Kosmogonia Bowiego: Esencja

W Ziggy Stardust

– Jungowska Persona w płomieniach Plejad,

Nietzscheański Übermensch z Messier 31,

co spadłszy w Brixton,

grał Liber Mundi na gitarze-Kabale;

Space Oddity to Odys w eterze,

a The Man Who Fell to Earth

– platońska jaskinia w kadrze Roegsa,

gdzie Demiurg (Newton!)

syntezuje gnozę z Loving the Alien.

UFO z Missouri?

Siedem pieczęci Apokalipsy

lub dialektyka maski

przez pharmakon LSD.

Angela szeptała o "Aldebarańskiej krwi",

Riverfront Times żartem wzywał von Dänikena

– lecz to Ars Poetica Kantowskiej Ding an sich:

Bowie, Homo Ludens grający alien

jako metaforę Sartre'owskiej alienacji.

Blackstar to tylko finałowa

musica universalis:

człowiek z Bromley,

co w lustrze kosmosu ukazał nam

Homo Cosmicus

– samotność prochu w biodrach Ikara.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania