Konflikt

Właściwie nie powinienem się odzywać i uznać, że nie dosłyszałem, lecz mój wewnętrzny sprzeciw przeciw takiemu monologowi hodował się od dłuższego czasu. Nierozerwalnie, każde spotkanie z kuzynką, wiązało się z ciągłym jej narzekaniem, właściwie o ile sobie przypominam na wszystko. Pierwszą największą dla niej bolączką, jaką najbardziej zapamiętałem była perspektywa pójścia po skończeniu szkoły podstawowej do gimnazjum jej syna. Wizyta w molochu szkolnym w dniu nauki, pełnym młodzieży już niesterowalnej przeraziła ją do tego stopnia, że musiała łyknąć tabletki na uspokojenie. Wciągnęła w siebie ogrom tego cholerstwa i zachodziła uzasadniona obawa w najlepszym przypadku zatrucia, a w najgorszym, że się przekręci. W dyżur nad nią i kontrolę podczas wchłaniania w organizm chemii rodzinka wrobiła mnie. Kilka godzin spędzonych wspólnie uzmysłowiło mi skalę trudności, z jaką szkoła mająca tysiąc trzysta uczniów musi się zmierzyć, aby zapanować nad nieprzewidywalną hordą. Ostatecznie synek wylądował daleko w wiejskim gimnazjum z niespełna sto pięćdziesięcioma uczniami. Wtedy skończyło się jedno narzekanie, a zaczęło drugie, na dalekie i drogie dojazdy, o przemęczeniu dziecka nie wspomnę.

Kiedy jej córka poszła do zerówki była jedną z pierwszych zwolenniczek likwidacji gimnazjum i pozostawienia dzieci w szkołach podstawowych. Niestety dla niej, jej marzenia się spełniły i nagle z dnia na dzień zmieniła zdanie, teraz jest za zachowaniem w dotychczasowej formie gimnazjów.

Nowy powód do narzekania, nie licząc stałych, czyli polityki, gospodarki, jakości życia, służby zdrowia i tysiąca innych tego typu, który mnie zbulwersował, dotyczył rowerzystów. Piękna pogoda i panująca moda spowodowała, że miłośnicy jednośladów licznie wyjechali na ulice. Nikogo to nie dziwi wiadomo zdrowie to podstawa, a zwłaszcza wdychanie spalin rozchodzących się z zatłoczonych ulic we wszystkich kierunkach. Najlepszym rozwiązaniem dla rowerzysty byłaby jazda po bezpiecznej ścieżce rowerowej usytuowanej z dala od ruchu. Niestety nie wszędzie powstają autostrady rowerowe, super bezpieczne dla użytkowników, ponieważ jeszcze nam daleko do zmiany mentalności decydentów, którzy wytyczają ścieżki rowerowe w sąsiedztwie ulic. Bardzo często są to krótkie odcinki poprzeplatane licznymi utrudnieniami. Dlatego część rowerzystów decyduje się na jazdę slalomem, czyli ulica, przejście dla pieszych, chodnik, kawałek drogi rowerowej, jazda pod prąd ulicą jednokierunkową. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ponieważ zawsze osoby mające problem z oceną zagrożenia, jakie powodują swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem, w każdym społeczeństwie się znajdują, w mniejszych, lub większych ilościach.

Większość osób korzystających z roweru na drodze, a zwłaszcza między miastami, zdaje sobie sprawę z kruchości ich otoczki bezpieczeństwa. Przeważnie mają przy ciut gorszej widoczności włączone światła pulsujące i kamizelki odblaskowe, a jak nie to przynajmniej jaskrawe ubranie. Niestety byli i będą cykliści, którzy w nocy na ruchliwej drodze poruszają się nawet bez odblasku. Może kręci ich postępowanie zgodnie z powiedzeniem „jest ryzyko, jest zabawa”, potem jest przy drodze światełko albo krzyżyk, zamiast kółeczka, które zostało mocno pogięte.

Najgłupszym i najbardziej nieodpowiedzialnym zachowaniem często wykazują cię rodzice jadący z dziećmi na rowerach dla relaksu. Postronnemu obserwatorowi wydałoby się, że zwłaszcza ktoś, kto posiada własny samochód i uprawnienia do jego kierowania zna się na przepisach ruchu drogowego. Jeżeli tak to jak wytłumaczyć fakt przejazdu gęsiego za tatusiem, lub mamusią po przejściu dla pieszych, albo w poprzek ruchliwej ulicy między samochodami. Ostatecznie nie wszyscy, żeby jeździć rowerem muszą znać przepisy, podobnie jest z posiadaniem dziecka, które może mieć każdy i do tego nie potrzebna jest wiedza oraz predyspozycje.

Podobnie jest z myśleniem cyklisty, który porusza się ulicą, zamiast jechać drogą przeznaczoną dla jego pojazdu biegnącą równolegle. W takim przypadku znaki drogowe nie mają nic do powiedzenia i nie jest ważne czy są czy też ich nie ma. Tylko patrząc na coś takiego, to jest żal wydanych niepotrzebnie pieniędzy.

Wysłuchałem podobnej treści monologu zanim zareagowałem słowami.

- Magda, posłuchaj, coś mi się odnośnie bezpieczeństwa dzieci skojarzyło. Doskonale przypominam sobie sposób poruszania, jakiego uczą panie przedszkolanki malutkie dzieci prowadzone po chodniku i przez przejście dla pieszych całą grupą. Pierwsza idzie pani, która często trzyma za głowę szmacianego węża, ona sprawdza czy droga jest bezpieczna. Jeżeli zauważy jakieś utrudnienie natychmiast ostrzega panią idącą na końcu i obie przeprowadzają gromadkę bezpiecznie, lub omijają przeszkodę. Wszystkie dzieci trzymają rączką specjalne uchwyty węża i podnoszą wolne łapki do góry przechodząc przez przejście, żeby być lepiej widocznym dla kierujących samochodami. Starsze dzieci obywają się bez zabawki, lecz trzymają się w parach za rączki.

Świetlice, sale zabaw dzieci mają dywany, na których umieszczony jest wzór ulicy, skrzyżowań, przejść dla pieszych, oznakowań poziomych i pionowych. Często na takich wykładzinach osoby znające przepisy ruchu drogowego demonstrują i omawiają na przykładach jak należy się prawidłowo zachować.

Tak jest wewnątrz budynku, a na zewnątrz dzieci są pod opieką rodziców i mały człowieczek jest uczony czegoś innego. Nauka odbywa się od samego rana. Tatuś, albo mamusia, odwozi samochodem swój skarb do przedszkola, lub szkoły i przeważnie się śpieszy. Stara się podjechać jak najbliżej i nie jest ważne, że zatrzymuje samochód w miejscu niedozwolonym, utrudniającym ruch i widoczność innym użytkownikom drogi, stając na powierzchni wyłączonej, przejściu dla pieszych, czy chodniku, najważniejsze żeby cel został osiągnięty. Jednak często podobny manewr trzeba wykonać po drugiej stronie ulicy, ponieważ ci pierwsi zablokowali już wszystko, co było możliwe. Wyciąganie dziecka z fotelika prosto na ulicę przebiega błyskawicznie, ponieważ to nie opiekun ma uważać tylko przejeżdżający kierowca. Następnie łapię za rękę wystraszoną istotkę i przeciąga między jadącymi samochodami przez ulicę.

Taki widok, niestety nie należy do rzadkości. Niedługo nastanie nowy rok szkolny. Przy szkołach tylko na początku września pojawi się policja i straż miejska. Rodzice, lub opiekunowie na ich widok pohamują swoje zapędy szybkiego odtransportowania pociech. Jednak po kilku dniach patrole znikną z przed budynków i wszystko powróci do starych wzorców. Oczywiście skład ekipy, jak co roku ulegnie niewielkim zmianom, stare roczniki odeszły, nowe przyszły, lecz powielą złe i niebezpieczne schematy. Najbardziej na słowa krytyki za złe zachowanie bulwersują się ci, którzy mają najwięcej za uszami.

Przecież wiesz najlepiej, że mówię prawdę, więc nie gniewaj się za te słowa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Celtic1705 07.07.2017
    Nie wiem w sumie, jak ten tekst określić. Brakuje mi odpowiedniego słowa. Ale zostawiam pięć, bo jest w nim tyle prawdy, że aż szkoda, że nie może tego przeczytać ktoś z tych rodziców albo inny taki osobnik. *****
  • KarolaKorman 08.07.2017
    Często się słyszy, że przepisy są po to, żeby je łamać i chyba tę zasadę uznaje większość. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby robili to na własną rękę bez dziecka w drugiej, ale to wiązałoby się z wyjściem z domu kilka minut wcześniej, a czas to pieniądz i koło się zamyka. Potrzeba lat i bata, żeby to zmienić. Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania