Kogut w orlim ciele czyli oczekiwana zamiana miejsc

- Jestem jakaś poddenerwowana.

- To normalne, pole pracuje.

Był taki czas w moim życiu, kiedy takie zdania nic dla mnie nie znaczyły. Było to przed ustawieniami hellingerowskimi, przed warsztatami rozwojowymi a nawet przed wieczorem z bębnami szamańskimi. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że podjęta decyzja ma nie tylko wpływ na to co będzie, ale również na to co było, zakotwiczając człowieka w czymś co jest płynne i nieuświadomione.

Ale jedno to świadomość działania pola a drugie to doświadczanie tego ze świadomością.

Tak więc moja historia na dziś jest krótka choć w osobliwy sposób połączona z kogutem Romanem. Absolutnie nie wiem, jak ma się Roman do mojej podróży do Portugalii, a ściślej do Niebomamtu. Pisząc te słowa poczułam udziobanie jakieś, bo kogut jest ważnym stworzeniem w tamtym kraju, o czym nie pamiętałam, kiedy grzebał w mojej prawej półkuli mózgu o czwartej nad ranem.

Do rzeczy jednak. Tuż przed wykluciem się z jaja dusza Romana w kogucim raju latała beztrosko po nielimitowanych przestrzeniach kosmicznych, nie zważając ani na grawitację ani na swój ciężar – jak wiadomo każda dusza ma swój ciężar a w raju nie ma rozróżnienia na ludzkie i inne. Więc tuż przed samym wykluciem Roman został zawołany przed oblicze Siły Wyższej, która oznajmiła mu, że oto zostaje on wysłany na ziemię, na której- dla odmiany- latać nie będzie. Zachowa wprawdzie wszystkie atrybuty połączone z tym przywilejem no, ale nie będą one użyteczne w sensie przydatności. W taki sposób uczy się dusza na ziemi – skoro w raju latasz na ziemi chodzisz i radź sobie z tym jak najlepiej potrafisz kochając wszystkich i wszystko włącznie z wybrakowaną wersją samego siebie.

Roman się wykluł, pożył trochę intensywnie ganiając za kurami w celu przedłużenia gatunku. Wydawało mu się to najstraszniejszą karą za zbrodnie, których nie dokonał a na koniec został stracony na gilotynie, oczywiście za niewinność. Tragiczny koniec żywota Romana powielany przez pokolenia jemu podobnych, może wydawać się bezsensowny i zaprzeczać wszystkiemu co ludzkość uzbierała w kajeciku jako dowody na istnienie porządku we wszechświecie.

Przykre, smutne, beznadziejne. Jest tylko jedno małe, ale, a na imię mu Roman junior.

Roman junior jest orłem a nie kogutem. Zbieżność imion zakrawa na ironię i w jakiś sposób nią jest. Domyślacie się, że z duszą juniora było zupełnie na odwrót niż z duszą Romana. On nie latał w raju, ale chodził sobie, stąpał – chyba to określenie brzmi bardziej rajsko. Po spotkaniu z siłą wyższą znalazł się na ziemi i mógł całkiem swobodnie ją zwiedzać z lotu ptaka. Totalna harmonia w funkcjonowaniu wszechświata. Tyle tylko, że Roman junior cierpi na lęk wysokości. Diagnoza została postawiona już w pierwszych godzinach po wykluciu, jego matka nie miała wątpliwości, że coś nie te gez z małym. Ojciec też coś podejrzewał i dla świętego spokoju i na wzgląd na prestiż gatunkowy – postanowił pozbyć się pierworodnego, wykopując go z gniazda. Zanim do tego doszło pożył on jakieś dwa dni – ojciec jednak miał trochę opóźniony instynkt. Sprawa skończona. Kolejny tragiczny koniec żywota zupełnie nie zasłużony, bezsensowny z punktu widzenia ludzkiej moralności.

Dotykamy tutaj ewidentnego błędu w systemie. Przecież prościej by było, żeby koguty miały lęk wysokości. Wtedy nie musiałyby istnieć zalęknione orły. Pomiędzy życiem i śmiercią ci dwaj skrajnie różni Romanowie mieli szansę się ze sobą spotkać i przez ułamek sekundy wymienić się duszami.

Zapomnijmy na chwilę, że już umarli, że wiemy, jak potoczyły się ich losy. Zapomnijmy wszystko co wiemy na temat orłów, kogutów i lęków wysokości. A wy wszyscy, którzy szczycicie się wysoko poziomową empatią zapomnijcie o wyobrażonych torturach jakie musiał przeżywać Roman kogut, który tęsknił za swoją latającą duszą. Uczyńmy z siebie białe karty i cofnijmy się do dnia, w którym się spotkali.

Od dłuższego czasu w okolicy nie spadła ani jedna kropla deszczu. Powietrze falowało upiornie, przyklejając do ciał wirujące leniwie tumany kurzu. Lepkość słońca ograniczała każdy ruch. Nie było miejsca na tej spękanej, obrzmiałej od upału ziemi, w którym istniałoby chociaż wyobrażenie chłodu.

Roman leniwie grzebał w suchej ziemi, co rusz krztusząc się pyłem. Robił to bezmyślnie. Po prostu, żeby coś robić, żeby nie musieć unosić głowy ku niebu. Zresztą nie mógłby tego zrobić nie narażając się na trwałą utratę i tak kiepskiego wzroku. Jego dusza konała w zatrważającym tempie, choć mówi się, że dusze są nieśmiertelne. Dużo rzeczy się mówi, tak jakby zdolność artykułowania słów była jednoznaczna z myśleniem – a myślał to kogut, który nie umie po ludzku gadać.

I wtedy to zupełnie niespodziewanie zalał Romana cień, który zgodnie z literackim opisem tego co robią cienie orłów – wzbił się ku górze, zostając na ziemi i na jego nastroszonych piórach. Brak jakiejkolwiek reakcji – oprócz nastroszenia, wiązać można z typową odpowiedzią na stres bądź z totalnym zobojętnieniem koguta o duszy uwięzionej w nie w tym ciele co trzeba. Dla lepszej charakterystyki Romana przywołajcie sobie obraz zapijaczonego, pozbawionego złudzeń pisarza, który nic w życiu nie napisał oprócz swojego wzniosłego nekrologu na literacki konkurs w szkole podstawowej, którego nie zdołał wygrać mimo dojrzałego wieku lat trzydziestu.

Zostawmy Romana na ziemi i unieśmy się teraz wraz z juniorem ponad spaloną ziemię. Roman junior nie wie, że ziemia jest spalona, ponieważ lata z zamkniętymi oczami. Po prawdzie niewiele to pomaga, bowiem wysokość czuje się w okolicach żołądka a oczy nie są z nim połączone – przynajmniej poza staropolskim przysłowiem chociaż i w nim istnieje warunek, żeby oczy były otwarte, skoro się nimi je.

Tak więc Roman junior próbuje ostatkiem sił przekonać siebie i swoją rodzinę, że jest całkiem odpowiednim przedstawicielem swojego gatunku. Cierpi ogromnie. Może gdyby ktoś mu powiedział, że istnieje nurt w psychologii, który leczy fobię albo nerwicę albo w ogóle cokolwiek stopniowym oswajaniem się z nią, jego lęk miałby szansę zniknąć. Ale orły, podobnie jak koguty, też nie mówią, więc, no cóż – Roman cierpi.

Nie wiem dokładnie w której minucie lotu i grzebania w ziemi nastąpiło to co nastąpiło. Roman junior zaniepokojony nagłym podmuchem wiatru otworzył oko w chwili, w której Roman uniósł głowę ku górze. Powiedzieć, że świat się zatrzymał to mało, wręcz doznał świetlnego przyspieszenia dla tych dwóch niegodnych przedstawicieli swojego gatunku. W ten sposób otwierają się wrota do światów alternatywnych i w ten sam sposób wymieniają się dusze między ciałami albo ściślej rzecz biorąc wracają tam, gdzie ich nie było.

Na ułamek nanosekundy kogut Roman uniósł się nad ziemię a Roman junior poczuł jej zmysłowy grunt. I już. Wrota się zamknęły tak szybko jak się otworzyły. Junior przymknął oko, stracił równowagę i padł na ziemię uderzywszy o jabłonkę. Roman, ile sił w krótkich nogach z wrzaskiem i w podskokach zwiewał ku kurnikowi.

Resztę już znacie. Obaj zmarli tragicznie. Nie wiem jaki sobie dorobicie do tego morał. Nie wiem nawet jaki był sens tej historii. Jedyne co wiem na niewiele mi się dziś przyda. Od dwóch dni doświadczam totalnej pewności, że wszystko jest takie jakie powinno być i choć to mało rozwojowe to czuję, że cokolwiek robię i tak tego nie zmienię. I nie wiąże się to z jakimś nurtem fatalizmu. Wręcz przeciwnie autentycznie mnie to bawi.

- Jakaś podekscytowana jestem.

- Pole pracuje.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Tjeri dwa lata temu
    Nieco męczące momentami (przydałoby się parę cięć dla prześwietlenia tekstu w miejscach dusznych), ale i tak się podobało. :)
  • BarbaraM Sadowska dwa lata temu
    No to się cieszę, że mimo duszności się spodobało. Dziękuję
  • Tjeri dwa lata temu
    Wybrzmiała ta duszność chyba bardziej niż powinna. Po prostu miejscami można przyciąć o dygresję czy słowo. Natomiast zupełnie nie wpływa to na podobanie.
  • BarbaraM Sadowska dwa lata temu
    To pewnie przez pogodę? przed burzą było. Dzięki za kastracyjne sugestie. Rozważę z przyjemnością. Pozdrawiam
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    BarbaraM Sadowska↔Nieco zakrapiany tekst, kroplami filozofii nawet. Z lotu orła i pozycji nielota koguta. Oczywiście
    wiele tu inaczej, z ogólnie przyjętych założeń, z racji treści. Co dla mnie, jest ciekawe. Jeno trza pomyśleć, chociażby na tyle ile rozum pozwala?
    Fakt↔Czasami tak jest↔"że podjęta decyzja ma nie tylko wpływ na to co będzie, ale również na to co było",
    Gdyby były przerwy tam gdzie wcięcia tekstu, to by się lepiej czytało→zdaniem mym:)
    Pozdrawiam:)? ↔%
  • BarbaraM Sadowska dwa lata temu
    Zakrapiany- powiadasz, no cóż niech i tak będzie- podobno dla odważnego każda pora dobra, niedzielne południe tym bardziej? następnym razem zastosuję przerwy w tekście. Dziękuję za poświęcony czas i komentarz. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania