Kompan

Czwartkowa zapowiedz szefa podczas wideokonferencji o zakończeniu pracy zdalnej i poniedziałkowym powrocie do firmy została przyjęta, tylko przez lizusów z entuzjazmem. Najbardziej widoczne było nasze zaskoczenie i nie do końca wierzenie, że wraz z nowym tygodniem rozpoczniemy ośmiogodzinną harówkę w jednym miejscu zgromadzeni. Nagle wypracowane procedury o zaniku połączenia, awarii sprzętu przestały być wiarygodne i przeniesienie ich na teren firmy nie wchodziło w rachubę. Wszyscy przed godziną siódmą powinniśmy tak jak dawniej zająć miejsca przed komputerami w biurze, pod czujnym okiem kamer i udawać jak wydajnie pracujemy. Ciężko zrobiło nam się na duszy i jakaś część z nas, od tego dnia nie lubi poniedziałków. Ci, co byli zadowoleni, że wraca stare i będzie jak dawniej, należeli do mniejszości. Natychmiast rodziło się pytanie, czy potrafiliśmy być jednym zespołem i osiągać wspólne sukcesy. Pojawienie się koronowirusa zniszczyło nie tylko poczucie jedności, lecz naszą potrzebę codziennego przychodzenia do pracy i przynależności do grupy. Nieodwracalnie kończyło się dobre i ponownie musieliśmy szykować się do pokonywania tej samej drogi. Część z nas zaniedbała się nie tylko fizycznie, lecz i psychicznie. W ciągu kilku dni musieliśmy nadrobić powstałe zaległości, inaczej narazimy się na śmieszność i drwiny już pierwszego dnia. Nieprzyjemne komentarze musiały powstać, choćby z tej przyczyny, żeby odwrócić uwagę innych od siebie.

Powrotu bali się nawet ci z nas, którzy przyjęli dwie dawki szczepionki. Obawy ich wynikały z różnych zapewnień władz o ich skuteczności, ponieważ interpretacje ulegały stałym modyfikacjom. Pierwszym „makaronem” dla osób zaszczepionych było zapewnianie ich o wysokiej skuteczności, uzyskania odporności i braku konieczności noszenia maseczek. Wydawało się nam, że zakazy wstępowania do lokali gastronomicznych, usługowych, galerii i rozrywkowych dotyczyć będzie tylko osób niezaszczepionych. Jednak z biegiem czasu wypowiedzi uległy transformacji i obecnie powinniśmy przyjąć trzecią dawkę. Dalej nosić maseczki, trzymać dystans, przestrzegać ograniczeń i używać dezynfekcji.

Dodatkowo doszła konieczność dokonania remanentu w szafie i dopasowania czegoś na siebie. Gabaryty przez ostatnie miesiące uległy zmianie na większe i doszła potrzeba schowania brzuszka. Najlepiej mieli ci, co go nie wyhodowali i teraz swoją sylwetką mogli, innych kłóć w oczy. Modą i najnowszymi trendami nie trzeba było się przejmować, ponieważ najnowsze kampanie reklamowe odnosiły się do oszczędzania wody i dłuższego noszenia starych ubrań. Dzięki społecznym apelom nawet wiekowy ciuch mógł uchodzić za wzór do naśladowania.

Nadszedł poniedziałkowy ranek i jak dawniej trzeba było tkwić w korku, albo wcisnąć się w przepełniony autobus. Tłum w środkach komunikacji zbiorowej nikogo nie przerażał na tyle, żeby zrezygnować z transportu i przesiąść się na rower, albo iść pieszo. Alternatywa po ostatnich nowelizacjach kodeksu drogowego, została mocno ograniczona o hulajnogi elektryczne, tak chętnie wykorzystywane do przemieszczania się jeszcze przed pandemią. Niespodziewanie, przez brak znajomości kodeksu drogowego, łatwo można było popaść w konflikt z prawem.

Policja drogowa sądząc po ilości patroli, prawdopodobnie również została pozbawiona możliwości pracy zdalnej i w poniedziałkowy ranek pojawiła się gremialne przy najważniejszych skrzyżowaniach w mieście. Wykorzystując czerwone światło, wyrywkowo przeprowadzano kontrole. Każde ujawnienie spożycia, natychmiast było zgłaszane do kierującego akcją, który wysyłał inny patrol w celu dokończenia procedury, a tamtych kierował ponownie do pracy.

Część osób przez długotrwałe siedzenie w zamkniętych pomieszczeniach, nabawiła się lęku przebywania na zewnątrz. Skala procederu była dość płynna i dokładnie nierozpoznana. Dlatego powszechnie bagatelizowana, podobnie jak inne dolegliwości, zwłaszcza psychiczne. Pierwsze spotkanie po wielomiesięcznej przerwie, znacznie różniło się od tych przed pandemicznych i dla wielu stało się dość krępujące. Nacechowane zostało trzymaniem dystansu i niepodawaniem na przywitanie dłoni. Widocznie do takiej sytuacji powinniśmy się przyczaić i zapomnieć o wspólnych wypadach po pracy na małego drinka.

Kiedy zadzwonił telefon, nikt odruchowo tak jak kiedyś go nie odebrał, tylko każdy zastanawiał się, do kogo był przypisany. Łukasz jeszcze nie pojawił się, więc koleżanka z działu powinna go odebrać. Jakość nie była chętna do podjęcia połączenia i dopiero ponaglenie, przypomniało jej o obowiązku. Wsłuchiwała się przez chwilę, robiła dziwną minę i podsumowała całość w dość zaskakujący sposób.

- Ja nie mam samochodu.

Kolejne skupienie, zaowocowało pytaniem do wszystkich.

- Kto może odebrać samochód Łukasza z pobliskiego skrzyżowania i przyprowadzić go do firmy?

Teoretycznie każdy posiadacz uprawnień do kierowania pojazdem, lecz nikt nie wyrwał się przed szereg i przypatrywaliśmy się sobie na zmianę.

- A on nie może? – padło niezbyt inteligentne pytanie, z końca pomieszczenia.

- Nie, ponieważ policja go zatrzymała za jazdę pod wpływem alkoholu, albo jak wolicie na podwójnym gazie – dodała celem wyjaśnienia.

Wiadomość była dość sporym zaskoczeniem, ponieważ dotyczyła znanego przeciwnika wszelkich używek i zwolennika zdrowego trybu życia. Natychmiast zaczęto plotkować na jego temat. Akurat to w jakiś cudowny sposób przetrwało i nie uległo zmianie. Łukasz wielu osobom pomógł i teraz kiedy on potrzebuje, brakuje chętnych do zrewanżowania się za przysługi. Od samego początku czułem potrzebę wyrwania się z tłumu, który mnie otaczał, i przytłaczał, wykorzystałem sytuację, wyskakując na zewnątrz. Tam też nie było łatwo, przebrnąć przez ogrom przestrzeni, lecz drobny deszcz i parasolka, stały się czymś zbawiennym.

Dotarcie w pobliże skrzyżowania, w którym stał zaparkowany samochód Łukasza, zajęło mi niespełna dziesięć minut. Przedstawiłem się i wylegitymowałem pilnującej go ekipie, a następnie po sprawdzeniu trzeźwości, podpisałem protokół odbioru pojazdu. Otwierając drzwi auta, poczułem mocną woń denaturatu i czegoś chemicznego. Specjalnie nie interesowałem się, co tak śmierdzi, lecz z przyjemnością opuściłem nieprzyjemne wnętrze. Kilka wdechów świeżego powietrza, pozwoliło mi na oczyszczenie płuc i powrót do pracy. Niedługo przed końcem harówy i dostosowania się na nowo do starych relacji, dotarła informacja, że Łukasz jest w szpitalu.

Jego przybycie po dwumiesięcznej nieobecności w pracy, wiązało się z przerwą, na słuchanie tego, co ma do powiedzenia. Relacja była dość prosta i wyjaśniła, co tamtego dnia się stało.

Samochód jego od kilko miesięcy użytkował kuzyn, który po zamknięciu restauracji i pozostaniu z niewyobrażanymi długami, dorabiał, nim dostarczając jedzenie i przewożąc ludzi. Dzień wcześniej podwiózł znajomą z córką na lotnisko i tam się okazało, że mała miała styczność z chorym na Covida i jest na kwarantannie. Przestraszył się tego co zrobił i kazał oczyścić wnętrze z wirusów. Poranna niska temperatura z padającym deszczem nie sprzyjała uchyleniu szyby, a klimatyzacja jeszcze bardziej spotęgowała opary, powstałe z użytych środków. Doszła jego osobista dezynfekcja, dieta od czwartku, wyjątkowo szkodliwa dla cukrzyków, gdy uzmysłowił sobie, że wszystkie garnitury są za ciasne, lekki udar i nieszczęście gotowe. Znacznie trudniej mu przyszło z udowodnieniem stanu swojej trzeźwości. Kiedy rozwiano wszelkie wątpliwości, przewieziono go do szpitala, gdzie w izolatce poczekał na wynik testu na covida. Z odpowiednim poślizgiem czasowym podłączony został pod kroplówkę, gdy zastrzyk insuliny nie pomógł, ponieważ był zbyt długo głodny, zapanował chaos. Najlepsze, co mu się przytrafiło to wyżywienie szpitalne. Przez czas pobytu wszystkie jego garnitury, nawet bardzo stare zrobiły się za duże. Zmalał i te jego metr dziewięćdziesiąt już tak bardzo nie rzuca się w oczy. Dostał nawyk częstego podjadania, stale coś wyciąga z kieszeni gryzie i chowa. Swoje zachowanie tłumaczy skurczonym żołądkiem. Twierdzi, że gdyby wszyscy puszyści stołowali się tylko w szpitalach, w krótkim czasie problem by zniknął, a powstałby epidemia chuderlaków.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 13.06.2021
    Pojawienie się koronowirusa zniszczyło nie tylko poczucie jedności, lecz naszą potrzebę codziennego przychodzenia do pracy i przynależności do grupy... przemeblowało życie i myśli. Powroty do pracy okazały się dla niektórych trudne. Zakwitły na drodze pułapki i wyłoniło się wiele profesji służących pomoc. Czy wrócimy do normalności - pewnie tak, ale potrzeba sporo czasu. Większość pozostanie w skorupie lęku.

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania