Koniec pięknego świtu #1 - Pan Maciej
O poranku Pan Maciej znużony dotychczasowym nudziarstwem egzystującym wokoło zerwał się z łóżka cały spocony. To był koszmar. Straszny sen, mrożący krew w żyłach jak nic innego. Ni z tego, ni z owego stanął pośrodku pustego pola i z uwagą przyglądał się stadu kruków żerujących na bladym ciele kobiety. Nagie, oszpecone setkami ran leżało krzyżem w promieniach piekącego słońca i cuchnęło, naprawdę cuchnęło. Podszedł bliżej, mając nieco przekonania, że to wszystko nie jest do końca realne, ale też nie miał pewności na tyle, aby rzucić się po prostu w ptasią chmarę bez ryzyka. Surrealistyczna atmosfera stopniowo nabierała gęstości. Im bliżej, tym smród rozkładających się zwłok był znośniejszy. Jeden z kruków zauważył łysiejącego faceta po pięćdziesiątce i dał sygnał reszcie. Atak nastąpił szybko, w akompaniamencie upiornego krakania. Pan Maciej powoli tracił kolejne kawałki swojego ciała nie czując bólu, jedynie strach. I nawet kiedy się obudził nie mógł przysiąc, czy był on spowodowany atakiem żarłocznych ptaków, czy faktem, że martwą kobietą była jego córka.
Ponętna woń kawy rozbudziła w nim apetyt mocniej niż blade przebłyski słońca, w których tańczyły pyłki kurzu. Zaciągnął się raz, po raz, po czym podszedł do kuchenki i odgrzał resztki klopsów z zeszłego obiadu. Gęsty sos, w którym pływały trzy mięsne kulki, wyglądał jak skrzepnięta krew. Stara i powoli cuchnąca jak ciało jego córki w promieniach słońca. Kruki spijały ją, wpierw rozrywając żyły i tętnice. Była słodka.
Widok z balkonu na trzecim piętrze był obowiązkowym punktem początku dnia dla Macieja, Pana Macieja. Na lewo rozciągała się żelbetonowa puszcza osiedli, takich jak jego, zaś na prawo ruchliwe centrum miasteczka i śmiertelna ulica. Co dwa dni sprzątano stamtąd trupa lub kilka. Zwykle albo zadźganych ćpunów, albo nocnych spacerowiczów, zbyt głupich, żeby samemu sobie poradzić z demonami mroku. Jak Boga kochał, wierzył w nie od dziecka i miał pewność, że ich długie szpony niczym noże przeszywają ciała ofiar. Nigdy żadnego nie widział, ale słyszał nie raz. Bezsenność kilka lat wstecz dawała się mu we znaki o wiele bardziej niż teraz. Kilka godzin spędzonych na słuchaniu audycji radiowych lokalnego radia, czasami dla odmiany bezczynne siedzenie w fotelu i gapienie się w obraz kupiony na bazarze. Tandetny twór przedstawiał zwalone konary drzew na tle śnieżnych zasp i watahy wilków, choć bardziej przypominała ona zbiorowisko szarych zapałek w śniegu. Ale coś było w tym obrazie, magnetyzm, który przyciągnął Pana Macieja do stoiska starego wyjadacza, który zaoferował mu kosmiczną kwotę za to ''dzieło sztuki''. Zapłacił połowę sumy i odszedł, wiedząc, że stary handlarz będzie i tak skakał z radości. Demony wyły niczym wilki, szczerzyły kły niczym wilki i siały postrach jak one. Umykały jednak wzrokowi znacznie lepiej i były nieśmiertelne. To wszystko, spisane w podręcznym notesiku trzymał na wypadek nagłego ataku sklerozy.
Powietrze przesiąknięte spalinami i kolejną dawką niewinnej śmierci, która zaskoczyła spacerowiczów zeszłej nocy. Słyszał jakby przez sen dźwięk syren karetek i policji. Nie wstał jednak aby zaspokoić nęcącą ciekawość. Nogi odmówiły posłuszeństwa, stając się odrębną jednostką mającą własną wolę. Wola ta postanowiła, że nie ruszą się choćby o milimetr. Mógł tylko nasłuchiwać i domyślać się jak tym razem zginęli. Makabra z krwawym stylu, czy może kameralne zatrzymanie akcji serca na widok przerażającej istoty? Z radością wybrałby drugą opcję. Lodówka powoli zaczynała świecić pustkami, a ostatnio zbyt szybko służby porządku przybywały na miejsce zbrodni. Trzy klopsiki z mielonych płuc w garnku i trochę jelit w lodówce, zamarynowanych.
— Jasna cholera, pójdę tam i albo znajdę jakieś resztki, albo po prostu wykorzystam koło ratunkowe. Ten koszmar nie był przypadkowy. Nie boję się już. Wtedy też się nie bałem — Wszedł z powrotem do mieszkania i skierował się do wyjścia, naciągając po drodze na siebie płaszcz i wkładając pierwsze lepsze spodnie.
Klatka schodowa śmierdziała ludzkim moczem i cholera wie czym jeszcze. Mieszanka skutecznie otumaniała każdego, kto znalazł się blisko źródła smrodu. Zszedł szybko i wybiegł na zewnątrz, kaszląc niczym zagorzały palacz. Do celu miał kilkadziesiąt metrów, a po drodze jednego pijaka spokojnie siedzącego pod drzwiami sąsiedniej klatki. Przechodząc obok starał się unikać kontaktu wzrokowego, ale żul nie mógł zmarnować okazji. Wyciągnął brudną pomarszczoną dłoń i zatracającym głosem wymamrotał prośbę.
— Panie Macieju... Przecież ma pan.
— Ani grosza.
— Panie Macieju... — Jego głos cichł coraz bardziej, jakby wypowiadane słowa były ostatnimi w jego życiu.
— Człowieku, nie mam. I nawet nie pytam, skąd znasz moje imię. — Poczuł, że zbliża się fala głodu. Pora śniadania przypomniała o sobie nieubłaganie, a pijak mimo brudu wciąż był złożony z mięsa i krwi. Słodkiej krwi.
— Nie masz nic, nawet grosza, ale ja mam coś dla ciebie, widzisz?
Zobaczył przed sobą dwie postacie po obu stronach pijaka. Stały w milczeniu z opuszczonymi głowami, rozmazane i niewyraźne. Przetarł oczy, ale nie zniknęły. Były nadal, tak jak strach, który chwycił go w swoje szpony, oblewając ciało zimnym potem. Cofnął się o krok, po czym szybkim ruchem otarł łysinę z kropli potu.
— Widzisz?
— Nie... nic nie widzę.
— To dlaczego się boisz? Pijaka nigdy nie widziałeś? A może widziałeś ją? — Wskazał palcem na stojącą kilka metrów dalej kobietę. Naga, blada i cała w głębokich ranach, z których sączyła się ropa. Puste, martwe oczy spoglądały na niego, paraliżując ciało i umysł. Pierwszy raz głód samoistnie wyparował jak przejściowa ekscytacja, złudne szczęście. Zbliżała się powoli, stąpając niepewnie. Głęboka dziura w miejscu lewej piersi wyglądała jak wejście do ścieków, otoczone szlamem i brudem. Ciemne i nieprzeniknione.
— Widziałem, ale to ma sensu. W ogóle nie ma sensu. — wymamrotał, starając się oddychać najspokojniej, jak to tylko możliwe.
To przecież tylko głupi koszmar jak każdy. Głupi, bez sensu. Obudzi się znowu w łóżko cały spocony z potwornym głodem i zaspokoi go. Zje wszystko, co tylko ma, a potem pójdzie i weźmie, co mu się należy.
— Tak bardzo z tobą źle, Macieju? Widzisz demony i trupa swojej córki. I wszyscy chcą cię ubić, jak świnię. Tak jak ty ubiłeś ich. — Słowa te zadziałały jak sygnał. Dwie postacie stojące obok pijaka odsłoniły swoje twarze, które przybrały ludzkie kształty, bardzo mu znajome. Ofiary, które padły łupem demonów, a które stały się częścią zapasów pana Macieja — jedynego demona, jaki istniał naprawdę. Miał cały komplet noży w szufladzie tylko do jednego celu.
— Nie ja. Demony. Są tu i robią to, do czego zostały stworzone. — Niewinność była priorytetem. Świadomość już dawno wyprała wszystkie wspomnienia z ćwiartowania i uprzedniego zamordowania córki. To się po prostu nie wydarzyło, a nawet jeśli, to tylko w chorym, koszmarnym śnie, który najwyraźniej trwał nadal.
Pijak wydał polecenie. Niezrozumiałe i cicho, ale cała trójka wiedziała co robić. Pan Maciej umarł, został tylko Maciej. Gdziekolwiek by nie poszedł, mówili tylko Maciej, albo nie mówili nic. Lustrowali wzrokiem po jego bladej twarzy i widzieli w niej wszystko to, co wydarzyło się tamtego ranka, gdzieś na pograniczu jawy i snu. W takich chwilach dostrzega się to, co było oczywiste. Maciej miał w sobie kilka litrów słodziutkiej krwi i kilogramy mięsa. Wszystko tylko dla siebie.
Komentarze (9)
"Maciej powoli tracił kolejne kawałki swojego ciała nie czując bólu" - wiadomo, że swojego. Nadokreślenie.
"Obudzi się znowu w łóżko cały spocony z potwornym głodem i zaspokoi go." - łóżku.
"Dwie postacie stojące obok pijaka odsłoniły swoje twarze, które przybrały ludzkie kształty, bardzo mu znajome." - znów nadokreślenie.
OK, wolno się rozkręca, przez co trochę nuży, ale momenty ma. Podoba mi się niejednoznaczność puenty. Umarło w człowieku coś, ale czy umarł człowiek. Jeśli nie traktować tekstu dosłownie - zyskuje. Sam zapis bardzo poprawny, choć niekiedy nazbyt spiętrzone opisy zwalniają wszystko. Byłoby to ok, gdyby tekst był w częściach, ale klamrujesz go tu, przez co akt finalny jawi się jako pospieszny.
Silne 4
Jestem ciekawy też czy zauważyłeś, że to konto fantomarok. Bo nie wiem czy ten avek nie wprowadza w błąd :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania