Krwawe niebo - cz 1
Nie byłam w stanie oderwać się od jego ołowianego, tajemniczego spojrzenia. Przepełniał mnie paniczny strach. Paraliżował mnie. Jego oczy były ciemniejsze niż najgłębszy mrok jaki dotąd udało mi się ujrzeć, a widziałam w nich jedynie śmierć. Byłam przerażona. Dlaczego więc podałam mu swą dłoń?! Czemu nie uciekłam?! Być może spowodował to strach, a może to podziw i ciekawość? Szok...?
Leżałam na zimnej podłodze, a strzępki potarganego ubrania nie były już w stanie zakryć mojego ciała... Ale próba gwałtu nie była tą przerażającą rzeczą.... Obok mnie leżało dwadzieścia martwych ciał, a nad wszystkim górowała jedna, jedyna osoba, wysuwająca przede mnie, swoją dłoń.... Cała hala umazana była we krwi, i nie tylko.... Pierwszym celem chłopaka był lider mafii, a z rozciętej tętnicy pryskała na mnie jego krew. Padł na ziemię przed moimi stopami.... Szkarłatna ciecz zdążyła już skrzepnąć. Oboje byliśmy cali we krwi.... Miał ciemnobrunatne włosy, na które założony był kaptur czarnej bluzy. Oprócz jego spojrzenia, od którego nie byłam w stanie uciec, zwróciłam uwagę na jego drobną posturę. Był wysoki, ale bardziej przypominał Dawida, niż Goliata. Patrzył na mnie pustym, nic nie znaczącym spojrzeniem, a spływająca po nim krew dodawała mu powagi.
- Rób co ci powiem. – dał krótkie polecenie podnosząc mnie z ziemi, a potem dając mi jedną z zakrwawionych koszulek jednego mężczyzny, bez słowa. Kiwnęłam jedynie na potwierdzenie.
Biegłam za nim, ledwo nadążając. Byłam potłuczona i obolała, ale za wszelką cenę starałam się nas nie spowalniać. Gdy tylko minęłam stalowe drzwi uderzył we mnie rześki powiew wiatru. Nabrałam nowych sił i stopniowo dogoniłam nieznajomego. Myślałam tylko o tym, by znaleźć się jak najdalej tego wszystkiego....
Nie wiem jak długo potem szliśmy, ale żadne z nas nie odezwało się przez całą drogę. Weszliśmy do jednego z zaniedbanych moteli w częściowo niezaludnionej części miasta. Powstrzymałam się od namowy, by pójść, gdziekolwiek indziej, aby tylko nie pokazywać się nikomu umazanym krwią. Jego twarz nie zdradzała zbytnio emocji, ale znałam tą minę i wiedziałam, że jedyne co było ode mnie wymagane to posłuszeństwo.
- Wróciłem! – krzyczał już na samym wejściu i rzucił się na kanapę.
Stałam w progu i przyglądałam się wystrojowi, niepewna sytuacji, w której się znalazłam.
- Krank! Gdzie żeś polazł?! – Chłopak przypatrywał mi się uważnie.
- Już idę! Nie drzyj się tak! Jest po drugiej. Postawisz zaraz wszystkich na nogach. – Ciemnowłosy chłopak wyglądał bardziej na zdziwionego moją obecnością, niż widokiem krwi. – Co ona tu robi?
- Daj jej coś na zmianę i do jedzenia. – Zbił pytanie machnięciem ręki. – Do popołudnia już jej tu nie będzie.
- Znasz zasady! – powiedział twardo zaciskając szczękę.
- Pieprzyć zasady! Masz się nią zająć i tyle! Koniec gadania! – twardo oznajmił idąc w stronę, z której przyszedł Krank.
- Idiota. – powiedział do siebie i dokładnie mi się przyjrzał. – Pokój 203. Za chwilę przyniosę ci kanapki i jakąś koszulkę, byś mogła wyrzucić te szmaty. – Przeczesał palcami włosy. – Będzie za duża, ale to tylko na jedną noc.
- Dzięki - odpowiedziałam krótko. – Możesz mi ją zanieść do pokoju... Gdzie jest łazienka? – zapytałam spokojna.
- W pokoju.
- Okej. Jak coś, to nie krępuj się wejść. – Puściłam mu oczko i zabrałam od niego klucze.
Pokój nie był duży, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Przeciągnęłam przez głowę śmierdzący łach i wyrzuciłam go do kosza. Stojąc w samej bieliźnie przed lusterkiem rozplątałam rozwalający się kucyk. Oglądałam swoje ciało z niewzruszoną twarzą. Palcami przejechałam po zaschniętej krwi i z rezygnacją odkręciłam kurek pod prysznicem. Spoglądałam na stopy, przyglądając się szkarłatnemu zabarwieniu spływającej cieczy. Zimna woda lekko mnie obudziła. Zastanawiałam się nad sensem tego wszystkiego. Dlaczego po prostu mnie nie zabił? Może w końcu sama powinnam to zrobić? Założyłam z powrotem bieliznę i dalej susząc ręcznikiem włosy wyszłam z łazienki, gdy tylko usłyszałam otwierające się drzwi. Spojrzałam w stronę chłopaka kładącego czyste ubranie na łóżku i oparłam się o framugę drzwi.
- Dzięki. – powiedziałam zaprzestając czynności.
- Nie powinnaś tak paradować przed chłopakami. – Popatrzył na mnie lekko zdziwiony.
- A co mi zrobisz? Zgwałcisz? Sorki, ale jestem już przyzwyczajona.
- Ciemna przeszłość? – zapytał lekko zmartwiony.
- Hmm… Dla kogoś… tak. Dla mnie? Po prostu norma. – Przeszłam półnaga obok chłopaka sięgając po ubranie.- Maja, miło mi – podałam mu dłoń w której nie trzymałam rzeczy. Chłopak patrzył na mnie zaskoczony, a za razem zainteresowany. – Wiem, że jutro się mnie pozbędziecie, ale kultura wymaga przedstawienia się. – Posłałam mu lekko wymuszony uśmiech.
- Miło mi. – Uścisnął mi dłoń. – Jestem Krank, a tamten idiota to Jeff. Jesteśmy braćmi.
- Niepodobni. – zauważyłam.
- Mamy różne matki, a przynajmniej mieliśmy. – Usiadł na łóżku.
- Przykro mi. – Spojrzałam mu szczerze w oczy.
- Nie powinno. A ty?
- Moja mama umarła, gdy miałam dwanaście lat. Żyję z ojcem…. Nie ma tu nic, z czym chciałabym się dzielić. – Usiadłam na ziemi i podciągnęłam kolana pod brodę.
- Zapewne jesteś zmęczona. Zostawię cię w spokoju. – przerwał kilkuminutową ciszę.
- Ta… Dzięki za rzeczy.
Chwyciłam w rękę kromkę i rzuciłam się na łóżko. Kilka kęsów i nawet nie wysilając się, by zarzucić na siebie kołdrę, zasnęłam.

Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania