Kret

Mirek był typowym działkowcem. W tygodniu mieszkał w bloku z wielkiej płyty na Targówku, a w każdy piątek wsiadał do auta i jeździł na swoją ukochaną działkę, która znajdowała się obok lasu. Na działce miał niewielki domek oraz ogródek. Domek był wypełniony po brzegi konfiturami i różnymi nalewkami, czyli wszystkim czego potrzeba do szczęścia prawdziwemu działkowcowi. Ważnym elementem wyposażenia był telewizor, nieco stary, ale dobrze odbierający sygnał i nie był wiele wart. Był to ważny aspekt, na wypadek, gdyby do królestwa Mirka ktoś odważył się włamać. Mógł mu ukraść telewizor, a Mirek i tak nic by sobie z tego nie zrobił, bo naprzeciwko jego bloku stał MediaMarkt, więc kupiłby następny.

Tak mijały kolejne błogie lata, gdy nagle na działce pojawił się intruz, który zburzył święty spokój i idealny świat Mirka. Był to kret. Pewnego piątkowego popołudnia, gdy Mirek przyjechał na swoją działeczkę i zobaczył rozkopany ogródek, reakcja mogła być tylko jedna.

– Osz, kurwa – wysapał Mirek, widząc ogrom zniszczeń.

Postanowił, że przepędzi szkodnika raz na zawsze. W końcu przeżył komunę i plan Balcerowicza, więc pierwszy lepszy kret go nie zabije. Podwinął rękawy, usiadł na werandzie i zaczął intensywnie myśleć. Mirek nie zbyt często się nad czymś mocniej zastnawiał, dlatego po piętnastu minutach rozbolała go głowa. A co jest najlepsze na ból głowy? Wiadomo – zimne piwo. Wyjął puszkę z lodówki, w której miał wystarczający zapas nie tylko na czarną godzinę, ale nawet czarny tydzień. Wyżłopał piwo w przeciągu paru chwil, wytarł ręką resztki z brody i wąsów, zgiął puszkę w jednej dłoni i odłożył na bok. Sytuacja nie była ciekawa. Jedno piwo już poszło, a pomysłu nadal nie ma.

– Coś trzeba wymyślić na tego skurwysyna – powiedział do siebie i podrapał się po głowie.

Po chwili wyjął papierosa i zapalił. Zawsze go to relaksowało. Palił już tak długo, że można by rzec „od zawsze” - swojego pierwszego papierosa wypalił na prywatce u kolegi. Nie wiedział, jak to się robi, więc od razu zaciągnął się papierosem, a po chwili zaczął kasłać i łzawić. Koledzy doświadczeni palacze mieli przedni ubaw. Nagle, eureka rozwiązanie palącego go problemu przyszło mu do głowy.

– Taki kret nie pali papierosów i pewnie nie umie, więc jak mu nawsadzam do tuneli kiepów, które jeszcze dymią, to mu się odechce demolowania mojego ogródka – uśmiechnął się do siebie. – Wiedział, że jego plan może wypalić.

Oprócz nalewek czy konfitur Mirek miał atrybut typowy dla każdego poważnego działkowca - słoik, do którego wrzucał wypalone papierosy. Wziął go uważnie w dłoń, odkręcił wieczko od słoika, wyjął pierwszego kiepa, podpalił i wrzucił do tunelu. Zadowolony z siebie postąpił podobnie z kolejnymi, aż słoik stał się pusty. Dumny ze swego dzieła patrzył, jak dym z papierosów wypełnia krecie tunele.

W tym samym czasie w tunelu kreta Tomka coś zaczęło śmierdzieć. Mieszkał tutaj już parę dni i chwalił sobie nową działkę - można było kopać ile się chciało i nikt w tym nie przeszkadzał. Ostatnio musiał zmienić miejsce zamieszkania ze względu na problemy z sąsiadami. Mieli chyba zepsutą hydraulikę, bo cały czas go zalewali w weekendy, a jego tunele przypominały bardziej aqua park niż porządny suchy korytarz w ziemi.

Zapach wydobywający się z końca korytarza, był zarazem ostry i nęcący. Gdy podszedł, zauważył na ziemi niewielki przedmiot, z którego wydobywał się dym. Pierwszy raz coś takiego widział. Tomek był z tych kretów, które najpierw coś robią, a potem myślą, więc wziął niedopałek do krecich ust i zaciągnął się. Po chwili wypuścił ze swoich małych płuc obłoczek dymu i poczuł się zrelaksowany.

– To całkiem przyjemne. Do tego relaksuje bardziej niż żucie dżdżownic – powiedział do siebie.

Dopalił do końca papierosa i zaczął szybko kalkulować w głowie.

– Mamy piątkowy wieczór, w zapasie substancje, które mają właściwości relaksujące lub odurzające. Zdecydowanie powinien zaprosić jeża oraz wiewióra – krzyknął do siebie z zachwytem.

Jeża Jerzego i wiewióra Sebastiana poznał parę dni temu, gdy jeż zorganizował u siebie imprezę suto zakraplaną winem z dzikich jeżyn. Dwa dni bolała go głowa po tej imprezie. Jerzy był prawdziwym imprezowiczem i prowadził bardzo specyficzny tryb życia. W dzień spał, a w nocy buszował po całym lesie. Nie miał stałego zajęcia i nie wiadomo, z czego dokładnie się utrzymuje. Podobno posiadał, duże zapasy wina z dzikich jeżyn w swoim domu, dlatego po lesie, krążyły plotki, że trudni się bimbrownictwem. Pogłoski mogły być prawdziwe, bo Jerzy chronicznie nie znosił psów i zawsze unikał ich towarzystwa, jakby bał się, że coś zwęszą w jego kupce liści. Natomiast Sebastian mieszkał na sośnie nad kretem. W młodości musiał ulec wypadkowi, bo miał straszne problemy z pamięcią. Nie pamiętał, gdzie zostawił swoje szyszki lub gdzie je zakopał. Jednak, mimo swoich wad lub szemranych interesów, wszyscy we trójkę doskonale się dogadywali i lubili spędzać ze sobą czas. Wprawdzie, ostatnio się nieco pokłócili, bo jeż jak zwykle wracał późno w nocy i krzyczał pijany na pół okolicy „Jebać psy i konfidentów”, ale następnego dnia wszystko sobie wyjaśnili i udało im się pogodzić.

Tomek postanowił zatelefonować do obu, miał co prawda niewielkie problemy z zasięgiem w swojej norze, ale w końcu się dodzwonił. Goście potwierdzili obecność na spotkaniu, dodatkowo zachęceni możliwością spróbowania nowego towaru od kreta. Pierwszy pojawił się Sebastian. Był dobrze wychowaną wiewiórką, dlatego przyniósł w gości dużą, twardą szyszkę, którą znalazł dzisiaj rano. Kret pięknie podziękował mu za prezent.

– Będzie pasowała mi idealnie do salonu albo posadzę ją i za parę miesięcy wyrośnie mi piękna sosna w korytarzu. O takiej sośnie marzyłem od momentu, kiedy byłem małym kreciątkiem– odrzekł uprzejmie.

Następnie poczęstował gościa swoim nowym nabytkiem. Sebastian był wręcz zachwycony nowym odkryciem sąsiada, polubił z miejsca ten dziwny podłużny przedmiot.

– To jest wspaniale, Tomaszu – odparł z uśmiechem na pyszczku.

Tak beztrosko mijały kolejne godziny, a Jerzy nadal się nie pojawiał. Papierosy tak ich odurzyły, że zapomnieli o mijającym czasie oraz braku obecności jednego z zaproszonych gości. Nagle usłyszeli krzyki dochodzące z góry, ewidentnie był to głos Jeża Jerzego.

– Panowie ratujcie, już nie mam sił tego dźwigać – wykrzykiwał jeż.

Okazało się, że na jego kolcach znajduje się wielkie, soczyste jabłko. W przeciągu chwili podbiegli do niego i pomogli mu je zdjąć.

– Ja z tymi ludźmi oszaleje – krzyczał jeż – Nie wiem czego ich uczą w szkołach, ale za każdym razem, gdy spotkam jakiegoś człowieka, to mi ładuje na grzbiet jabłko z wielkim uśmiechem na twarzy. Co oni sobie myślą? Że jestem jakiś kurwa królik czy co? Nie mam co robić, to noszę sobie jabłka w wolnych chwilach. Przecież to jest cięższe ode mnie i do tego jeszcze mówią: „Smacznego jeżyku”. Pieprzeni sadyści, ja się jeszcze odegram – wygrażał jeż.

– Opowiadaj jak to się stało. Kto Ci to zrobił?

– Widzicie chatkę obok nas? – wskazał łapką – Mieszka w niej straszny wąsaty sadysta. Nie powiem, byłem nieco na rauszu, jak się do Ciebie wybierałem, ale każdemu może się zdarzyć pomylić domek letniskowy z norą kreta. Myślałem, że jesteś z tych kretów królewskich i tak się pobudowałeś na bogato. Niczego nie świadomy zapukałem i wtedy zobaczyłem przed sobą wielkie stopy ubrane w klapki Kuboty i jego wąsatą facjatę. Powiedział coś w rodzaju: „Jaki ładny jeżyk, mam coś dla Ciebie” i po chwili położył mi na kolce jabłko które jadł. Nie jest łatwo iść pijanym z tak dużym jabłkiem na kolcach, ale jakimś cudem dotarłem do was.

– Musimy jakoś się zemścić na tym zbrodniarzu– powiedział Sebastian i zaciągnął się papierosem.

– Co tutaj masz? – spytał jeż.

– To jest kreta, ma tego pełną chatę. Spróbuj się tym zaciągnąć i od razu wszystkie smutki Cię opuszczą – odpowiedział szybko i stanowczo Sebastian.

– Dawaj to szybko – odrzekł jeż i się zaciągnął – Faktycznie zajebiste. Mam pomysł. Widzicie to auto, które stoi przed domkiem na rejestracjach WJ? Plan jest taki: wy stoicie na czatach, a ja podchodzę do samochodu, przebijam wszystkie opony i kładę obok drzwi wejściowych to przeklęte jabłko. Jabłko to będzie takim znakiem ostrzegawczym od nas, że tutaj nie jest mile widziany.

Gdy Jeż Jerzy przebijał opony, Mirek właśnie przekręcał się na drugi bok, śniąc o promocji na kiełbasę śląską w lokalnym supermarkecie. Nawet nie podejrzewał, w jakim stanie zastanie rano swojego Passata.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • befana_di_campi 06.05.2020
    Coś prze-pięknego :-D :-D :-D

    Serdecznie :-D
  • Marian 06.05.2020
    No! Miód, malina!
  • kigja 07.05.2020
    Bajka.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania