Minispódniczka na rozkołysanych biodrach
Jolka wciąż śniła,
później goniła za złudzeniem,
bo noc obiecywała Paryż w Warszawie.
Dlatego do krwi zdzierała stopy,
wędrując od ulicy do ulicy. Zamiast rycerza
na białym koniu, dała się namówić na mechaniczne.
Tam, między jednym a drugim fotelem,
poznawała drogę na skróty.
Jolka szła jak po maśle. Czasami tylko gubiła
dzieci na zakrętach, ale szybko starała się o nowe.
Nie lubiła samotności.
W ciemnym pokoju, na poddaszu, miała zeszycik
z rubryką zysków i strat, tych drugich
nie potrafiła policzyć, przez co w ogólnym rozrachunku
wypadała dobrze.
Któregoś dnia wpuściła słońce na poddasze. Światło
szybko zgasło, a w nekrologu ktoś napisał,
że ćmy zawsze kończą przy latarniach.
To nieprawda. Jolka żyła marzeniami.
Komentarze (25)
Tytuł też... pomyślę.
Pozdrawiam.
:-)
Pozdrowienia!
Dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam.
5
Dziękuję, Józefie za komentarz.
Pozdrawiam.
No to kicha... sentymentalna się staję czy jakie licho?
Idę to przemyśleć...
Poprzedni w kontekście treści, pasował jak ulał ↔zdaniem mym:)
Ileż to sprzeczności w człeku jest, a ile marzeń – w sensie ogólnym – pozostaje do śmierci↔"krzywą prostą"
Wam, facetom, to nikt nie dogodzi...
Tytuły są moją zmorą. Zawsze powtarzam, że łatwiej wiersz napisać. Zacznę chyba numerować, gdzieś kiedyś widziałam taki sposób...
Piliery, a może masz jakąś propozycję?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania