Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Książę Wilków - Dziedzictwo - Rozdział XXXI

- Pojedziemy tędy – zaproponował Władimir rozkładając mapę samochodową na masce swojego forda bronco. – Miejsce, o którym mówił Lucas jest tutaj, nad północnym brzegiem jeziora Michigan. Samochód zostawimy w pobliżu miasteczka Gulliver. Dalej pójdziemy pieszo.

- Mamy tylko jeden problem – zauważył Siergiej. – Wszyscy nie zmieścimy się do bronco.

- W takim razie wy zostaniecie – uciął jego ojciec.

- Nie ma mowy – oburzył się syn Rosjanina. – Shelby to nasza przyjaciółka. Nie zostawimy jej samej. A poza tym potrzebujecie Lucasa, żeby wskazał wam dokładne miejsce.

- A ja nigdzie nie ruszę się bez nich – dodałem. – W grupie zawsze raźniej.

Władimir westchnął.

- Dobra, ale umówmy się co do jednego. Kiedy każemy wam się nie ruszać, zastygacie w bezruchu, kiedy każemy wam być cicho, milczycie jak grób, a kiedy każemy wam uciekać, biegniecie ile sił w łapach i nie oglądacie się za siebie. Zrozumiano?

- Tak, tylko dlaczego w łapach, a nie w nogach? – spytała Kate.

- Chyba nie myślicie, że pójdziecie tam w ludzkiej postaci, co? – dopytała Tatiana. – Jako wilki macie chociaż cień szansy na ucieczkę.

- W takim razie wszystko jasne – stwierdził Siergiej.

 

***

 

Problem z brakiem dodatkowego samochodu również można było rozwiązać. Link chyba nie będzie miał nam za złe, jeśli pożyczymy jego samochód. Chodziło w końcu o udział w słusznej sprawie. Dobrze wiedziałem, gdzie trzyma kluczyki do jeepa. Niestety po wejściu do domku czekała mnie mała niespodzianka.

- Wybierasz się gdzieś? – zapytała Miranda wychodząc z salonu akurat w momencie, w którym zabierałem kluczyki z biurka w gabinecie.

- Wracam do domu – odparłem lekko zaskoczony. – Alanowi zepsuł się samochód, więc pożyczę jeepa – skłamałem.

- A od kiedy to mieszkasz nad jeziorem Michigan? – spytała unosząc brew.

Zmieszałem się i nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć.

- Isabelle była u mnie i o wszystkim mi powiedziała – wyjaśniła Miranda.

No tak! Byliśmy tak zajęci planowaniem, że nawet nie zwróciliśmy uwagi na to, co robiła ta wredna wiedźma.

- Chyba nie myślicie, że pojedziecie po Shelby beze mnie? – dopytała Miranda uśmiechając się znacząco.

To akurat mnie zaskoczyło.

Wzruszyłem ramionami i rzekłem:

- Jeśli możesz nam pomóc…

- A żebyś wiedział, że mogę.

Miranda podeszła do wewnętrznej ściany gabinetu i zdjęła zeń jedną z fotografii. W ścianie za nią był… zamek. Dokładnie tak, zamek od drzwi umieszczony w ścianie. Miranda wyjęła z kieszeni spodni klucz, włożyła go w zamek, przekręciła, a następnie otworzyła fragment ściany o wymiarach metr na dwa metry, który okazał się ukrytymi drzwiami. Za nimi był niewielki schowek pełen broni, amunicji i wojskowej odzieży.

- Link zawsze miał słabość do militariów – rzekła. – Zawołaj resztę. Na spotkanie z Bossem trzeba się dobrze przygotować.

 

***

 

Jakiś czas później dojeżdżaliśmy do miasteczka Gulliver. Wyjechaliśmy popołudniu, więc gdy byliśmy na miejscu zaczęło już zmierzchać. Przodem jechali Władimir i Tatiana w fordzie bronco, a za nimi prowadzony przez Jake’a jeep z Mirandą z przodu oraz mną, Siergiejem i Kate z tyłu. Wszyscy zdążyliśmy już ubrać się w stroje moro i uzbroić po zęby (oczywiście nam nie pozwolono wziąć ze sobą broni, ponieważ jak to stwierdził Jake, pistolety to zabawki tylko dla dorosłych). Wjechaliśmy w wąską, nieutwardzoną leśną drogę, przejechaliśmy nią parę kilometrów, po czym zostawiliśmy samochody na uboczu. Jake, Władimir i Tatiana pozostali w ludzkiej postaci. W strojach maskujących i bronią w ręku wyglądali jak typowi, rasowi żołnierze. Ojciec Shelby kazał nam i Mirandzie zmienić się w wilki, aby w razie czego móc szybciej uciekać. Wszystko jasne. Miranda była teraz za nas odpowiedzialna.

- Ufam, że z tobą będą bezpieczni – rzekł Jake do Mirandy, gdy wszyscy zakończyliśmy przemianę.

Ruda wilczyca pokiwała głową.

- Jak u samej Hariny na łapkach.

Noc była bezchmurna, a księżyc świecił jasno, więc bez problemu poruszaliśmy się po lesie. Po jakimś czasie dotarliśmy do brzegu jeziora. Nie wyszliśmy jednak zza ściany drzew. Widok trzech uzbrojonych ludzi i towarzyszącym im czterech przerośniętych wilków z całą pewnością nie należał w tym miejscu do normy.

- To dokładnie tutaj – powiedziałem obserwując położone nad brzegiem skały oraz charakterystyczne budynki, o których wspomniałem wcześniej.

- Wiesz, którędy teraz? – spytał Jake.

- W prawo i w głąb lasu, powinniśmy lekko oddalać się od brzegu jeziora. Ich kryjówka powinna być gdzieś tam – odpowiedziałem wskazując nosem odpowiedni kierunek.

Na nasze szczęście pomiędzy naszym położeniem, a kierunkiem, w który mieliśmy się udać nie było żadnej otwartej przestrzeni, więc przemknęliśmy niezauważenie. Szliśmy w tę stronę przez dobrą godzinę i kiedy sam już zaczynałem wątpić, czy idziemy w dobrym kierunku nagle zauważyliśmy światło przebijające się wśród drzew. W powietrzu dało się wyczuć woń wilkołaka oraz usłyszeć dochodzące stamtąd niewyraźnie, ludzkie głosy.

Przystanęliśmy.

- To chyba tutaj – oznajmił Jake. – Muszą wciąż być w środku.

- Podejdziemy bliżej. Wy zostańcie z Mirandą – rozkazał nam Władimir.

Już mięli ruszyć, a Siergiej zaprotestować, gdy nagle za nami rozległ się gardłowy, męski głos.

- Stać! – jak na komendę odwróciliśmy się w tamtą stronę.

Z ciemności wyłonił się niski, ale za to dobrze zbudowany mężczyzna o czarnych oczach, bujnej czuprynie i sportowym odzieniu. Mierzył do nas z AK-47. Po zapachu rozpoznaliśmy, że to wilkołak. Wilkołak z Wilczego Przymierza.

- Ręce do góry! – rozkazał surowym tonem.

- W naszym przypadku to raczej trudne – zauważyła Miranda.

- Nie pyskuj! – warknął. – Tak myśleliśmy, że MOKIN kogoś tutaj przyśle.

,,Wartownik. Świetnie! Jesteśmy ugotowani!” – przebrnęło mi przez myśl.

- Nie jesteśmy z MOKIN – odezwał się Jake próbując ratować sytuację. – My tylko…

Przerwał mu gwałtowny świst powietrza i dźwięk przypominający stłumiony wystrzał. Wartownik zesztywniał, wybałuszył oczy, chrząknął krwią, po czym osunął się martwy na ziemię. Dopiero wtedy zauważyliśmy, kto stał za nim. Link. Ubrany w skórzaną kurtkę, jeansy i sportowe buty stał z pistoletem z tłumikiem wciąż wymierzonym w wartownika.

- Nic wam nie jest? – zapytał opuszczając broń.

Wytrzeszczyliśmy oczy ze zdziwienia.

- Link? Co ty tu… - zaczęła Miranda, ale Link przerwał jej mówiąc:

- MOKIN powinno się wreszcie nauczyć dobrze pilnować aresztowanych.

- Weźmiemy to pod uwagę – rzekł Władimir z uśmiechem. – Ale to nie zmienia faktu, że nadal jesteś głównym podejrzanym w tej sprawie.

Link się uśmiechnął.

- Zaraz zmienicie zdanie – powiedział. – Ale najpierw pomóżcie mi ukryć ciało zanim zesztywnieje.

Wspólnie z Władimirem przeciągnęli martwego wartownika w pobliskie zarośla, a Link przezbroił się w jego karabin.

- Skąd wiesz o tym miejscu? – dopytał Jake.

Link wyjął z kieszeni spodni komórkę.

- To telefon Refera. Sprawdź skrzynkę odbiorczą.

Jake wziął od niego telefon i odczytał na głos kolejne sms-y. Informowały one gdzie znajduje się kryjówka Przymierza oraz prosiły o wskazanie słabych punktów w systemie alarmowym naszego Instytutu oraz wartach agentów MOKIN. W skrzynce nadawczej były natomiast dokładne instrukcje jak wyłączyć latarnie oświetlające ścieżki w naszej sekcji oraz jak niepostrzeżenie dostać się do środka. Ostatni z nich brzmiał:

 

,,Mam wartę dzisiaj wieczorem. Możecie wchodzić.".

 

Na dodatek został wysłany dokładnie w tym samym dniu, w którym zaginęła Shelby.

- To nam wystarczy – rzekł Władimir oddając mu telefon. – Teraz nawet ja jestem pewny tego, że nie masz z tym nic wspólnego.

- Jest jeszcze coś – dodał Link chowając telefon do kieszeni. – Jak myślicie, dlaczego Refer zrezygnował z dobrze płatnej posady naczelnika Alaskan Fort zaraz po ucieczce Bossa i zatrudnił się jako tajniak w jakieś dziurze w Minnesocie?

- Współpracuje z Przymierzem – powiedziała Tatiana.

- Jeszcze lepiej. Sam do niego należy.

A więc to Refer stał za tym wszystkim, a nie mój tata? Tak! Nira! Dziękuję ci! Wiedziałem, że on jest niewinny!

Ale nie pora na wiwaty. Mięliśmy pewną sprawę do dokończenia. Link wyjawił nam, że wokół budynku krążył tylko jeden wartownik, a w środku pozostało jeszcze co najmniej dwóch. Nie było ich jednak dużo, bowiem Boss, Kapitan i kilku innych wyjechali jakąś godzinę temu.

Powoli ruszyliśmy naprzód. Miranda razem z nami przywarowała do ziemi kilkanaście metrów od niewykończonego, ceglanego domu. Jedynym źródłem prądu był tutaj generator, którego huk dochodził ze środka, a jedynym dojazdem nieutwardzona, leśna droga kończąca się tuż przed wejściem do budynku. Tylko w jednym oknie na parterze paliło się światło, co mogło oznaczać, że wszyscy zgromadzili się w jednym pomieszczeniu. Ze środka oprócz odgłosu generatora dochodziły niewyraźne, męskie głosy przerywane krzykami Leah.

- Puść mnie! – krzyczała.

Jeśli była tutaj Leah, to mogło oznaczać, że pozostałe dziewczyny też nie zostały jeszcze przeniesione. Dobra nasza.

- Przytrzymaj ją! Już prawię kończę – dobiegł ze środka głos, w którym rozpoznałem jednego z nieznajomych.

Link oraz pozostali w ludzkiej postaci podkradli się bliżej. Okno było na tyle nisko, że stojąc na ziemi można było zajrzeć do środka. Władimir spojrzał ukradkiem przez szybę, po czym wycofał się i na migi porozumiał się z Linkiem. Ten skinieniem głowy potwierdził, że zrozumiał, po czym Tatiana wraz ze swoim partnerem i Jake’iem przeszli w pobliże drzwi wejściowych. Link stanął naprzeciw okna, wycelował do środka karabin i oddał kilka strzałów, którym towarzyszył odgłos tłuczonego szkła, krzyk Leah oraz dźwięk wywarzanych drzwi. Władimir, Tatiana i Jake weszli do środka, po czym oddając kilka strzałów zdobyli wnętrze budynku. Link wciąż stał z bronią wycelowaną w okno.

Siergiej nie wytrzymał. Wstał i pobiegł w kierunku wejścia.

- Siergiej! Wracaj! – krzyknęła Miranda, ale to nie zdołało powstrzymać ani jego ani tym bardziej mnie.

Musiałem jak najszybciej znaleźć się w środku. Zobaczyć Shelby i wiedzieć, że wszystko z nią w porządku. Dołączyłem do Siergieja. Weszliśmy do środka w ślad za pozostałymi. W pomieszczeniu, które widziałem w wizji zastaliśmy dwa kolejne trupy leżące w powiększającej się kałuży krwi. To byli nieznajomi, którzy towarzyszyli Bossowi i Kapitanowi, kiedy byłem tu ostatnio. Jeden z nich miał spuszczone spodnie, a Leah kuliła się naga na łóżku, co dobitnie świadczyło o tym, co przed chwilą miało tutaj miejsce.

- Na piętrze czysto – oznajmił Władimir schodząc po chodach.

- W garażu też – dodał Jake.

Tatiana w tym czasie próbowała porozumieć się z zapłakaną Leah.

- Jest tam ktoś jeszcze? – dopytywała.

- Tak – odpowiedziała tamta przez łzy. – W piwnicy jest jeszcze jeden. Pilnuje dziewczyn.

- Zajmiemy się tym – oznajmił Link wchodząc do środka przez wybite okno.

- Piwnica jest tam – powiedziałem wskazując nosem drzwi na korytarzu.

Link, Jake i Władimir z wycelowanymi w nie karabinami podeszli bliżej. Ten pierwszy delikatnie chwycił za klamkę i zajrzał do środka.

- No jasne – rzekł z uśmiechem opuszczając broń i otwierając drzwi na oścież. – Fiodor. Największa moczymorda, jaka kiedykolwiek należała do Przemierza.

Przez otwarte drzwi wszyscy mogliśmy zajrzeć do środka. Na schodach spał pijany w trupa łysy mężczyzna z kozią bródką oparty plecami o ścianę. Obok niego leżał pistolet i pusta butelka po whisky.

- Pozwólcie, że ja się tym zajmę – poprosił Jake.

Link i Władimir przytaknęli. Jake zszedł na dół, a następnie stanąwszy nad Fiodorem kopnął go w ramię. Mężczyzna gwałtownie otworzył oczy wlepiając wzrok prosto w wycelowaną w niego lufę broni.

- Za moją córkę, skurwielu! – powiedział Jake, po czym pociągnął za spust.

Papka z krwi, mózgu i odłamków czaszki przylepiła się do ściany, a martwe ciało stoczyło się w dół po schodach pociągając za sobą butelkę i broń. Odwróciłem się, żeby nie zwymiotować.

- Tato! – dobiegł z dołu głos Shelby.

- Shelby! – krzyknął Jake, po czym zbiegł razem z pozostałymi uwolnić swoją córkę, Rachel oraz Melisę.

Razem z Siergiejem wróciliśmy do pomieszczenia, w którym była Leah.

- Zaszłaś w ciążę? – spytała Tatiana.

- Nie wiem – odparła tamta już nieco spokojniejsza, ale wciąż trzęsąca się ze strachu. – Obawiam się, że tak, ale Melisa i Rachel na pewno są już ciężarne.

- Jeśli tak jest, to trzeba jak najszybciej usunąć płody – rzekła Tatiana.

- Rozumiem – odparła Leah kiwając głową.

W tym samym czasie Link z resztą oswobodzicieli wyprowadzili z piwnicy uradowaną Shelby, zdezorientowaną Melisę i spłakaną Rachel.

- Shelby! – ucieszyłem się na jej widok.

Od razu do niej podbiegłem.

- Lucas! – krzyknęła, gdy wpadłem jej w ramiona (oczywiście wcześniej sama musiała przykucnąć). – Wiedziałam, że przyjdziesz – mówiła roniąc łzy szczęścia. – To dzięki Harinie, wiem to, modliłam się do niej.

- Gdzie Miranda i Kate? – spytał Władimir.

Prawdę mówiąc wszyscy zaczęliśmy się wtedy nad tym zastanawiać.

- Chyba zostały na zewnątrz – rzekł Siergiej.

Link wyjrzał przez wybitą szybę i cały pobladł.

- Kurwa mać! Padnij! – krzyknął na całe gardło.

W tym samym momencie powietrze przeszyła seria strzałów z broni maszynowej. Wszyscy padliśmy na podłogę. Jedna z kul trafiła w żarówkę umieszczoną przy suficie i pokój pogrążył się w ciemnościach. Melisa i Rachel zaczęły piszczeć z przerażenia. Link podniósł się z ziemi i oddał kilka strzałów w ciemność. Władimir podbiegł do innego okna wychodzącego w tę samą stronę.

- Nie strzelać! – krzyknął.

Link opuścił broń, rozejrzał się w ciemnościach, a potem puścił wiązankę tak wulgarnych słów, że nie warto nawet ich tutaj przytaczać.

- Wyrzućcie broń przez okno! – rozległ się głos na zewnątrz.

- Lepiej to zróbcie – doradził Władimir. – Mają Mirandę i Kate.

Na te słowa wszyscy, którzy posiadali jakąkolwiek broń wyrzucili ją na zewnątrz.

- Ręce do góry i wychodzić! – zabrzmiał ten sam głos, który kazał nam się rozbroić.

- Proszę, nie chcę wracać do klatki – łkała Rachel.

Link podszedł do niej i pogłaskawszy ją po policzku zapewnił nas wszystkich:

- Zaufajcie mi. Wyjdziemy z tego.

Wtedy trudno było w to uwierzyć. Ze strachu trząsłem się jak galareta. Chyba każdy zareagowałby właśnie w ten sposób będąc na moim miejscu. Na zewnątrz czaiła się zgraja wilkołaków kryminalistów gotowa wpakować nam wszystkim kulkę w łeb. Pozostali również mięli podobne odczucia. Siergiej i Shelby z trudem łapali oddech, Leah znów zbierało się na płacz, a Tatianie trzęsły się ręce, gdy podchodziliśmy do wyjścia, jednak dopiero na zewnątrz zobaczyliśmy prawdziwy obraz sytuacji.

Budynek był otoczony przez kilkunastu, uzbrojonych zbirów z Przymierza. Przy końcu drogi stały cztery samochody z włączonymi silnikami i światłami, które oświetlały Bossa i Kapitana trzymających za karki Mirandę i Kate w wilczych postaciach. Do ich głów przykładali pistolety gotowi je zabić z byle powodu. Miranda sprawiała wrażenie jakby wciąż nie zamierzała się poddać natomiast w oczach Kate widać było jedynie łzy przerażenia. Ci z nas, którzy nie byli w wilczej postaci ustawili się w szeregu pod ścianą z rękoma w górze, a ja i Siergiej stanęliśmy na czterech łapach tuż obok. Noc była chłodna, a dziewczyny, które uwolniliśmy nagie. Rachel, Melisa i Leah trzęsły się zarówno ze strachu jak i z zimna. Tylko Shelby stała nieruchomo, a z jej wyrazu twarzy można było odczytać, że nie ma najmniejszego zamiaru wracać do klatki.

- Jak miło! Dwie pieczenie na jednym ogniu! – powiedział Boss tryumfalnym tonem. – Przyprowadźcie ich do mnie!

Jeden z uzbrojonych osiłków podszedł, złapał mnie za kark i podciągnął bliżej Bossa pchając mnie ku niemu z taką siłą, że aż upadłem. Jakiś inny zrobił to samo z Linkiem. Cholera! Boss chciał wyrównać rachunki ze swoim dawnym współpracownikiem! Wtedy miał do tego doskonałą okazję.

- Pilnuj jej! – rozkazał temu, który przyprowadził mnie i przekazał mu Mirandę.

Boss podszedł do stojącego obok mnie Linka i uśmiechnąwszy się szyderczo powiedział:

- Siemasz Linkuś!

Po czym uderzył go w twarz kolbą pistoletu. Ojciec upadł na ziemię i złapał się za krwawiący nos.

- Myślałeś, że możesz tak po prostu odejść, a potem jeszcze na mnie nakapować?

Kończąc to zdanie kopnął go w brzuch. Link zwinął się w kłębek z bólu. Jakiś brodaty zbir katował mojego ojca, a ja nie mogłem na to nic poradzić. Chyba nikt nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji.

- Osiemnaście lat spędziłeś beze mnie – powiedział Boss. – Teraz mi za to zapłacisz. Zastanawiam się tylko, kogo mam rozwalić pierwszego, ciebie czy twoje nasienie?

To powiedziawszy przeszył mnie swoim lodowatym spojrzeniem. Jego dwubarwne tęczówki wyglądały naprawdę paskudnie. Starałem się unikać kontaktu wzrokowego.

Nagle Link podniósł się na kolana i zaczął się w głos śmiać.

- Z czego się śmiejesz?! – ryknął Boss.

- Skoro i tak mam umrzeć, to muszę coś wiedzieć – powiedział Link parskając śmiechem. – Powiedz mi, szefie – wyraźnie zaakcentował słowo ,,szefie” – czy ty masz w ogóle dzieci?

Teraz również Boss zaczął się śmiać.

- Przeleciałem w życiu więcej suk niż masz włosów na głowie – odpowiedział. – Pół Wilczego Przymierza to moi synowie.

Link wybuchł śmiechem.

- Tak myślałem. Jesteś typowym pozerem. Kłamiesz po to, żeby utrzymać swój autorytet – spojrzał mu prosto w oczy. – Pamiętasz Selynn? Tę wilczycę z St. Paul. Miała być przez ciebie zgwałcona, ale kiedy osiemnaście lat temu ją uwolniłem powiedziała mi, że naprawdę chciałeś to zrobić, ale przy niej nawet ci nie drgnął – kolejna salwa śmiechu. – Rozumiesz? Jesteś zwykłym frajerem ze sflaczałą dętką zamiast fiuta!

Boss wyszczerzył na niego zęby, ryknął, a potem kopnął go z taką siłą, że Link przewrócił się na plecy.

- Zaraz się przekonamy, kto pozostanie bezdzietny – powiedział, a potem wycelował broń prosto w moje czoło.

Całe życie przeleciało mi przed oczami. Usłyszałem jak Boss odbezpieczył pistolet.

- Lucas! – ktoś krzyknął w oddali.

Też chciałem krzyczeć ze strachu i z rozpaczy, ale nie zdążyłem nawet otworzyć pyska.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania