Księżycowa księżniczka 10

— Musimy rozważyć to co mówisz. Słowa niewiasty nie mają takiej mocy, co męża, ale weźniemy to pod uwagę. Czy zechce przysiąc na Pana przed radą? Jak masz na imię, niewiasto?

— Jestem Kalija, panie. Nie muszę przysięgać na Pana, mam go w sercu i duszy.

— To także rozważy rada. Poucz tą niewiastę jak się zwracać do służących Chrystusa, Gruther. Możecie odejść.

Gruther i Kalija oddalili się.

— Pokażę ci dzwon.

Szli w kierunku wieży kościoła. Gruther rozważał w myślach przebieg rozmowy. Powoli zaczynął rozumieć to o czym wcześniej nie myślał. On i jemu podobni, byli tylko małymi robaczkami. Czym byli lepsi ci, którzy wydawali mu polecenia. Nie byli lepsi. Jeżeli nie byli równi to byli gorsi. On zabijał, oni wydawali wyroki. Gruther nie znał dokładnie pisma, ale miał w sercu pojęcie o Bogu. Nigdy przedtem nie rozważał o tym. Aż do chwili kiedy poznał Kaliję. Nie pamiętał poprzednich rozmów i w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że coś wymazało dużo wiadomości z jego pamięci. Ale czuł, że dziewczyna jest lepsza od wszystkiego co znał. Równolegle zaczał myśleć o demonie. Czarownicy. Deliji. Mimo, że już doszło do wymiany słów na jej temat, Gruther nadal miał to samo przekonanie w swoim sercu. Dla niego tajemnicza Delija nie była całkiem zła. Miał dowody. Uratowała jego i jego wojsko. A głównie Kaliję. Gruther nawet nie zastanawiał się nad motywami postepowania tej istoty. Bał się rozmyślać nad jej mocą. Co do tego nie miał wątpliwości. To musiała być moc Szatana.

Przypomniał sobie jej słowa. ,,Uratowałam cię i jeszcze uratuję”. I czy faktycznie Delija, była siostrą Kaliji?

Doszli do wieży kościelnej. Gruther zostawił zbroję w pomieszczeniu, w którym zamierzał spędzić noc. Było tam drugie pomieszczenie. Tam miała spać Kalija. W warunkach polowych mogła dla bezpieczeństwa spać obok niego. Tutaj, ze wzgledu na swoją pozycję, wolał, żeby spała obok. Gruther nie był kompletnym głupcem. Wiedział, że musi mieć na nią oko.Widział wzrok mężów. A teraz doszedł ten możny. Miał dziesięć razy żołnierzy niż on. I sto razy więcej złota. Ale nie otwartej siły obawiał się młodzieniec.Wiedział, że tu w mieście najgroźniejsze są posunięcia, które nigdy nie są oficjalnie ogłaszane. Pomówienia, plotki. Brudna walka o większe wpływy. Ale nawet ci na górze, jak choćby ten możny, nie mogli spać spokojnie. Czychały na nich większe ryby, gotowe je pożreć bez zmrużenia oka.

Kalija zdawała się znościć wszelkie różnice związane z życiem w mieście bez słowa niezadowolenia.

Gruther wysłał chłopca na targ. Dał mu wykaz jadła, które zamierzał zakupić. Nie chciał brać delikatnej Kaliji do szynku.

— Chcesz sama przygotować jadło, czy też wezwać kobietę, znającą się na przyrządzaniu potraw.

— Mogę gotować sama, znam się na tym.

Na zewnatrz domostwa stał piec do gotowania potraw.

— Miasto nie jest dla ciebie. Widzę, że się męczysz.

— Czy powiedziam słowo, Gruther?

— Nie, ale widzę to po twoich oczach. Kiedy zakończą wyjaśniać sprawę, złożę służbę i pojadę z tobą. Zbuduję dom i będziemy tam mieszkać. Chyba, ze wolisz wrócić do swoich. Tylko nie bardzo wiem, gdzie są.

— Dobrze, Gruther.

Kalija delikatnie wytarła łzę, ale Gruther tego nie zauważył. Przez cały dzień siedzieli w domu. Gruther wiedział, że miejskie atrakcje nie są dla niej.

Nastepnego dnia poszedł do swoich zwieszchników po żołd dla swojej drużyny. Wypłacono pieniądze. Gruther podjechał z dwoma strażnikami do szynku, w którym miał spotkać swoich ludzi. Brakowało kilku, więc powiadomił resztę gdzie przebywa, żeby powiadomili nieobecnych. Do szynku wpadł chłopiec, ten sam co zakupił dla nich jadło poprzedniego dnia.

— Panie, porwano waszą niewiastę!

— Jak to porwano, zostawiłem czterech ludzi, żeby ją chronili.

— Zabici.

— Och, było mi jej nie zostawiać! Co pocznę?

Terlach znalazł się przy nim.

— Musimy wypytać w okolicy domostwa. Czterech było wyćwiczonymi w walce ludźmi. To nie zrobili zwykli rabusie.

— Czy widział ją ktoś ważny? — zapytał Terlach.

— Byłem złożyć zeznanie. Widział ją Otton i dwóch zakonników, zaufanych biskupa. Otton nie mógł oderwać oczu od Kaliji.

— Mówiłem ci, że ta cała wyprawa źle się skończy — rzekł Terlach.

— Musimy działać szybko. Jutro ten łotr może ją kazać wywieść. Potrzebuję dziesięciu.

Po chwili jechali do domostw Ottona.

— A jeśli to nie on?

— Któż mógłby. Tylko on wiedział gdzie przebywam. Poprzednie miejsce splondrowali złodzieje i puścili z dymem.

— Ale Otton ma setki zbrojnych, jak się przebijemy?

— On nie spodziewa się, że zrobię mu wizytę. Byłem do tej pory ich wiernym sługą.

— Jak jej tam nie będzie, wszyscy bedziemy wisieć, albo nas rozsiekają mieczami.

— Zrobiłem błąd, że ją zabrałem. Ale cały czas nalegała. Bałem się jej też zostawić!

Byli blisko posiadłości Ottona.

— Patrz Gruther, powóz.

Rzeczywiście od posiadłości Ottona jechał powóz. Za nim jechało prawie dwa tuziny żołnierzy.

— Co robimy, Gruther?

— Jedziemy za powozem.

Skierowali konie w tym kierunku. Gruther przeklinał w duch, ze zostawił Kaliję. Powoli doganiali powóz. Teraz rycerze, eskortujacy powóz Ottona zauważyli pogoń. Rozdzielili się. Przy powozie została tylko szóstka. Reszta zatrzymała się na drodze. Byli już blisko granic miasta.

— Jadę z Terlachem, musimy się przebić do powozu.

Jego ludzie wiedzieli co czynić. Ale i ludzie Ottona nie byli zółtodziobami. Otton miał złoto. Dobierał rosłych mężów. Jego zaufani złożeni byli z prawdziwych bandziorów. A tych zawsze miał przy sobie. Gruther nie przypuszczał, że Otton jedzie w powozie.

Uderzyli z dwóch stron, bo pozostała szesnastka utworzyła podwójna linnię. Zaczęły świstać strzały. Jeden z jego żołniery padł z przebitą piersią. Byli już blisko i tamci nie mieli czasu drugi raz strzelać.

Gruther miał przewagę, ponieważ on i ludzie z nim jechali szybko. Rozdzieleni ludzie zaatakowali z obu stron. Natomiast Gruther i Terlach zaatakowali środkiem. Pierwsze uderzenia mieczy zmiejszyło obrońców powozu o dwóch. Gryther zabił drugiego a Terlach ciężko ranił nastepnego. Przebili się i teraz doganiali powóz. Gruther nie miał czasu patrzeć na ludzi, którzy pozostali z tyłu. Wiedział, że prawdopodobnie zginą. Było teraz dwunastu przeciw siedmiu. Gdyby było ich po równo mieli szanse. A tak?

Gruther zaczął się obawiać o Kaliję. Miał pewność, że jest w środku.

Teraz oni wyjęli kusze. Zmniejszyli szóstke o dwóch. Pozostałej czwórce ciężko było strzelać do tyłu. Musieli podjąć decyzję. Zawrócili konie i stanęli na przeciw dwójce.

— Przebij się. Ja się nimi zajmę — krzyknął Terlach.

Czwórka obrońców powozu tego się nie spodziewała. Sądzili pewnie, że ich dwoje podejmie z nimi i tak nie równa walkę, a tymczasem powóz oddali się na tyle, że już nie zdołaja ich dogonić. Jakie zreszta mieli szanse w ogóle ich pokonać?

Gruther zrozumiał, że teraz z kolei, Terlach odda życie dla niego i Kaliji. Zobaczył kątem oka, że Terlach dobrym uderzeniem powalił jednego na ziemię i ranił drugiego. Ale otrzymał cios w plecy i ramię.Tego Gruther nie widział. Dochodził powóz. Wyciągnął drugą kuszę i zastrzelił woźnicę. Końcem oka zobaczył dwóch ludzi Ottona, podążających za nim. Zatrzymał powóz i zawrócił swojego wiernego wieszchowca. Zobaczył, że jeden z dwójki mierzy do niego z kuszy. Zrobił unik, ale trochę za późno. Poczuł ostry ból w lewym ramieniu. Skoczył jak ranny żbik na dwójkę.

Ruther był dobrym szermierzem, ale teraz był ranny. Jednak miał przewagę ponieważ nie miał nic do stracenia. A właściwie miał. Gdyby przegrał, losy Kaliji byłyby przesądzone. Musiał zabić dwójkę, ocalić Kaliję i uciekać z miasta. Wszystko to było aktem desperacji. Zaatakował tych dwóch z taką furią, że ostrzegł strach w ich oczach.

— Jesteś i tak trupem, Otton ci tego nie daruje — krzyknął jeden z dwójki.

Ale to wcale nie wzruszyło Gruthera. Uderzył bocznie i prawie przeciął na pół korpus rycerza. Zaraz po uderzeniu zrobił unik. Wiedział, że drugi będzie go atakował. Zamiast zaatakować szarpnął swojego wierzchowca. Jego koń uderzuł bokiem drugiego konia, na którym siedział drugi z dwójki. Tamten nie był przygotowany na taki atak. On i jego wierzchowiec przewrócili się na bok. W normalnych warunkach pozostawiłby tamtego na ziemi. Tamten był lekko ranny upadkiem, poza tym jego własny koń przygniótł go częściowo swoim ciężarem. Gruther skoczył z konia i szybkim pchnięciem zabił drugiego z jezdnych. Dostrzegał w oddali czterech jezdnych. Po chwili było ich trzech. Śmiertelnie ranny Terlach strzelił ostatni raz i oddał ducha. Tego Grutcher już nie widział. Strzał był celny. Jeden z pogoni, padła na ziemię.

Sytuacja nie była ciekawa. Gruther był ranny i wiedział, ze nie podoła trójce. Otworzył drzwi powozu. W środku siedziała Kalija, ale nie sama. Jakiś zakonnik siedział z nią. Trzymał sztylet na falujacej piersi Kaliji.

— Zabiję ją, jeśli się ruszysz. Otton ma władzę i wpływy.

— A ty jesteś na jego usługach, zbóju!

Gruther zobaczył jego obuwie. Sułtanna była tylko przykrywką. Ale i Kalija nie była bierna. Wykorzystała chwilę i złapała szubrawca za rękę. Zaczęli się szarpać. Ponieważ Kalija siedziała bliżej, Gruther obawiał się użyć miecza, aby nie zranić dziewczyny.

— Wyskakuj — krzyknął.

Kalija próbowała. W końcu jej sie udało. Niestety fałszywy zakonik, skaleczył ją sztyletem, ale niezbyt mocno. W lewe ramie. Teraz nic już nie hamowało Gruthera. Pchnął całą siłą. Przebił tamtego na wylot. Kalija podniosła się z ziemi. Jej lewe ramię lekko krwawiło. Ale nie to było najgorsze. Trójka z szesnastki otoczyła ich.

— Nie masz szans Gruther. Odprowadzimy cię do Ottona i jutro zawiśniesz. Smiałeś podnieśc rękę na swego pana.

Gruther zobaczył w oddali grupę jezdnych. Prawdopodobnie Otton wysłał posiłki.

— Wybacz, Kalija. Nie powinnaś ze mną jechać.

— Jest dobrze, miły. Jest wszystko dobrze. Gruther usłyszał świst strzał. To nie ludzie Ottona jechali. Przybył następny tuzin jego wiernych druchów. Trzech ostatnich ludzi Ottona padło na murawę.

— Nie mamy czasu, panie. Otton zrobił zasadzki na resztę naszych ludzi. Dobrze, że zdołaliśmy uratować to bóstwo. Musimy uciekać, tylko gdzie.

— Jedźmy. Będziemy uważać. Może nie znajdą nas tak szybko.

Gruther zwrócił oczy na Kaliję.

— Możesz jechać sama?

— Wole z tobą — szepnęła.

— Poczekaj, opatrze ci ranę.

Urwał kawałek jej rękawa. Podwinął materiał i oderwał zakrwawiony kawałek.

— Jest ciepło. W najbliższym miejscu kupię ci ubiór. Poczekaj zwiążę ci ranę.

— Widziałam, że ten człowiek miał jakiś flakonik ze sobą. Patrzył przez okno, obserwował. I zanim przybyłeś zanużył w nim sztylet.

Gruther powąchał jej ranę. Przywarł ustami do rany i kilkakrotnie wypluł wyssaną krew.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • KarolaKorman 16.03.2017
    Dobrze, że odbili dziewczynę, bo było nieciekawie i mogli wszyscy zginąć. Podstępnie ją uprowadzili i jeszcze jakiej trucizny użyli. Nie można ufać nikomu, kiedy ma się przy boku tak piękną i cenną niewiastę :)
  • athame 16.03.2017
    Każda niewiasta jest piękna i cenna. To tylko ten świat, teraz tak steruje większością samców, że najważniejsze są silikony i wysokie obcasy. Ale to oczywiście nie do ciebie, Karola. Pięknie ci dziękuję, że wciąż dajesz komentarze pod moimi tekstami. :) Definitywnie cierpisz na bezsenność albo mieszkasz w innej strefie czasowej.
  • KarolaKorman 16.03.2017
    Nie cierpię na bezsenność i strefa też ta sama, ale mogę dłużej spać rano, a kiedy zasiadam do komputera lubię mieć wszystko zrobione i by nikt mi nie przeszkadzał :) Co do szpilek, uśmiejesz się, nie posiadam nawet jednej pary i nigdy nie miałam :)
  • athame 16.03.2017
    Ty jesteś chyba poważniejsza ode mnie. To już chyba być nie może, bo się urodziem pierwszego listopada. Czy jak się coś wstawi to można poprawi?Czy tak samo jak z mailem trzeba zasejwować, wejść w jakiś program itd. Chodzi mi o to czy można korzystając tylko z opowi? Jeszcze raz dziękuję.
  • KarolaKorman 16.03.2017
    na swoim profilu przy każdym opowiadaniu masz napis Edycja, klikasz w niego i poprawiasz, co chcesz, klikając na koniec zapisz :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania