Kołtuństwo
Kołtuństwo będę dalej rozumiał jako przede wszystkim osoby urodzone w wieku XX, uprzedzone do świata, ludzi i zwyczajów. Dzisiejszym słowem młodzieży można byłoby określić kołtuństwo po prostu boomerami. Ja jednak sam będąc kołtuński będę używał tego kołtuńskiego sformułowania.
Nie jesteśmy w stanie przeżyć jeśli oddalimy się tak bardzo od społeczeństwa odczujemy jedynie własną jaźń[1]. Dlatego zawsze dążymy do sformowania własnego „ja” na naszych relacjach z ludźmi.
Największym problemem kołtuństwa jest to, że ich „ja” opiera się na łączności nie z nowym światem, ale ze światem, który zastali. Jaźń zaczyna walczyć i opierać się zmianom[2], ponieważ ciągle jest konstytuowana z zewnątrz, a świat z którym się konfrontuje jest dla jaźni zbyt „inny”. Z tego powodu jaźń wraca do samego siebie. Kołtuństwo jest więc pewną formą egocentryzmu i to egocentryzmu alienującego jednostkę. Przez to, że ja ciągle chce jakiegoś fundamentu a nie widzi jego w świecie to grząskim krokiem przesuwa się ku swoim czasom, dziejom, wspomnieniom.
Alienacja „ja” staje się przyczyną do reminiscencji „starego świata”. W głowie świat nie rozwija się, ani linearnie, ani wykładniczo, katastroficznie, czy stabilnie. On po prostu zaczął żyć własnym życiem, którego jaźń przestała rozumieć. Jaźń nie potrafi w swoje codzienne przemyślenia, rutynę, przyzwyczajenia, zawodowe zachowania społeczne i intelektualne wprowadzić coś z „nowego świata”. Cały „nowy świat” zarysowuje się więc w opozycji do „starego świata” i postępuje w nim coraz większa antagonizacja zamiast dodawania bytów i zachowań w skład „małego świata”.
A więc „mały świat” zaczyna wyglądać coraz bardziej solipsystycznie, a umeblowanie duszy jest zupełnym przeciwieństwem świata poza jaźnią. Czerpie jedynie z tego co przeminęło, jeśli roztrząsa to co będzie to w kontekście jeszcze większych niewiadomych, zagrażających tajemnic.
Bo dla kołtuństwa tajemnica to przede wszystkim coś, czego nie da się pojąć. Oczywiście da się przez to uwierzyć[3], ale przedmiotem wiary może być coś co nas pociąga emocjonalnie, zostawia po sobie w duszy miłe skojarzenia. Jednak jedynym miłą asocjacją dla kołtuństwa są lata minione, pięknie spędzone, ale jednak minione. Nie da się uwierzyć jeśli przez coraz to większą mroczność „nowego świata” antycypuje się jedynie coraz większy mrok, mgłę, niezrozumienie i antagonizują się.
Więc kołtuństwo tym samym zamyka ogromny „nowy świat” trwożąc się jego i widząc w nich poczwary niezależne od stopnia realnego zagrożenia jaki się weń znajduje. Kołtuństwo tym samym jest tak bardzo niebezpieczne ze względu na swój izolujący się charakter, który ma bronić ja a ostatecznie prowadzi jedynie do coraz większej alienacji, która napędza się.
Pytaniem jakie chcę na koniec zadać czytelnikowi, jest to, czy tego „kołtuństwa” nie jest wiele w nas samych, jako ludzi, a nie w konkretnej grupie społecznej? Czy strach zawsze przed bytami z zewnątrz jest dla nas powszechny, czy nie? Czy są ku temu jakieś sprzyjające warunku?
[1] Jest to oczywiście pewne uogólnienie, ponieważ da się własną jaźń odkryć w wielu pustelniach, ale nie będzie to rozwiązanie ani popularne, ani dla większości ludzi najlepsze. Jednak wszelkim mnichom, pustelnikom i samotnikom życzę szczęścia w odnajdywaniu siebie na granicy pustki.
[2] Piszę jedynie o bezzasadnym wyrazie buntu. Dodatkowo, nie chcę analizować ilości problemu, który rozpatruję, ale tylko jego jakościowy charakter.
[3] To robi młode społeczeństwo, które nie posiada ani kompetencji, ani wiedzy w wiarę zarówno technologię, rozwój i tak dalej, ale i tak czuje swój zapał oraz również ślepą wiarę ku lepszemu światu. Nie jest to wiara typu scjentycznego, ale oparta na ciekawości nowym.
Komentarze (4)
Tak, eskapizm zdaje się, że będzie odkrywaniem, czegoś co zupełnie nie było. Bardzo ciekawa opozycja nam wyrosła.
Teraz również przyszła mi refleksja, że to wspominanie starego świata może mieć bardzo rózne odcienie. W pewnym stopniu może być to pewne wspomnienie lat minionych, która nie jest "solipsystyczne", czyli zamykające jaźń na samą siebie. Może powrót do wspomnień minionych lat pozwoli niejako zjednoczyć osobę, scalić ją i pozwolić, aby otworzyła się na świat teraz. Byłaby to taka podróż terapeutyczna. No cóż, na wszystko da się spojrzeć z różnych perspektyw! Cieszę się teraz, że chciałem opisać tylko "bezzasadny bunt" jak go określiłem, ale to pozostawia tę małą przestrzeń do interpretacji czym ten bunt jest.
Pięknego czasu, cześć!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania