Krótka historia czasu

PROLOG

Pamiętam tamten dzień jakby był dzisiejszym. Siedziałam na parapecie. Wpatrzona w ciężkie chmury sunące sennie po sklepieniu. Powietrze pachniało świeżością, odkupieniem i czymś jeszcze. Nie potrafię powiedzieć, czym… Wszędzie panował spokój skąpany w odrobinie mroku.

Miałam wrażenie, iż nie jest to zwykłe popołudnie. Tak jakby dzień i noc panowały jednocześnie. Przeplatały się niczym kochankowie w miłosnym uniesieniu. Bojownicy w śmiertelnej walce…

Wydawało mi się przez moment, że wszechogarniająca cisza jest tylko złudzeniem. Niestety miałam rację. W następnej sekundzie rozległ się wrzask. Strzał… I znów zapanowała cisza.

Od tamtej chwili wszystko, co się wydarzyło było… No właśnie, czym było?

Miałam nadzieję, że tylko koszmarem. Ale przecież, gdy śnimy nic nie czujemy. Tymczasem nad moim ciałem zapanowały dreszcze. Miałam ochotę rozerwać sobie skórę, aby wyciągnąć spod niej ten obezwładniający ból.

Nagle z mojego gardła wydobył się rozdzierający krzyk. Dokoła mnie było pełno krwi. Lejącej się z ran na plecach. Traciłam siły. Słyszałam trzask moich kości.

Później była już tylko ciemność.

Obudziłam się na podłodze w kuchni. Słońce pomału chowało się za horyzontem. Nie wiedziałam czy jest jeszcze to ten sam dzień. Lecz widok za oknem był zdumiewający. Czystość nieba zapierała dech w piersiach. Błękit i róż królowały nad miastem. Miałam wrażenie, iż świat zmienił się w dziecięcy pokoik z moich marzeń. Żebym wtedy wiedziała jak bliskie prawdy były moje wyobrażenia…

Nie wiem, czemu od razu nie wstałam. Może to przez wycieńczenie walką o pozbycie się przygniatającej mnie ciemności. Która miałam wrażenie, iż spętała moje ciało z sobą już na zawsze. Jednak z drugiej strony czułam jakby delikatny puch czystości otulał mnie…

Tą chwilę sielanki przerwał obłęd. Którego do dziś nie mogę zrozumieć. Szok. Niedowierzanie. Bezradność. Szaleństwo. Nie byłam do końca pewna, co tak naprawdę czułam. To nie mrok, ani nawet czystość mnie spętały i trzymały przy ziemi. Ale wielkie ciężkie skrzydła!

Tak skrzydła!

Myślałam, że oszalałam. I chyba miałam rację, ponieważ od tamtego momentu całe moje ŻYCIE okazało się jednym wielkim szaleństwem. Przeplatanym codzienną walką, jak i spokojem. Dobrem i złem. Zrozumieniem i psychozą.

Jednego jestem pewna wszystko, co do tej pory uważałam za racjonalne w tamtej chwili zniknęło bezpowrotnie. Realizm życia już nie istniał.

Za to miałam skrzydła.

Dziś uważam je za niezwykłe. Jedno jest ciemne jak noc. Patrząc na nie można dostrzec swoje wszystkie błędy, porażki i zło w nas drzemiące. Drugie jest światłem przywodzi na myśl pierwsze promienie słońca. Wpatrując się w nie ujrzysz wszystkie szanse, które możesz jeszcze wykorzystać. Dobro, którym możesz obdarować innych. Lecz także są w nim zawarte twoje pragnienia. Nie zawsze możliwe do spełnienia. Razem oba skrzydła tworzą niezrozumiany i nierozerwalny duet. Jak niebo w tamten pamiętny dzień…

 

ROZDZIAŁ 1

Po 174 latach wspomnienia zaczęły zanikać. Wprost proporcjonalnie do wzrostu mojej wiedzy, traciłam wszystko. Przeszłość, emocje, wyobraźnie i swoją tożsamość. Lecz wraz ze stratą zyskałam wiele nowych i niezwykłych darów. Czas przestał istnieć. Przestrzeń mnie nie ograniczała. Byłam jednocześnie fizycznym jak i metafizycznym bytem. Widziałam światy i wymiary, których człowiek nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić.

Niestety każdy medal ma dwie strony. Zyskując wszystko, nie spodziewałam się, że zostanę obdarowana nie tylko pozytywami. Wraz z miłością przyszła ogromna nienawiść. Emocje każdego pojedynczego człowieka z całego świata należały do mnie. Ból, cierpienie, głód…

Moim zadaniem było i jest z tym walczyć. Nie chodzi o pozbycie się tych uczuć ze mnie. Lecz o odebranie ich tym, którzy nie są w stanie ich udźwignąć.

Na początku ta walka nie była łatwa. Toczyłam ją o pojedyncze duszyczki. Często przegrywałam bitwy. Pozwalałam na rozlew niewinnej krwi. Z czasem nauczyłam się jednak jak naprawiać zło, miłością. Ocierać łzy uśmiechem…

Ostatnio pamięć coraz częściej mnie zawodzi. Plącze mi się teraz z wczoraj i jutro. Jednak niektóre wspomnienia wyryły się w mojej pamięci i pomimo upływu lat są wciąż żywe.

Teraz chcę Cię zabrać w podróż po moim świecie. Świecie wspomnień, uniesień radości i chwilach rozpaczy…

Cofnijmy się o całe 171 lat wstecz…

Nad światem ciążyło widmo wojny. Widziałam jak przyjaciel stawał się wrogiem. Sprzymierzeniec, oprawcą. Mimo tego to właśnie w tym piekle potrafiła narodzić się najprawdziwsza miłość.

To wspomnienie jednak nie należy do szczęśliwych. Był to chłodny zimowy wieczór. Siedziałam na gałęzi wielkiego dębu rosnącego nieopodal małej, górskiej chatki na południu Polski. Moje ciało przed mrozem chroniły skrzydła. Ściśle mnie opatulające.

Nieopodal jakiś mąż ciosał drewno na opał. Trząsł się z zimna, a mimo to trwał w swoim zajęciu, co jakiś czas spoglądając w stronę okna.

W chacie młoda kobieta kołysała w ramionach nowo narodzonego chłopca. Delikatnym głosem śpiewała mu kołysankę… Nigdy nie zapomnę jej słów…

Śpij dziecino, śpij, ah śpij.

W swym bajkowym świecie żyj.

Zamknij oczy nie musisz się już bać.

Demony dzisiejszego dnia poszły spać.

Śpij dziecino, śpij, ah śpij.

W swym bajkowym świecie żyj.

A ja Cię mocno w śnie przytulę.

Puszystą kołderką twe ciałko otulę.

Będę Cię strzegła całą noc.

Aż koszmary stracą swą moc.

Więc śpij, już śpij dziecino śnij.

W swym bajkowym świecie żyj.

Nieopodal kominka przy kołysance usypiała trzyletnia dziewczynka. Jej maleńkie ciałko opatulone kocykiem rytmicznie unosiło się i opadało w sennym oddechu.

Ciekawe, co jej się śniło? Może kraina z baśniowych opowieści jej matki o wróżkach? A może wiosenna łąka pełna kwiatów i zabawa z młodszym braciszkiem?

Jakże miło było obserwować taki sielski obraz wśród okrucieństwa wojny. Taka chwila wytchnienia od bólu…

Nagle spokojną noc przerwał huk. Znałam aż za dobrze ten dźwięk. To bomba. Nie minęła sekunda jak niewinna cisza przerodziła się w piekło.

Pierwszy raz poczułam emocje i fizyczność drugiego człowieka…

Zerwałam się z miejsca. Nie byłam już bezosobowym bytem. Stałam się matką chcącą za wszelką cenę uratować swoje dzieci. Nawet kosztem własnego życia.

Byłam niemowlęciem, którego każdą komórkę maleńkiego ciałka przepełniał ból i strach. Córką chcącą odnaleźć w zgliszczach swoją rodzicielkę. Mimo poparzonych kończyn próbującą przedrzeć się przez gruzowisko pozostałe po jej domu.

Rozpacz rozdzierała moje ciało. Nie wiedziałam, kim jestem. Pogubiłam się. Pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego. Byłam odrętwiała i sparaliżowana. Ogień się rozprzestrzeniał, a ja nie mogłam się ruszyć…

Kolejny wybuch. Więcej bólu. Swąd spalonych ciał. I cisza… Tak cisza i nic więcej. To był koniec.

Od tamtej pory za każdym razem zamykając oczy widzę tamtą scenę. Siedząc w ciszy słyszę kołysankę. Lecz dalej nie rozumiem pobudek oprawców.

 

ROZDZIAŁ 2

Czasami pozawalam sobie na chwilę nostalgii. Dopuszczam do siebie uczucia. Zapominam o teraźniejszości…

Spaceruję wtedy krętymi, wąskimi uliczkami Kazimierza. Stare żydowskie kamienice w swej tajemniczości skrywają niezwykłe historie. Wieczorami w powietrzu można wyczuć zapach cygar i wina. Słychać gromkie śmiechy i jazz z pobliskich barów.

Dziś, dawniej zapomniana dzielnica Krakowa tętni życiem…

Ja jednak pamiętam jej spokój. Po wojnie wydawała się niemal zapomniana.

Lubiłam tamtą ciszę. Godzinami przesiadywałam na dachu jednej z tamtejszych kamienic. Pławiłam się w srebrzystych promieniach księżyca. Wyczekiwałam, aż gwiazdy wyłonią się zza chmur.

Wsłuchiwałam się w pierwsze radosne śmiechy odzyskane po koszmarze wojny. Czułam narastającą nadzieję w ludzkich sercach. Lecz tłumił ją strach i wciąż żywy ból straty.

Skrajne emocje atakujące mnie zewsząd były uciążliwe. Wręcz przytłaczające. Za każdym uśmiechem ujrzanym w ciągu dnia. Widziałam setki łez w nocy. Ludzie codziennie tworzyli iluzję szczęścia i normalności. Nie potrafiąc zapomnieć o przeszłości.

Maluchy na ulicach grały w klasy. Roześmiane biegały po dziedzińcach. Mogły sobie w końcu pozwolić na bycie po prostu dziećmi. Niestety wojna zostawiła także ślady na ich psychice. Beztroska zabawa zmieniała się w jednym momencie w chwile grozy.

Widziałam dzieci, które na hałas reagowały histerią. Inne zaś uciekały i chowały się.

Kiedyś spotkałam chłopca bawiącego się nieopodal rzeki. Zbierał kwiatuszki dla swojej mamy. Podśpiewywał swym melodyjnym głosikiem jakąś wesołą piosenkę.

Był niezwykle uroczy. Drobniutki, chuderlawy brunet. Jak na swój wiek niezwykle szarmancki. Jego wielkie, niebieskie oczy, w których drzemała mądrość godna starca, a nie takiego maleństwa, wyglądały karykaturalnie przy drobnych malinowych ustach i maleńkim nosku.

Dopiero po chwili zauważyłam brak jego prawej rączki. Pewnie kalectwo było ceną, jaką zapłacił za możność dalszego życia. Niestety wojna zabrała mu coś o wiele cenniejszego…

Dostrzegłam to dopiero w chwili, gdy nieopodal ktoś głośno krzyknął. Dziecięca radość w ułamku sekundy przerodziła się w panikę. Jego emocje były tak silne, iż miałam ochotę uciec razem z nim.

Znów nie byłam sobą. Stałam się zagubionym chłopcem… Zdałam sobie wtedy sprawę z tego, iż wojna dla tych ludzi nigdy się nie skończyła. Trwała karmiona ich strachem. Oni zaś wystawiali wesołe sztuki w teatrach. Otwierali nowe kawiarnie.

Bowiem tylko tak mogli walczyć z przykrą rzeczywistością…

Pomału zbliżała się wiosna niosąc ze sobą obietnice odrodzenia. Śnieg i mróz ustępował miejsca nadziei tlącej się w ludzkich sercach.

Dla mnie tamto przedwiośnie było magiczne. Nie wiem jak inaczej mogłabym opisać to, co się wtedy we mnie działo…

Pierwszy raz kogoś pokochałam. To, co czułam nareszcie należało tylko do mnie…

Wszystko zaczęło się pewnego ciepłego jak na tamtą porę roku wieczoru. Ostatni przechodnie śpieszyli się do domów na kolację. Lecz mój wzrok przykuł młody mężczyzna. Powoli podążający tanecznym krokiem.

Był niezwykle urodziwy. Drobny brunet. Niby nic nadzwyczajnego. Lecz wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy abym zatraciła się w nich bez reszty.

Ich kolor przywodził na myśl wzburzony ocean. Ciemnoniebieski prawie, że czarny. Przyozdobiony miejscami srebrzystą falą. Niesamowite było to, iż nie ich barwa napawała mnie zdumieniem i zachwytem. Lecz drzemiąca w nich młodzieńcza dzikość, czystość i niewinność.

Fascynacja jego osobą wzięła nade mną górę. Zaczęłam go śledzić. Okazało się, iż jest taki szczęśliwy z powodu premiery sztuki, w której grał jedną z głównych ról. Miał zostać gwiazdą wieczoru. I tak właśnie się stało. Rozkochał w sobie publiczność.

Od tamtego dnia codziennie zakradałam się do teatru, aby go podziwiać. Schowana za kotarą. Zawsze ukryta w cieniu.

On niczego nieświadomy zdobywał popularność. Rozkochiwał w sobie coraz więcej młodych kobiet. Mi zaś musiała wystarczyć iluzja życia u jego boku.

Przyznaję, że nie było łatwo obserwować jak czule obejmował inne dziewczęta. Szeptał im do ucha pieszczotliwe słówka. Kradł pocałunki.

Zazdrość pomału zatruwała moje myśli…

Mijały dnie, a ja stawałam się coraz śmielsza w stosunku do niego.

Czasami zostawiałam mu listy w garderobie. Zawsze czytał je w samotności przed wielkim lustrem, a ja patrzyłam na jego uśmiechniętą twarz odbitą w szklanej tafli.

Wiedział, że go obserwowałam. Nazywał mnie pieszczotliwie swoim „upiorem w operze”. Czasami opowiadał mi o swoich troskach. Ja zaś wysłuchiwałam jego zwierzeń. Mimo, iż mnie nie widział to zawsze trwałam przy jego boku.

Niekiedy ciążyło mi to, że mogłam go jedynie pilnować i chronić. Być tylko jego stróżem. Pragnęłam czegoś więcej. Miłości, pocałunków, dotyku…

Stał się moją obsesją. Słabością. Doszło do tego, że zaczęłam zaniedbywać swoje obowiązki. Czułam nadchodzący ogrom bólu, ale mimo to zignorowałam przesłanki zwiastujące kolejną wojnę. Nie naprawiłam w porę chorych myśli późniejszych katów.

Zapłaciłam za to najwyższą cenę. Straciłam go na zawsze.

Pierwsza kula rozpoczynająca kolejną bitwę rozerwała jego serce. Czułam jego ból. Nie mogłam się ruszyć.

Chciałam cofnąć czas i zmienić trajektorię lotu pocisku. Lecz było już za późno. Jego ciało osunęło się na twardy kamienny chodnik. Wyglądał jak marionetka, którą nagle uwolniono ze sznurów. Tylko, że on wyplątał się z węzłów życia.

Ziemia obok jego ciała zmieniła się w bordową kałuże rozpaczy…

Wtedy widziałam go ostatni raz.

Wzbiłam się w powietrze i już tam nie wróciłam. Lecz część mnie nigdy nie opuściła tamtego miejsca. Pozostało tam serce, wydarte z mojej piersi…

Utrata miłość uświadomiła mi, iż do tej pory żyłam ułuda wolności w klatce nieśmiertelność.

Musiałam jednak podjąć dalszą walkę już nie dla siebie. Lecz dla tamtego chłopca z nad rzeki. Dla kobiety, której syn ruszył na wojnę. I każdej innej zagubionej duszyczki…

 

ROZDZIAŁ 3

Lata wojny, chaosu i zniszczenia. Setki zabitych daremnie istnień. Tylko, po co to wszystko?

Dla kilku kartek w księdze historii zbrukanych szkarłatnym tuszem? Dla terytorium? Dla władzy?

Jednakże, co to za władca, jeżeli nie ma, kim rządzić? Bowiem jego poddani gniją w ziemi. Czy granice terytorialne są warte rozlewu krwi? To przecież tylko kilka umownych linii naszkicowanych na papierze.

We wspomnieniach wojna jawi mi się, jako koszmar oglądany oczami chłopców odciągniętych siłą od matek i wysłanymi na front… Nie było mnie przy żołnierzach na polach bitew. Przynajmniej nie fizycznie.

Zanim jednak pozostawiłam ich na pastwę swoich oprawców. Podarowałam im narzędzia, którymi mogli wygrywać kolejne batalie. Nie była to broń. Bowiem tylko dzięki jasnemu umysłowi i waleczności serc, mogli stanąć naprzeciwko wroga. Bez strachu i zwątpienia…

Ja zaś zaszyłam się w odległych górach Nepalu. Nasłuchiwałam odgłosów artyleryjskich wystrzałów. Okrzyków zwycięzców. Jak i rozpaczy poległych.

Nocami, gdy odgłosy walk cichły i spokój spowijał świat, ruszałam na długie wyprawy wzdłuż strumienia. Podśpiewywałam naszym dzielnym chłopcom pieśni kojące ból ran i zagrzewające do walk.

Ich słowa niósł wiatr przez tysiące kilometrów, wprost do uszów wybranych…

Mój żołnierzyku mały,

Nie żyjemy w świecie chwały.

Mordujemy by żyć,

Nie możemy sobą być.

Odebrali nam wolność,

Lecz nie serc waleczność.

Musisz wyciągnąć szpadę,

I ukarać ich za zdradę.

 

Wołam cię żołnierzyku,

Do boju wojowniku.

Nie musisz się już bać,

Spokojnie pójdź spać.

Tam czeka lepszy świat,

Nie dosięgnie cię tam kat.

Lata już walczyłeś,

Wiele też straciłeś.

A teraz śpij chłopczyku mój,

Tu się kończy już twój bój.

Tak się toczył dzień za dniem. Wojna pochłaniała coraz więcej ofiar. Czasami czując zewsząd ból i strach, miałam ochotę zniszczyć wszystko wokół siebie. Niejednokrotnie moje ciało wyglądało jakby stało się definicją wojny. Jakby wszystkie ZADANE ciosy w bitwach trafiały we mnie…

Zrozumiałam wtedy, iż nawet boga można zranić. Nieśmiertelność nie uczyniła mojego ciała niezniszczalnym.

Jednak i z tym sobie poradziłam. Zawalczyłam swoją destruktywność. Nigdy już nie powróciłam do formy z przed wojny. Ale odzyskałam siebie.

Jak mi się to udało?

Do dziś nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wiem jednak, że nie dokonałabym tego sama…

Wydarzyło się to, gdy wojna chyliła się ku końcowi. Imperia zbudowane z cierpienia upadały. Właśnie rozpoczynał się kolejny etap w dziejach ludzkość.

Lecz ja nawet tego nie dostrzegłam. Już kilka miesięcy trwałam pogrążona w chaosie myśli…

Aż pewnej nocy leżąc wycieńczona nad brzegiem rzeki ujrzałam bestie. Jawił mi się niczym demon, postać z koszmarów. Jego biała sierść poplamiona brunatną cieczą lśniła w promieniach księżyca. Zaś dzikość i czerwień jego oczu zahipnotyzowała mnie. Było w nich coś ludzkiego, a zarazem złowieszczego.

Nagle zaczął biec w moją stronę. Rzucił się na mnie. Przygwoździł do ziemi swym wielkim ciałem. Instynkt obronny wziął nade mną górę.

Stałam się dzikim zwierzęciem. Zrzuciłam bestię z siebie. Trafiłam nią prosto w drzewo. Usłyszałam jej skomlenie. Wtedy mój umysł się rozjaśnił. Nagle groźny stwór stał się bezbronną ofiarą. Moją ofiarą…

Uratowałam ją. Opatrzyłam jej rany. Ona zaś stała się moim wiernym kompanem. Nie myśl przypadkiem, że to przez to, iż coś mi zawdzięcza. Wręcz przeciwnie to ja jestem jej dłużnikiem, to ona mnie ocaliła. Moja wilczyca. Mój Demon…

 

EPILOG

Tamta wojna zakończyła się dziesiątki lat temu. W społeczeństwie digitalizacji życia, brakuje czasu na pamięć o niej. A może rzeczywistość dzisiejszego świata jest o wiele bardziej brutalna niż tamte potyczki?

Być może przejdziesz obojętnie obok tych kilku zapisanych kartek. Zapomnisz o nich za chwilę...

Lecz pamiętaj o tym, iż stanowią one krótką historię czasu. Mogłabym jeszcze opowiedzieć jak wygląda współczesny świat z mojej perspektywy. Jednak jego opis streszczę do kilu zdań.

Byłam, bowiem świadkiem historii…

Widziałam jak przez lata polityka zmieniała się w kicz. Piękno miłości stało się pornografią. Delikatność muzyki przerodziła się w hałas. Zaś religię zaczęto traktować jak naukę, przez co wiedza stała się tylko wiarą…

Ludzkość od momentu wyrwania się z więzów wojny, zmierza ku destrukcji. Może człowiek nie jest strwożony do życia wolnym.

Podczas wojny może o coś walczyć, dla jakiejś niezrozumianej dla mnie idei. Lecz w czasie pokoju demony kradną jego myśli, zniewalają je…

Już nie pozwolę, aby koszmary rzeczywistości mnie dosięgły. Muszę was opuścić. Nie zostawię was bezbronnych. Tak jak nie pozostawiłam moich chłopców na placu wojny. Im podarowałam czystość i odwagę.

Tobie zaś waleczność serca nie jest potrzebna, już ją masz. Bowiem największą odwagą współczesnego świata jest wzięcie kolejnego oddechu.

Gdybym ofiarowała Tobie czystość, skrzywdziła bym Cię. Uczyniłabym Ciebie bezbronnym.

Więc pozostawiam Ci krótką historię czasu…

 

PS. Oczywiście dalej was zachęcam do odwiedzania mojego bloga :D Ponieważ on stanowi bardzo ważną część mojego "twórczego" życia. http://tini-granica.blogspot.com/

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Chris 02.07.2015
    Podobają mi się Twoje nieszablonowe porównania, dzialają na wyobraźnię :) 5
  • Natasha 02.07.2015
    Dziękuję :)
  • Chris 02.07.2015
    Podziękujesz publikując dalej na tym poziomie :)
  • Natasha 02.07.2015
    heh... nie wiem czy uda mi się powtórzyć ten wyczyn :D
  • Chris 02.07.2015
    Zobaczymy, wierze w Ciebie ;)
  • Natasha 02.07.2015
    Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę :)
  • Chris 02.07.2015
    Na bank rozwalisz system ;)
  • Natasha 02.07.2015
    Hehe... :D
  • Ventus 02.07.2015
    Świetne, chciałbym przeczytać tą historię w nieco rozleglejszym wydaniu, najlepiej na papierze :D Pochłonąlem ją strasznie szybko, i czuje niedosyt. PiąteczKa.
  • Natasha 02.07.2015
    Dziękuję :) Kto wie wakacje są długie, a już od jakiegoś czasu planuję zrobić z tym opowiadaniem coś więcej :)
  • Marzycielka29 03.07.2015
    Super opisy! Uwielbiam się w nie zagłębiać, a twoje doskonale działają na wyobraźnie;) Ciekawy pomysł taki inny ode mnie 5! I taka mała rada oczywiście nie musisz się do niej stosować... , ale lepiej by się czytało jakbyś wstawiała po jednym rozdziale:)
  • MarciaA 03.07.2015
    Ciekawe, wciągnęło mnie :D Daję 5
  • Natasha 03.07.2015
    Dziękuję :) przy następnym opowiadaniu będę wstawiała pojedynczo rozdziały :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania