Kolby trzaskają, ostrzegając inne (2/2)
Zebranie zbliżało się i Sylwia wiele razy zmieniała zdanie. Ostatecznie postanowiła zaryzykować. Stała przed dużym lustrem w przedpokoju i ręce jej drżały, kiedy zapinała pasek na talii.
Mąż został z Kubą, a ona wyszła na pierwsze w swoim życiu szkolne zebranie.
Matki zachowywały się, jakby już się znały. Wiele z nich było na ty. Usiadła z boku. Nikt nie zajął krzesła obok, choć specjalnie nie położyła na nim torebki. Zebranie się rozpoczęło. Nauczycielka mówiła o klasie, o lekturach i materiałach plastycznych, które trzeba przynieść, ale Sylwia nie mogła się skupić. Z napięciem czekała na moment, w którym podniesie rękę, zgłaszając się do komitetu. Czy w ostatniej chwili nie zabraknie jej odwagi?
– Będę też potrzebowała państwa pomocy – powiedziała wreszcie nauczycielka i Sylwia napięła się jak struna. – Musimy wyznaczyć trzy osoby…
Sylwia podniosła rękę.
– O, widzę, że mamy pierwszą chętną. Chodzi oczywiście o trójkę klasową – roześmiała się wychowawczyni. Roześmiali się rodzice. Sylwia opuściła rękę i żałowała, że się tu znalazła. Mogła udawać, że jest chora. Albo zajęta. Właśnie tak: zajęta, bo ma mnóstwo spraw. Niech nauczycielka na szybko przed lekcją powie jej, co przegapiła, gdy nie miała czasu tu przychodzić.
– Mama Kuby… – Nauczycielka zapisała jej nazwisko w notatniku. – Dziękujemy pani. Ktoś jeszcze jest chętny?
W klasie zapadła cisza. Wychowawczyni nie odpuszczała.
– Jeszcze dwie osoby. Odwagi. Proszę brać przykład z mamy Kuby. – Znowu śmiechy. Sylwia oddychała powoli i głęboko.
– Potrzebuję jeszcze dwóch osób… – Nauczycielka nie ustępowała.
Cisza.
– Nikt? O, brawo dla pana. Tata Amelki, tak?
Jakiś mężczyzna pokiwał głową. Grubas. Tak jak Sylwia. Rozparty na krześle. Nieskrępowany we własnej skórze.
Więcej chętnych nie było, więc trzecia osoba została wylosowana. Jedna z tych elegantek, która westchnęła głośno, zanim się zgodziła. Tak, jakby to była kara.
Kara, o którą Sylwia sama się prosiła. O której marzyła. Jak jakaś debilka.
Wracała z zebrania, starając się nie patrzeć na porozumiewawcze spojrzenia innych rodziców. Debilka. Idiotka. Nikt nie chciał tego robić. Nikt normalny.
Mąż i syn będą pytać, bo powiedziała im, że się zgłosi. Trzeba wygładzić twarz i przywołać uśmiech i pochwalić się, tak, udało się jej, jest w komitecie. Będzie decydować o sprawach klasy, czy to nie wspaniałe. Poczuła, że samotność wypełnia ją po koniuszki palców, aż ją zabolały. Zbliżając się do klatki, zauważyła sąsiadkę w ciąży. Nie miała siły z nią rozmawiać, jednak kobieta już ją zauważyła i wyraźnie na nią czekała. Nie było sensu udawać, że właściwie to idzie gdzie indziej.
– Dzień dobry. Pani Sylwia… dobrze pamiętam?
Skinęła głową. Czego ta ważna pani z liceum mogła od niej chcieć?
– Może się mylę… ale czy pani robi na szydełku?
Znowu przytaknęła. Sąsiadka się rozjaśniła.
– No właśnie. Tak czułam, że te wszystkie piękne rzeczy to pani dzieło. Nieraz podziwiałyśmy z córką.
– Naprawdę? – zdumiała się Sylwia. Ktoś rozmawiał o jej robótkach, kiedy nie słyszała? Niebywałe.
– Pomyślałam… może robi pani rzeczy na zamówienie?
– Nie. – Absurd tego pomysłu sprawił, że o mało się nie roześmiała.
– Szkoda… – Sąsiadka jeszcze nie skończyła, patrzyła na nią z wahaniem. – Nie chciałabym się narzucać… Pewnie jest pani bardzo zajęta? Ale może zrobiłaby pani dla nas wyjątek?
Kobieta położyła dłoń na brzuchu. Spojrzała na Sylwię prosząco.
– To będą dwie córeczki. Chciałabym… chciałabym mieć dla nich coś wyjątkowego. Czapeczki. I może kocyki. Na przywitanie. Na dobry początek życia.
Nagle poczuła, że rozumie tę kobietę, która stoi naprzeciwko i czegoś od niej chce. Kobietę, dla której coś się zaczynało i gdzieś w pobliżu czaił się wielki strach i wielka radość. Każde z nich mogło mieć pierwszeństwo.
– Ma pani ogromny talent – uśmiechnęła się sąsiadka.
Weszły do klatki, wsiadły do windy.
– Zastanowię się – powiedziała Sylwia.
Sąsiadka wysiadła na drugim piętrze. Sylwia na ósmym. Weszła do mieszkania, wpadła prosto do łazienki. Zamknęła się i oddychała mocno. Coś wyjątkowego. Ona. Na dobry początek życia dla dwóch malutkich dziewczynek.
Pamiętała jeszcze ciepłe, śliskie ciałko syna, chwilę potem, jak się urodził. Taki nagle osobny, taki nadal jej. Zrobiła mu wtedy kolorowy kocyk. Przykrywała każdego dnia, dopóki z niego nie wyrósł. Teraz kocyk leżał schowany głęboko w szafie, nie wyprała go przed schowaniem, więc ma w sobie ślady tamtego początku świata. Ślady jego zapachu.
Ktoś zapukał do drzwi.
– Mamo! To ty? Nie słyszałem, jak przyszłaś.
Otworzyła drzwi. Przygarnęła dziecko. Jego włosy nadal pachniały szczęściem.
– Mamo, a wiesz, że kukurydze ze sobą rozmawiają?
Usiedli razem na sofie. Mały mówił i mówił. Jakby otworzyła się jakaś puszka ze słowami. Mąż usiadł przy nich. Objął ją.
– A jak tam zebranie?
– Dobrze. – Zawahała się. – Jestem w komitecie. Ale nie gratuluj. Nikt poza mną nie miał na to ochoty. – Powiedziała to. I nawet nie było jej wstyd.
– No i dobrze, niech się ta nauczycielka cieszy, że ma ciebie – skomentował. I miał rację. Ona się będzie starała. Przecież zawsze robiła wszystko, jak najlepiej potrafi.
Te czapeczki też zrobi. Dla jednej dziewczynki błękitną, dla drugiej w pudrowym różu. Kocyki pasujące. I jeszcze dwukolorowe sweterki, wygodne, mięciutkie.
Ale zacznie od czapki dla Kuby. Mierzyła mu głowę, mąż przyglądał się temu. Rzuciła od niechcenia, na próbę:
– Ta sąsiadka w ciąży chce, żebym zrobiła jej ubranka dla dzieci.
– Pewnie, zrób. Powinnaś na tym zarabiać.
– Może zacznę.
Zapisała obwód głowy synka.
Może zacznie. Dlaczego nie?
Komentarze (13)
Pozdrawiam!
Pytanie do autora. Skąd ten powtarzający się u Ciebie motyw do bólu zwyczajnych, zakompleksionych ludzi? Co sprawia, że czujesz potrzebę pisać teksty w takim settingu? Trudno mi to zrozumieć, bo świat tak pospolity jest mi bardzo odległy; jest wszędzie wokół, i z tego przesytu nigdy nie wpuściłabym go do swojego życia, wyobraźni ani literatury. Już to mówiłam, ale dla mnie piszesz horrory :D
Jeśli chodzi o pytanie, to nie umiem na nie racjonalnie odpowiedzieć, po prostu codzienność i to, co blisko, interesuje mnie najbardziej. Idę sobie ulicą, widzę człowieka i nagle wydaje mi się, że czuję jego emocje, że coś o nim wiem, czego nie wiedzą inni. I wtedy coś tam piszę:) Albo coś mnie wkurza, jak sąsiadka, która notorycznie zamyka okna u nas na klatce (stare opowiadanie, pewnie wrzucę je niebawem). A czasami tak sobie przerabiam własne sprawy, na przykład tendencję, do ciągłego myślenia, co będzie i często zakładania najgorszego;)
W życiu nie pomyślałabym, że to horrory, hahaha. Staram się, mimo wszystko, szukać "dobra na świecie" :-D
Gdybyś miała kiedyś ochotę, to bardzo jestem ciekawa, co sądzisz na temat "Siostry", to jedno z moich nowszych opowiadań, takie, które chciałabym wydać, gdybym miała taką możliwość.
Znamienna sytuacja w szkole. Może gdyby nie zgłosiła siebie jako pierwszą...?
Sąsiadka chyba jej pomogła. Czy syn, który zapukał, był faktycznie, czy tylko "go widziała i słyszała"
Kolejny raz, tak prawdziwie napisałaś, ale co do interpretacji bo miewam dziwny odbiór,
czasami zupełnie od czapy:)↔Pozdrawiam🤠
Fajne opowiadanie, wciąga emocjonalnie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania