Krew Za Krew

1

IZA

Decyzja podjęta. Nie ma odwrotu.

Czułam ból, kiedy paznokcie wbijały się w moje kurczowo zaciśnięte dłonie. Próbowałam się uspokoić i zaczęłam w myślach kontrolować swój oddech. Drżałam na całym ciele, zupełnie jakbym zrobiła coś kompletnie nieodpowiedzialnego.

Choć może tak właśnie było? Piskliwy dźwięk dzwonka w telefonie wywiercał dziurę w mojej głowie.

Który to był raz? piąty? a może dziesiąty? straciłam rachubę. Wyświetlacz wściekle pokazywał imiona mojej matki i siostry na przemian.

Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać.

Bolesna przeszłość szarpała mną niczym szmacianą lalką. Byłam bezbronna na ataki. Czułam cisnące się do oczu słone łzy i moje samopoczucie stało się jeszcze gorsze. Nie chciałam płakać. Chciałam być silna. Nie miałam wyrzutów sumienia. Wiedziałam, że to co zrobiłam było najlepszym wyjściem z tej całej porąbanej sytuacji a mimo to napierały na mnie mdłości. Okropne, stęchłe mdłości, które towarzyszyły mi od czasu kiedy po raz ostatni spojrzałam Darkowi w twarz. Wspomnienie jego stalowych oczu odbierało mi apetyt. Mój żołądek już dawno przypominał żołędzia i na próżno było wpychać w niego kanapki. Podeszłam do obszernego okna i uchyliłam je wdychając z ulgą zapach Bałtyku.

Byłam daleko od domu.

Nic tutaj nie przypominało mojego miasta i szczerze byłam za to niezmiernie wdzięczna.

Kilka restauracji otwartych na klienta, kilka otwartych sklepików oferujących niezapomniane pamiątki w stylu pluszowej foki z wydzierganym napisem " Pozdrowienia z Chłopów!"

Tutaj była cisza i panował spokój.

Było coś czego we Wrocławiu nigdy nie czułam –wolność.

Nieustannie do mieszkania wpadały krzyki mew i chichoty rozweselonych dzieci biegnących w kierunku plaży. Zdawałam sobie sprawę, że trafiłam najlepiej jak mogłam.

Oparłam się o kremową ścianę i westchnęłam na widok wciąż dzwoniącej komórki. Zaciskając zęby chciałam wyłączyć aparat lecz widząc, że połączenie tym razem nie jest od rodziny zaryzykowałam.

–Słucham? – Brzmiałam obco.

– Cześć! słuchaj nie wiem co się dzieje, ale powiedziano mi, że wyjechałaś!? – Mocno poddenerwowany głos wskazywał na silne emocje.

– Alicja spokojnie. – Próbowałam ją uspokoić.

– Spokojnie? gdzie ty jesteś?

– W Chłopach – Odparłam krótko.

– Gdzie? oszalałaś?! a co z Darkiem? co z pracą? co się stało?!

– Darek to przeszłość. Pracę rzuciłam. Wiem co robię, okej? nie musisz się martwić. Później dam ci znać, gdzie dokładnie jestem. – Powiedziałam stanowczo.

– Jesteś sama? – Westchnęłam z irytacją. A z kim miałbym być?

– Tak.

– Jesteś sama gdzieś w Chłopach! dlaczego nic mi nie powiedziałaś, że chcesz tam jechać?

– Nie chciałam żeby ktokolwiek wiedział. Muszę odpocząć.

– Czy to ma związek z tym...wypadkiem? – Silny dreszcz wstrząsnął moim ciałem.

– Muszę kończyć, Ala. – Mruknęłam drętwo i rozłączyłam się pośpiesznie. Schowałam głowę w piasek.

Nie cierpiałam kiedy ktoś zaczynał ten temat i ona dobrze o tym wiedziała. Ten wypadek zrujnował mi życie.

Zniszczył wszystko.

Odebrał moją normalność.

Skuliłam się na łóżku i chwyciłam za poduszkę. Pachniała jaśminem. Miałam wielką ochotę zamknąć oczy i po prostu przespać cały ten nadchodzący dzień lecz nagle pukanie do drzwi zmieniło moje plany.

Podciągnęłam zsuwające się z bioder szare dresowe spodnie. Kiedy otwierałam drzwi przed moimi oczami pojawiła się pomarszczona twarz starszego mężczyzny w wysokich gumowych zielonych kaloszach.

– Dzień Dobry! – Huknął. Trochę się przestraszyłam.

– Dzień Dobry, słucham?

– Ten biały Tiguan jest twój? – Zaschło mi w ustach. Nie wiedziałam co się dzieje.

– Coś się stało? ktoś się włamał? – Zadrżałam. Samochód był drogi, jeszcze nie zdążyłam go spłacić gdyby teraz okazało się, że zostałam okradziona chyba wyszłabym z siebie.

– Nie. Stoi na moim miejscu. – Syknął. Objęłam się ramionami, słowa mężczyzny brzmiały jak atak. Zmarszczyłam brwi próbując zrozumieć całą sytuację.

– Zaparkowałam niedaleko domu.

– Na moim miejscu. – Upierał się.

– Jak to? – Czułam się jak idiotka. – Zaparkowałam obok swojego domu. Nie mam pojęcia o czym pan mówi.

– Ja zostawiam tutaj łajbę od lat, a ciebie laluniu nie widziałem nigdy na oczy. – Laluniu? Chwila, chwila. Co to w ogóle był za ton? Dlaczego ten facet ma do mnie pretensje? Nie zrobiłem niczego złego.

– I co? – Warknęłam czując jak irytacja pnie się w górę.

– To, że zawadza. Przeparkujesz go czy mam znaleźć inny sposób? – Skrzywiłam się. Nie chciałam dać za wygraną. Spojrzałam na mężczyznę unosząc głowę do góry.

– Czyli mam sam sobie poradzić. Chłopaki z chęcią go odholują. – Nadal trzymałam głowę wysoko lecz coś zaczynało we mnie pękać. Niech go szlag!

– Dobrze! przeparkuję! – Rzuciłam. Cofnęłam się do przedpokoju i wzięłam kluczyki od samochodu leżące na stosie gazet, głownie kolorowych magazynów o modzie i zdrowym odżywianiu. Byłam zła, wychodząc ubrałam na stopy pomarańczowe klapki i trzasnęłam drzwiami.

– Skąd jesteś?

– Dlaczego to pana interesuje? – Wzruszył ramionami.

Wyglądał na rozleniwionego, może i nawet znudzonego.

– Jesteś tutaj nowa. Nie widuję tutaj nowych osób. Turystów owszem ale nie ludzi, którzy zamieszkują praktycznie we wiosce rybackiej. – Zacisnęłam zęby. Nie miałam ochoty się spowiadać.

– Warszawa? – Ciągnął mężczyzna. Postanowiłam go zignorować. Wsiadłam do samochodu i zatrzymałam się kilka metrów dalej.

– I? wcale nie było tak ciężko, prawda? – Milczałam. – Naprawdę chcesz tutaj mieszkać?

– A co? będę przeszkadzać? – Syknęłam.

– Nie wiem. Różnie bywa.

– Czy pan próbuje mnie zniechęcić? – Westchnęłam ciężko i splotłam ręce na piersi.

– Morze od rana jest bardzo głośne, szczególnie w sezonie, a jak wiesz panienko, mamy początek czerwca!

– Dam sobie radę.

– Nie wątpię, z takim charakterem. – Mruknął pod nosem. Dobrze słyszałam co powiedział, ale nie miałam ochoty dalej się z nim sprzeczać. Usiadłam na werandzie i patrzyłam jak przeciąga swoją starą łódkę w miejscu gdzie niedawno stał mój samochód.

Było gorąco. Wyprostowałam nogi i wyjęłam z kieszeni paczkę papierosów. Miałam je rzucić, tyle razy obiecywałam sobie, że więcej nie sięgnę po ćmika ale byłam zbyt ulega.

Nigdy nie miałam silnej woli. Zaciągnęłam się miętową nikotyną i wypuściłam siwym dym z ust.

– Będę miał świeże dorsze za jakieś dwie godziny, chcesz kilka sztuk? – Drgnęłam. Mężczyzna wciąż tkwił obok swojej cholernej łódki. Myślałam, że już dawno poszedł. Skrzywiłam się.

– Nie lubię ryb.

– Ale jesteś nad morzem. – Zauważył

– I co z tego? skończmy z tymi stereotypami. Nie lubię ryb.

– Dziwna jesteś.

– Przeżyję. – Mruknęłam patrząc na spacerujące po piasku mewy.

– Byłaś kiedyś nad morzem? – Dlaczego wciąż mnie o coś pytał? zgasiłam papierosa i wstałam z miejsca.

– Oczywiście, każdy był. – Nie dodałam, że ostatni raz na plaży spędziłam w otoczeniu schorowanego ojca. Umierał patrząc na zachód słońca, a ja krzyczałam w ciemne, puste niebo.

Czując ucisk w mostku zacisnęłam zęby i weszłam do mieszkania.

Myśląc o śmierci w mojej głowie szybko pojawił się obraz Darka, a później mokrej drogi. W moich uszach zawył klakson. Chrzęst zgniatanego metalu i urywany płytki oddech. Oparłam się o chłodną ścianę i zaczęłam liczyć w myślach od zera do dziesięciu. Taką formę samokontroli wybrał mój psycholog.

Życie ze świadomością odebrania niewinnemu człowiekowi sprawności fizycznej było dla mnie ciężkie, czasem aż zbyt ciężkie.

Poczucie winy i wyrzuty sumienia łagodziły tylko antydepresanty.

Nie, nie byłam uzależniona ale znacznie lepiej przechodziłam swój emocjonalny kryzys wiedząc, że mogę w każdej chwili sięgnąć po białe pigułki. Przez ostatnie miesiące to one mnie ratowały. Zaczęłam się uspakajać. Doliczyłam trzy razy do dziesięciu co w sumie dawało trzydzieści. Oderwałam się od ściany i słysząc dźwięk komórki odebrałam szybko nie patrząc nawet na wyświetlacz.

– Halo?

– Hej to znów ja. – Ala. Cieszyłam się, że nie trafiłam na swoją matkę bądź siostrę.

– Coś się stało?

– Właściwie to chyba nie ale Darek pytał o ciebie. – Zacisnęłam zęby. Co za menda! Jakim prawem o mnie pytał?!

Zerwaliśmy dwa tygodnie temu.

– Co mu powiedziałaś?

– Nic. Nie mówiłam mu dokąd wyjechałaś.

– Dobrze, nie chcę żeby wiedział. Dupek.

– Zerwał z tą Moniką – Drgnęłam. Monika była powodem naszego rozstania. To z nią mnie zdradził. Wielokrotnie!

– Niech ich diabli. – Wymamrotałam gniewnie skubiąc paznokcie.

– Iza jesteś pewna, że wszystko okej? jeśli to ma związek z tym wypadkiem...wiesz, że powinnaś zadzwonić do tego swojego terapeuty?

– Musiałam odpocząć od tego wszystkiego, nie martw się o mnie. Wiesz, że sobą poradzę. – Rzuciłam hardo.

– No tak, jasne ale jeśli... – Urwała, wiedziałam, że znów będzie chciała zacząć temat wypadku. Wiedziała tyle ile wszyscy czyli niewiele i nie miałam zamiaru tego zmieniać. – Słyszałam ostatnio, że ten chłopiec był synem jakiegoś dawnego wroga Darka. – Włosy stanęły mi dęba.

– Co to za głupoty?

– Takie plotki chodzą po redakcji. – Wstrzymałam oddech. Co to miało być? jakie plotki? choć jak mówią...w każdej plotce było ziarnko prawdy. Stop! o czym ja w ogóle myślę? to niedorzeczne. Zgoda, Darek był draniem ale nigdy by nie chciał czyjegoś kalectwa lub co gorsza śmierci!

– Nie słuchaj takich bredni, Ala. Ludzie nie mają o czym gadać. – Stwierdziłam z przekąsem.

– Tak sądzisz?

– Oczywiście. Zajmij się czymś pożytecznym. – Zaśmiała się krótko do słuchawki. – Zaloguj się na instagram albo przejrzyj wiadomości na Twitterze. – Dodałam żartobliwie.

– Właśnie piję kawę. Mam przerwę. Zrobiłam okropnie długi i boleśnie nudny artykuł o chorobach układu krążenia.

– To bardzo mądry artykuł. – Mruknęłam udając powagę.

– Czuję się taka niedoceniona! jak pomyślę co mnie czeka za tydzień to dostaję migreny. Wyobrażasz sobie? reportaż o podwyżce podatków? przecież społeczeństwo mnie rozerwie na strzępy! kiedy wracasz? – Oo, bardzo płynnie przeszłyśmy z tematu pracy do mojego powrotu. Weszłam do pokoju i usiadłam na starym fotelu. Nie zmieniałam wystroju ani mebli po poprzednim właścicielu. Nie miałam na to czasu ani chęci.

Dlatego wciąż stał ogromny stół i regał z książkami zasłaniający większość okna oraz archaiczna lampka z dziwnym kloszem.

Mogłam jednak trafić gorzej.

Mieszkanie mogło być kompletnie zrujnowane, brudne i bez bieżącej wody. Nie było tak źle. Dom poszedł prawie za bezcen przez lokalizację, która dla mnie była całkiem atrakcyjna.

Nie przeszkadzały mi mewy ani odgłosy morza choć może towarzystwo przewijających się rybaków mogło być na dłuższą metę męczące.

MICHAŁ

Siedząc przy masywnym okrągłym stole wpatrywałem się niebieskie oczy głęboko osadzone na pociągłej, ogorzałej twarzy. Czułem jak moje serce zaczyna walić jak młotem gdy, wyciągnął z kieszeni kurtki wypchaną kopertę.

– Jestem z Ciebie dumny, synu. – Powiedział zapalając papierosa. Skrzywiłem się na dźwięk jego słów. To co robiłem wcale nie było powodem do dumy. – Należy Ci się. – Mruknął podając mi grubą kopertę. Wyczułem przez palce pliki banknotów, nie wiedziałem ile ich było, nie chciałem wiedzieć. Szybko oddałem ojcu kopertę.

– Co ty? Nie wygłupiaj się. Naprawdę zapracowałeś sobie na nagrodę. – Uśmiechnął się wpychając mi pieniądze w ręce. – Tworzymy niezły zespół. Ojciec i syn, jak prawdziwa rodzina. – Dodał. Nie rozumiałem dlaczego pękał z dumy kiedy ja wolałem po prostu zapomnieć. Koperta ciążyła mi w dłoni niczym balast. To były brudne pieniądze.

– Nie zachowuj się jak cipa, chcesz coś do picia? Colę?

– Nie.

– Schowaj kasę. – Zacisnąłem zęby. Nie chcąc zwracać na siebie uwagi posłusznie wepchnąłem kopertę do wewnętrznej kieszeni w swojej dżinsowej kurtki.

– Musisz się przestawić. Przestań zachowywać się jak dzieciak. To biznes. Ja mam korzyść i Ty masz korzyść. Wszyscy są zadowoleni. –Rzucił chłodnym tonem wbijając we mnie swoje spojrzenie. Nie miałem zamiaru mówić mu jak bardzo się myli. Nie chciałem marnować swojego czasu. Wyszedłem z pubu i drżącymi palcami wyciągnąłem paczkę papierosów. Zapaliłem dwa od razu, nie mogąc się powstrzymać. W mojej głowie wciąż pojawiło się to samo pieprzone pytanie. Co zrobiłem ze swoim życiem? Jak mogłem do tego dopuścić? Wściekły spojrzałem w stronę portu, mając nadzieję, że widok wpływającego statku ostudzi mój umysł. Przez kręgosłup przeszedł lodowaty dreszcz. Kątem oka zauważyłem idącego w moją stronę faceta w kapturze. Wcisnąłem ręce do kieszeni, oparłem się o ścianę i naciągnąłem czapkę czoło, nie chciałem patrzeć w jego stronę. Strach uwiązł w gardle. Oddychałem szybko. Facet przeszedł nie zwracając na mnie uwagi.

– Kurwa. – Szepnąłem. Dotknąłem szaleńczo bijącego serca. To nie było normalne, choć co było? Wszystko wydawało się być skrajnie głupie. Lęk na widok obcego gościa sprawił, że poczułem się jeszcze gorzej. Wbiegłem na drewnianą kładkę i szybko przeszedłem na drugą stronę. Z każdym kolejnym krokiem miałem wrażenie, że koperta ukryta w wewnętrznej kieszeni kurtki pali żywym ogniem. Nie powinienem jej mieć, zresztą tak samo jak nie powinienem był zgadzać się na pomoc ojcu. Skrzywiłem się mocno. Było za późno na żal, za późno na zmianę zdania. Mijając małe lokalne sklepy, stojące rowery i archaiczne skrzynki pocztowe dotarłem do budynku, który pełnił rolę mojego domu. Wysoki, obszerny, zrobiony tak, aby jak najbardziej przypominał klasyczny styl skandynawski.

Czerwona farba na ścianach i niebieskie drzwi. Frontalny taras , białe dodatki i trochę zieleni. Słyszałem, że ludziom podobało się moje mieszkanie, wielu z nich robiło ukradkiem zdjęcia. Nie zwracałem jednak na to uwagi. Wygrzebałem z kieszeni pęk kluczy, przez chwilę siłowałem się z zamkiem po czym wszedłem do środka. Było ciemno. Wyjeżdżając z samego rana nie pomyślałem o odsłonięciu rolet. Śpieszyłem się, żeby nie zawieść ojca. Krzywiąc się podniosłem rolety i wypiłem resztę zimnej kawy z żółtego kubka. Czułem jak zmęczenie

obezwładnia moje ciało. Stres i nerwy z poprzednich dni skutecznie ścinały mnie z nóg. Wolnym krokiem poszedłem do łazienki. Przekręciłem kurek i patrzyłem jak leci woda. Patrząc na swoje przekrwione oczy zacisnąłem usta. Wyglądałem jak wrak. Wczorajsza rana nad łukiem brwiowym zaczynała się zabliźniać. Przemyłem twarz i patrząc na swoje odbicie w tafli lustra pokręciłem głową z dezaprobatą. Nie poznawałem człowieka, którego widziałem. Coś się pochrzaniło. Straciłem kontrolę. Z ponurymi myślami poszedłem do salonu i opadłem na kanapę. Chciałem zasnąć ale sen nie przychodził. Chciałem zapomnieć ale obrazy w mojej głowie wciąż pozostawały żywe. Nagle rozbrzmiał dźwięk pukania w szybę. Zaintrygowany podniosłem się z miejsca i zerknąłem przez okno. Filip Kluczek stał przy parapecie z czteropakiem piwa. Patrzył w moją stronę z wyczekiwaniem. Otworzyłem drzwi.

– Cześć! jak tam? – Zagadnął, poczułem zapach tytoniu i odór ryb. Skrzywiłem się.

– Mogłeś się chociaż umyć. – Rzuciłem oschle. – Co jest?

– Mieliśmy sporo pracy. Musiałem harować za ciebie kretynie.

– Czyli jesteśmy kwita. Ja za ciebie robiłem tydzień temu, nie pamiętasz? – Przyjąłem puszkę i usiadłem na kanapie.

– Byłeś na połowie? – Spytałem marszcząc brwi.

– No byłem, słabo.

– Daleko wypływaliście?

– Trochę, nie za daleko. Nie mieliśmy czasu. Franek chciał ogarnąć Dorsze na sprzedaż, ale niestety nie było ryb.

– A co?

– Skóra i kręgosłup. – Wydałem z siebie głośne westchnienie.

– Ile dostał? – Filip machnął ręką.

– Lepiej nie mówić. Jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie sprzedać tę łajbę. – Stwierdził ponuro. Zacisnąłem palce na puszcze od piwa. W mojej głowie rozpętał się chaos.

– Wiesz ile potrzebuje?

– Kilka tysięcy. Może pięć? – Zacisnąłem zęby i sięgnąłem do wnętrza kieszeni po czym wyjąłem wypchaną kopertę.

– Co to jest? – Milczałem. Nie znajdowałem dobrego wyjaśnienia. – Co to jest do cholery? skąd masz tyle forsy?

Byłem przyciśnięty do muru. Chciałem pomóc Franciszkowi to był naprawdę dobry człowiek i kochał swój zniszczony kuter ponad wszystko. Było mi go żal. Jednak, nie przemyślałem, że kiedy wyjmę kopertę oczy Filipa natychmiast zarejestrują w niej pieniądze. Nie planowałem żadnej spowiedzi.

– No mów! – Przeczesałem nerwowo włosy.

– Zarobiłem.

– Zarobiłeś? Tyle forsy?! – Nie uwierzył mi. Czego ja się spodziewałam, sam sobie bym nie uwierzył.

Atmosfera gęstniała. Wyjąłem z koperty plik banknotów. Szczerze, takie kwoty widziałem po raz pierwszy w życiu. Filip również.

– Ja pierdolę. Jesteśmy bogaci.

– To jest dla Franka. – Rzuciłem wydzielając równe pięć tysięcy złotych.

– Serio? Serio chcesz tę kasę dać staremu dziadowi?

– Sam mówiłeś, że potrzebuje.

– A kto nie potrzebuje? Człowieku! Nie widziałem, że mamy tyle hajsu. On sobie poradzi, zaciągnie jakąś pożyczkę czy coś.

– Już siedzi w kiszeni fiskusa. – Przypomniałem oschle.

– No i? Naprawdę wolisz wydać kasę na jakiegoś rybaka?

– Na Franka, kurwa! – Byłem zdenerwowany. Gorączkowo szukałem papierosów po kieszeniach.

– Nie rób nic głupiego. – Zachciało mi się śmiać.

Już dawno to zrobiłem.

– Powiedziałeś, że jeśli straci kuter to my stracimy dodatkową robotę. – Wspomniałem.

– To było za nim dowiedziałem się, że jesteś bogaty. Walić tę robotę. Walić wszystko. Możemy wyrwać się z tej dziury!

– Co?

– Możemy jechać za granicę! do Hiszpanii!

– Kasa jest dla Franka. – Powiedziałem stanowczo. Nie miałem ochoty zmieniać zdania. Filip westchnął ciężko. Wypił kolejną puszkę piwa i wstał z kanapy.

– Powinieneś kogoś poznać. – Zaczął. – Teraz kiedy masz kasę możemy zacząć inwestować.

– My? – Warknąłem. – Jacy kurwa my?

– Nie wkurzaj się. To będzie dobry deal.

– Wali mnie to co chcesz powiedzieć. – Byłem zły.

– Znajomy znajomego przyjechał robić interesy. – Filip uśmiechnął się szeroko.

– Zamknij się.

– Możemy zainwestować tę kasę w coś co da nam przyszłość. – Ciągnął niezrażony.

– O czym Ty mówisz? Jaką przyszłość?

– Bezstresową przyszłość. – Zarechotał. – Nie pękaj, znasz się na tym. Adam skupuje auta z Rosji.

– Ty sobie żartujesz? – Wydusiłem.

–Nie, ale posłuchaj mnie. Teraz zabulimy ale później nam się zwróci! Wiesz jak on potrafi odpicować fury? W życiu nikt się nie pozna, że były bite! – Nie wierzyłem w to co słyszałem.

– Jestem zmęczony wszelkimi interesami. – Syknąłem.

– A co? Narzekasz na swoją dilerkę? Ilu ludzi oszukałeś wciskając im lewe części samochodowe, co? Teraz zgrywasz świętego? Daj kurwa spokój. Masz niesamowitą możliwość. Nie możesz tego odrzucić. – Mówił patrząc na mnie rozgorączkowanym wzrokiem. Przez długi czas zastanawiałem się co powiedzieć ale jak zwykle, nie potrafiłem dobrze skłamać.

– Wszedłem w biznes z moim ojcem. – Wydusiłem z siebie. Filip zacisnął usta. Wyglądał jakby rozsadzał go śmiech. Sukinkot.

– Ja nie mogę. – Rzucił. – Co ty opowiadasz? Uderzyłeś się w główkę? Ty z ojcem?

– Mówię poważnie. Zostałem jego...ochroniarzem czy kimś takim. – Sam nawet nie wiedziałem jak to się stało. Wszystko wymykało się z moich rąk.

– Ochroniarzem? – Powtórzył.

– Tak.

– Wiem, że twój stary nie jest wzorem cnót ale na cholerę mu ochroniarz? – Westchnąłem z bólem. Pętla na mojej szyi zaczynała się zaciskać.

– On ma różne znajomości, często niebezpieczne. – Filip pokręcił głową. – Naprawdę to wielkie gówno.

– Chcesz mi powiedzieć, że twój stary robi jakieś przekręty? – Skinąłem głową.

– Czym handluje?

– Wszystkim. – Nie mogłem uwierzyć, że podaję mu wszystkie informacje jak na tacy. Co się ze mną działo? Nerwy mnie paraliżowały.

– Teraz to ja rozumiem, skąd ta kasa.

– To nic fajnego.

– To najfajniejsze co mogłeś dostać! Człowieku! – Ryknął klaskając w dłonie.

– A widzisz to? – Rzuciłem pokazując mu bliznę na łuku brwiowym. – Oberwałem pięć razy od jakiegoś koksa.

– Nie przesadzaj, to tylko draśnięcie.

– Grożą mi ludzie.

– Mi też grożą. Takie czasy. – Odparł spokojnie. Uśmiechał się wesoło, a jego wzrok wciąż studiował kopertę. Mając tysiące pytań w obolałej głowie ruszyłem razem z Filipem w stronę drewnianych małych domków rybackich. Chciałem dostarczyć Frankowi pieniądze. Wynajmował małą chatę w kolorze dziwnej żółci. Na drzwiach była replika Tuńczyka. Zapukałem.

– To bezsensu. – Mamrotał Filip. – Tyle kasy!

Zapukałem drugi raz.

– Powinieneś mnie posłuch... – Urwał widząc jak drzwi uchylają się z głośnym skrzypnięciem. Pociągła, pomarszczona twarz spojrzała na nas ze zdziwieniem.

– Cześć. – Mruknąłem.

– Ahoj. Co was sprowadza? – Szare oczy spojrzały na nas czujnie.

– Chciałbym pomóc. – Odparłem spokojnie. Franek zmarszczył siwe brwi. Nie rozumiał. – Mam kasę. – Dodałem.

– Naprawdę ma. I to nie mało. – Poparł Filip.

Franek przepuścił nas i weszliśmy do środka. Pomieszczenie miało zapach cygar, ryb i wody.

– Wyjaśnij mi to chłopcze. – Poprosił siadając na swoim bujanym fotelu.

– Nie ma co wyjaśniać. Mam pieniądze, których ty potrzebujesz.

– Dlaczego chcesz mi je dać? – Wzdrygnąłem ramionami.

– Skąd je masz?

– To moja sprawa.

– U mnie nie zarobisz dużo – Zauważył przytomnie. – Czy to są pieniądze z handlu częściami samochodowymi?

– Nie dociekaj. Bierzesz kasę czy nie? – Warknąłem. Nie lubiłem tych pytań. Filip zaśmiał się cicho.

– Nasz Michaś zaczął kręcić interesy z własnym ojcem.

– Co? – Franek zacisnął szczękę. Chyba był zły.

– Filip chrzani.

– Jestem stary, ale nie głupi. Znam twojego ojca, wiem jaką miał przeszłość. – Odparł wbijając we mnie swój wzrok.

– Wyszedł z tego. – Rzuciłem obojętnie.

– Wyszedł? Raczej wpakował się w kolejne gówno skoro zostałeś jego osobistą ochronką! – Filip ryknął zanosząc się śmiechem.

Następne częściKrew Za Krew Rozdział 2

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Józef Kemilk 27.12.2020
    Cześć

    Nikt cię jeszcze nie skomentował, więc będę pierwszy.
    Nie jest najgorzej, fabuła idzie do przodu i jest jakiś tam klimat. Razi jednak błędny zapis dialogów, gdzie mieszają się role, kto co mówi i bardzo słaba interpunkcja.

    Troszkę wypunktowałem, ale dobrze by było samemu co nieco poprawić.

    "Czułam ból kiedy paznokcie wbijały się w moje zaciśnięte kurczowo dłonie." - przed "kiedy" przecinek i zmieniłbym szyk na "... kurczowo zaciśnięte dłonie"
    "...w myślach kontrolować swój oddech." - pominąłbym "swój", wiadomo kogo oddech. Trzeba uważać na te słowa, tj.: swój, mój itp., by ich za często nie używać. Często są zbędne.
    "Który to był raz? piąty? a może dziesiąty? straciłam rachubę." – mam wątpliwości, co do poprawności takiego zapisu. Po znaku zapytania piszemy z dużej, a tak w ogóle pozbyłbym się części pytajników, w zamian używając przecinka. W dalszej części robisz podobne błędy.
    "Byłam bezbronna na ataki." – "na ataki, bym wyrzucił
    "Czułam cisnące się do oczu słone łzy i czułam się jeszcze gorzej." – 2x "czułam. Jedno z nich trzeba by zastąpić innym wyrazem.
    "Wiedziałam, że to co zrobiłam było najlepszym wyjściem z tej całej porąbanej sytuacji a mimo to napierały na mnie mdłości." po "zrobiłam" i po "sytuacji" przecinek. Wrzuć tekst na stronę ortograf.pl i on pomoże ci z interpunkcją, bo tego jest znacznie więcej; Może zamiast "napierały" "ogarniały"
    "Kilka restauracji otwartych na klienta,..." – coś tutaj jest nie tak "na klienta"?
    Było coś czego we Wrocławiu nigdy nie czułam–Wolność. – rozdziel spacją "czułam" a "wolność " i napisz z małej litery.
    "– Jesteś sama? – Westchnęłam z irytacją. A z kim miałbym być?" – ten dialog nie jest przedzielony jak powinien. "Jesteś sama" to raczej pytanie głosu z telefonu, tak przynajmniej mi się wydaje. Więc poprawny zapis powinien wyglądać tak:
    "– Jesteś sama?
    – A z kim miałbym być? – westchnęłam z irytacją."
    – Dzień Dobry! – Huknął. Trochę się przestraszyłam. – tu też coś nie tak. Linia powinna się skończyć na "Huknął" Trochę się przestraszyłam" od nowej linii. W dalszej części, jest podobny problem, jak opisany tutaj.
    "– Będę miał świeże Dorsze za jakieś..." "dorsze" z małej litery

    Oczywiście jest tego więcej i warto byłoby poprawić.

    Ze względu na całokształt i pierwsze Twoje próby. 4
  • Karolina9600 27.12.2020
    Hej! dziękuję bardzo za opinię i rady! :)
    będę starała się bardziej zwracac uwagę na to co wyposzczególniłeś.
    Jednak...
    – Jesteś sama? – Westchnęłam z irytacją. A z kim miałbym być?" – ten dialog nie jest przedzielony jak powinien
    To nie jest dialog. " a z kim miałabym być" to była myśl bohaterki,nie wypowiedziała jej na głos. Podobnie zresztą jak " Huknął. Trochę się przestraszyłam" to wewnętrzne odczucia.
  • Józef Kemilk 27.12.2020
    Tak, tylko, że to zlewa się to z wypowiedzą danej osoby. Może tak:
    " – Jesteś sama? – Na jego słowa, westchnęłam z irytacją. A z kim miałbym być?"
    W tym przypadku jest czytelnie.
  • Karolina9600 27.12.2020
    Józef Kemilk Masz rację, zlewa się. Odnoszę wrażenie, że strona trochę niszczy wygląd mojego tekstu. W edytorze wygląda to ciut inaczej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania