Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Koszmarny dzień

Piątek. Godzina dziesiąta. Dzwoni policja do mojego domu.

Jako że wyznaję zasadę ,,obcych nie wpuszczam, nieumówionych tak samo" to wolałem sobie pospać. Chociaż i tak już się rozbudziłem, więc rozespany zszedłem na dół. Otworzyłem pierwsze drzwi, drugie drzwi. Wszystkie wydają z siebie powolny pisk, a wsłuchując się dokładnie w dźwięk ich otwierania mógł być też to zmodyfikowany ryk wilka. Otworzyłem skrzynkę pocztową, a tam jakaś karteczka. Jednak nim to zrobiłem, dostrzegłem auto policyjne. Nie był to radiowóz, to był samochód, tylko że miał na sobie w ciul niebieskiego koloru, a na górze, jak to na górze, dostrzegłem napisane na białym tle POLICJA. Typowy samochód policyjny. Akurat, że kobitka-blondynka czterdziestokilkuletnia wchodziła właśnie po moich schodach postanowiłem poczekać. Pokazała mi zdjęcie tej dziwki z lat dziewięćdziesiątych, a jak już zdążyłem dokładnie obejrzeć jej dowód policyjny z gwiazdką postanowiła gadać od rzeczy.

— Pański brat jest poszukiwany. — Powiedziała z niewidzialnym mrugniętym okiem kobitka. Niepewny swojej odpowiedzi zapytałem:

— No i co z tego? Mam wam pomóc go szukać? On się opierdala po Europie, raz jest w Niemczech, raz w Australii, co mam zrobić? — jednak w myślach wiedziałem, co mam zrobić. Zapytać go, objebać mu portfel, powiedzieć mu, że jest poszukiwany.

— Chciałam pana tylko poinformować. W razie potrzeby będzie pan potrzebny złożyć informacje na komisariacie.

— Chwila, chwila! A za co jest poszukiwany mój brat? Cóż on zrobił? — Powiedziałem pośpiesznie.

— Podejrzany jest o obrabowanie banku.

Odeszła niczym wdowa po utracie męża z miejsca zdarzenia. Sam nie byłem zdziwiony tym, co przeskrobał brat; miał zdolność do skrobania wosku łyżką, gdy świeca się wypaliła do końca.

 

Godzina jedenasta trzydzieści.

Jako, że jestem typem człowieka ,,kucharskiego", postanowiłem wykonać zupę grzybową ze względów wszystkim nam znanych. Sos grzybowy będzie dzisiaj na drugie, a zupa będzie na pierwsze. O tak, genialny pomysł. Chociaż znając życie ziemniaki z sosem zjem jako danie pierwsze... a o zupie zapomnę. Jednak tak zamyślony o obiedzie przypomniałem sobie tą policję. I ten napad. Ale przynajmniej tyle, że Tomek jest podejrzanym, a nie od razu ,,Mamy dowód, więc to on!"... Jako, że zupa była w stanie, gdy mogłem odpocząć od jej gotowania, podniosłem karteczkę. Bo z pufy spadła na podłogę. Był tam adres komisariatu oraz numer telefonu do rzekomego detektywka. I policja kurwa najlepsza w mieście, bla, bla, bla.

 

Godzina dwunasta.

Wyszedłem na taras, aby pogadać z detektywem. Numer był zajęty. Jednak odczekałem dwanaście minut wsłuchując się w ptasi śpiew i detektywek się zrewanżował. Teraz on dzwoni do mnie.

- Halo? - niepewnie zaniemówiłem po moim pytaniu.

- Halo? Tak, jestem Piotr Grzana. Proszę mówić na mnie Grzanka. Jak pan twierdził, według pana brat napadł na bank?

- Nie, przyjechała do mnie policja i ona tak twierdziła.

- To skąd pan ma ten numer? Aa, no tak, pamiętam. Przepraszam. Pański brat napadł na bank, przynajmniej tak myślimy. Czeka na niego kara trzech lat pozbawienia wolności.

- Dobrze, rozumiem, proszę mi powiedzieć: kiedy ten napad się wydarzył?

- Według doniesień w czwartek o godzinie szesnastej.

- Niemożliwe, gadałem wtedy z Tomkiem przez telefon. To znaczy nie wtedy... Gdzieś o piętnastej czterdzieści skończyliśmy rozmowę.

- Może mi pan powiedzieć, o czym dokładnie gadaliście? O sprawach prywatnych, o czymś innym?

- O sprawach prywatnych. - Powiedziałem najpoważniej jak mogłem, chociaż w myślach śmiałem się, że podejrzewają Tomka o jakiś napad. - A można wiedzieć, czy ktoś nie przeżył z tego napadu?

- Z tego co pamiętam jeden nie przeżył tylko, ewentualnie trzej ranni. - Odpowiedział pan detektyw, w myślach chyba śmiejąc się że mogło być gorzej.

- Dobrze, czy będę musiał złożyć jakieś informacje na komisariacie? - niestety odpowiedzi się nie doczekałem - detektyw się rozłączył.

Wyszedłem z tarasu, zamykając przy tym drzwi. Zupa była do odcedzenia, więc to zrobiłem. Była już w sumie gotowa. Jednak zanim ją zjadłem, dla pewności zobaczyłem fejsa Tomka. I było tam coś, co zamroziło mi krew w żyłach. Pamiętacie tą blondynkę-policjantkę, która ze mną dzisiaj rozmawiała? Ona tam była. A raczej nie ona, jej głowa. Nie zamykałem Opery przez kolejne dziesięć minut. Poszedłem z komputerem na komisariat. Miałem w dupie pieprzony obiad.

Gdy wychodziłem na przystanku wszystkie głowy kierowały się na mnie... na biegnącego komputerowca, programistę który chyba spieszy się na autobus. Nie.

Po ośmiu minutach przyjechał autobus. Wsiadłem pospiesznie, o mało nie zemdlałem. Czegoś takiego po Tomku się nie spodziewałem... myśląc dojechałem na przystanek. Jeszcze dawno tak myśl mnie nie gnębiła. Zapukałem na komisariat. Nic. Nic. Nic. Czwarty raz. Nic, kurwa. Postanowiłem rozejrzeć się po oknach, wszędzie były firany. Jednak coś przykuło moją uwagę... W pewnym miejscu było dużo czerwonej farby, ale znając życie i przebiegłego Thomasa, bo tak go często nazywam, była to krew.

Uciekłem z miejsca zdarzenia. Szybciej do domu. Szybciej. Tu jest autobus... Nie, nie wsiadam w niego. Szybciej. Gnam niczym lew po zwierzynę... Zadzwoniła do mnie komórka. Był to detektyw. Nie, kurwa. Nie. Gnam dalej. Biegnij, biegnij. Tylko te myśli słyszałem w mojej głowie.

 

Godzina trzynasta.

Nie czułem się bezpiecznie. Jedząc zupę, odpoczywając na kanapie... Była tu taka codzienność, można było się zrelaksować, odpocząć. Ciągle bolał mnie brzuch, nie byłem głodny. Depresja? Nie. Boję się. Boję się, że ten pojeb wejdzie od dachu, od strychu, kurwa, i zobaczę tego wariata z siekierą podczas moich ostatnich sekund życia na schodach... To się nie wydarzy. Bądź spokojny.

Słyszę te otwieranie drzwi od tarasu, słyszę jak jakiś chuj łazi mi po trawie, niszczy chwasty. Ale to jest sen. To jest iluzja, to twój zasrany koszmar. Ten dzień to zasrany koszmar. Słyszę znowu dzwonienie telefonu. Koszmar? Nie. To się dzieje na prawdę. Odebrać? To może mi zaszkodzić... Odbieram.

- Czego chcesz, kurwa?!

- Spokojnie, brat został zatrzymany i siedzi właśnie w ciemnej dupie. Zajmiemy się nim.

- Sprawdź jego fejsbuka.

- Dlaczego? Mam ciekawsze zajęcia.

- Ale tam jest ta jebana dziwka z pourywanymi nogami, jej szczena odpada, głowę ma urwaną, kurwa!

- Śmiesznie, że właśnie przy mnie stoi.

- Nie pierdol.

- Nie pierdolę.

- To nie jest śmieszne... Widziałem półtorej godziny temu na fejsie Tomka jak ona ma rozerwaną głowę, nie wiem co jeszcze... była zmasakrowana, tyle w temacie.

- Najwidoczniej dolega ci choroba psychiczna. Skonsultuj się z lekarzem.

- Kurwa, nic mi nie grozi, pedale.

- I spokojniej, bo jeszcze coś zapłacisz.

- Spierdalaj. - powiedziałem rozłączając się.

Od razu co zrobiłem to wszedłem na fejsa Tomka. Tego zdjęcia tam nie było, jego fejsbuk był taki jak wczoraj.

 

Godzina osiemnasta.

Chcę umrzeć. Jakby tu był ten Tomek z tą siekierą ucieszyłbym się jak po ziole. Kurwa, pojaw się. Widzę tylko zjawę. Nie jesteś zjawą, gdybyś nią był to już dawno byś mnie zabił. Abrakadabra-frajerolandia, Thomasie Lordzie, wzywam cię... I żebyś był w postaci realnej, nie w tej jebanej zjawie.

Niestety, brak efektów.

 

Godzina dwudziesta.

Dostałem esemesa od detektywa. Napisał że karetka już po mnie jedzie. Niech sobie jedzie, zajebię tych chui jebanymi nożami, kurwa, strzelbą... jest wiele możliwości. Ale trzeba wybrać jedną. Jaką? Strzelba. O tak, genialnie, wiatróweczką was, gnoje, postraszę.

Nagle poczułem, że ktoś stanął obok mnie. Był to chyba detektyw.

- Co tam? Psychiatryk już po ciebie jedzie, nie bój się.

- Kurwa! Kurwa! Odpierdolcie się! Co ja wam zrobiłem?! Wołacie jebanego psychiatryka, kurwa - jedźcie pod ten i ten adres, kurwa, on was postraszy jebaną wiatrówką... - zaniemówiłem. Jego twarz zaczęła opływać po krwi. Widać było metalowe ostrze w jego mózgu.

Zabrali mnie. Zabrali do szpitala. Zabrali po schodach. Drzwi zostały otwarte.

- Pomogę ci. - ktoś-tam powiedział. Nawet miałem to w dupie. Gdzie jesteś, brachu? Rozwalisz ich siekierą? Wiem, że jesteś w więzieniu, nie słyszysz mnie... Ale mógłbyś chociaż powiedzieć co robisz. Jesz kolację? Okej, to niedobrze, bo mnie właśnie zabierają do pierdolonego psychiatryka.

 

 

 

Godzina druga w nocy.

Miałem dreszcze. To na pewno nie jest sen. Obudziłbym się. Zawsze, jak mam koszmar, zamykam moje oczy i teleportuje mnie do świata rzeczywistego. Czasem jest to świat rzeczywisty w rzeczywistym. Ale często jest to nierealny koszmar.

Usłyszałem wybicie okien. Jednak jesteś? To dobrze. Zajeb mnie tą siekierą. No, dalej. Usłyszałem potworne bicie, przy tym poczułem ogromny ból. Drugie bicie - nie żyję. Wychodzę z pokoju. Nie był zamknięty, fajnie. A cały szpital jest wypełniony mroczną ciszą; była to cisza smutku i rozpaczy, komponując się z głosem ,,tych w niebie", ale tak na prawdę poszli do piekła.

Średnia ocena: 2.8  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • detektyw prawdy 19.07.2017
    Korzystajac z okazji nowej kategori postanowilem napisac takie opko
  • Nuncjusz 19.07.2017
    Jesteś podziwu godny :)
  • detektyw prawdy 19.07.2017
    No zapraszam, halo, co jest, tak sie napracowalem a tu jedna osoba tylko?
  • Ellie Victoriano 19.07.2017
    Australia jest w Europie.
    XD
  • Violet 19.07.2017
    dam 3 i wybacz ale już nie mam siły na uzasadnienie. pozdrawiam.
  • Freya 19.07.2017
    Że ci się jeszcze dzisiaj chcę. Pzdr. :)
  • Violet 19.07.2017
    skoro przeczytałam...
  • Canulas 06.08.2017
    Jak można tego nie doceniać?
  • Grubas 09.08.2017
    Po tym jak napisałeś, że piszę na siłę, postanowiłem, że przeczytam coś od Ciebie. Właśnie stwierdziłem, że w kwestii pisania na siłę nie masz prawa tak oceniać innych, skoro to jest pisane na siłę ;) Zdania bywają nielogiczne, albo niepoprawne gramatycznie, samo opko znudziło mnie zanim doszedłem do połowy. Pozdro ;)
  • Evergreen1 08.10.2017
    Niestety nie dałam rady przeczytać nawet połowy - wydaje mi się, że bohater miał opisywać rzeczywistość od niechcenia - typ człowieka który wszystko ma gdzieś? Niestety wyszło to aż za bardzo. Czyta się ciężko

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania