Pokaż listęUkryj listę

Kosmiczne Zjawiska W Baśniowym Ogrodzie I Natłok Różnych Dziwacznych Motywów

Opowiadanie

 

"Kosmiczne Zjawiska W Baśniowym Ogrodzie I Natłok Różnych Dziwacznych Motywów"

 

gatunek: sny/fantastyka/fantasy/surrealizm/podróże/przygoda

 

Subtropikalne, Wilgotne, Średniej Wielkości Miasto-Ogród. Wybrzeża Morza Wiecznej Imprezy. Lata 2009-2013. Przez cały czas był zachód słońca, a niebo miało pomarańczowy kolor.

 

Hipis, Hipiska, Pisarz Beat Generation, Pisarka Beat Generation, Dziennikarz Gonzo, Dziennikarka Gonzo, Plażowicz, Plażowiczka, Rastaman, Rastawoman, Raper i Raperka byli lubiącymi pisać opowiadania, tworzyć muzykę i podróżować poszukiwaczami przygód, a dla siebie nawzajem: kolegami i koleżankami. Mieli po dwadzieścia cztery do dwudziestu ośmiu lat. Siedzieli w dużym parku w centralnej części miasta, na ławkach wokół stawu. Mieli przy sobie radiomagnetofon, z którego wydobywała się muzyka funk, disco, rap, dance, pop i r'n'b. Zjedli dwie pizze z serem, ketchupem, pieczarkami, oliwkami, bananem i małżami oraz wypili chłodną, orzeźwiającą, gazowaną oranżadę, w liczbie po dwie butelki na osobę. Następnie wstali, wyrzucili odpady do dwóch z kilku okolicznych pojemników i zaczęli tańczyć zabawne tańce z kilku różnych gatunków, spotykanych zazwyczaj w klubach dyskotekowych, w miejscowościach plażowych oraz na festynach w dużych miastach.

 

— Bardzo lubię te imprezy w plenerze! Są na lajcie! Bang, bang, bang, bang! — rozbawiony Rastaman skomentował z humorem.

— Hey, hey, hey, hey! Na, na, na, na! Yo, yo, yo, yo! Yooooo man! Ziooom! La, la, hey, hey! Bang, bang! — dodał roześmiany Raper.

 

Na najbliższy parking przyjechał duży, żółtozielony samochód osobowy o kanciastych krawędziach i niezwykłych właściwościach, bo potrafiący pomieścić trzydzieści dziewięć ludzi, mimo że wygląda na zaledwie czteroosobowy. Dwanaście imprezujących oraz relaksujących się osób przestało tańczyć, przebiegło przez ulicę i po krótkim odcinku chodnika lub trawnika, po czym wsiadło do pojazdu, który następnie odjechał.

 

Samochód ruszył w kierunku znajdującej się na dalekich przedmieściach dzielnicy stu kilkudziesięciu niedużych domów, otoczonych dosyć rozległymi ogrodami ozdobno-rekreacyjno-spożywczymi. Graniczyła ona z lasem i łąką, a także była położona niedaleko jeziora.

 

— Ale tu jest odlotowo! — wesoło krzyknęła Hipiska.

— Taaaaak! Całkiem jak w starych, dobrych czasach! — stwierdził nostalgicznie Pisarz Beat Generation.

— Niezwykle oryginalnie, klasycznie i autentycznie! — zauważył uradowany Plażowicz.

— Kultowo i przebojowo! — dodała Plażowiczka.

 

Pojazd dojechał na miejsce. Zatrzymał się na parkingu, a wtedy wszystkich dwanaście osób wyskoczyło na zewnątrz. Przeszli przez bramę, nad którą przefrunęło dziewięć niebieskich i fioletowych rozgwiazd, oraz poszli wzdłuż polnej dróżki. Minęli tablicę z dziwnymi tekstami oraz rysunkami. Na widok ludzi, spośród pobliskiej niskiej, rozłożystej, gęstej roślinności wyskoczyły dziesiątki szarańczaków, karaluchów, żab, ropuch, traszek oraz jaszczurek, które następnie skoczyły wysoko w górę, a wtedy pofrunęły w stronę pobliskiego lasostepu.

 

Podróżnicy przyszli na łąkę, skrywającą się pomiędzy stoma dziewięcioma ogrodami w kształcie otoczonych niskimi żywopłotami czworokątów, a składającymi się z trawników, sadów oraz kwietników. W środkowych częściach tych krajobrazowych kompozycji stały parterowe domy jednorodzinne, niewielkie lecz przytulne.

 

Poszukiwacze przygód przeszli po dróżce między krzewami o wielkich liściach a drzewami owocowymi, obok obszaru porośniętego niskimi i wysokimi kwiatami polnymi oraz ogrodowymi, a także przez trawnik posiadający staw z niebiesko-zielono-szaro-brązowymi żabami i otoczony grzybami basen, po czym zaszli na wąski trawnik znajdujący się między jednym z domów a rzędem niskich kwitnących drzew liściastych o potężnych kwiatach.

 

Z nieba spadło dwanaście złotych albo pozłacanych, błyszczących, dętych instrumentów muzycznych o kształtach i rozmiarach muszli dosyć dużych ślimaków morskich. Tajemnicze przedmioty wpadły prosto w ręce wypoczywających ludzi, stojących właśnie w kręgu i freestylujących oraz tańczących breakdance na słonecznym trawniku, gdzie śmiały się kwiaty, rapowały grzyby, śpiewała koniczyna i beatboxowały mchy, a źdźbła traw kołysały się w tańcu.

 

Imprezujący i wypoczywający podróżnicy chwycili w swe dłonie niezwykłe, muszlokształtne przedmioty, zaczarowane magiczną różdżką w bajecznym pałacu przez czarnoksiężnika latającego na dywanach. Dmuchnęli w niezwykłe obiekty, a te wówczas wydały przepiękne dźwięki oraz uwolniły ze swojego wnętrza dziesiątki pomarańczowych, różowych i zielonych gwiazdek, które wzniosły się wysoko w powietrze, a po dwudziestu pięciu sekundach rozpłynęły się w powietrzu.

 

Ludzie zaś, powoli, niespodziewanie oraz ku swojemu zaskoczeniu i zdziwieniu, również oderwali się od powierzchni trawnika, po czym delikatnie wylądowali na dachu domu. Ponownie dmuchnęli w muszlopodobne instrumenty muzyczne, a wtedy pofrunęli tak bardzo wysoko, że znaleźli się na rozległej, jasnoszarej chmurze, powoli przesuwającej się po jasnoniebieskim niebie oraz przyjemnie oświetlanej i ogrzewanej przez słońce, radośnie tańczące oraz co dwie do trzech godzin ukrywające się za obłokami na dwadzieścia pięć minut.

 

Dwanaścioro poszukiwaczy przygód przespacerowało się po rozłożystej, wygodnej chmurze. Kilkuset istotom kosmicznym i międzywymiarowym, zagrali oraz zaśpiewali na zorganizowanym przez siebie koncercie muzycznym w klimatach rock and roll i new wave. Do brzegów obłoku, powoli nadciągnęły trzy żaglówki. Grupa podróżników, muzykalnych oraz mających duże poczucie humoru, oddała wysoki i długi skok ze sceny prosto na pokłady łódek. Następnie jeszcze raz skoczyła wysoko, a wtedy znów oderwała się od podłogi, po czym poleciała zwiedzać Księżyc, Wenus i Marsa.

 

Tymczasem na jednym z siedmiu sąsiednich obłoków, unoszącym się trzysta sześćdziesiąt dwa metry dalej, pięciu dwudziestokilkuletnich hiphopowców znajdowało się w kręgu i tańczyło breakdance, a w tle leciała muzyka rap oraz reggae z lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Po dwóch minutach, przebojowe oraz zabawne melodie, dźwięki i rytmy ucichły, a lubiący imprezować, towarzyscy oraz rozrywkowi mężczyźni usiedli na brzegu chmury, po czym zaczęli moczyć swoje stopy w błękicie nieba. Dwóch z nich zaczęło prowadzić między sobą dziwną, zaskakującą, ciekawą, zastanawiającą, unikalną i tajemniczą rozmowę.

 

— Zastanawiałeś się kiedykolwiek, czym jest czas? — zaczął jeden z hiphopowców.

— Tak. A ty?

— Ja też. I nie wymyśliłem żadnej teorii ani wytłumaczenia. A ty?

— Ja też nic nie wymyśliłem na ten temat. Wygląda na to, że czas jest zagadką, którą jednego razu odkryjemy. Musi przyjść na to odpowiedni... czas! Ha ha ha!

— Kiedyś usłyszałem ciekawy motyw na temat planet.

— O czym on był?

— Był o tym, że planety to swojego rodzaju pojazdy, bo się ciągle przemieszczają. A zatem wszystko, co się na nich znajduje, w pewnym sensie jest w jednej wielkiej podróży.

— Dobry i ciekawy motyw. Dobrze inspiruje do opowiadań w klimatach fantastycznych.

— Tylko niektóre dusze ludzkie pochodzą z tego świata.

— Wiem. To jest totalnie oczywiste. Niektóre dusze ludzkie naturalnie pochodzą przecież z innych planet, galaktyk, wszechświatów, wymiarów. Zdecydowanie po prostu od zawsze to wiedziałem.

— Ja też. To jest zdecydowana racja.

— Ten świat, w którym obecnie żyjemy, to tylko kolejna z nieskończonej ilości tymczasowych scenerii, a obecne życie to tylko kolejny z nieskończonej ilości filmów. Zresztą, przecież podobnych światów są we wszechświecie tysiące, co mnie w ogóle nie dziwi.

— To też zdecydowanie wiedziałem od zawsze.

 

Subtropikalne, Wilgotne, Średniej Wielkości Miasto-Ogród. Środek nocy.

 

Pięciu dwudziestokilkuletnich hiphopowców siedziało na ławce w dużym i posiadającym staw z trzema wyspami oraz dwie fontanny parku, zaczynającym się w pełnym starożytnych, średniowiecznych i renesansowych zabytków centrum pięknej, rozrywkowej, towarzyskiej oraz wesołej miejscowości plażowo-wakacyjno-wypoczynkowej, a kończącym się na gwarnych i klimatycznych przedmieściach, gdzie życie płynęło powoli i spokojnie. Popijali chłodne napoje. Pośród drzew, palm i trzcin fruwały nietoperze, ćmy, a także chrząszcze.

 

Zza fontanny wybiegł żółw ze strusimi nogami oraz hipopotam na nogach kuguara. Księżyc powoli sfrunął z nieba na ziemię, zmieniając przy tym kolory, śpiewając i wykonując piruety. Wyskoczyły z niego dwa dwunożne oraz zmodyfikowane genetycznie owady, a dokładniej karaluch i szarańczak. Jeden insekt schował się w drzewie, a drugi ukrył się pod chodnikiem, przedostając się przez tajną podziemną bramę, za którą były zakamuflowane piękne ogrody z niezwykłymi, gigantycznymi, kamiennymi, antycznymi ruinami.

 

Księżyc skończył zmieniać barwy i wrócił na swoje miejsce, a wtedy na jego tle przeleciały cztery rakiety kosmiczne. Pod liśćmi drzew i palm skrywały się roześmiane ślimaki. Przy brzegach stawu rechotały żaby, a także fruwały traszki i dżdżownice ze skrzydłami ważek. Na potężnych oraz przepięknych roślinach wisiały i bujały się banany, daktyle, kokosy, cytryny, ananasy, mango, kabaczki oraz dynie. Niektóre spośród okolicznych drzew, kwiatów, traw, palm i grzybów rozmawiały ze sobą oraz przemawiały do ludzi wyglądających na bardzo zaskoczonych. Narzekały, filozofowały, żartowały, zastanawiały się nad sensem istnienia, a także śmiały się.

 

Nagle, rzeczywistość w całym wszechświecie, jednym z miliardów mniej i bardziej podobnych, totalnie zmieniła się. Przeszła przeobrażenie zupełne. I odtąd już nic nie było takie jak dotąd. Wielka fala, podobna do morskiej lub oceanicznej, przetoczyła się przez całe niebo. Było tylko widać, jak pegazy, jednorożce, centaury oraz latające humanoidy uprawiały surfing, tudzież kitesurfing.

 

Tymczasem, we wnętrzu pustej planety, gdzie świeciło wewnętrzne słońce, rósł rozległy i trzydziestodwukolorowy trawnik, z którego wyrastały dziwne drzewa, wyglądające bardzo podobnie jak gigantyczne meduzy oraz koralowce. Dynia ze skrzydłami sowy, kabaczek o skrzydłach ćmy, awokado mające skrzydła ważki i bakłażan posiadający skrzydła nietoperza, ukrywały się pośród wielkich liści nadmorskiej, przybrzeżnej rośliny, rosnącej w kolejnej krainie otaczających nieduże domy rozległych ogrodów między jeziorem, lasem, rzeką, łąką a dalekimi przedmieściami następnego średniej wielkości miasta.

 

Kilkadziesiąt zabawnych pterozaurów i owadów wielkości indyka spacerowało po plaży. Znalazły garniec złota, kraba, muszlę małża, rozgwiazdę i bursztyn. Wokół nich błysnęło srebrne światło. Olśniło je. Zwierzaki pobiegły na klif i oddały magiczny skok, a wtedy jakaś niewidzialna siła chwyciła istoty oraz zabrała wysoko, ponad chmury, które zaczęły błyszczeć i zmieniać barwy..

 

W zagadkowym mieście, które znajdowało się pod powierzchnią planety, wiał wiatr tajemniczych przemian rzeczywistości, biorących ludzi oraz zwierzęta na pełne przygód przejażdżki na niezwykłych, rozległych liściach, potrafiących zarówno sunąć po przeróżnych powierzchniach, pływać, jak i fruwać, nie tylko na tle nieba, lecz także po dalekim kosmosie. Miasto było dosyć duże. Często jego ulice i uliczki nawiedzała zaskakująca oraz zastanawiająca mgła. Klimat był bardzo łagodny i przyjemnie wilgotny. W powietrzu często dała się słyszeć muzyka dance oraz disco, a wszyscy wokół zaczynali tańczyć. Tymczasem zegar słoneczny, będący jedną z ozdób parku, sprawiał że niekiedy potrafiła zmienić się prędkość, ciężar i kolor absolutnie wszystkiego, bo był on ukrytym kluczem do dwudziestu dziewięciu różnych wymiarów egzystencji.

 

Tymczasem, pod kamieniami, kijami i niskimi roślinami o rozłożystych liściach, ukrywały się żaby, niekiedy wyłażące na trawnik, w liczbie czterdziestu siedmiu osobników. Dały one pokaz tańca oraz śpiewu, który po dwóch dobach przeszedł w rap połączony z breakdance, a wtedy wszystkie jednocześnie skoczyły do stawu i zanurkowały pośród roślinności wodnej oraz bagiennej, gdzie oprócz żab mieszkało także dwadzieścia pięć aksolotli i dwadzieścia osiem traszek.

 

W międzyczasie, po zewnętrznej stronie tańczącego globu nadeszła niecodzienna pogoda. O zachodzie słońca, ku miłemu zaskoczeniu ludzi, zwierząt, roślin, grzybów i innych istot, spadł deszcz kwiatów oraz owoców. Na żyznej, rozległej i przepięknej nizinie rosły rzędy potężnych drzew owocowo-liściastych z lianami. Nad stawami oraz rzekami rosły trzciny, pośród których skrywały się ryby, płazy, owady, skorupiaki i mięczaki.

 

Sto kilkadziesiąt tysięcy przeróżnych stworzeń oraz mniej i bardziej człekokształtnych istot żyło na pewnej raczej zimnej, oraz jednocześnie w zdecydowanej większości pustynnej, planecie. Jednego dnia, kiedy wschodziło słońce, zza horyzontu wyłoniły się chmury w jasnych odcieniach koloru różowego, niebieskiego, zielonego i żółtego, a z pomiędzy nich wydostała się dwudziestopięciokolorowa wstęga, wielka jak autostrada. Wszystkie z zastanych przez obłoki organizmów żywych weszły na tajemniczą, podobną do tęczy kładkę, a idąc po niej, przeszły do innego, znacznie lepszego i piękniejszego świata. Po drugiej stronie znalazły tropikalną, wilgotną, oceaniczno-morską, wiecznie zieloną planetę, gdzie panowało wieczne lato, i gdzie wszyscy byli szczęśliwi. Jedli, pili, odpoczywali, fruwali oraz tańczyli pośród świecących i wielobarwnych chmur, a także kąpali się pośród tych obłoków, jak i w niewiarygodnie superinteligentnej eko-wodzie, w specjalny sposób zmodyfikowanej chemicznie i fizycznie, a dzięki temu bez żadnych problemów unoszącej się w powietrzu.

 

W pewnym momencie, cała ta szalona, galaktyczna karuzela egzystencji zatrzymała się. To wyglądało zupełnie tak, jakby skończył się czas. Wtedy wszechświat wymieszał się, przeobrażając się w jedną wielką, kosmiczną zupę, tańczącą nadal i nadal, wciąż i wciąż, w kółko i w kółko.

 

Iście kosmiczny koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Freya 08.07.2020
    Poważnie nie czujesz znudzenia, zakłopotania zaburzeń łaknienia, dysfunkcji zakłamania, gdzie latawcem jesteś...
    Niczym się nie doyebywałem twojej dyspozycji, jednakże, gdy występują tak chwalebne komentarze, do kurwy nędzy, trzeba zauważyć...
    Wciąż się powielasz i nic w tym z pojęcia kreatywności ? Pozdro
  • Piotrek P. 1988 08.07.2020
    Świetnie się bawię, pisząc moje dziwadła, pływadła i fruwadła ;-D. Poprawia mi to poziom rozrywki i humoru. Zawsze sam jestem ciekaw, jakie długie będzie kolejne opowiadania, i jaki będzie cały jego przebieg, nawet jeśli przypomina ono kolejny odcinek jakiegoś dziwnego serialu ;-). Dziękuję za komentarz, pozdrawiam :-)
  • Dekaos Dondi 13.07.2020
    Piotrek P 1988→Chyba Twoim ulubionym jest→pomarańczowy:))→Ciekawy dialog:)
    Także cechą charakterystyczną, są dokładne liczby→ile kogo, czego itp.
    Jak już setki razy rzekłem, masz swój charakterystyczny styl.
    Trzeba czytać wolno, bo można wiele przegapić. Teksty są ''podobne'' lecz nie takie same.
    Nie przy takiej wyobraźni:))↔Pozdrawiam:)↔5
  • Piotrek P. 1988 13.07.2020
    Pomarańczowy jest jednym z moich ulubionych kolorów, podobnie jak beżowy, zielony, złoty i inne. Dziękuję za ciekawy i inspirujący komentarz oraz za ocenę. Pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania