Krawędź
[Nie spłosz jej — Królowa dziś bez tronu.]
Stoi w progu — bez błysku. Włosy spięte zwykłą gumką, bluza sprana w łokciach, dres na kolanie jaśniejszy. Nie przejmuje pokoju. Siada na brzegu łóżka, łokcie na kolanach. Patrzy krótko — jakby sprawdzała, czy ta wersja ją uniesie.
Koszulka na oparciu — chłodna bawełna, zapach proszku i jej szamponu. Biorę, przytulam do klatki — za krótko, żeby to grać. Kładę z powrotem, równo.
Poprawia kubek na parapecie o centymetr — zostawia. Przekręcam krzesło o włos w jej stronę — skos, bez szurnięcia. Nie domyka. Zostaje szerokość dłoni między nami. Daję jej tylko tyle — nie chcę spłoszyć.
Oddycha niżej niż zwykle. Widzę suchą skórę przy skrzydełku nosa, małą bliznę na brodzie. Takie rzeczy zwykle giną.
Podaję chusteczkę bokiem, nie wprost. Bierze, odkłada. Palec idzie pod oko — zatrzymuje w pół ruchu. Cień spojrzenia za „dziękuję”. Zegar na komodzie błyska i gaśnie — nie chwytam.
Z korytarza szczęka zamek — echo z innej sceny. Tu się nie mówi. Kładzie dłoń na mojej — lekko, bez nacisku. Kciuk rysuje krótko po grzbiecie skóry, raz, bez powtórki.
— Widzisz?
— Widzę.
Koszulka na oparciu trzyma to.
Komentarze (14)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania