Kocopoły
Siedząc przy stole
tępo patrząc w otchłań
Rozmydlone kolory
Trzask konsoli
Biorę łyk wody.
Wstajesz i tulisz, prawie mnie dusisz
Twoja bezpieczna przystań.
Gładzisz i koisz i świdrujesz wzrokiem
łapiesz za rękę
Prowadzisz stale
Dotykasz, ściskasz gorące kawałki
Bierzesz co twoje
Nie przeszkadza ci napiętość mej skóry
Krew czy pot?
Uśmiechasz się śmiale
A zielone oczy błyszczą się całe
Aż zapominam jak stają się czarne
A ja drże i odpływam jak najdalej
od swojej przystani
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania