Koloryt życia
Wiele błędów Zyg popełnił w życiu, lecz podczas kolejnej podróży w interesach, dokonał czegoś nietuzinkowego i z pewnością niemożliwego do powtórzenia. Jego pogoń za pieniędzmi i zyskiem pozbawiła go swobody decydowania, gdzie w następnej kolejności pojedzie. Nieoczekiwanie zatoczył koło i wrócił do rodzinnej miejscowości. Dość sprawnie i pomyślnie załatwił biznesowe sprawy, które wprawiły go w dobry humor i pod wpływem emocji, albo sentymentu wybrał się na zwiedzanie miasta. Początkowo przemierzał dawne peryferie i patrzył, co uległo zmianie. Sporo nowych inwestycji zauważył w dawnej części przemysłowej. W miejscu dawnych hal produkcyjnych powstały drogi rowerowe i skwery spacerowe. Oszołomiony rozmachem udał się w pobliże rynku i podziwiał pieczołowicie odnowione zabytki. Zerwano wiecznie dziurawy asfalt i ponownie wybrukowano uliczki. Odmalowano fasady kamienic i wyeksponowano tabliczki informacyjne, komu to zawdzięczamy i za ile dana rzecz została wyremontowana. Koszty poniesione w stosunku do zakresu wykonanych robót były astronomiczne. Powielono jak w całym kraju, schemat nieszanowania publicznych funduszy. Wnioski były dość trafne, ponieważ często, to on i jego firmy korzystamy z wszelkich możliwych marż i dotacji.
Przypadkiem zapuścił się w ulicę przylegającą do więzienia i uśmiechnął się tak, jak kiedyś na nazwanie ceglanego starego monstrum „Areszt Śledczy”. Kiedy spoglądał w tamtym kierunku, dostrzegł pod bramą wejściową znajomą twarz, w tłumie ludzi oczekujących na wpuszczenie do środka. Dawna sympatia niewidziana od ponad trzydziestu lat, bardzo się zmieniła. Gdyby nie czerwony szyld, przyciągający wzrok przeszedłby obok i nawet nie zwróciłby na nią uwagi. Jednak jej charakterystyczny ruch głową pobudził wspomnienia i spowodował, że zatrzymał się przed tłoczącymi się przy wejściu. Spokojnie czekał, na odwrócenie jej twarzy i zastanawiał się, czy się nie pomylił. Emocje powoli go opuszczały, lecz nie dostał kolejnej szansy na ucieczkę od niej i jej wzroku.
- Witaj Kasiu, jak się cieszę z naszego spotkania, tyle lat minęło od naszego rozstania – powiedział pierwszy z czarującym uśmiechem, wytrenowanym na biznesowe spotkania.
- Zygmunt, od razu ciebie zauważyłam, lecz odwróciłam się, ponieważ myślałam, że to mnie wołają – odpowiedziała, bardzo zakłopotana, skrępowana i podenerwowana jego wielka pierwsza miłość.
Chwile stali razem i rozmawiali jak starzy znajomi, którzy nie mają do siebie żalu, za to, co ich spotkało. Miejsce spotkania nakłoniło ją do opowiedzenia o jej synu i jego stałym konflikcie z prawem. Kolejny raz przebywał na garnuszku państwa, tym razem w tej budowli. Rozmowa trwałaby znacznie dłużej, tym bardziej że on miał dużo do powiedzenia. Właściwie to pragnął pochwalić się, jak daleko zaszedł i ile przez czas od wyjazdu z miasta osiągnął. Otwarcie drzwi biura przepustek przez służbę więzienną pozbawiło go tej przyjemności, a ona bez pożegnania pobiegła odwiedzić syna.
Mógł i powinien zostawić Kaśkę samą z jej życiem i zapomnieć o wszystkim. Tylko ostatnie lata mocno zmieniły jego charakter. Już nie był tym samym człowiekiem przyjaznym dla zwierząt i ludzi. Stał się osobą jeszcze bardziej nieliczącą się ze zdaniem innych, wyjątkiem byli partnerzy w interesach, ponieważ z nimi nie mógł zadzierać tak jak z byłymi żonami. Szybko dawał im poznać gdzie ich miejsce, gdy nie robiły, to co chciał i jak im kazał, lecz w jego ocenie same sobie były winne, przecież mogły nie podskakiwać. Jego zdaniem dobrobyt im w łbach poprzewracał i zamiast pilnować domu, to się pindy szlajały. Przegonił wszystkie w jednej kiecce, z problemami psychicznymi. Zamiast trzymać się jak najdalej od takich jak on, lgnęły i za tydzień brał ślub z siódmą. Ponownie miał nadzieję, że ta dostrzeże przeznaczone jej miejsce u jego boku. Choć z drugiej strony od dwudziestoletniej dziewczyny za wiele nie mógł się spodziewać, wiec kolejny raz pogoni ją, jak inne w cholerę.
Jedynie Kaśka przejrzała go na wskroś i zostawiła, ponieważ jej zdaniem był niedojrzały emocjonalnie i miał skłonności sadystyczne. Przez pierwszy rok wspólnego mieszkania pragnęła zmienić, zostać jego żoną i matką dwójki dzieci. On pragnął czegoś innego, a tam miejsca dla dzieci nie było. Chciał się dorobić i nie chciał tracić młodości, opiekując się maszynką do robienia kupek. Stale powtarzał – bachor podrośnie i się wypnie, o co to nie – kiedy zerwała z nim i związała się z jakimś fagasem, wściekł się, gdy tamten zrobił jej dzieciaka i uciekł. Przynajmniej nigdy nie płacił alimentów, podobnie postąpił tak z dziewięcioma kobietami.
Syn Kaśki nawet nie przypuszczał, że będąc w pierdlu, wszedł komuś wpływowemu w paradę. Jego ojca nie mógł dosięgnąć, to on musiał za jego i swoje istnienie beknąć, a on o to się postara.
Zyg, miał kontakty, pieniądze i chęć dania popalić synusiowi Kaśki. Wiedział jedno, że ona urodziła go w czasach, gdy masę dzieciaków przychodziło na świat. Postanowił to wykorzystać, w tym celu posłużył się młodym, zdolnym, chłopakiem z biednej rodziny, który dorabiał, pisząc pracę magisterskie. Roztoczył nad nim dyskretny „patronat” i szybko znalazł to, co miał odkryć, czyli nieprawidłowości w archiwalnej dokumentacji medycznej. Okazało się z niej, że Kaśka urodziła córkę. Syna musiał niestety sobie odpuścić, żadnego porządnego chłopaka nie można było dopasować do niej, jako matki, a tak przynajmniej grupa krwi się zgadzała.
Dziewczynka przyszła w tym samym dniu na świat, co syn Kaśki, tylko ona w rodzinie patologicznej. Już, jako dziecko była wyjątkowa w takim środowisku. Uczyła się bardzo dobrze, nie poszła w ślady rodziców. Jako samotna matka dalej była pracowitą, wspaniałą i porządną osobą? Szczęścia w życiu nie miała, jako nastolatka została zgwałcona w czasie libacji przez kolegów tatusia.
Dzień przekrętu rozpoczął się, kiedy wrażliwy młody mężczyzna kierowany swoją uczciwością, powiadomił Kasię i jej „córkę” o dokonanej zamianie dzieci w szpitalu przed laty. Jak było do przewidzenia, bardzo chciały, wiec obie uwierzyły, sympatycznemu człowiekowi, ponieważ on był przekonany, że mówi prawdę. Gdy posługiwał się kopiami ujawnionych dokumentów. Nikt badań DNA nie robił, choć na taką okoliczność patron rękę trzymał na pulsie.
Podmiana się udała, dziewczyna zyskała kochającą matkę, Kaśka cudowną córkę i wnuczkę. Natomiast leń, złodziej, a po ostatnim skoku bandyta i to w dniu wyjścia z mamra, dostał na długie lata rodzinkę, na jaką w pełni zasłużył.
Czy Zyg nie mam prawa myśleć o sobie — jakim to ja jestem wspaniałym, cudownym człowiekiem?

Komentarze (1)
"Przypadkiem z syn Kaśki nie wiedząc o tym, wszedł mi w paradę. Jego ojca nie mogłem dosięgnąć to on musiał za jego i swoje istnienie beknąć, a ja o to się postaram." - Nie rozumiem za bardzo, o co w ogóle tu chodzi.
"Idę ulicą w pobliżu więzienia i zastanawiam się, ponieważ nie wiem, w jakim celu jest zawieszona tabliczka," - To 'ponieważ nie wiem' zupełnie zbędne.
"Patrząc w tamtym kierunku, dostrzegam pod bramą wejściową w tłumie ludzi oczekujących na wpuszczenie do środka, znajomą twarz." - 'Patrząc w tamtym kierunku' zbędne, 'znajoma twarz', czyli najistotniejsza część zdania nie powinna być na końcu.
"Od niej dowiedziałem się o jej synu, stale będącym w konflikcie z prawem." - Nie brzmiałoby lepiej to prostu tak - "Jej syn bez przerwy miał problemy z prawem"?
"Ona urodziła go w czasach, gdy masę dzieciaków przychodziło na świat." - Co znaczą czasy, gdy rodziła się masa dzieci?
To kilka.
Szczerze mówiąc właściwie nic nie zrozumiałem z tekstu. Jest ta kobieta, potem mowa o jej synu i jeszcze jakaś córka? I bohater mówi o sobie, że z nikim się nie liczy, a potem stwierdza, że w sumie jest cudownym człowiekiem? Może tylko ja nie wiem o co chodzi, w każdym razie i tak nieźle poplątane.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania