Poprzednie częściKrzysio, cz.1 i 2/7

Krzysio, cz.3/7

cd.

 

– Jak Krzysio otworzył klapę do wyjścia na dach, co? Ale to potem. Teraz… – przerwałem i spojrzałem w górę, aby ponownie ocenić sytuację. Nic się nie zmieniło, Krzysio dalej siedział na skraju dachu, na zmianę śmiał się i wesoło pogwizdywał. Dokończyłem ciszej: – Ja go będę zagadywał, a wy spróbujcie wejść przez właz i go chwycić. Poczekajcie jeszcze chwilę. – Powstrzymałem ich, gdyż kiwnęli głowami i już odwrócili się w kierunku drzwi wejściowych do budynku. – Inni zaraz przyniosą koce i w razie czego… no, wiecie co, na wszelki wypadek. Oby nie. Spróbujcie go chwycić.

Nie minęło dużo czasu, kiedy wrócili junacy z kocami. Kiwnąłem głową Dedukowi i Szedłowskiemu; pobiegli do wejścia i zniknęli w środku. Odwróciłem się do przybyłych junaków:

– Słuchajcie uważnie. Po czterech do jednego koca i mocno trzymać za rogi. Jak Kawalerski będzie znowu biegał po dachu i groził, to wy też, macie być tam, gdzie on. Cholera wie, co zrobi… Koc, nie koc, może złagodzi. Dwa koce obok siebie i dwa z tyłu. Chłopaki… – spojrzałem na nich uważnie. Stali milcząc i bez uśmiechu. To mnie trochę uspokoiło. – Panowie – powtórzyłem ciszej. – Liczę na was. To wasz kumpel. Rozumiemy się?

– Jasne, panie komendancie. Chłopaki, po czterech do koca. – Dowódca drużyny Zabłocki wszedł w swoją rolę. – Niech pan zajmie się Krzysiem, a my będziemy pilnować.

Klepnąłem go w ramię i spojrzałem ponownie w górę. Kawalerski przestał pogwizdywać, patrzył w górę i kręcił nad głową kółeczka dłonią.

– Junaku Kawalerski, chyba jednak już starczy tego siedzenia na dachu. Nawet zabawa kiedyś się kończy. A ja jestem po całej dobie służby. Zamiast spać, musiałem przyjechać. Przez ciebie. – Starałem się mówić bez przerwy, aby Krzysio nie rozglądał się na boki. – Wiesz, jak to jest po służbie. Tylko spać się chce.

Spojrzał w dół, oparł dłonie o krawędź dachu i przekrzywił głowę, jakby chciał lepiej słyszeć. Nagle oderwał ręce i klasnął, odkrzykując:

– Ale ja pana nie budziłem! To nie ja! Tra la la la, to nie ja! Tra la la la, to nie ja!

„Wymyślił! Niech go tylko dorwą i sprowadzą…” – Ledwie się powstrzymałem od rzucenia wulgaryzmem w jego stronę.

– Junaku Kawalerski, nieważne, kto budził. Tak trzeba. Wiecie, że za was też odpowiadam. A spać mi się chce. Zejdźcie na dół, a ja pojadę z powrotem do domu i lulu.

Zaczął drapać się po nosie, jakby próbował coś przemyśleć. Wreszcie się odezwał:

– To niech pan jedzie, panie komendancie.. A mnie tu dobrze! Cały cmentarz widzę. Jak fajnie!

„Żebyś ty się na tym cmentarzu nie znalazł – pomyślałem z narastającą irytacją. Odetchnąłem głęboko, aby opanować nerwy. – Zdzisiek, spokój. Inaczej…” – nie skończyłem myśli, aby przerwa w rozmowie nie trwała zbyt długo.

***

cdn.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania