Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kobieta się rodzi, a Pan zostanie pożarty

ONA

Patrycja zniknęła. Odeszła. Zniknął ostatni Patykowy Płot. Droga wolna.

Nie czekam, aż Pan wróci do domu. Drobne monety odkładam od dawna. Nie widzi braku dwuzłotówek. Banknot by zauważył. On liczy wszystkie banknoty. Odkładam te monety do pojemnika z napisem „szafran”. On nie wie, że taka puszka szafranu faktycznie byłaby warta więcej niż wszystkie przeliczone przez niego banknoty. Ale mam ją – tę puszkę. Mam ją, dwie nogi, dwie ręce i głowę. Nie mam już Patykowego Płotu. Mam plan. Mam wszystko.

Nie czekam. Wsiadam na rower i jadę na przystanek autobusowy. Zostało piętnaście minut do najbliższego autobusu jadącego w możliwie najdalszą stąd trasą. Ale ja do niej nie dojadę. To byłoby za łatwe. Rower zostawiam za przystankiem. Znajdą go szybko. Wsiadam do autobusu. Kupuję bilet. Siadam i czuję, że się rodzę. Głowa próbuje przejść przez kanał rodny, ale jest ciasny. Jest mi tak bardzo ciężko, brak mi tchu. Jeszcze chwila. To jeszcze nie ostatnie parcie.

Wysiadam tylko dwa przystanki dalej. Ale już w innym powiecie. Czekam na kolejny autobus. Przyjeżdża po paru minutach. Tak jak wiedziałam, że przyjedzie. To był poród zaplanowany. Nie tak jak cesarskie cięcie Patrycji. Ona została po prostu wyjęta z tego świata. Kolejny bilet, kolejne przystanki. Głowa jest prawie przy ujściu kanału rodnego. Już tak blisko.

Nie był to poród łatwy. Łącznie zajął jedenaście godzin. Ale wreszcie zostałam wypluta z kanału rodnego ostatniego pekaesu. Pozostała jeszcze pępowina i łożysko. Na dworcu muszę zająć się pępowiną. Potrzebuję ostrych nożyczek. Pani Klozetowej daję dziesięć złotych i zamykam się w toalecie. Sięgające bioder włosy łapię w jeden kucyk i obcinam do ramion. Włosy spłukuję w toalecie. Tak w starych dworcowych rurach odpływa moja pępowina. Na głowę nakładam czapkę z daszkiem, taką jak nosiła Patrycja. Zdejmuję sukienkę nie-więcej-niż-2-cm-nad-kolano. Wkładam dżinsy i bluzę z kapturem. Stare ubrania wrzucam do foliowego worka. Wychodzę z toalety i przeglądam się w lustrze. Patrzy na mnie Kobieta. Już nie Ona. Teraz Kobieta.

Mój oddech staje się spokojniejszy. Sama sobie dałabym dziesięć punktów w skali Apgara. Ostatnia faza. Łożysko.

Ruchomymi schodami wjeżdżam na górę. Widzę już wyjście z dworca. Zmierzam w stronę światła. Staję na chwile przed drzwiami. Czuję, że to one stały się ostatnim Patykowym Płotem. Ostatnie parcie. Idzie Kobieta.

 

PAN

Suka mnie zostawiła samego z całym tym bałaganem. Nie ugotowała, nie uprała. Leniwe babsko poszło się gzić. Nie ma do kogo gęby otworzyć. A co będę tak sam pił. W domu naprzeciwko pali się światło. Idę się napić z sąsiadem. Wchodzę jak do siebie, nie pukam, nie dzwonię, a co będziemy tak sobie panować. Sąsiad siedzi, pali fajkę, podaję mu czteropak, a ten mówi, że dziś tylko białą. Patrzę, że taki syf większy niż zwykle, a ten to widzi i mówi, że mu córka spierdoliła, a on nie może wyjść. Trochę się dziwię, że jak to nie może wyjść, bo przecież chodzić może, dwie nogi ma. Ten na to, że coś w domu siedzi i skrobie mu w drzwi. Ja mówię, że pewnie myszy ma w piwnicy i że jak poleje czystej, to pójdę mu założę na te myszy łapki, tylko niech da jakąś słoninę czy coś. On mówi, że słoninę to ma w lodówce, żebym sobie pokroił, a łapki na myszy są w piwnicy na murku. To ja biorę tę słoninę, otwieram drzwi do piwnicy, a tam ciemno, nic nie widać. Śmierdzi, jakby coś tu zdechło. Szukam jakiegoś włącznika czy coś. Macam ręką, a tu nagle jakieś futro. Nie wiem, co jest, odwracam się, żeby zawołać do sąsiada, a jak mi nagle coś w łeb nie zasunie, to aż mi się ciemno zrobiło. Padam na podłogę głową do dołu. Patrzę, a tam jakieś włochate coś mi opierdala nogi. Normalnie je żre. Drę się, ale sąsiad nie przychodzi. Co jest, kurwa. Rękami przytrzymuję się jakiś drewnianych tralek i się odpycham. Nogi mam pogryzione i całe we krwi. Czołgam się do pokoju. Drę się, że stary, że pomóż. Ale on siedzi w tym fotelu i tak teraz patrzę, a podłoga wokół niego taka na czerwono upierdolona. Nie polał jeszcze skurwysyn, tylko siedzi i gapi się przed siebie. Mnie już zamroczyło, ale tak patrzę na niego jeszcze raz. Ty, on nie ma nóg.

 

Ewelina K.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • cos_ci_opowiem 28.09.2021
    Rose Madder?
  • cos_ci_opowiem 28.09.2021
    A poza tym to fajne.
  • Cygareta 28.09.2021
    No podobny motyw. Niestety jest wiele kobiet w podobnej sytuacji...
  • cos_ci_opowiem 28.09.2021
    Cygareta no jest, ale dziś chyba mają więcej świadomości i pomocy niż kiedyś. Nie muszą czekać na Rose Madder. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania