Królestwo Nadziei (fragment 6)
Rankiem kiedy słońce wstało
i do okna zawitało
Jędrzej z Lechem już nie spali,
tylko rzeczy pakowali,
a gdy wszystko to już mieli,
i wyruszyć w drogę chcieli
Lech to gnany jakąś siłą,
chciał zobaczyć twarz mu miłą,
chciał to jeszcze wzrok nacieszyć
zanim przyjdzie mu pośpieszyć
z całą świtą znów do domu,
gdzie nie może to nikomu,
oddać serca pod władanie,
chociaż tam też piękne panie.
Tak więc szukał jej nerwowo,
by odchodne rzec jej słowo,
i zobaczył jak to stała,
i się pięknie uśmiechała,
podszedł do niej więc powoli,
jakby właśnie był w niewoli,
i nieśmiało się pokłonił
po czym słowa te wyłonił:
„Blask twój droga moja pani,
nawet słońce dzisiaj rani,
które gdy cię to ujrzało
wnet za chmury się schowało.
Bo zazdrością będąc zdjęte,
i do głębi tym przejęte,
nie potrafi ci dorównać,
i z twym pięknem to się równać.”
Panna gdy go to ujrzała,
i te słowa dosłyszała,
to się najpierw zawstydziła
i rumieńcem twarz spowiła,
po czym jakby to nie ona
przytłoczona i zmieniona,
tak to cicho wydukała,
jakby jakiś zamiar miała:
„Widzę, że i dowcip z rana
mocno trzyma się to pana.”
„To nie dowcip droga pani,
ani żaden podstęp tani,
lecz to prawda jest o tobie,
której nie mogę kryć w sobie.”
Tu zamilknął wąs popieścił,
i to pannie tak obwieścił.:
„Prawdą również jest to srogą,
której myśli znieść nie mogą,
że opuścić dzisiaj muszę,
chodź to gniewa moją duszę,
ten tak miły mi przybytek,
w którym serce me dobytek,
to nabyło w twej osobie,
i podlega tylko tobie.
Aby z księciem to powrócić,
i los wioski mej odwrócić.”
Pannie łzy się to polały,
gdy te słowa tak wybrzmiały,
bo gdy wreszcie zrozumiała,
że się właśnie zakochała,
to los znowu się zabawił,
i psikusa jej to sprawił.
To co nie dał, odbierając
tak uciechę z tego mając.
Lech to widząc, że w złym stanie
panna zniosła to wyznanie,
wziął za rękę ją pochwycił,
i te słowa jej przemycił.:
„Klnę na Boga się przed tobą,
żeś jedyną ty osobą,
której słowa takie mówił,
dla której to rozum zgubił.
Więc jeżeli, i ja tobie
nie jest obojętny sobie,
to przyrzekam tu powrócić,
i twój spokój znów zakłócić.
Lecz to powiedz tylko słowo,
żebym wiedział białogłowo.”
Ona cała zapłakana,
i do głębi rozechwiana
nie zwlekając ani chwili,
gdyż ta chwila czas umili,
szyję tylko mu objąwszy,
ciężar z serca swego zdjąwszy,
tak do ucha mu szeptała,
taką mu odpowiedź dała.:
„Słuchaj jeno bratku miły,
oczy twe to mnie kupiły,
gdyś to wtedy przy fontannie
tak wpatrywał się starannie,
i gdyś mówił mi te słowa,
które to pamięta głowa.
Ale prawdy to się bojąc,
i za strachem tylko stojąc,
nie umiałam przyznać w sobie,
żem jest zakochana w tobie.
Tak więc jeśli wzywasz Boga,
to wiedz, że to kara sroga
spotka cię jeśli nie wrócisz,
jeśli do mnie nie powrócisz.”
Po czym patrząc sobie w oczy,
wzrokiem który miłość toczy,
śmiać zaczęli się wesoło,
obracając sobą w koło.
I tak by to długo trwali,
i do siebie błogo śmiali,
ale Jędrzej im przeszkodził
gdy to sobie tam przechodził.
Co im obu przypomniało,
to co właśnie stać się miało,
że to pora pożegnania,
i krótkiego to rozstania,
które im przykrości sprawia,
lecz, i prawdę też objawia,
że od teraz na tym świecie,
czy to w zimie czy to w lecie,
jest ktoś o kim się marzyło
ktoś dla kogo będzie żyło.
Tak rozstali się ci dwoje,
znając już uczucia swoje,
panna w karczmie pozostała,
i na niego tak czekała.
Lech z Jędrzejem więc ruszyli,
bo spóźnieni trochę byli.
A gdy doszli już do celu
było to tam ludzi wielu,
zwartych bardzo, i gotowych,
doznać to już przygód nowych.
Był to oddział ów książęcy,
za którego król tak ręczy.
Widać było po posturach,
że to nie śpiewali w chórach,
ale w bojach obeznani,
no i z mieczem będąc zgrani
trochę bitew już stoczyli,
zanim tutaj dziś przybyli.
Stali tak więc oczekując,
myśli w głowie poszukując,
aż tu podszedł w ich kierunku,
gość w jaskrawym to sprawunku,
który wzrokiem przenikliwym,
oraz głosem nie krzykliwym,
złożył jedno krótkie zdanie,
którym zadał im pytanie.:
„Który to z was był łaskawy,
załatwiać tu swoje sprawy,
co skłoniło króla mego,
by wyprawę zrobić z tego?”
„Chyba o mnie pytasz panie,
bo przeze mnie to się stanie,
że to oddział ten to wyjdzie,
i po lesie iść mu przyjdzie.
Aby dotrzeć do mej wioski,
o której chodzą pogłoski,
że na końcu leży świata,
a w niej czeladź to garbata
tylko pasie swoje brzuchy,
i ma opieszałe ruchy.”
Żołnierz śmiechem to parsknąwszy,
i głęboki oddech wziąwszy,
wpierw co mówić to nie wiedział,
ale tak mu odpowiedział:
„Widzę, że to humor srogi
dopisuje ci mój drogi,
a fantazja to u ciebie,
nie da głupca zrobić z siebie.
Dawno to już nie widziałem,
przyjemności też nie miałem,
spotkać ptaka to takiego,
co by z księcia to samego,
raczył sobie to dworować,
a nie myśli o nim chować.
Jestem Sambor, wódz królewski,
będę wiódł ten orszak szewski.”
„Miło poznać cię o panie,
i dziękuję za twe zdanie,
które o mej to osobie,
z taką troską rzekłeś sobie.
Na chrzcie Lech mi imię dano,
tak mnie właśnie to nazwano. ”
„I mi również jest to miło,
bo me serce polubiło
twoją postać kawalerze,
boś jest hardy w swojej wierze.”
Po czym wzrok to swój skierował,
na Jędrzeja co się chował,
za plecami przyjaciela,
gdyż to wódz go onieśmiela:
„Ty żebraku co tak stoisz,
czy to aby mnie się boisz?"
Na co Lech się szybko wtrącił,
i na siebie wzrok przetrącił:
„To przyjaciel jest mój miły,
co życiorys ma zawiły,
i chodź wygląd ma żebraczy,
to on dla mnie wiele znaczy.
On pobłądził jak to bywa,
słusznie karę więc odbywa,
a w mym sercu miłość rodzi,
myśl, że pomóc mu się godzi
tak więc zamiar to powziąłem,
i ze sobą go tu wziąłem.
Aby wrócił już do domu
gdzie nie wadzi to nikomu,
by porzucił stare znoje,
i odnowił życie swoje.”
„Coś mi widzi się kolego,
że nie znajdę tu drugiego,
jak ty sądzę oryginała,
co taką postawą pała.
Tak więc niech, i tak się stanie
masz, i na to me uznanie,
niech się tylko nie ociąga,
i podróży nie przeciąga.”
Po tych słowach trąby dały,
znak, że zbliżać to się miały
dwa powozy to królewskie
nader piękne, i niebieskie,
które gdy tylko przybyły
wielki gwar to uczyniły.
Wszyscy wkoło nich się zbiegli,
i dość ciasno je oblegli
także gdy król się wyłonił,
każdy to się przed nim skłonił.
On tymczasem strój poprawił
i te słowa dla nich sprawił:
„Witam wszystkich tu zebranych,
ludzi bardzo nam oddanych,
którzy na me to wezwanie,
chcą wykonać to zadanie.
Serce rośnie w piersiach naszych,
widząc zapał to serc waszych,
które stoją tu gotowe,
odbyć to wyzwania nowe.
Tak więc proszę to się zbierzcie,
i w tą drogę już pośpieszcie.”
Tak przemowę swą skończywszy
uczynił to się gwar żywszy,
wszyscy rzeczy swe zbierali,
i do wyjścia szykowali,
a gdy każdy był gotowy,
i miał w sobie zapał nowy,
trąby głośno wtem zagrały,
i do wyjścia tak znak dały.
Lecz to w błędzie był nasz władca,
no i każdy jego radca,
że to co nimi kieruje,
i w ich głowach się rysuje
jest szacunkiem to dla niego,
i chęcią obrony jego.
Lecz sposobność tu widzieli,
i nadzieję taką mieli,
że bogactwo im przyniesie,
to co znajdą w owym lesie.
Komentarze (6)
Sylaby ,rym ,metagory ,basnie ,wehikuł czasu .Stara gwara !Wszystko na same plusy
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania