Koronowa-demencja
To był ciepły letni wieczór, za oknem ptaki śpiewały tak jakby dopiero by się obudziły.
Siedziałam z kubkiem herbaty przy oknie i nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
— Kto tam? — Nic nie mogłam zobaczyć, bo wizjer był zaklejony gumą do żucia.
— To ja, twój przyjaciel — zaśmiał się ktoś głośno, a mnie przeszły dreszcze.
— Nie ma nikogo w domu — odpowiedziałam grubym głosem.
— A kto odpowiada? Bo ja słyszę, że to ty jesteś w środku. —
Ktoś nie ustępował, pukając coraz głośniej.
— Odsuń się, to może je otworzę —powiedziałam ciszej niż poprzednio.
Szuranie i pisk zawiasów rozległ się po klatce schodowej.
— Hallo! Jest tam ktoś? — Nikogo nie było widać.
I nagle wejście otworzyły się szerzej.
— Tu jestem! — Metalowy Lew kołatka wyszczerzył zęby.
— To ty! — krzyknęłam z ulgą, kiedy kołatka okazała się moim gościem.
— Kwarantanna się skończyła możesz już wyjść z mieszkania. — Kołatka Lew był dumny z siebie, że zapukał do moich drzwi.
— Zaprosiłabym cię do środka, ale wiesz mieszkamy po dwóch różnych stronach.
— Wyjdź na zewnątrz! Odwiedzaj mnie częściej.
Drzwi zamknęły się za nią.
Zapomniała o kluczach, telefonie i adresie.
Poczuła się wolna.
Komentarze (11)
Niestety. Nie mam lwa na drzwiach:)
Obadaj:
To był ciepły. letni wieczór. Za oknem śpiewały ptaki, co dopiero przebudzone.
*
I nagle spojrzałam na zewnętrzną stronę drzwi
– Ty jestem...
*
Koniec kwarantanny! Możesz już wyjść z mieszkania.
Pozdrawiam🤠:)
W szkole pisaliśmy opowiadanie, koniecznie musiały być dialogi, a ja nie lubię pisać o ludziach, więc wyszło to tak. 🙂
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania