął poirytowany – matka powiedziała, że jak ustalimy samobójstwo, to złoży na nas skargę.

– Ha ha – wybuchnąłem śmiechem. – Pewnie poza okiem kamery stał facet z karabinem i zagroził, że jak nie skoczą pod pociąg, to je wystrzela.

– Właśnie – przytaknął poważnie. Podał mi kolejne zdjęcie. Ładnie ubrana, piękna dziewczyna z orzechowymi włosami. Nic podejrzanego. – Dziewczyna z dobrego domu, wymagający i rygorystyczni rodzice. Na nic jej nie pozwalali. Miała słabe wyniki w nauce. W zasadzie... – zawahał się, czy mi to powiedzieć. – Sądzę, że ojciec mógł ją molestować, pasuje mi to do jego profilu, ale teraz już nie znajdę dowodów. Tak czy srak, motywem do samobójstwa był spór z rodzicami.

– I tak im powiedziałeś? – śmiałem się dalej. Historia naprawdę brzmiała komicznie, przynajmniej jak dla mnie.

– Chciałem, tak mnie kurna wkurzyli. Żebyś widział, jak naskoczyli na starych tej emo... Wiesz, jak to bywa. W takiej sytuacji wszystko jest winne, tylko nie rodzina. Dzieciaki zabijają się, bo słuchają muzyki, a nie dlatego, że rodzice poświęcają im za mało czasu. Agresja jest efektem brutalnych gier komputerowych, a nie wynikiem chorego wychowania – uogólnił. Jak mało kto rozumiałem jego punkt widzenia. Znałem go na wylot, nie musiał mi tego nawet tłumaczyć.

– W średniowieczu czternastoletnie dzieciaki brały udział w bitwach i nic nie stało na przeszkodzie, by potem wyrośli na mądrych władców łaknących pokoju – powiedziałem, wygrzebując coś z pamięci, ale jak na złość żaden konkretny przykład nie wpadł mi do głowy.

– No właśnie. Dysfunkcyjni rodzice naszych czasów zawsze mają rację – przytaknął i podał trzecie zdjęcie. Blondynka w okularach z lekkim uśmiechem. – Dobre oceny, cicha i raczej nieśmiała. Uwielbiała historie romantyczne, z których większość kończyła się tragicznie. Czytała też te szmirowate opowieści dla nastolatek. Fanka tej serii... no, jak to się nazywało... „Zmrok”, czy jakoś tak. Tydzień temu rzucił ją chłopak.

– I tyle? – zdziwiłem się. W porównaniu do pozostałych dziewcząt, to trochę mało.

– Jak widać, tyle wystarczy. – Ziewnął i spojrzał na zegarek. Był już sam w całym skrzydle budynku, o tej porze wszyscy dawno poszli do domów.

– A czwarta? – zapytałem zaciekawiony.

– No i tu właśnie jest problem. Przeciętny wygląd, średnie oceny, niewyróżniające się zachowanie... Zdaje się, że nie miała powodu. Jak dla mnie to i tak bez znaczenia, na świecie kuźwa grasują mordercy, gwałciciele, złodzieje, oszuści, a oni każą mi się bawić w pedagoga dla martwych dziewczynek. Napisałem, że uległa presji koleżanek i poszła z nimi na ostatni spacer... Pieprzeni samobójcy.

– Szkoda ich, ładne były – westchnąłem. Zaproponowałem gestem, że otworzę flaszkę, ale Asan pokiwał przecząco głową i pokazał na zegarek. Na krótką chwilę zagłębił się w raporcie, który musiał napisać. A mnie znów zaczynało się nudzić. To była w końcu już moja godzina. – Wszystkie z jednej klasy?

– Z różnych. Miały razem wuef. Zdaniem nauczycielki rzadko ćwiczyły, wolały siedzieć w kącie i plotkować. Kiedy były razem, alienowały się od reszty.

– I nikt niczego nie zauważył?

– Toż to kurna nastolatki! Zmienność humorów to u nich norma – parsknął śmiechem. – Niejedno widziałem i znam ten schemat; rodzina nigdy nie wierzy w samobójstwo. A faktem jest, że tuż przed ostatecznym aktem następuje pogodzenie z losem i człowiek jest spokojniejszy, weselszy. Ale co ja tam wiem, jestem specem od cudzobójców.

– Niezła historia. Aż mi się teraz ten Francuz przypomniał. Do szyi przywiązał sobie kamień, połknął truciznę, podpalił się i skoczył z klifu do morza. W locie chciał sobie jeszcze strzelić w łeb, ale słabo wycelował i odstrzelił linę. Woda rzecz jasna ugasiła ogień, w dodatku wypłukała żołądek. Rybacy go wyciągnęli i zmarł w szpitalu na hipotermię – opowiedziałem, jakby to był dobry dowcip. W gruncie rzeczy mnie śmieszył, ale ja był jakimś dziwnym wyjątkiem na tym świecie. Asan jednak dobrze znał moje poczucie humoru, nawet często nazywał je „zdrowym”.

– No widzisz – uśmiechnął się łakomie spoglądając na wódkę. – Tak to już jest, samobójcy to egoiści. Odkręca taki gaz, dusi się, a potem w powietrze wylatuje cała kamienica i sześciu zabitych, a szesnastu bez dachu nad głową. A mógł przynajmniej sprzedać się na organy, uratowałby kilku chętnych życia – przeciągnął się zmęczony.

– Media pewnie temat pochwycą – zgadywałem.

– Sępy się nie znają, ale rozdmuchują to do rangi wielkiego kryzysu ekonomicznego. A to, kurde, tylko cztery nastolatki!

– Ale tak szczerze – ściszyłem głos – nie zastanawia cię, dlaczego tak tańczyły przed skokiem?

– Nie bardziej niż musi. Mam taką teorię: założyły sobie klub samobójców, jedna na drugą wywierała presję i wszystkie się zgodziły. Ktoś, kto odbiera sobie życie, musi mieć krzywo pod sufitem. – Wzruszył niewinnie ramionami. Chwilę milczał zastanawiając się nad czymś. – Tej czwartej pociąg nie zabił.

– I dopiero teraz to mówisz?! – krzyknąłem zaskoczony.

– Pociąg ją tylko odrzucił, bo wcześniej uderzył w jej trzy koleżanki. Ale i tak zmarła na skutek urazu czaszki po tym, jak pieprznęła w glebę. Niewiele brakowało, a lekarze by ją odratowali – wytłumaczył.

– Przeznaczenie? – zgadywałem.

– Wątpię. Mam podejrzenie... ale nawet tego nie będę sprawdzał, bo nazwą mnie kretynem i wariatem. Może to ona była mózgiem tej operacji i od początku zamierzała przeżyć, ale coś jej nie wyszło – powiedział ściszając głos, jakby bał się, że ktoś nas podsłuchuje. Widziałem, że coraz trudniej mu było skupić się na pracy.

– To brzmi... – przez kilka sekund szukałem dobrego delikatnego określenia – paranoicznie.

– Mówiłem, ja tropię morderców. Skrzywienie zawodowe. Poza tym wszyscy należymy do klubu samobójców zwanym ludzkością.

– Daruj sobie te filozoficzne gadki, to ci nie wychodzi. Za głupi na to jesteś.

– A wiesz, mówią, że gliniarze to tępaki. To co w takim razie można powiedzieć o przestępcach, którzy dają im się złapać? Ostatnio na internecie polubili wydarzenie zatytułowane „w środę zbieramy haracz”. A potem przed prokuratorem wypierają się, że niby w środę byli w domu i o całym zajściu nic nie wiedzą. Idioci.

– Jak to mawiają myśliwi, jaki zając ucieka, taki pies go goni. Pijemy już? – ponagliłem. Tak bardzo chciałem się dziś nawalić i zapomnieć o wszystkim.

– A, dawaj. Nareszcie ukochany piątunio! – Dorwał się do butelki. – Oto lekarstwo, które pozwala zachować zdrowy umysł – wzniósł toast.

– I mówisz to ty, który co tydzień pija z wytworem własnej podświadomości – wybuchnąłem śmiechem.

– A jakie to ma znaczenie? Przynajmniej piję w dobrym towarzystwie. No, Asan, chlup w ten głupi dziób.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Edypalna 16.10.2020
    Wciągnęło mnie i zaintrygowało. Najs.
  • Bajkopisarz 17.10.2020
    „żądny wolności padłem do”
    Wpadłem
    „się od komputera. – Wczoraj, kurde blade, cztery nastolatki rzuciły się pod pociąg. Szum wielki i media się zleciały. A sprawa prosta i oczywista, bo jest nagranie z kamery – znowu się zaśmiał. Przesunął się”
    Zaawansowana się-joza
    „się za ręce ustawiły się w rządku i z uśmiechem na ustach pobiegły w stronę torów. Wesoło rzuciły się pod pędzący pociąg towarowy. Czwarta, ta która stała na skraju, najdalej od lokomotywy, chyba nieco się spóźniła. Została odrzucona, ale upadła poza kadr, więc nie wiem, co się”
    Znów się-joza
    „nie weszli na tory.”
    Weszły (dzieciaki)
    „Była to fotografia”
    Wyjął kilka zdjęć, a tu jest „była” – l. pojedyncza. Trzeba by dopisać, że podawał pojedynczo, inaczej nie gra.
    „już sam w całym skrzydle budynku, o tej porze wszyscy już”
    2 x już

    Bardzo dobre opowiadanie. Końcówka świetnie zagmatwana, no ale takie są prawa piątunia ? Jak człowiek chce na majówkę, na grilla, to i tuzin samobójców i drugi tuzin wytworów wyobraźni mu w tym nie przeszkodzi.
    A takie kluby samobójców istnieją od zarania dziejów. Z moich czasów szkolnych pamiętam jak w konkurencyjnym liceum powiesiło się w toalecie na spłuczkach trzech uczniów (nie jednocześnie, w którkich odstępach czasu), a w moim liceum klub zawiązał się podczas wyjazdu nad morze i skutecznie w nim utopił.
  • Dziękuję za uwagi, ale przyznam, że nie bardzo wiem, jak mam sobie z tą "się-jozą" poradzić; wszak usunięcie niektórych zaimków zwrotnych znacząco zmienia sens zdania (np. jest różnica między "rzucić się pod pociąg" a "rzucić pod pociąg") i po prostu nie wiem, które bezpiecznie mogę usunąć.
    Tak już mam, że lubię, jak dopiero w końcówce wychodzi na jaw, co jest najważniejszą rzeczą w tym wszystkim (różnie mi to wychodzi, ale się staram).
  • Bajkopisarz 18.10.2020
    vanderPoltergeist - nie chodzi o usunięcie się, bo faktycznie wypaczysz sens, tylko o poszukanie zamienników strony zwrotnej w wariantach strony czynnej lub biernej. Typu: się zaśmiał - wybuchnął śmiechem
  • Bajkopisarz Obiecuję, że gdy będę miał dłuższą wolną chwilę i siły, to naprawię te błędy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania