Kongbaung

Niewiadomym było i dziwnym to w jaki sposób Pan Bartłomiej zginął w fontannie w centrum Annopolu. Woda w fontannie zmieniła się w czerwoną, na kształt tego jak Jezus zmienił wodę w wino. Padały różne przypuszczenia, acz odrzucano je.

W fontannie znaleziono łeb Pana Bartłomieja. To musiał być morderca działający w afekcie! Któż mógłby zrobić coś tak okrutnego! Lecz gdzie podziała się reszta zwłok? Zadawali sobie pytania mieszkańcy Annopolu. Sprawą zajął się naczelnik organizacji SID oznaczającej Szybcy i dokładni, Alojzy Bertramus, którego działania sfinansowane zostały przez burmistrza, aby w końcu skonfrontować sprawcę czynu jakże wstrząsającego. Od razu Alojzy wziął się do roboty. Razem z profesorem kryminologii, Radosławem i profesorem psychologii, Tadeuszem zaczęli pracę od przeszukania fontanny. Pan Alojzy nie miał zbyt dużej wiedzy specjalistycznej, ale wykazywał się dobrym planowaniem i zdolnościami przywódczymi. Polegał w pełni na swoich przyjaciołach.

Alojzy wyjął łeb i poobracał go w rękach, a wszystkiemu przyglądali się ludzie.

– Głowa została odgryziona zębami – Stwierdził Radosław. – Albo oderwana szponami.

– Nie tak głośno – zganił go Alojzy. – Co chcesz przez to powiedzieć?

– Otóż to, iż nie ma mordercy. Chyba.

– Czyli?

– Najpewniej to zwierzę.

– Jakie kurwa zwierzę? Tu w Annopolu, w centrum? Dobra niechaj wyznacza pan sobie ową hipotezę, ale morderca pozostaje niewykluczony. Idziemy dalej.

Zaczęto przesłuchiwać świadków. Pan Karol zeznał, iż słyszał tylko odgłosy psów. Pani Maria, mówi, że niczego nie słyszała poza pluskiem w fontannie. Z zeznań wynikało, iż nie zabito pana Bartłomieja w fontannie. Zabito go gdzieś indziej, a do fontanny wrzucono łeb.

Wkrótce odkryto kilka kości za cmentarzem. Powinny być to jego. A sto metrów dalej jeszcze buty. Profesor psychologii powiedział, że sprawca nie miał motywu. Kompletnie.

Następnego dnia Alojzy znalazł napis krwią na ścianie w zaułku. "Kongbaung przelewa krew. On ma taką słodką krew. Zapach Jego jak smród gówna, nie ważne. Wkrótce rytuał śmierci. Chowam się w zaułku."

– Kim jest Kongbaung, do nędzy?

Milczeli. Ale ten kto to napisał jest mordercą.

Potem rozdzielili się. Była już północ. Alojzy szedł chodnikiem i... Nagle usłyszał głośne wzdychanie, syczenie za rogiem w zaułku. Poszedł tam. Ujrzał coś niewiarygodnego, co było odpowiedzią na pytania. Wielkiego Aligatora. Tak Aligatora, aligatora Kongbaunga. Bez wahania wyciągnął pistolet parabellum z prawej kabury i jakby zatrzymał czas, by strzelać tak precyzyjnie, że aż strzelił potworowi w oko i między oczy. I w dziury nosa. Głośno wzdychał potwór, ale nadal żył. Ostatkami sił. Alojzy przeładował i wystrzelił kolejną serię, która zabiła bestię, której trofeum z głowy bestii powiesi sobie w biurze.

Powiedział wszystko burmistrzowi i sojusznikom. Lecz nadal nie wiedzieli kim był facet piszący krwią na ścianie...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania