Koszmary Przeszłości
Lato. Siedem lat wstecz.
- Mamo? Mamo! David znowu mnie przezywa!
- Dzieci, proszę... Uspokójcie się!
Znów miałem te same uczucie. Stałem tuż obok i patrzyłem na całą scenę jak gdybym był stąd wyjęty. Serce stanęło mi na moment gdy ujrzałem twarz swojej matki. Ona również była w niewłaściwym do śmierci wieku. Mogła żyć. Żyć jeszcze długie lata! Niestety, pech tak chciał, że ktoś ich zabił. Ich wszystkich.
Egzekutorów.
Tak na nich mówiono.
Nas też zabito. Na ziemii nie żył już ani jeden. Co się teraz miało stać?
- Za chwilę tata wróci z pracy. Moglibyście posprzątać w salonie?
Dwa małe, dziesięcioletnie szkraby ochoczo wybiegły z kuchni, czując w powietrzu kolejną świetną zabawę, tym razem gdzieś indziej. Uśmiechnięci od ucha do ucha. Tacy niewinni. Nie mogli podejrzewać los o to, że zaledwie siedem lat pózniej będzie dane im umrzeć z rąk kogoś, kto był dla nich jak trzeci brat.
Zerknąłem ciekawie na twarz swojej matki. Taka spokojna i pogodna. Lepiąca jakieś ciasto w jednym z dwóch półmisków ustawionych na stole, pokrytym białym obrusem. Ten widok rozbudził we mnie żarliwe wspomnienia rodzinne. Aczkolwiek coś nie grało w jej oczach. Były niesamowicie rozbiegane, jakby czegoś strasznie się obawiały. Tylko czego?
Niespodziewanie ktoś wszedł do domu. Mimowolnie uśmiechnąłem się, gdy w drzwiach dojrzałem potężnej postury mężczyznę, który szybkim krokiem podszedł wyściskać mamę.
- Paul, proszę cię! Robię właśnie ciasto!
Zawsze się zastanawiałem skąd na twarzy mego ojca tyle dziwnych blizn. Spuściłem wzrok niżej. Cóż, teraz wiedziałem. Był Egzekutorem. Co prawda nic mi te słowo nadal nie mówiło, ale przynajmniej pozwalało wysunąć jakieś przypuszczenia.
- Tata! Tata! - wydarły się na cały głos młodsze wersje mnie i mego braciszka z przeszłości.
- Loren? Powiedz dla taty co dziś zrobiłeś? - Podniosłem wzrok na tę scenkę, mimowolnie czując napływające do oczy łzy. Ojciec wziął mnie w ramiona i zaczął wesoło podrzucać, śmiejąc się przy tym potężnie. Przełknąłem ślinę, nie mogąc nadziwić się temu widokowi. Więc to tak wygląda rodzina - pomyślałem. Zapomniałem o tym.
- Eksplodowałem telewizor, tato!
Zamarłem w miejscu, niczym rażony piorunem.
Co proszę?
Widziałem szybką wymianę spojrzeń matki z ojcem i chwilowy zanik humoru. Co jest grane?
- Masz bujną wyobraznie, synu - mruknął Paul, tarmosząc małego mnie po głowie, a następnie odstawiając na ziemię.
Kompletnie tego nie pamiętam. Przeszkując w tej chwili wszystkie dostępne mi źródła umieszczone w mojej głowie, z głupim wyrazem twarzy mogłem stwierdzić jedno - za cholerę nie przypominam sobie tego.
Zmarszczyłem brwi i przykucnąłem, aby przyjrzeć się bliżej samemu sobie sprzed siedmiu lat. Co ja do cholery właśnie powiedziałem? Że co ja zrobiłem?
- A tobie David jak minął dzień? - tym razem w ramionach ojca znalazł się mój braciszek, jak zwyłem coraz częściej mawiać na niego. Teraz, gdy mieliśmy obaj po siedemnaście lat nadal lubiłem tak na niego niekiedy mówić, gdy chciałem go nieco zdenerwować. Niesamowicie irytował się z tego powodu, twierdząc, że jest już prawie dorosły i domaga się większej ilości szacunku.
Wyciągnął ręce do ojca, tuląc mu się w szyję.
- Znów widziałem dziwnych ludzi - szepnął.
Uniosłem wzrok na małego Davida. Jego oczy skierowane w jeden punkt, zdawały się być zmęczone całą sytuacją, jakby... jakby doświadczył więcej takich przeżyć niż jeden czy dwa razy.
- Oni patrzeli się na mnie takim obłędnym wzrokiem... Znów słyszałem krzyki umierających osób... Głuche kroki odbijające mi się po mojej głowie... Tato?!
- Miałeś jakieś dziwne sny - pocieszył Davida. Wpatrywałem się z uwagą w twarz ojca. Widziałem tę niepewność. Jestem pewien, że w wersach między jego spojrzeniami, dojrzałem to coś.
Odstawił Davida na ziemię po czym uśmiechnął się wesoło, jakby to wszystko co właśnie tu usłyszał było niczym. Jakby już zapomniał. Jakby chciał zapomnieć. Tak, to było to. Widziałem w jego spojrzeniu iskrę bezradności.
- Pobawcie się na podwórku, a ja za chwilę do was dołączę. Muszę tylko się przebrać.
Dzieciaki ruszyły powolnym krokiem w stronę wyjścia.
- Samantha, wiesz co to znaczy? - westchnął mój ojciec, zerkając jednocześnie przez okno na dwójkę dzieci na zewnątrz, które już znalazły sobie jakieś zajęcie, jak to zwykle dzieci. Rzucały wielką dmuchaną piłką.
- Tak, Paul. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co to oznacza. To wszystko jest prawdą - po jej twarzy zaczęły spływać grube krople łez. - Nasze dzieci są Trzynastym Pokoleniem.
- Taaaak - mruknął przeciągle ojciec, robiąc sprośną minę, jakby sam nie wiedział co ma zrobić. Na moment w całym pomieszczeniu zapadła cisza, która została przerwana dopiero po kilku sekundach nie pewnym chrzaknięciem Paula. - Jednak zdaję sobie sprawę z tego, jak wielki to dla ciebie ból. Patrzeć na nich i myśleć, że to na nich spoczywa to wszystko. Dlatego... - w tym miejscu urwał, chcąc jakoś zgrabnie dokończyć zdanie. - Stwierdziłem, że lepiej będzie... jeśli zapomną.
W tym samym momencie, gdy matka podnosiła misę z ciastem i niosła go w stronę piekarnika, upuściła go. Misa z formą upadła na ziemię, rozwalając wszystko na podłogę. Cholera!
- Zrobiłbyś coś takiego? - była wyraznie zdziwiona chęcią postępowania mgo ojca, jakby to było coś naprawdę nietypowego. Moment! Mój ojciec właśnie chciał abyśmy zapomnieli o... o czymś. Więc to chyba było nietypowe!
Zrobił wymuszoną minę, po czym uśmiechnął się nie zręcznie.
- Wiem, że bardzo zależy ci na tym, aby uniknęły tego wszystkiego. Najchętniej chciałabyś aby w ogóle nie wiedzieli o tym, że mają krew Łowców. Mogę to zrobić dla ciebie i dla nich.
- Tak będzie lepiej - mruknęła matka, zerkając z czułością na młodszego mnie i Davida. - Mogą sobie zrobić krzywdę. Nie wiedzą co mają w sobie. Nie wiedzą kim są. Tak. Tak będzie najlepiej!
A potem czerń pomieszała się z bielą i już mnie tam nie było.
Komentarze (6)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania