Koński Ogon część 1

Koński Ogon część 1

 

 

Mam parę pomysłów na dalsze części .Czuję się trochę, jak Alice w zaczarowanym świecie ,daleko od domu. Dlatego też, sorry za błędy i inne tam skomplikowane metafory.Gdyby coś, to jestem gotowa i gdyby nie coś, to też jestem gotowa.

 

 

 

Naprawdę, jesteśmy im to dłużni ? Niewystarczy, że już od urodzenia ciąży na nas klątwa siedmiu pokoleń ? - wyszeptałam z duszącym głosem, sama do siebie .

 

Jestem wściekła i rozżalona na cały świat. Nie mogę się z tym pogodzić, jak bezlitosne i bezkompromisowe potrafi, być nasze życie. Bierze sobie to, na co ma ochotę, a potem porzuca i zostawia nas samych, z wyrzutami sumienia.

 

Prawię, już od dwóch godzin krąże po starówce, jak dzika lwica, zamknięta w klatce i katuję się tym monologiem . Bardzo lubię stare miasto, jest dla mnie azylem w ciężkich chwilach . Szczególnie o tej porze roku, kiedy światło jesienne ,odbijające się od kolorowch liści, wypełniało całą ulicę ciepłem ,a zapach pieczonych jabłek unoszący się w powietrzu przypomina, jak warto jest żyć, mimo samotności, na jaką jesteśmy skazani.

Kamiennice, kręte uliczki, fontanny z kamienia, stare kościoły, schody prowadzące w nieznane oraz drzwi, takie ciężkie, drewniane , lekko rzeźbione, z metalową kołatą to wszystko jest, jak zaczarowane .

 

Nie wiem ile czasu spędziłam na rozmyślaniu, tułając się tak bez celu.Nagle, coś zwróciło moją uwagę.Na starym Dębie przyklejony był olbrzymi plakat. Wielkimi, czerwonymi literami było napisane.

 

Panowie i panie. Koński Ogon serdecznie zaprasza na magiczne przedstawienie podczas, którego każdy uczestnik ma możliwość, odnalezienie swojego, zagubionego Ja. Tylko dzisiaj. Początek o dwudziestej, a zakończenie.... jest indywidualne- przeczytałam na głos, uśmiechając się przy tym .

 

Koński Ogon ? - Odnalezienie swojego Ja?- Koniec indywidualny ? -To musi być rzeczywiście jakaś magiczna abstrakcja, a właściwie, to dlaczego nie ?-pomyślałam.

Tak naprawdę nie mam nic do roboty, a może, to właśnie będzie ratunkiem dzisiejszego dnia ?

Nie zastanawiając się dłużej, ruszyłam w poszukiwaniu domu, w którym miało odbyć się, to przedstawienie.

Na dworze zapanowała jesienna ciemność.Miałam wrażenie, że pogubiłam się między tymi starymi domami.Niespodziewanie jednak, usłyszałam gdześ w oddali muzykę,a raczej, jak ktoś grał na katarynce.Postanowiłam udać się w tym kierunku.

Zbliżając się rozpoznawałam nawet, melodię kataryniarza i nie wiem, jak to się stało, ale idąc, tak dalej zaczęłam ją śpiewać.

 

Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga, chodź opowiem ci bajeczkę, bajka będzie długa.

Przede mną stał kataryniarz w czarnym, zniszczonym już fraku do, którego przyczepiona była duża, czerwona mucha .Jego długie, białe włosy, spadały mu na ramiona, na głowie zaś, miał cylinder, z prześlicznym rumiankiem po środku.

Od pierwszego spojrzenia wzbudził we mnie sympatię . Na mój widok przerwal grę i, z uśmiechem ukłonił się, rzucając przy tym cylinder w górę, który następnie, z wielką dostojnością lądował , z powrotem na jego głowie.

 

Serdecznie witamy i zapraszamy - przemówił kataryniarz. - Panieneczko, nim dalej wyruszysz w podróż, proszę o zapłatę.Tylko od od ciebie zależy, jak duży grosik to będzie.

 

Po czym wskazał mi mały otwór, znajdujący się pośrodku katarynki.Bez zastanowienia wrzuciłam, parę drobniaków i w tym samym momencie, otworzyła się mała szufladka pod otworem, na pieniążki.

 

To dla ciebie -wyszeptał kataryniarz.-Twój bilet, który będzie twoją przepustką, w dalszej wędrówce.

 

Niepewnie wyjęłam kartę, na której napisane było jedno słowo . - Czarownica .

 

No super -pomyślałam. -Dobry początek magicznej abstrakcji.

 

Za kataryniarzem , było wąskie przejście, na mały dziedziniec . Ten skolei, oświetlony był latarniami, które wskazywały dalszą drogę.

Raźnym krokiem udałam się w kierunku drzwi, które stały otwarte, już na ościerz. Schodziłam w dół, krętymi schodami , w głąb domu. Zatrzymała mnie, dopiero olbrzymia kurtyna, którą musiałam, z wielką siłą odsłonić, aby przedostać się do środka.

 

Ku mojemu zaskoczeniu miejsce do, którego wkroczyłam, było olbrzymią sceną na, której stało już parę widzów, oczekujących, z niecierpliwością na przedstawienie. Dopiero teraz, dostrzegłam, że naprzeciw sceny były jeszcze trzy kolejne, zasłonięte czerwonymi kotarami.

 

Nagle pjawił się nasz gospodarz , Koński Ogon. Mężczyzna piękny i dojrzały, z długimi, bujnymi, czarnymi włosami, spadającymi mu, aż do pośladków, w koński ogon związany.Miał na sobie białą koszulę, lekko odpiętął oraz czarne, smokingowe spodnie. Wyglądał jak Torreador.

Mogła bym zostać jego Torredorką -przebiegło mi przez głowę. Jednak, to nie to, było w programie.

 

Najbardziej zafascynowały mnie jego oczy, duże i zielone, bezwzględne i miłosne, drapieżne i pełne namiętności.

 

Panowie i panie- przemówił. Chciałby was zabrać w podróż,podczas której odnajdziecie swoje, zagubione Ja. Ci wszyscy, którzy nie potrafią mi zaufać, niech wracają skąd przyszli.

 

W tym samym momencie spojrzałam mu w oczy i poczułam, jak strach i niepewność znikają. Byłam tylko ja i on .

 

Wybierz scenę, którą chcesz odsłonić- wyszeptał mi do ucha. Jak w transie podeszłam do pierwszej, z prawej i odsłoniłam ją.

 

Wow ! -wykrzyknęłam.

Na przeciw mnie, stało olbrzymie akwarium.

Koński Ogon stał obok drabinki prowadzącej do akwarium i trzymał w ręku lniany sznur.

 

Pewnie mnie teraz zamorduje, a zwłoki wrzuci rybkom na pożarcie -pomyślałam. W tym samym momencie uśmiechną się do mnie, przeczuwjąc, o czym myślę.

 

Lina, będzie ci dalszą drogę wskazywała -oświadczył, po czym zamachnąwszy się, wrzucił ją do akwarium.

 

Drugim końcem ,zaopiekuję się osobiście.Jeżeli będziesz chciała wrócić, wystarczy wymówić słowo z karty, którą dostałaś od kataryniarza .

 

Energicznie wdrapałam się po drabince na szczyt akwarium.Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.Przede mną otwierała się głębina morska.Poczułam prawdziwy zapach morza, a bryza wiatru pieściła moją twarz.Jeszcze raz spojrzałam na Koński Ogon i dopiero teraz zrozumiałam, że to wszystko dzieje się naprawdę.To nie żart, albo jakieś tam absrakcyjne przedstawienie.

 

Logicznie myśląc nie boję się wody i mam wielki szacunek dla morskich przestrzeni i jej

bogactw.Jednak tak po prostu zanurkować, bez butli tlenowej w akwarium, które w

rzeczywistości nie jest żadnym akwarium, tylko niekończącą się morską otchłanią,

dla mnie, możliwe jest przez siedemdziesiąt sekund, a co będzie potem? -pomyślałam.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania