Koszenila
zebrało się parę spraw. nie do przemilczenia.
szczególna odmiana człowieka witruwiańskiego:
postać wpisana w każdą możliwą figurę.
stylistyczną. smutas mieniący się wszystkimi
odmianami czerwieni. ktoś, kto się łamie. przepoczwarza.
prawie codziennie: sybaryta. niekiedy: wielki
schimnik, którego jedynym obowiązkiem jest
klecenie paciorów. z desek i gałęzi (prawdziwe
zbijowisko: dłoń, stopa, mózg w powietrzu,
rzeźba na przezroczystej ścianie).
wydarzenie, o którym nie pamięta nikt
poza encyklopedią: dosyć nagłe pojawienie się
w wielu częściach kraju
stref brzydnięcia (wpadałeś, najczęściej przez
gapiostwo — i, niespodziewanie — byłeś
w pełni sobą).
i wreszcie: zwierzę imaginacyjne. opierzone
na biało, ale z cynicznym uśmieszkiem,
kocią mordą
— więc nie należy ufać, ani tym bardziej
uznawać za symbol pokoju. w ogóle - najlepiej
— pod but. niech płynie, gęste.
niespajalność: trzy woskowe ogniwa.
za mało ich i są zbyt kruche, by mnie
skutecznie skrępować
chłód wokoło, otwarta przestrzeń. cisza, tak dorodna,
że chciałoby się wykrzyczeć: nazwę ostatecznej
formy, imię zwierzęcia. aż by nastał błękit.
Komentarze (16)
Pozdrawiam :-)
Człowiek wpisany w kwadrat - Witruwiusz, a później Leonardo i pismo lustrzane, i tak jak tu, odczytasz rozmiary rozkminiając metafory.
Witruwiusz - człowiek to 24 dłonie, podzielone na trzy to osiem, osiem przez dwa to cztery: smutas, sybaryta, schimnik, wreszcie zwierzę imaginacyjne.
Postacioformy wpisane w figury stylistyczne. Osobowość wieloraka albo po prostu nastroje, przepoczwarzające się nastawienia.
Wydarzenie i osoby spoza encyklopedii (kapitalnie wykorzystana przerzutnia:)
Wreszcie najbardziej świadoma forma, kreacja w tekstach. Ostrzeżenie.
Zwierzę imaginacyjne niespójne z przepoczwarzaczami. Z ich formą. Wyobraźnia górą!
A czy jest ostateczna forma? Koszenila się przydały?
No tak, powrót do początku, do instynktów nieobrobionych kulturą, bez wbijania w jej formy... czystość zwierzęcia.
Natura i jej zimny błękit.
Gombrowicz by pogratulował, a ja... po chwilowym stuporze po prostu, ach, podziwiam wiedzę, talent, introspekcję i odwagę.
Jestem raczej leniwa i wygodnicka, a tamtego dnia jechałam rowerem. Wszyscy leniwi i wygodniccy wiedzą, że rowerem najlepiej jedzie się z górki.
I tak było.
Jechałam z górki, pod kołami pękały lodowe szybki na kałużach, i wokół było mnóstwo czystego, mroźnego powietrza. Było ciemno, ale rower miał sprawną lampę i to światło zagrabiało jakby rozjaśnioną, czystą i przejrzystą drogę pod moje koła. A tej drogi nie ubywało.
Powietrze to jest wolność.
Z powietrzem kojarzy się błękit.
Błękit to przestrzeń i radość. Także - z wolności.
Te trzy ogniwa, które opisujesz w trzech pierwszych strofach, to NIC. Nic nie zniewoli wolnego ducha, który czasem chce zakrzyknąć, że to zwierzę, które można nazwać wolnością, ma dwa koła, sprawną lampę, i powoduje ze masz we włosach wiatr. Lecz jadąc rowerem, można sobie przypominać piękne nazwy innych stworzeń. Żyrafa! Kapibara! Waran! Można szukać imienia, którego jeszcze nie było. Można wszystko, nawet czasem jadąc pod górkę. Bo nic nas nie zamęczy, ani "szczególna odmiana człowieka witruwiańskiego", ani "wydarzenie, o którym nie pamięta nikt", ani "zwierzę imaginacyjne. opierzone/ na biało", bo są to tylko:
trzy woskowe ogniwa.
za mało ich i są zbyt kruche, by mnie
skutecznie skrępować
A to mój stary wiersz, który odszukałam, po lekturze Twojego:
powietrze
najlepsze jest rześkie powietrze
wieczór - czysty kryształ
pomarańczowe światła
szeroka przestrzeń
płytki lodu na płytkich kałużach
droga zgrabna i lśniąca jak lampart
i rower
i sprawna przednia rowerowa lampa
patrzenie tylko
oddychanie
i zamiana miejscami ze światem:
ja jestem drogą lamparcią z lampami w krysztale
a świat mną - która w świat jadę
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania