Królestwo Nadziei (fragment 4)
Tak to trzy dni wypoczywał,
i swych myśli nie ukrywał,
często pannę zagadując,
i swój pogląd opisując.
Ona jednak jak to ona
trwała zawsze niewzruszona,
chodź czasami już by chciała,
i już prawie zamiar miała
ulec wdzięku jego sile,
lecz to były tylko chwile.
Jedno tylko tutaj zdziałał
o to jedno się wystarał,
że mu imię swe zdradziła,
które brzmiało Bogumiła.
Nastał wreszcie dzień poznania,
jakie to są rokowania,
w sprawie, której to tu przybył,
i dla której z wioski wybył.
Udał się więc znów przed króla,
gdzie rząd radców go otula,
stał, i czekał, aż się dowie
co król dzisiaj mu odpowie,
a ten wziąwszy wdech głęboki,
wsparłszy się wpierw o swe boki
tak mu na to wszystko rzecze:
„Słuchaj to mi mój człowiecze,
sprawę, która tutaj wnosisz,
i o pomoc w której prosisz
jest dość dziwna przyznam tobie,
i nie mogę przejść tak sobie
obok takich to zwyczajów,
że to garść jakichś hultajów,
hasa sobie po mym lesie,
w niewiadomym to procesie.
Tak więc aby to wyjaśnić,
i zagadkę tą rozjaśnić,
syn mój pójdzie razem z tobą,
by podkreślić swą osobą,
że podzielam wszystkie troski
jakie trapią ludzi z wioski,
i że błędne jest myślenie,
i przewrotne dość twierdzenie,
że odwiedzam swoje włości,
pobrać tylko należności.”
Lech przypomniał sobie słowa,
z których składała się mowa
kiedy pierwszy raz tu bywał,
i swe sprawy opisywał.
I zrozumiał wtedy nagle
tak jak wiatr rozumią żagle,
że nie lubi władza tego,
aby mówić coś takiego,
co oczerniać by ją miało,
i w nią samą uderzało.
Wziął więc tylko oczy zmrużył,
i w swym sercu to powtórzył
co mu kiedyś ksiądz powiedział,
gdy u niego sobie siedział,
że korona to nie czyni
ludzi w prawdzie silniejszymi.
Po czym rozległy się grania,
na oznakę powitania,
i do sali wszedł powoli
ten co według króla woli,
w podróż z Lechem miał wyruszyć,
aby nieprawości skruszyć.
Króla syn to pierworodny,
co miał ubiór bardzo modny
stanął patrząc na zebranych
tak jak władca na poddanych,
i bez zbędnej kurtuazji,
oraz znanej mu fantazji,
tak powitał zgromadzonych
w jego postać zapatrzonych:
„Witaj ojcze, i panowie.
Cóż to chodzi wam po głowie,
ponoć wysłać mnie pragniecie,
w podróż po nieznanym świecie,
gdzieś w dalekie to ostępy,
gdzie już tylko człowiek tępy,
mieszka sobie w swym szałasie,
i tam brzuch swój tylko pasie.”
Lech spokojny był z natury,
ale słysząc takie bzdury,
trochę myśli zagotował,
lecz się szybko opanował,
i z litością tylko spojrzał,
bo już był do tego dojrzał,
że to prawdy nie dowiedzie,
krzycząc sobie na niedźwiedzie.
Na to wszystko król się wtrącił,
i porządek myśli zmącił:
„Siadaj Mieszko, a nie gadaj
słowa tylko moje badaj.
Ten młodzieniec, tu przed tobą
on jest właśnie tą osobą,
której wioskę to odwiedzisz,
i kraj który sobie zwiedzisz.”
Mieszko chciał coś wtedy wtrącić,
i porządek tak to zmącić
ale król mu nie pozwolił,
aby ten to znów biadolił.
Utkwił w niego tylko oczy,
i swą mowę dalej toczy:
„Dzieje się tam coś dziwnego,
co nurtuje mnie samego,
w jakimś dziwnym procederze,
grupa zbójców udział bierze,
trzeba nam to by wyjaśnić,
okoliczność tę rozjaśnić.
Pójdzie z wami odział mały
pełen ludzi znanych z chwały,
na czele, to których stoi,
ten co prawie się nie boi,
Sambor łucznik niezrównany
w całym to królestwie znany.
Teraz jeszcze odpocznijcie,
i tę noc dobrze prześpijcie.
Jutro rano wprost z dziedzińca,
pójdę z wami do gościńca ,
po czym sami już pójdziecie,
podróżować po tym świecie.”
Po tych słowach wszyscy wstali,
i w swe strony się udali.
Mieszko tylko sam pozostał
sam na sam się z ojcem ostał,
który jeszcze chciał powiedzieć,
coś co Mieszko musiał wiedzieć:
„Słuchaj synu mnie uważnie,
bardzo mocno, i poważnie,
tak to my się domyślamy,
i tą sprawę tak badamy,
że to zbójcy skarb tam mają,
i przed światem go chowają.
Lecz tym głowy nie zaprzątaj,
i po lesie się nie plątaj,
to Sambora jest zadanie
by wykonać rozpoznanie,
i uczynić wraz z odziałem,
to co mu już nakazałem.
Ty tymczasem masz wybadać,
i pytania różne zadać
czy w tej wiosce to przypadkiem,
gdzieś nie czai się ukradkiem,
jakiś zamysł to nieszczery,
który czyni w głowach szmery,
przeciw to przynależności,
oraz naszej to zwierzchności.”
Chociaż tym się lekko zdumiał,
Mieszko wszystko już zrozumiał.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania