Królestwo Nadziei 9Fragment 5)
Lech tymczasem szedł ogrodem,
niespokojnym jakby chodem
w głowie mętlik jakby mając,
i sam siebie wciąż pytając,
czy to aby dobra sprawa
w takim składzie ta wyprawa?
Ale nic już nie poradzi,
chociaż książę mu to wadzi,
a szczególnie jego słowa,
które to pamięta głowa.
Lecz nie teraz czas na troski,
gdy go czeka widok boski,
bo to piękna Bogumiła,
gdzieś przed karczmą już chodziła,
do której to już się zbliżał,
i już pannie się uniżał.
Gdy tu nagle w prawo spojrzał,
i tam jakąś postać dojrzał,
która gdy go zobaczyła,
to się jakby wystraszyła.
Był to żebrak źle odziany,
Brudny, no i nie zadbany,
Lech to podszedł wtem ku niemu,
by przyglądnąć się to jemu,
i nie mogąc wprost uwierzyć
wzrokiem swym go zaczął mierzyć,
po czym przełknął cicho ślinę
przybrał dość poważną minę,
i tak zaczął słowa składać,
i po twarzy ręką badać:
„Jędrzej bracie tyś to miły
”
Oczy im się załzawiły,
i w ramiona padli sobie
ręce to ściskając obie.
Trwali tak to przez czas długi,
ocierając z oczu smugi
raz po raz to wybuchając,
śmiechem na nic nie zważając.
W końcu gdy już ochłonęli,
i spokojnie już stanęli
wtedy tak to Lech go pyta,
głosem co za gardło chwyta:
„Powiedz bracie gdzieś to bywał
mów bo żeś mi obiecywał,
że powrócisz w krótkim czasie
i opowiesz jak to ma się,
życie w świecie tak odległym,
innym regułom podległym,
niż to u nas w wiosce bywa,
niż to u nas się rozgrywa.”
„Sam mój widok już dowodzi,
jak to mi się tu powodzi.
Pobłądziłem bracie drogi,
i przerosły mnie wymogi
jakie stawia świat przebiegły
bardzo chytry, i odległy.
Świat przez ludzi ogłoszony
tylko złotem okraszony,
który biegnie szufladkuje,
piękne wizje dla nas snuje,
i chodź piękna w nim pogoda
gdzie jest „wolność”, i swoboda
to nie powie ci człowieku
niezależnie w jakim wieku,
że najgorzej proszę pana,
egoistą być od rana.”
„Też i ja to tu poznałem,
chodź długo tu nie bywałem,
że reguła to tu znana,
i niestety wychwalana.
A ty przestań się użalać,
i słabości swe wychwalać,
bo nie jeden już pobłądził
źle swym życiem rozporządził.
Tobie bracie trzeba teraz
jak to dzieje się nam nie raz
wyzbyć się zbędnej obawy,
i przystąpić do naprawy,
a sposobem to ku temu
co narzuca się samemu,
będzie powrót twój do domu
gdzie nie wadzisz to nikomu.”
„Wstyd mi drogi przyjacielu,
po przebytych latach wielu,
jako żebrak wrócić sobie.
Nie dam rady!! Mówię tobie.”
„Przestań gadać mi głupoty,
i ogarnij swe bełkoty,
wrócisz ze mną, no i tyle,
bo w tej sprawie się nie mylę.
Wstydem gorszym jest dla ciebie,
dalej tak traktować siebie.”
Po czym w ciszy chwilę trwali,
gdyż powiedzieć coś się bali,
a wtem oczy się zaszkliły,
i łzy się znów pojawiły
bo to słowa chodź bolały,
prawdę mu to ukazały.
„Masz to rację przyznam tobie,
i uświadamiam to sobie,
że to właśnie zrobić trzeba,
że ku temu jest potrzeba,
aby przestać wciąż narzekać,
i na los to swój się wściekać,
a problemom stawić czoła
najlepiej jak to się zdoła.”
Cisza wtedy znów zapadła,
słowa w gardle jakby zjadła,
bo to czasem tak to bywa,
że milczenie nas okrywa
by przemyśleć, i utwierdzić
w głowie jeszcze raz to stwierdzić
słuszność tego co podjęto,
aby się to nie cofnięto.
Wtem to Jędrzej utwierdzony,
z losem swym już pogodzony,
patrząc to na przyjaciela,
tak to mówić się ośmiela:
„Jedno tylko mam pytanie,
jedno chcę usłyszeć zdanie
tak w ogóle to dlaczego,
widzę ciebie tu kolego.”
„A to widzisz jest ciekawe,
i wyłożę ci tą sprawę,
lecz nie tutaj pod oknami,
gdzie to ludzie są za nami.
Mam kwaterę tu na górze
pomieszczenie to nieduże,
tam opowiem ci dlaczego,
widzisz tutaj mnie kolego.
Ale póki co to może,
chodźmy gdyż to głód mnie może,
zjeść posiłek jak się zowie,
bo to trzeba dbać o zdrowie.”
„Mnie nie wpuszczą tam zapewne,
chodź bym łzy wylewał rzewne,
bo to wygląd mój żebraczy
nie za bardzo oczy raczy.
Ale jest tu jedna panna,
czysta jak rosa poranna,
która pięknem swym powala,
a jej widok wprost zniewala.
Ona właśnie to gdy trzeba
nie odmówi mi to chleba,
a posiłek też się zdarzy,
nawet gdy się to nie marzy.
Dobre serce ma to ona,
jest miłością przepełniona.”
„Wiem to chyba o kim mówisz,
i się cieszę że ją lubisz,
bo to jest w niej coś takiego,
co porusza do żywego.
A chodź szorstka czasem bywa,
to ja czuję, że ukrywa
co naprawdę w sercu skrywa.”
„Oj to bracie, ja to widzę,
i wcale z tego nie szydzę,
że to serce twe zdobyła,
ta urocza Bogumiła.”
„Masz to rację przyjacielu,
znasz mnie dobrze w sprawach wielu.”
Po tych słowach obaj wstali,
i na górę się udali
gdzie posiłek ciepły zjedli
przy czym to rozmowy wiedli.
Nie wiedzieli jednak tego
to szczegółu ciekawego,
że to panna Bogumiła,
gdy wkoło karczmy chodziła,
by porządek jakiś zrobić,
no i okna przyozdobić
zobaczyła to tych dwoje,
jak toczyli mowy swoje,
i chcąc nie chcąc podsłuchała,
jak rozmowa wyglądała.
A im dłużej jej słuchała,
to rumieńców nabierała
dech jej w piersiach zapierało
bo to do niej docierało,
że to nie typ swawolnika,
uciech tylko niewolnika,
co to myśli wpierw o sobie,
w każdej życia swego dobie.
Ale raczej jest przeciwnie,
i z tym to czuła się dziwnie,
że się na nim nie poznała
a go tylko oskarżała.
Trochę tego się wstydziła
ale radość ją krzepiła,
że trwał dalej w swym uczuciu,
a nie myślał o zepsuciu,
że pomimo jej szorstkości,
różnych to uszczypliwości,
nie zniechęcił się w ogóle,
ale myślał o niej czule.
Przepełniona tak radością,
można nawet rzec miłością,
powróciła do swych zadań
bez marudzeń, zbędnych gadań
śmiejąc sama się do siebie,
czując jakby była w niebie.
Komentarze (4)
Jest przepełniony ciepłem ,wybaczeniem i szczerością.W serduszko uderza❤Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania