Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Koniec zarazy

Przez ostatnie pół roku życie wróciło do normy osiedlili się, przyzwyczaili do tamtejszego klimatu, nie zapomnieli jednak o ostatnich wydarzeniach, przed oczyma przewijały się im chodzący zmarli, którzy byli wcześniej ich przyjaciółmi, znajomymi, rodziną, jak atakowali i pożerali innych ludzi, jedni którym udało się przeżyć pomagali sobie nawzajem inni nie wytrzymywali psychicznie i skakali z budynków ku twardej posadce , z takich jak bloki czy wieżowce, gdzie indziej strzelali sobie w głowę przykładając lufę do skroni . Natomiast wytrzymalsi pragnący żyć i walczyć zakładali bezpieczne przystanie dla ocalałych . Jedną z pierwszych obozów był ten prowadzący przez Dawida, znajdujący się na niewielkim wzniesieniu mającym około 400m n.p.m. była uważnie sprawdzana , co cztery dni robiono obchód, sprawdzając czy ludzie nie mają żadnych objawów pandemii, ci którzy okazywali się zarażeni trafiali do ogrodzonych stacji badawczo-szpitalnych , gdzie próbowano ich wyleczyć . Najwyżej położeni ludzie tacy jak : Dawid , Henryk , Kasia , Benia i Iwona . Kasia była swierzo uratowaną członkiniom ocaloną podczas ucieczki z ,,W.I.O.C.H.Y.'' . Gdzie od tamtej pory wykazała się spostżegawczoscią , sprytem i zawziętoscią, która zawsze prowadziła do czynów po jej myśli . Pewnego chłodnego popołudnia, podczas wspólnego posiłku, wszyscy zebrali się w największym wybudowanym własnoręcznie budynku centralnym, gdzie roztrzegano najważniejsze decyzje, decyzje o poczynaniach mieszkańców. W pomieszczeniu po rozpoczęciu ogłady, zaczął się harmider. Ludzie krzyczeli, przeklinali, oczerniając odpowiedzi, które dostali. ,, Czy macie pomysł, jakie będą nasze następne działania ?'' W całej sali zapadła grobowa cisza, nikt się nie odzywał wyczekując na słowa odpowiedzi, czekali tak chwilę z taką niecierpliwością, aż z końca grupy osadników usłyszano chóralne słowa oburzenia :

- Uratowali nas z rąk organizacji ! A pozwolą nam zamarznąć ?!

Wszyscy siedzący, od Dawida przez Kasandrę, Benię, Iwona, aż po Henryka wstali z krzeseł i odpowiedzieli chórem, równie zgranym ale ciszej.

- NIE !!!

Dawid sam przemówił po wykrzykniętym słowie.

- Powiadomiono mnie z samego rana, że prace nad lekiem idą naprzód m więc możemy spodziewać się , że za oko 2 tygodni, jeśli przyniesiemy swieże próbki z gniazda, czy strefy zero miejsca gdzie stworzono to cholerstwo. Nie pozwolimy wam i waszym rodziną , znajomym UMRZEĆ !

Te słowa zostały owite gromkimi krzykami, pogwizdami i innymi odgłosami radości. Wydawało się Dawidowi, że nawet widział wyrzucone z zachwytu staniki albo, nawet stringi .

- Co ty wyprawiasz? Spytał szeptem, zaciekawiony chorąży Henryk .

- Nic , trzeba dodać im otuchy, więc tak robię .

Gdy szedł spać przewijała mu się scena składania obietnic, myślał tylko co zrobić, nie uciekała z głowy więc pobiegł na zebranie sztabu dowodzącego, by zgłosić swoją kandytaturę do tej misji .

- Jeśli ty . To i my ! Odpowiedziały chórem dziewczyny .

- Dziękuję wam . Naprawę doceniam wasze wsparcie, a co ty na to Henio ?

- No już dobra . Nie pozwolę, żeby jaki truposz zabił ciebie, przede mną .

Mówiąc to, usmiechną się jednym, kącikiem ust . Następnego dnia cały obóz Następnego dnia, cały obóz stał czekając przed jego drzwiami, na jego wymarsz , zarówno ocaleni jak i zwiadowcy . Przed wejściem stali już uzbrojeni koledzy, z żywnocią i amunicją w torbach na plecach mieli zawieszone dwa typy broni białej, którzy kolejno zabrali : Henryk(kij bejsbolowy i kuszę) , Kasandra (noże do rzucania ) , Benia (SAI - japoński sztylet) , Iwona ( metalową rurę z wmontowaną baterią , aby dodatkowo porazić napastnika i nóż do rzucania ze sznurkiem , aby mógł do niej wrócić), w końcu Dawid uzbrojony w procę na metalowe kule, lub większe kamienie i jakżeby inaczej w katanę też z podłączoną baterią , wszyscy się skupili na broni, że zapomnieli o prowiancie i apteczce , zorientowali się dopiero po ujrzeniu admirała z plecakiem podróżnym , Dawi zaczekał więc przed bramą wejściową, usiadł na murku i przyglądał się stworzonej przez nich społeczności, kiedy wszyscy byli już gotowi przeszli przez bramę na ulicę z pozostawionymi w pospiechu samochodami i słuchali odgłosów, kiedy byli gotowi by ruszyć gestem dłoni nakazali zamknąć wejście . Zdążyli jeszcze usłyszeć przytłumione głosy :

- Powodzenia .

Odpowiedzieli im gestem salutującym i ruszyli w drogę . Przeszli już trzy ulice nie musząc się bronić , jednak postarali się utrzymywać czujność , gdyż jeden atak nawet 10 trupów mógł zagrozić ich misji , doszli tak do centrum gdzie czekała ich potyczka aż z 20 stworów . Więc wszyscy wymierzyli broń : kuszę, noże, shuriken i procę ze stalową amunicją, którą można zamienić z większymi kamieniami . Zaatakowali ich, nim ci zdążyli ich zauważyć, co i tak pewnie jaki czas by zajęło pół martwi nie obsługiwali wszystkich zmysłów, o ile w ogóle jakies mają ? Po zabiciu kilku na odległość zaczęli używać drugich przyrządów ataku. Dawid odciął dwóm głowy, Iwona poraziła kilku metalową elektrorurą, Benia rzuceniem japońskim sztyletem przebiła jednemu krtań i zaatakowała następnego Henryk rozłupał jednemu czaszkę , drugiemu zafundował cios w brzuch, a trzeciego napastnika kopnął butem do wspinaczki z wbudowanymi kolcami, zamierzał go wyjąć gdy w tym momencie sam zaczął potrzebować pomocy jednego ze swoich kompanów, mianowicie otoczyła go grupa zainfekowanych, która wykazywała się wysoką prędkoscią, w odróżnieniu do pozostałych . Z jednej uliczki prowadzącej do tej gdzie się znajdowali wyjechał samochód, nie byle jaki samochód a ,, Hennesey VelociRaptor 6x6 , zwany też ,, Potworem na szesciu kołach , który podjeżdżając stratował pobliskie kręgle ,wleczące się i jęczące na drogach . Po zatrzymaniu, uchylił szybę nakazując :

- WSIADAJCIE !

- Ekipa ! Do wozu !

Zakrzyknął przywódca i wszyscy osłaniając siebie nawzajem wsiedli. Po usadowieniu usłyszeli pytanie z ust drivera .

- Czemu nie jesteście ?

- Zmierzamy do …

Zamilkł, próbując sobie przypomnieć położenie tego osrodka.

- Po cóż to ?

- Powiedzielismy mieszkańcom naszej osady, że prace nad lekiem idą na przód i to kwestia tygodni .

- Pospieszyliscie się o dobre kilka lat, ale was podrzucę właśnie jechałem tam ze swieżym prowiantem.

- Szczere dzięki

- Jak to , kilka lat ?

Dawid słysząc zaskoczenie Kasi aż skulił się w sobie, rozluźnił się jednak po łowach :

- Będzie kwestią tygodni, jeli przywieziemy swieże próbki z gniazda nieumarłych, ale to misja samobójcza więc brak ochotników, tylko ktoś niezwykle odważny albo głupi wybrałby się na taką misję .

- My tacy jesteśmy . Powiedziała z entuzjazmem Kasia .

- Tak , musimy i chcemy pokonać tego wirusa, oraz przynieść spokój wszystkim zdrowym ludziom .

Te słowa wyszły z jego ust z takim przekonaniem, że aż wszystkich wstrząsnęło , co mogło być zarówno skutkiem zjechania z ubitej, asfaltowej górki .

- Powiedz nam tylko, co trzeba zrobić ?

- Tego dowiecie się od badaczy ze stacji, która jest tam , za tym budynkiem .

Jedną dłonią wskazał miejsce o którym mówił, a drugą trzymał kierownicę .

- Dobrze, więc prowadź .

Odezwała się Kasia wystawiając głowę między przednie siedzenia, dochodziła godzina 5 minut 30 , kiedy zajechali pod bramę, zatrzymali się przed nią aby facet bądź kobieta , trudno powiedzieć miało posturę futbolisty ale wyglądało na kobietę, długie lśniące włosy błyszczące oczy, jaskrawo pomalowane paznokcie i taka ilość tapety aby upodobnić się do dziewczyny, że można by zakleić cały dom bez wycinania elementów. Iwona nie mogła oprzeć się pytaniu, które w końcu zadała :

- Przepraszam panią. Czy możemy zatrzymać się tu , by porozmawiać z pani przełożonymi a my zrobiły byśmy sobie pazurki ? Mówiąc to liczyła na odpowiedź z obużeniem, niespodziewała się usłyszeć :

- Jasne kochanienka , już was wpuszczam . Odpowiedziało z taką radoscią, jak dwie psiapsiuły spotykające się po latach w sklepie podchodząc do jednej kasy . Brnię aż zamórowało, więc przez resztę drogi milczała, aż dotarli do budynku głównego, dużego zabudowania z kamienia , przed którego wejsciem były piękne egipskie kolumy z błota, cegieł i kamieni .

Ze srodka wyszedł prawdziwy facet w dużej kietce, takiej jak zakonnice tyle że białej, na którego szyii był zawieszony największy, jaki kiedykolwielk Dawid widział, był to pół księżyc ze złota, zmniejszym księżycem w srodku z tą różnicą że był ze złota.

- Witajcie ! - Przywitał tak pełen entuzjazmu, jakby cała zaraza niemiała miejsca .

- Witaj o wielmożny sułtanie - Zawołała cała zgraja, niczym w chórze kościelnym.

- Z jakiego powodu, możemy szczycić się waszą wizytą ? Zawołał chcąc być serdecznym kłaniając się przed nimi

- Tak, tak, serdecznie i szarmandzko, ale przybylimy tu, bo podobno jesteście bliscy znalezienia antywirusa . Powiedział z nadzieją w głosie .

- Po nie kąt , potrzeba nam jeszcze jednej rzeczy .

- A jakiej ? Spytał pełen radości Dawid .

- Pewnego narządu . Mózgu pacjenta zero . W momencie wypowiedzenia tych słów w całym ośrodku ucichło .

- To misja samobujcza, więc brak ochotników . - Słowa zostały wypowiedziane w taki sposób, w jaki ostatkami sił dziadek żegna się i pociesz swoje wnuki, na łożu śmierci . Po przygotowaniach załoga wyruszyła w kierunku czyhającej na nich śmierci, po drodze mijali opuszczone stacje benzynowe, odizolowane budynki w których gdzieniegdzie poruszały się powolnie sylwetki wcześniejszych ludzi.

- Już niedaleko, przygotować broń.

Wszyscy zaczęli ładować swoje pistolety, karabiny, choć ich czyny zostały stłamszone przez Henryka i Dawida.

- Zwariowaliscie, chcecie aby cały rójwiedział o naszej obecności ? Jeden z żołnierzy zareagował tak szybko, że pistolety, karabiny i inne bronie palne zostały schowane w trymiga .

- Polecamy poruszać się jak najszybciej, nakazujemy tylko być ostrożnym i uważnym . Tym bardziej tu w siedlisku zła i okropieństw. Symbolicznie wskazał palcem grunt na którym stili, po czym poprowadził oddział dalej, przez rozczłonkowane, rozszarpane ciała, ludzi którzy zatrzymali się przed zarazą w tym miejscu by zaznać spokoju od zmłudnej codzienności. Dotarli do serca siedliska umarłych . Widok jądra napawał , czy zalewał ich strachem, pomimo paniki i mdłości podeszli do stojącego w srodku filara z całości wykonanego z ludzkich wnętrzności i dziwnej zielono - żółtej brei . Mieli drobny problem z podłączeniem ładunków wybuchowych, ale udało im się z nimi uporać . Schowali się za scianą z żeber i płuc, niebyli do końca pewni, ponieważ większość była podgryziona i zarosnięta czyms na wzór mchu, z tą różnicą że to mierdziało niezmiernie, ich nosy czuły fetor gnijących ciał i płynów wydobywających się z nich, ruszyli ku wyjściu puki co nie natknęli się na żadne przeszkody . Gdy pokonali zakręt i dzieliła ich już niewielka odległość, przynajmniej tka że było widać je patrząc przed siebie, usłyszeli jak biegnie ku nim chorda zarażonych, najszybszych z poruszających się zgniłych pozbawionych rozumu pokrak, która zaczeła biec za nimi, jęcząc tak że po chwili cały rój wiedzniał o ich obecnosci więc musieli się spieszyć niczym uczeń zaspany z pierwszą lekcję. Kiedy rozkaz uciecki zadziałał i wyprowadził ich na zawnątrz, ładunek dksplodował wyrzycając wszystko w powietrze, grupa mogła wkońcu złapać haust swieżego powietrza, powrócić do osady by przekazać radosną wiesć o powodzeniu misji, cała wioska zaczeła się radować i gratulować powruconym.

- Wkońcu będziemy mogli wrócić do rodzin ! Nie żeby było nam tu żle, ale...

- Ale musicie przekazać, że to koniec .

- Tak , dokładnie ! Odpowiedział z entuzjazmem rozradowanego dziecka, które pod choinkę dostało wymarzoną zabawkę .

- Dobrze, mój drogi kompanie idziemy, wracamy do bliskich nam osób .

Wyruszyli w drogę powrotną, tym razem nic niewyszło im naprzeciw, okazało się że rój był czyms na kształt raka, czy cos w tym stylu. Jednego dnia wysadzili gniazdo trupów, drugiego było ich mniej, i tak do 7 dnia, kiedy przejeżdżając konno dotarli do osady po drodze sprawdzając i informując o swoim wyczynie. Kiedy znaleźli się przed swoją fortyfikacją usłyszeli krzyki radosci, zabawy i odgłosy trimfu, kiedy ujżono wybawców otoczono wszystkich i zaczęto im wiwatować, gratulować i informować o trzymanej w nich wierze . Po zabawie, która trfała tym razem mogła trwać do namego rana, próbowano oswoić się z myslą trimfu, i zaczęto wracać do normalnego życia, stopniowo wracano do cyłych czynnosci, potrzebie jazdy po produkty spożywcze które niebyły jeszcz powszechnie dostępne, pierwsz wyjazdy do pracy i odbierania dzieci ze szkół i przedszkoli, aż na dobre zapomniano o tamtejszych wydarzeniach, mając jednak w głowie swiadomosć o gotowosci na wszystko i w każdej okolicznosciznaleźć drogę wyjscia, z danej sytuacji .

 

The End

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania