Kolega
- Słyszałeś, co stało się z Wiktorem? - zapytała Kinga, gdy jeszcze wypuszczała dym z ust.
- Nie. Jakim Wiktorem?
- O kurwa, chłopie - wtrącił Piotrek i podekscytowała mnie jego reakcja, bo mówiąc szczerze tematy zaczynały nam się kończyć.
- No Góralem. Wiktorem Góralem - powiedziała Kinga.
Zajęło mi parę sekund zanim dopasowałem imię i nazwisko do konkretnej osoby. Nie widziałem tego chłopaka od jakichś 11 lat, czyli od czasu kiedy wszyscy skończyliśmy podstawówkę. Wiktor był w sensie dosłownym największym dzieciakiem w szkole. Z resztą nie zdziwiłbym się gdyby był największym dzieciakiem w historii tej szkoły, licząc od czasu, gdy skończył ją jego ojciec, aż do teraz. Mierzył 182 centymetry i ważył 91 kilogramów w połowie szóstej klasy. Pamiętam bo mieliśmy wtedy bilans i higienistka, która odwiedziła naszą szkołę powtarzała te wymiary prawie jak amerykański aukcjoner w „Wojnach magazynowych” na Discovery Channel powtarzał wysokość składanych ofert. Rodzina Górali była niespotykanych gabarytów, włączając w to matkę Wiktora. Oprócz imponujących rozmiarów ciał (we wszystkich trzech wymiarach) rodzina Górali była też od zawsze najbardziej majętną rodziną w naszym mieście. Jego ojciec, a wcześniej dziadek i pradziadek prowadzili tartak, a matka z kolei była włascicielką dobrze prosperującej kwiaciarni (też odziedziczonej po ojcu). Ta fuzja kapitałów sprawiała, że Wiktor był najbogatszym dzieckiem w naszej podstawówce. Do szkoły chodził ubrany w markowe dresy i poliestrowe koszulki piłkarskie. Co miesiąc przychodził na W-F w nowych halówkach. Większość chłopaków mu zazdrościła i wszyscy chcieli być jego kolegami. Nie był specjalnie bystry, ale nauczyciele go lubili. Tyle z grubsza pamiętałem na temat Wiktora. Minęło 11 lat, a nasze drogi się nie przecięły od kiedy skończyliśmy podstawówkę.
- Jego matka popełniła samobójstwo - powiedziała Kinga.
- Pierdolisz - stwierdziłem.
- Nie.
To dziwne uczucie, kiedy dowiadujesz się, że rodzic, któregoś z twoich rówieśników umarł. Od razu myślisz o tym, że przecież ten ktoś ma tyle lat co ty, jego rodzice tyle co twoi… Dla większości z nas jest to pewnie jeden z pierwszych kontaktów ze śmiercią kogoś, kto nie jest dla nas kompletnie obcy. Przynajmniej statystyka by na to wskazywała. Mamy wielu znajomych w naszym wieku, a każdy z nich ma dwójkę rodziców. Spora szansa na to, że jeszcze będąc dzieckiem usłyszymy o śmierci któregoś z nich. Czujemy wtedy strach, współczucie i na koniec cień ulgi. Bo to nie nasi rodzice.
- Czemu popełniła samobójstwo? - zapytałem i od razu dotarło do mnie jak głupie jest to pytanie.
- Miała długi - wtrącił Piotrek.
Więc może moje pytanie nie był AŻ tak głupie. Oczywiście, ludzie odbierają sobie życia z grubsza z jednego powodu - przeszłość jest wyłącznie cierpieniem, podobnie jak teraźniejszość, a przyszłość nie zapowiada poprawy, wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że matka Wiktora Górala była w moim umyśle postacią kompletnie niewzruszoną na tego rodzaju tortury umieszczane na osi czasu. Była jakby połączeniem sybaryty i stoika, gdyby taki człowiek mógł w ogóle istnieć. Przez to, logicznym było dla mnie, że jedyną częścią tej czasowej triady, która dała jej radę była przyszłość. Jedynie ona rodzi niepewności.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania