Król Świrów, albo pogromca Mikołajów
Tekst z NSzo
Żył był sobie król, któremu gawiedź nadała przydomek Król Świrów. Był królem, bo był największy spośród nich.
Życie wiódł skromne, ale po królewsku spektakularne, jak na takiego króla przystało.
A jak dokładnie wyglądał, tego nie wie nikt, bowiem na głowę i facjatę naciągał starą nylonową pończochę po swojej ciotecznej babci. Miała ta pończocha sporo dziur, powstałych ze starości i częstego drapania się po swędzącej wysypce. Przez największą dziurę wyglądał mu kulfon, wielki, że świat nie widział, z równie wielkim pypciem na czubku. Druga dziura stanowiła otworek na wysokości ust, służący do wciskania skrętów, albo słomki do siorbania napojów wyskokowych - owocowych, a czasem i makowych. Przez inne dziury wyzierały jeno stylowe krostki, co królowi wielce charakterności przydawało.
Siadał sobie codziennie i conocnie na tronie, zrobionym ze starego, więc być może królewskiego, porcelanowego nocnika. Na czubek pończochy nakładał skórzaną zbutwiałą pilotkę z epoki PRLu.
W takim oto pełnym rynsztunku, można go było zobaczyć przed kilkoma monitorami rozgrzanych pecetów, które jak głosi wieść gminna, sam sobie z części z odzysku, poskładał był.
Na twardzielach owych elektronicznych precjozów, prowadził kronikę królewskiej misji, misji tępienia Mikołajów, zwłaszcza w czasie okołoświątecznym. A misja wynikała z traumy króla, który wedle dobrze poinformowanych źródeł, nie raz i nie dwa, zamiast prezentu dostał rózgę i rózgą od Mikołaja. Do traumy dołączyła paranoja, bo wiadomo.
W końcu, jako Król Świrów mógł sobie pozwolić na zemstę, bo majestat na to pozwalał.
Komputery zaś pozwalały na uformowanie zastępów walecznych, bowiem tworzenie nicków i awatarów, to nic trudnego. Wystarczy czas, którego królowi nikt nie reglamentował.
Polował Król zatem w sieci, wraz ze swoimi wojami, na każdego, kto śmiał o traumie mu przypominać i potencjalnymi rózgami uwłaczać godności, jaką piastował.
A ciżbie zawsze powtarzał:
- Mikołaje, to zabobony! Nie istnieją! Rózga zaś (o choina!) strasznie boli. Pozbędę się tematu, bo oddziałów mam więcej, niż maku w makówce. I będzie wreszcie święty spokój!
A co było dalej, opowiem innym razem, gdy przyjrzę się nieco dokładniej takiej jednej Imć Mikołajowej.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania