Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Książe i Kat, Rozdział 1

1

 

Dzień był pochmurny i bez życia. Od rana zanosiło się na deszcz lecz, ten wyjątkowo nie zamierzał się pojawić, zupełnie jakby czekał na odpowiedni moment. Szymon siedział w swojej izbie jedząc kasze z masłem. W myślach układał sobie plan na dzisiaj. Co należy zrobić od razu, a co może odłożyć na ostatnią chwilę. Choć nigdy nie miał problemu z zapamiętaniem swoich obowiązków, to jednak wolał zawszę tworzyć sobie listę, aby dobrze rozplanować sobie dzień. Po pierwsze sprawdzenie i ostrzenie narzędzi. Pod czas ostatniego ścinania szlachcica, ostrze miecza nieco się stępiło. Następnie nakarmienie kur i psów. Po tym krótka przerwa na piwo. Po dobrym trunku studiowanie rysunków z sekcji. Potem zostaje jedynie nauczanie Przemysława. Wszystko zgrabnie ułożone. Dzisiaj jednak wyjątkowo brak jakiegokolwiek wyroku. Szymon nieco nad tym ubolewał. Myślał, że będzie okazja na to, aby Przemysław asystował mu przy wyroku. Choć należy wspomnieć, że ten nie jest skory do nauki. Szymon stara się jak może, aby zachęcić chłopaka do nauki w byciu katem. Jednak nie ma on mu tego za złe. Sam z początku nie chciał wykonywać tego zawodu. Z czasem jednak, jego zainteresowania jak działa ludzki organizm i chęć poznania anatomii człowieka sprawiła, że szybko nauczył się bycia doskonałym katem. Już w wieku siedemnastu lat wykonał swój pierwszy wyrok. Co prawda było to tylko powieszenie i ojciec nieco musiał pomóc mu przy zakładaniu pętli, to jednak stryczek jaki wykonał był pierwszorzędny. Ofiara skonała tak szybko, że widownia nawet nie zdążyła mrugnąć, a skazanemu biedakowi oszczędzono cierpienia. Ojciec w tym momencie już wiedział, że Szymon może bez problemu go zastąpić. Do czego został zmuszony po dwóch latach, gdy Ojciec zmarł na zapalenie płuc. I tak w wieku dziewiętnastu lat zaczął sam zajmować się każdym zajęciem jakie należało do nad dworskiego kata. Szybko też odczuł z czym wiąże się bycie katem. Co prawda pieniądz był nie zły i w pewnym sensie był on szanowanym człowiekiem, ale nikt nigdy nie powiedział mu tego wprost. Każdy w wiosce publicznie nigdy nie rozmawia z Szymonem chyba, że ten sam się odezwie. Czasem ma też problem z kupieniem czegoś na targu, gdyż ludzie nie chcą brać pieniędzy od kogoś, kto morduje innych bez mrugnięcia okiem. Dlatego też, aby ułatwić sobie życie posiał własny warzywnik, a także zbudował kurnik. Jest to dodatkowa robota, ale nie musi mierzyć się z wyszydzaniem i odtrąceniem. A przynajmniej nie tak częstym. To co jednak Szymona bolało bardziej to moment, gdy ktoś potrzebował jego pomocy. Czy to nastawić rękę, wyciąć coś, czy choćby wyjąć dużą drzazgę. Takie osoby bardzo często wielce dziękowały mu, gdy nikt nie widział. Jednak w momencie, gdy spotkali się gdzieś w wiosce często udawali, że nawet go nie znają. Hipokryzja wręcz wylewała się z ludzi. To smuciło go najbardziej. Dlatego uznał, że jedyne co może zrobić to starać się być zimny i oschły. Z początku było to trudne, przez samą naturę Szymona, która była zupełnym przeciwieństwem. Jednak z czasem weszło mu to w krew. Co spowodowało, że ludzie jeszcze bardziej go unikali, gdy przechadzał się z smętną miną po wiosce.

Szymon otarł twarz po zjedzeniu posiłku i wziął duży łyka piwa, po czym przeszedł do części izby, gdzie jeszcze spał Przemysław. Kat lekko potrząsnął chłopakiem. Ten marudząc coś pod nosem otwarł powoli zaropiałe oczy.

- Wstawaj, jest sporo do roboty dzisiaj. - rzekł do chłopaka siadając na stołku, obserwując go. Przemysław nic nie odpowiedział. Po chwili nieco ociężale wstał z łóżka, przecierając oczy dłońmi i ziewając co jakiś czas. Podszedł do miski z wodą.

- Co dokładnie trzeba zrobić? - W końcu odparł chłopak. Przemywając twarz wodą w misce.

- Trzeba nakarmić zwierzęta i rzucić okiem na warzywnik. Później, oczywiście nauka.

- Naprawdę muszę? - Chłopak zapytał chociaż czuł, że wie jaką dostanie odpowiedź.

- Spokojnie, dzisiaj będzie tylko teoria. Niestety nie mamy dziś żadnych wyroków, więc nici z praktyki.

- W porządku. - Westchnął ni to z ulgą ni to znużony.

- W garnku masz jadło. Ja idę zająć się narzędziami.

Szymon wyszedł przed chatę. Niebo było nadal zachmurzone. Kat przeszedł kawałek do szopy z narzędziami. W środku znajdowała masa mieczy, toporów, lin i innych przyrządów, aby zakończyć lub uprzykrzyć życie. W budynku znajdowało się także wejście do piwnicy, gdzie Szymon przeprowadzał sekcje zwłok. Mężczyzna bez pośpiechu wziął jeden z mieczy, który wisiał na ścianie szopy. Na jego ostrzu wciąż było widać smugę krwi jaka została po szlachcicu. Szymon wziął szmatę z stołu, zamoczył w beczce zimnej wody, która przed szopą, po czym starł zaschniętą krew. Oglądając ostrze z każdej strony, dostrzegł małe stępienie na środku ostrza. Podszedł więc do osełki, która była zaraz obok budynku. Po czym delikatnie, bez pośpiechu zaczął ostrzyć ostrze miecza. Odgłos ostrzenia była dla Szymona bardzo przyjemny. Zaś iskry, które co jakiś czas wychodził spod ostrza napawały go satysfakcją. W pewien sposób rozluźniało go to zajęcie. Dlatego dość często ostrzył narzędzia, nawet jeśli nie było takiej potrzeby.

W przed izbą pojawił się Przemysław. Przymykając oczy spojrzał na rozpościerający się las, który dzielił ich od wioski. Chłopak patrzył się dość długo. Kiedy jednak miał już odejść dostrzegł coś na ścieżce, która wychodziła z lasu. Musiał to być jakiś mieszczanin, gdyż ten ktoś poruszał się na koniu. Przemysław obserwował obiekt, który zmierzał w stronę ich chaty.

- Chyba mamy gościa. - Odparł głośno, nadal patrząc w stronę postaci.

- Co, kolejny idiota, który spadł z drabiny? - Burknął Szymon, nie odrywając się od zajęcia.

- To raczej nie wieśniak. Nie wygląda na takiego.

Szymon poczuł zaciekawienie. Odłożył miecz do szopy, po czym sam stanął obok Przemka i zaczął również podążać wzrokiem za postacią. Im bliżej znajdywała się ona chaty tym bardziej Szymon miał pewność, że to jakiś szlachcic. Po chwili ów postać stanęła swoim koniem przed płotem domostwa. Owinęła lejce wokół niego i podeszła do Szymona. Był to mężczyzna, bogato urodzony. Mówiły o tym drogie buty jakie nosił, różna biżuteria na palcach i szyi, a także aparycja, którą uzyskiwał każdy tego typu człowiek. Jego twarz była lekko podłużna, zaś oczy wielkie o kolorze piwnym. Dodatkowo brodę dekorował zarost na całej jej długości. Jego głowę zaś upiększał diadem jaki nosił w włosach. Szymon od razu wiedział, że ma do czynienia nie z byle mieszczaninem, a samym księciem. Choć nieco się zdziwił, gdyż nigdy nie widział go na oczy. A znał całą rodzinę tutejszego władcy. Pomyślał, że może to być jakiś oszust podający się za kogoś z zamku. Dlatego z pewną dozą nieufności zwrócił się do mężczyzny.

- To niezbyt dobre miejsce dla kogoś takiego. - Rzucił w jego stronę.

- „Kogoś takiego”? Co masz na myśli? - odpowiedział spokojnie mężczyzna.

- Wysoko urodzonego. - odparł Szymon. Mężczyźni zmierzyli się nawzajem wzrokiem.

- Rozumiem. Cóż, ja nigdy nie mam problemu, aby ubrudzić sobie ręce, tak jak mój Ojciec czy bracia.

- Szymon nie odpowiedział. Mężczyzna kontynuował. - Przyjechałem tu w pewnej sprawie. Jesteś tutejszym katem, Szymon prawda?

- Nie wyrzeknę się tego.

- Świetnie, w takim razie... - Mężczyzna, ściągnął rękawiczkę, i podał dłoń Szymonowi. Ten nie wiedział jak ma zareagować. Już dawno nikt nie wykonał takiego gestu wobec niego. A już tym bardziej, ktoś z wyższych sfer. Całą sytuacje wciąż obserwował Przemysław, który sam stał jak zamurowany obserwując co zrobi jego Mistrz. Mężczyzna zwrócił uwagę, że spowodował zakłopotanie na twarzy Szymona. Mimo to, nadal nie zabrał ręki czekając, aż ten uściśnie mu dłoń. Po sekundzie, Kat nie pewnie, ale jednak mocno złapał dłoń mężczyzny i uścisnął ją. Po czym ten dodał. - Nazywam się Maciej i od dziś jesteśmy partnerami.

- Partnerami? - Odpowiedział mocno zszokowany i zdziwiony Szymon.

- Tak, czy możemy porozmawiać w izbie? Wszystko zaraz wytłumaczę.

- Oczywiście, chodźmy do środka. - Szymon ukłonił się lekko i gestem dłoni zaprosił Macieja do swej chaty. Przemysław wciąż stojąc przed wejściem do niej szybko usunął się z drogi księciu. Ten w podzięce lekko skłonił głowę w jego stronę, przez co Przemysław speszył się zupełnie zapominając po co w ogóle wyszedł na zewnątrz.

- Co tak stoisz? - Rzekł nagle do niego Szymon. - Idź zając się czym miałeś. - Pogonił chłopaka lekko szturchając go w ramie. Dzięki czemu Przemysław zbudził się z letargu.

Tak... Już.. - Odpowiedział szybko, i zniknął udając się za izbę. Szymon obserwował go przez chwilę po czym sam wszedł do domostwa.

Szymon zaprowadził gościa do głównej części domostwa. Mężczyzna nie wiedział przez chwilę jak się zachować, dlatego po krótkiej chwili gapienia się na księcia w końcu zaproponował piwo. Maciej z chęcią przystał na propozycje. Szymon postawił dwa duże kufle trunku, którego Maciej od razu spróbował.

- Świetne piwo. Rzekłbym nawet, że znaczniej lepsze niż u karczmarza.

- Bardzo się cieszę, sam je warze.

- Naprawdę? Znakomite. - Wziął jeszcze jeden duży łyk po którym aż mlasnął. - Więc... Powinienem wytłumaczyć ci powód mojej wizyty.

- Na pewno by to pomogło. - Powiedział, nie pewnie Szymon. Książę uśmiechnął się.

- Oczywiście, jednak od razu zwróciłem uwagę, że niezbyt dobrze mnie pamiętasz.

- To znaczy?

- Nie udawaj. - Szymon nieco się speszył, nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Nie mam ci za złe. - Kontynuował Maciej. - Nikt mnie tutaj nie rozpoznaje. Jestem najmłodszym synem pana tych ziem. Być może mnie nie pamiętasz, bo zostałem wysłany do klasztoru w wieku ośmiu lat. Widocznie Ojciec chciał się mnie pozbyć i mieć z głowy moje wychowanie. Jednak wróciłem kilka dni temu, i nie powiem zrobiłem to w pewien sposób na złość Ojcu.

- Teraz sobie przypominam, panie. - odparł Szymon. - Widziałem cię raz na mszy w Boże Ciało. Miałeś wtedy zaledwie pięć lat. Potem jakoś nigdy nie miałem okazji spotkać waszą wysokość. Wyrosłeś, na silnego mężczyznę.

- Dziękuje za te słowa, ale, proszę, nie mów tak.

- Jak? - zaląkł się Szymon.

- „Panie” czy „wasza wysokość”. Nie lubię tego, po prostu mów do mnie Maciej. Ewentualnie Książę.

- Dobrze, jak sobie pa... Jak sobie życzysz Macieju.

- Od razu lepiej. - Książę szczerze się uśmiechnął. - Skoro to już mamy wyjaśnione, to przejdźmy do meritum mojej obecności. - Po tych słowach wziął kolejny duży łyk piwa, Szymon zrobił to samo -

- Zacznę od początku. Nie wiem czy wiesz, ale kilka dni po moim powrocie na zamku przydarzyła się straszna rzecz. Jedna ze służek została znaleziona martwa. Niemal wszyscy na zamku myślą, że było to jakieś zwierzę, wnioskując to po tym jak została znaleziona.

- To znaczy?

- Ktoś bestialsko wypruł jej wnętrzności. Od góry do dołu. Niczym zwierzę do wypchania. Jedynie głowa, ręce i nogi są nie na ruszone.

- Rozumiem, to straszne. Jednak, jeśli Książę myśli, że to ja...

- Nic z tych rzeczy. - Uspokoił go szybko Maciej. - Kontynuując. Osobiście uważam, że dziewczyna została brutalnie zamordowana. Jak pewnie się domyślasz, nikt mi nie wierzy, dlatego prowadzę śledztwo w tej sprawie.

- Ty? Czy to nie należy do obowiązku dowódcy straży, lub przynajmniej kogoś, przez niego wyznaczonego?

- Masz rację, jednak ten tłusty wieprz, nawet nie zamierza tracić czasu na coś takiego. A sam Ojciec przyjął wersje, że to wina bezpańskiego psa. Tak więc szykuj się na to, że będziesz musiał po wyłapywać parę okazów.

- Świetnie... - Westchnął Szymon, ponieważ nienawidził tego zajęcia. Od kiedy dość mocno po gryzła go sfora psów, kiedy zaczynał swoją przygodę jak kat. Do dziś ma nawet bliznę na prawej nodze po tym wydarzeniu. - Wszystko na razie rozumiem, ale co ja jednak mam z tym wspólnego.

- Otóż, bardzo dużo mój kamracie. Pozwoliłem sobie zerknąć na ciało tej biedaczki, gdy nikt nie patrzył. Mnisi nieco uczyli mnie o anatomii człowieka, lecz moja wiedza to tylko teoria. I nie zgadzało mi się sporo rzeczy, jak samo to, że żaden pies czy wilk nie rozszarpuję ciała w ten sposób. Jednak jak mówiłem, nie znam się na tym zbyt dobrze i może się mylę. Za to ty mój kompanie, to co innego. Jesteś katem, dużo ran w życiu widziałeś i sam też dużo ich zadałeś. W dodatku twoja wiedza o wnętrzu człowieka może być przydatna do określenia czy mam rację. Dlatego, proszę Cię, byś zbadał dla mnie to ciało.

- Hmm... - Szymon siedział zamyślony, po wysłuchaniu Księcia. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, którą przerwał Maciej.

- To jak Szymonie, zgadzasz się? Oczywiście, zapłacę ci za to wszystko. A także zrobię wszystko tak, aby nikt o tym nie wiedział, nie chcę nadszarpnąć twojej opinii.

- Opinie? - zaśmiał się Szymon. - Gorszej już chyba nie mogę mieć.

- Więc? - Szymon zerknął na Księcia. Jego oczy wręcz paliły się z podekscytowania i nadzieją, że jednak Kat się zgodzi. Mężczyzna myślał nad wszystkimi za i przeciw. Coś mu mówiło w głowię, że nie jest to zbyt dobry pomysł.

- A czy twój Ojciec wie, że się tym zajmujesz?

- Żartujesz? Liczy się dla niego tylko pierworodny, mnie i średniego brata ma głęboko w żydzi.

- Ciężkie życie Księcia.

- A żebyś wiedział. - Szymon zaśmiał się w myślach, że Maciej nie wyczuł sarkastycznego tonu jego wypowiedzi.

- Eh, mam wrażenie, że będę tego żałował, ale zgoda.

- Świetnie! - Maciej stanął na nogi krzycząc na całą izbę. - Jutro postaram się przywieźć ciało. Oczekuj mnie.

- Jak chcesz to zrobić? Chyba nikt, tak po prostu nie odda ci ciała?

- Nie bój się, już moja w tym głowa. Zamiast tego, przypieczętujmy naszą współpracę. - Rzekł Maciej po czym nalał im piwa, żeby zaraz stuknąć się kuflami o siebie na znak zawarcia umowy. Szymon czuł w kościach, że nie powinien brać w tym udziału. Jednak nie śmiał odmówić komuś z rodziny królewskiej. A parę groszy więcej w kieszeni, nigdy nie zaszkodzi.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • DEMONul1234 04.03.2021
    No nie wiem. Autor/ka popełnia wiele lapsusów podczas pisania. Oto kilka:

    - "W przed" izbą pojawił się Przemysław.
    Raczej "Przed izbą"
    - Użyto "Pod czas" zamiast "Podczas"
    - Na początku opowiastki widać, iż autor/ka nie umie umiejętnie stawiać przecinków np.
    "- Świetnie! - Maciej stanął na nogi(tu przecinek)krzycząc na całą izbę."
    - Powtórzenie "chłopiec" w dialogach.
    Błędy w zapisach dialogów. Np.
    "- Nie bój się, już moja w tym głowa. Zamiast tego, przypieczętujmy naszą współpracę. - Rzekł Maciej" słowo "Rzekł" z małej litery.

    Bez oceny.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania