Korona — margines
[Podaj pół szklanki — nie więcej.]
Korona spięta w łuk, nerw niesie kurz jedną żyłką, dzbanek lekki — strużka wchodzi cienko, roślina bierze krople: 2—2—4, jedna na rancie rysuje półksiężyc i stygnie, nie ścieram, przekładam liść i przy ogonku włókno strzyże jak nitka.
Tuż przed domknięciem łyk zwalnia; ciemny krąg składa się w równą obrączkę, przy brzegu żółknie włos. Palec wchodzi do pierwszego knykcia, chłód wraca z dołu bez błota; cofam dzbanek o włos i strużka rwie się w powietrzu.
Przesuwam donicę o centymetr w głąb i obracam o ćwierć, twarz korony schodzi w półcień i bierze ten układ; „tik” glazury o parapet, dzbanek milknie, zapach mokrej ziemi podnosi metal w gardle — pod paznokciem zostaje jasny półksiężyc; korona przysiada w półcieniu — jak jej gest.

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania