Książę zamknięty przez swój lud

Prolog

 

- Febrianie, czy mógłbyś nam przedstawić swoją historię? - zapytał jeden z mężczyzn.

- To wszystko wydaje się teraz takie odległe. Tak jakby to był sen. Nie jestem pewien czy pamiętam wszystko po kolei.

- Chcemy tylko wiedzieć. Uwierz nam. To ci pomoże.

- Ale wracanie do przeszłości jest trudne - nie czułem smutku tak bardzo jak nerwów. Nie były takie nawet podczas, gdy dowiedziałem się o istnieniu mojej córki. Zamknąłem oczy i wziąłem bardzo głęboki wdech.

- No dobrze. Opowiem wam tę historię. Ale ostrzegam. To nie będzie przyjemna bajeczka o miłości, rodzinie, czy innych pierdołach. To moje życie…porąbane życie. Ta historia będzie długa. Zacznijmy od tego, że zanim trafiłem tu na Ziemię, żyłem w więzieniu własnego ludu…

 

Rozdział Pierwszy - Zamknięty książę

 

Febriam

12 lat wcześniej

Nazywam się Febi. A właściwie Febriam226. Mam prawdopodobnie 11 lat. Licząc oczywiście ludzkim wiekiem. Pochodzę z planety Megrio. Jej nazwa w naszym języku oznacza pokój. Chociaż według mnie to śmieszna nazwa. Połówki naszej planety: Letni Dzień i Zimowa Noc, są ze sobą bardzo skłócone. Od zawsze. Tak przynajmniej mi wmawiano. I to tyle z wiedzy na temat własnej planety. Dla innych pewnie wydawałoby się śmieszne, ale biorąc pod uwagę, że od mojego urodzenia jestem więziony w komnacie zamkowej to chyba nie dziwne. Nie mam w niej nawet okien, przez co pomimo, że na zewnątrz jest śnieg i noc, żadnych z tych dwóch rzeczy w życiu nie mogłem poznać. Gatunek Elfoaniołuski, który jest moim, nazywają mnie księciem. A mojego wujka - królem.

Moja komnata mieści się na samej górze. Jej ściany są białe, lecz błyszczą się jakby ktoś posypał je brokatem. Podobno tak wygląda śnieg. Tak mi kiedyś służka powiedziała. Zaraz jednak mój wujek wylał ją z tej pracy. Zrobiło mi się jej smutno. I wtedy zacząłem zamykać się w sobie. Czułem ogromny żal do wujka, że mnie tu więzi. Całe szczęście, że mogłem czytać. Miałem w swoim pokoju, ogromną biblioteczkę. Gdy mi się nudziło, a często się to zdarzało, brałem jakąś księgę i czytałem. Najczęściej były to ustalone prawa, przez króla. Zawierały one także wojny i opowieści o planecie Ziemia. Wszystko jednak przybierało nastrój depresyjny, przez co i ja tak się czułem.

Moje życie nie należało do łatwego. Musiałem żyć samotnie. Wujek, którego traktowałem jak ojca (rodziców nie miałem) odwiedzał mnie niezbyt często. Swoją drogą, zawsze zastanawiałem się gdzie on przebywa, gdy go w domu nie ma. Gdy rok temu nie wytrzymałem z ciekawości i zadałem mu to pytanie, odpowiedział, żebym nie wtrącał się w jego sprawy. Od tamtej pory chyba tylko z trzy albo cztery razy u mnie był. Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Było okropnie.

Myślę, że gdyby już wtedy wujek mi odpowiedział na to pytanie wszystko ułożyło by się inaczej. Nie poznałbym jej. Nie przeszedłbym tych wszystkich trudnym chwil w życiu. Czasami zastanawiam się czy nie było mi lepiej, gdy byłem uwięziony…

 

Werenike

Och! Moje życie różni się tak bardzo od twojego mój księciu. Moją mama musi martwić się tym, czy uda nam się znaleźć coś do jedzenia. Często jej pomagam. Ty i twoi rodzice, pewnie nie wiecie nawet co to wysiłek. W dodatku teraz moja mama pójdzie wraz ze mną do niewoli. Za niepłacenie rachunków. Musimy wszystko odpracować. Ty nie musisz się przejmować tym, czy dostaniesz coś do jedzenia, czy nie. Och książę! Tak bardzo chciałabym mieć takie życie jak ty. A kiedy dorosnę, wyjść za ciebie i zamieszkać w twoim pałacu. Szkoda, że to tylko marzenia. To nigdy się nie spełni.

 

Febriam

Rok szybko mi minął. Skończyłem jakieś 12 lat ziemskich. Mimo to nie było można ujrzeć na mojej twarzy ciągłego uśmiechu. Stanąłem przy pierwszej, lepszej półce z książkami i zacząłem szukać coś ciekawego. Po niecałej minucie miałem w ręku książkę o zwierzętach ziemskich.

Podszedłem do łózka i zacząłem czytać, choć było to dość naginane słowo. Raczej oglądałem, bo były tam duże obrazki. Tekstu na każdej stronie było po jednym zdaniu. Podobało mi się w niej natomiast, to że były te obrazki kolorowe. Przez oglądanie ich, mój nastrój z depresyjnego zmienił się na wesoły.

Usłyszałem kroki. Od razu wiedziałem co to oznacza. Mój wujek wreszcie raczył się pobawić.

Zanim otworzył drzwi, mój wyraz twarzy z uśmiechniętego zmienił się na obojętny.

- Witaj Febriamie. Jak się masz?

- Cześć. Jestem całkowicie tu zamknięty od dwunastu ludzkich lat, do tego mój wujek ma mnie gdzieś, bo odwiedza mnie cztery razy od roku. Więc może lepiej daruj sobie tak głupie pytanie. - no i nici ze stoickiego spokoju.

- Miałem wiele ważnych spraw do załatwienia. Zresztą chyba wcale się tak nie nudzić. Czytasz książki.

- Tak czytam. Chociaż większość z nich prowadzi mnie do stanu depresyjnego.

- Za tydzień przyjedzie twoja nowa służącą. Ma ona córkę mniej więcej w twoim wieku. Myślę, że się dogadacie.

- Jeśli myślisz, że to poprawi moje zdanie na twój temat to grubo się mylisz.

- Przepraszam - mruknął i wyszedł. No i to by było na tyle jeśli chodzi o radosne obchodzenie urodzin.

Tydzień minął w miarę szybko. Według moich obliczeń powinien teraz pojawić się wrzesień. Oznaczało to, że na Ziemi pojawiała się wtedy jesienna pora roku. Z tego co wyczytałem z jednej z ksiąg, była to najpiękniejsza pora w całym roku.

Z drzew spadały brązowe, czerwone, pomarańczowe i żółte liście. Jedynym minusem tej pory roku, to deszcze i zimno. Trzeba ubierać kurtki i nosić czapki na głowę.

Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi, przez które weszła mała blondynka o pięknych, zielonych oczach.

- Cześć. Jestem Werenike. Albo Wera. Ty pewnie to książę Febriam jak się nie mylę.

- Nie mylisz się, ale proszę, nie nazywaj mnie księciem. Nie lubię tego określenia. Możesz mnie nazywać Febi

- Jasne. Ale będę cię nazywała Briam. A tak w ogóle czym się interesujesz?

- Czytaniem książek. No i w sumie to jedyne zajęcie, które mam prawo robić. A ty?

- Zabawą w chowanego i w berka z przyjaciółmi.

- A lubisz czytać?

- Nie umiem. Nikt mnie nie nauczył.

- A co powiesz żebym jak cię nauczył?

- Gdybyś chciał to by było dobrze.

 

I tak mijały lata. Aż pewnego, ciepłego popołudnia…

 

Udało mi się znowu wygrać z moją grupą. Koszykówka to była jedna z gier, w którą uwielbiałem grać. W dodatku całkiem nieźle mi szła.

Wszedłem do szatni dla chłopców. Poszedłem pod prysznic, a następnie umyłem się.

 

- Cześć mamuś - powiedziałem do starszej, ciemnowłosej kobiety, o kolorze oczu takim jak mój.

- Hej synku. Jak tam na treningu dziś było?

- Na treningu ekstra.

- A kto wygrał

- Jeszcze się pytasz. Przecież to wiadome, że ja.

- Heh. No tak. - roześmiała się, ale po chwili spoważniała - Tata dziś przychodzi.

- No to chyba dobrze. Nie?

- Nie wiem. A tak w ogóle jakaś dziewczyna, w twoim pokoju czeka. Powiedziała, że zna cię od dzieciństwa.

- Jasne. Idę sprawdzić.

 

Mój pokój mieścił się na górze. Jego drzwi były z drewna dębu. Otwarłem je. Na łóżku siedziała znajoma dziewczyna. Te same blond włosy i zielone oczy, spowodowały falę wspomnień:

Nasz czas na planecie Megrio, nauka czytania, dorastanie, pierwszy raz w wieku 15 lat, a potem ucieczka z wujkiem na Ziemię. I próba zapomnienia o niej.

 

- Witaj Febrianie. Dawno się nie widzieliśmy.

- Werenike. Masz racje. Bardzo dawno.

- Będziesz musiał to naprawić i zająć się nami.

- Nami?

Tak Febrianie. Zostaniesz ojcem.

********************

Hejka! Dziś dodałam taką opowieść. Pisałam ją we wakacje, ale zabrakło mi weny, żeby ją skończyć. Więc raczej kontynuacji nie będzie. No chyba, że wróci mi wena i zmotywuję się do pisania.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • fanthomas 09.12.2017
    Nawet całkiem dobre to jest. 4
  • aleks.rr 09.12.2017
    Dziękuję. ☺

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania