Królewna Śnieżka 2035

Dawno, dawno temu żyli król i królowa. Mieli córkę, którą wszyscy nazywali Śnieżką. Królowa zmarła w dziwnych okolicznościach, śledztwo dyskretnie zamieciono pod dywan, a król wkrótce się ożenił ponownie. Jego nowa żona nie była tylko przypadkowym trofeum z powiększonym tyłkiem — wniosła do pałacu coś znacznie groźniejszego: mega-urządzenie.

Był to tablet przebrany za lustro — część serii wyprodukowanej w absolutnej tajemnicy dla agentów polowych #NSA. Miał 128 rdzeni pracujących po 10 GHz, terabajt RAM-u, system operacyjny z obsługą głosu, wbudowaną AI… lecz prawdziwą perełką był system wyszukiwania napędzany Palantir. Tablet miał dostęp do tajnej wersji Google, która indeksowała nie tylko otwartą sieć, lecz także bazy NSA, CIA i FBI, obrazy satelitarne, globalne sensory Aegis, przechwycone rozmowy, SMS-y, strumienie social mediów, a nawet dark web. Wystarczyło wypowiedzieć frazę:

„Lustereczko, powiedz przecie, całą prawdę pokaż w necie” — i zadać pytanie w zwykłym języku.

Nikt nie wiedział, jaka dokładnie była misja królowej, ale w wolnych chwilach na pewno nadużywała sprzętu rządowej klasy:

— Lustereczko, lustereczko, kto jest najpiękniejszy, najświeższy, najjaśniejszy na świecie? Wyniki w wszystkich obsługiwanych językach!

Pytała tak kilka razy dziennie.

Za każdym razem wyszukiwanie zwracało tylko jeden wynik: jej profil na Facebooku — jedyne miejsce, gdzie zdjęcia były publicznie dostępne. Ale pewnego dnia, po rutynowej aktualizacji, coś się zepsuło. Może cache się zglitchował, może algorytm Palantira się zmienił. Tak czy inaczej, zamiast jej własnego profilu lustro wypluło scroll zdjęć Śnieżki — we wszystkich możliwych kontekstach, nawet tych, które wysyłała prywatnie chłopakowi.

Ego królowej tego nie zniosło. Prawie roztrzaskała lustro — ale przypomniała sobie, ile kosztowało i co musiała zrobić, żeby je zdobyć. Zamiast tego przemyślała sprawę… i zleciła zabójstwo Śnieżki przez Silk Road. Choć, prawdę mówiąc, może nie chodziło o emocje, a tylko o część misji.

Śnieżkę wywieziono głęboko do lasu — lecz coś poszło nie tak. Królowa, jak zawsze skąpa, wybrała wykonawcę, który zaproponował najniższą stawkę. W efekcie księżniczce udało się uciec. Najemnicy sfabrykowali dowody likwidacji, oddali królowej, zgarnęli kasę i zniknęli.

Śnieżka tymczasem całkiem zeszła z radaru. Porzuciła telefon i karty, unikała ludzi. Królowa nie mogła jej namierzyć.

Ale trzeciego dnia księżniczka była już głodna jak wilk. Trafiła na odległą chałupę w najgęstszym lesie. Drewniana chata stała samotnie — Śnieżka wślizgnęła się do środka, przemykając między cieniami. Znalazła trochę jedzenia, zjadła i padła z wyczerpania na łóżku.

Pobudka nie była delikatna.

— Kim ty, ku*wa, jesteś?! — ktoś potrząsnął nią gwałtownie. Wyglądał jak karzeł. Za nim stał drugi, z kałasznikowem. Pięciu kolejnych opierało się o ścianę.

— Ja… ja jestem księżniczka Śnieżka — wydukała, zapominając o ostrożności. — A wy… kim jesteście? LARPerzy?

— Wydobywamy uran z gór — odparł karzeł rzeczowo. — Przerabiamy go na koncentrat w szopie obok i sprzedajemy Irańczykom. Ci wzbogacają do 15% i odsprzedają Koreańczykom Północnym…

— Dobra, stop! Po co mi to w ogóle mówicie?! — przerwała Śnieżka. — Ja tylko chcę przeżyć!

— Nie chcieliśmy cię martwić, ale… nie śledzisz newsów? — odezwał się inny. — Oficjalnie już nie istniejesz. Znaleziono sfingowane szczątki w lesie. Światowi przywódcy złożyli kondolencje. Odpowiedzialność wzięło już pięć różnych organizacji terrorystycznych.

— Niezły twist… — mruknęła Śnieżka, wyraźnie zdruzgotana. — I co teraz?

— Zostań z nami — zaproponowali karły. — Poprowadzisz dekontaminację. Liczniki Geigera wariują, a my nie mamy pojęcia, jakie dawki łykamy. Zobacz, Marie Curie dostała Nobla za prawie to samo. My dostajemy tylko nakazy kontroli nieproliferacji.

— Ale bez telefonów i wychodzenia na zewnątrz — dodał jeden. — Jeśli złapie cię tajny Google Street View, twoja macocha znajdzie cię w sekundę. A wtedy wszyscy będziemy w dupie.

I tak zaczęli mieszkać razem. Śnieżka rzuciła się w wir poprawiania bezpieczeństwa radiacyjnego i higieny pracy. Kazała karłom kupić odzież ochronną, wprowadziła regularne procedury dekontaminacji i przerobiła wychodek na magazyn odpadów ciekłych.

Wszystko szło gładko — aż do kolacji, kiedy karły mimochodem wspomniały, że wyszedł nowy iPhone. Śnieżka chciała go natychmiast.

— Spokojnie — próbowali tłumaczyć. — Niech specjaliści sprawdzą backdoory, wypuszczą poprawki — trzy, cztery miesiące i dostaniesz wersję bezpieczną.

— Znam te bajki — prychnęła księżniczka. — Te „załatane” nie dostają update’ów i nie mają App Store’a!

W końcu ich przekonała. Nikt nie wie, jakie jeszcze luki były wbudowane w ten iPhone, ale jedna funkcja była szczególnie zabójcza: domyślnie rejestrował współrzędne GPS co pięć sekund, nagrywał jednosekundowy sample audio co piętnaście i robił zdjęcie z obu kamer raz na minutę — wszystko automatycznie wysyłane do #Apple. Oczywiście, „dla zapewnienia jakości usług”.

Karły szybko odkryły funkcję i wyłączyły, ale było już za późno. Kilka pakietów danych poszło.

Nocą dane Apple zintegrowały się z Palantirem. To wystarczyło, by zidentyfikować księżniczkę. Nad ranem lustro znów pokazało królowej, że nie jest najpiękniejsza w królestwie.

Królowa od razu zrozumiała: jeśli chcesz trwałych rezultatów i ciszy w eterze, musisz zrobić to sama. Założyła rękawiczki, maseczkę i starannie wstrzyknęła nowiczok do pięknego, czerwonego jabłka.

— Czy ktoś zamawiał zdrową, ekologiczną żywność? — rozległo się pukanie do drzwi.

— Nie — odparła Śnieżka z żalem — karły jadły prawie wyłącznie pierogi z majonezem.

— Mam ten adres na liście, opłacone z góry — nalegał głos zza drzwi.

— Skoro tak… proszę wejść — odparła beztrosko księżniczka, otwierając drzwi. Na progu stała niepozorna kobieta z koszem owoców i warzyw — królowa w przebraniu.

— W dzisiejszym zestawie śliwki, trochę czarnej porzeczki i to jabłko — gratis od firmy — powiedziała gładko.

— Dzięki, dzięki — ucieszyła się Śnieżka, biorąc kosz, ale nie wychodząc — według harmonogramu zaraz miał przelatywać satelita zwiadowczy KH-11. — Do widzenia!

Zamknęła drzwi i natychmiast ugryzła jabłko — było jedyne w koszu. I padła na podłogę, bez życia.

Wieczorem karły wróciły z pracy i z przerażeniem zobaczyły, co się stało. Na szczęście nic nie ukradziono, a księżniczka nadal żyła, choć w śpiączce. Analiza spektralna wykazała, że jabłko zawierało tetrodotoksynę.

Dlaczego nie nowiczok? Bo królowa trzymała swoje trucizny w totalnym chaosie — chwyciła złą fiolkę. Ale z niej idiotka.

Karły położyły Śnieżkę na kanapie i rozpoczęły protokoły resuscytacji — akurat gdy ktoś zaczął walić w drzwi, mocno i szybko.

Jeden z karłów odbezpieczył broń. Inny poszedł otworzyć.

— Śnieżka! Śnieżka! Jesteś tam?! — krzyczał ktoś zza drzwi.

Król — ojciec Śnieżki — z niewiadomych przyczyn nie dociekał ani jej śmierci, ani wcześniejszego zgonu królowej. Ale chłopak Śnieżki to co innego.

Nie był byle kim. Po pierwsze, nie uwierzył w raporty o jej śmierci — bez ciała, bez DNA, bez świadków. Po drugie, on też miał dostęp do tajnej wersji Google — nie w czasie rzeczywistym, ale zawsze. W kilka godzin namierzył ping księżniczki i ruszył od razu.

Udało się ją odratować i razem z chłopakiem zwołali konferencję prasową w zatłoczonym miejscu publicznym. Królowa też się zjawiła — krzyczała, zaprzeczała wszystkiemu. Ale nagle nadleciał czarny helikopter bez oznaczeń. Królowa spojrzała w górę, pobladła… i padła z kulą w głowie.

Kimkolwiek była, jej pracodawcy najwyraźniej nie tolerowali porażek.

Po jej rzeczach szukano dowodów, ale tablet-lustro nigdy się nie odnalazł.

Śnieżka i jej chłopak polecieli do Goa, by odpocząć. Upili się, wygadali całą historię przypadkowemu Hindusowi… i to właśnie on opowiedział ją mnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Aisak 2 miesiące temu
    🤣🤣🤣
    Obłędne! Bardzo mi się podoba, po prostu cudo🤎

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania