Księzycowa księżniczka 15
— Nie rozumiem. Ale Gruther mądry. Dextra dać szczęście.
— Jak dasz mi szczęscie? Kalija nie żyje. Ona była dla mnie szczęściem.
— Dextra spróbuje. Dextra dobra. Gruther dobry.
— Tak, masz rację.
Pomyślał oczywiście inaczej. Nie chciał jej ranić. Miał chwilę, że nie pamiętał tak bardzo swojej miłości. To znowu miał czas, że czuł się tak źle jak zaraz po jej śmierci. Teraz miał taki czas.
— Dextra smutna. Dextra chce dać wszystko dla ciebie. Ty nie chcesz wziąść nic.
— Mówiłem ci, że moje serce zajęte. Nie ma tam miejsca dla ciebie.
— Daj mi swój ból, Gruther. Pozwól się kochać.
Nawet nie odebrał, że pierwszy raz powiedziała wszystko poprawnie.
— Jak mam dać ci mój ból?
— Dojedźmy tam gdzie będziemy spać. Tam mi ci powiem.
— Dextra, zaczęłaś mówić poprawnie.
— Tak. Będę się mylić. Gruther mi wybaczy.
— Powinnaś powiedzieć, Wybaczysz mi. Ale musisz wiedzieć, że nie mam ci co wybaczać. Mówisz dobrze. Już umiesz. Wybaczać można jak ktoś coś złego zrobi. A to, że się pomylisz w słowach, nie jest niczym złym.
— Wiem, ale to nie to. Zobacz.
Gruther zobaczył krew.
— To nic. Kobieta ma to co miesiąc. Ty powinnaś mieć już dawno. Boli cię brzuch?
— Boli. Dextra zła? Boli. Krew. Dextra umrze?
— Nie. To normalne. Za kilka dni ci przejdzie. Musisz się umyć. Dziewczynki mają wcześniej. Mają dziesięś lat. Pokazał palcami.
— Dextra ma pięć lat. To z szybko.
— Masz więcej niż pięć lat, tylko nie pamiętasz ile. Może kiedyś to zrozumiesz.
— Tak. Dextra jest brudna. Krew leci tam gdzie gorzka woda.
Dojechali do małego jeziorka. Gruther poznał, że to to samo miejsce, gdzie byli wcześniej. Po chwili i dziewczyna poznała.
— Tu był dobry czas. Jadłeś królika. I ja jadłam.
Poszła się umyć do wody. Gruther wiedział trochę o tych sprawach. Musiał trochę jej pomóc, bo ona nie za bardzo wiedziała co zrobić. Gruther nie rozumiał, dlaczego dziewczyna nigdy nie miała tego wcześniej co miesiąc.
Wróciła mokra.
— Oddałam goszką wodę. To inne miejsce. Dalej krew.
— Posłuchaj, Dextra. Musisz coś zrobić.
Wziął jej drugą sukienkę i oderwał rękaw. Pociał go nożem na małe szmatki. Odciał dół sukienki. Porobił coś co mogło utrzymać szmatki na jej biodrach.
— Gruther, co zrobiłeś? Pociąłeś mi suknię. Dlaczego?
Powiedziała to bez gniewu. Była mocno zdziwiona.
— Założ to, a szmatki włóż do środka. Krew będzie płynąć kilka dni. Zostaniemy tu aż przestanie. Musisz zmieniać szmatki. Prać tą przepaskę na biodra i szmatki. Suszyć na słońcu albo przy ogniu.
Gruther nie wiedział, że właśnie wymyślił coś, na co kobiety będą czekać jeszcze setki lat.
— Dextra słaba, umrze?
— Nie bój się. Nie umrzesz.
— Dziękuję. Matka nie mówiła. Dextra nie wiedziała.
— Poczekamy tutaj. Ja złapię królika. Możesz chodzić, ale nie oddalaj się. Jakby się coś złego stało, masz róg. Ja przyjdę szybko.
Gruther zbudował szałas z gałezi. Zrobił posłanie i zapalił ognisko. Musiał się śpieszyć, bo słońce już przeszło trzy czwarte nieba.
Powiodło mu się. Upolował sarnę. I poczuł żal. Pierwszy raz. Przyniósł sarne na ramieniu.
— Było mi przykro, naprawdę.
Widział, że Dextra ma smutne oczy. Chciał powiedziec coś o Kaliji, ale nic nie powiedział. Czuł, że kiedy o niej mówi nie jest mu lepiej a i Dextra czuje jego smutek i jest jej przykro.
Podzielił ciało sarny i zaczął piec wszystkie kawałki. Wiedział, że jeśli dobrze uwędzi mięso, będą mieli jedzenia na kilka dni. Kiedy pełnił służbę, często tak robił. On i jego żołnierze. Miał z sobą metalowy garnek na wodę zrobiony z miedzi. Zagotował wodę i wrzucił owoce lasu. Mieli jedzenie, a teraz i ciepłe picie.
Po trzech dniach krew prawie przestała jej lecieć. Wiedział to na bierząco, bo Dextra mówiła o tym otwarcie. Czwartego dnia ruszyli. Spała z nim w nocy podobnie jak poprzednio. W końcu dotarli do wsi. Wszyscy się ucieszyli. Najbardziej się ucieszył Siedfried. Dextra rozmawiała z matką. Wszyscy myśleli, że Gruther zostanie. Ale wyjawił im, co zamierza uczynić.
— Jak ci będzie ciężko w zimie, wróć do nas.
— Jeszcze nie wiem. Wróciłem, ale Dextra nie chce zostać. Ona jest bardzo dziwna. Nadal nie wiem co się stało. Będę was odwiedzał co jakiś czas.
Pożegnał się i ruszyli z powrotem. Mieszkańcy dali im nasiona. Gruther zobaczył wcześniej, że na ich polance nie ma dużo korzeni. Pomyślał, że będzie mógł tam coś posadzić.
— Nigdy nie myślałem, że będę sadził nasiona.
Zatrzymali się na noc w lesie jak w czasie pierwszej podróży. W końcu dotarli na tą samą polankę.
— Dziękuje — powiedziała Dextra.
Gruther nie wiedział dlaczego Dextra mu dziękuje.
Mieli więcej solonego jedzenia. Było późne lato, ale nie było za późno, żeby posadzić nasiona. Mieszkańcy wsi dali mu wielki kawał żółtego sera i dużo kartofli.
Gruther wziął się do wyrębu drzew. Pracował od rana do wieczora. Jeszcze nigdy nie był tak zmęczony. Tym razem ludzie z osady dali mu dużo narzędzi. Młoty, gwoździe i mnóstwo różnych potrzebnych rzeczy. Jego byli ludzie pytali tylko dlaczego nie chce zamieszkać we wsi. Odrzekł im, że tak będzie lepiej. Tak naprawdę przypominali mu wszystko co zdarzyło się w niedawno. A i Dextra nie chciała, czuł to. Oczywiście, wszyscy wiedzieli o co chodzi, a właściwie o kogo. Dextra pomagała mu we wszystkim. Ponieważ on pracował i ona również, nie rozmawiali wiele. Tylko w czasie posiłków i przed spaniem. Mówiła teraz prawie dobrze, czasami robiła jeszcze błędy w wymowie, które Gruther poprawiał. Już nie tytułowała go Gruther, mówiła mu na ty. O sobie również nie mówiła, Dextra. Gruther któregoś wieczoru zapytał, o jej przeszłość, bo sądził, że doda coś nowego.
— Wcześniej mówiłaś, że żyłaś w lesie, tak?
— Tak.
— Nie pamiętasz nic wcześniej?
— Pamiętam siebie jak miałam pięć lat. Potem nie wiem.
— Nie pamietasz jak rosłaś?
— Nie, ja od razu byłam taka. To znaczy pamiętam wilki, że uciekły jak krzyczałam.
— To dziwne.
— Gruther, rozmawiałam we wsi z matką. O tych sprawach co zacząłeś. Wiem co to zgwałcić. Zła rzecz, bardzo zła. Czy Otton zabił Kaliję?
— Nie, porwał ją i pewnie chciał jej zrobić ta złą rzecz.
— Matka mówiła, ja rozumiem. Jestem duża dziewczyna. Wiem dlaczego nie mogłeś powiedzieć. Wybacz.
Popatrzyła na niego inaczej.
— Jestem bardzo zmęczony, ale za tydzień będzie dom. Na razie przykryję gałęziami dach. Jak będzie padać deszcz, będzie mokro.
— Mało jest deszczu. Woda dobra. Słońce dobre, dom wysuszy.
Popatrzyła na niego.
— Lubię jagody.
— Ale lubisz również mięso.
— Mięso dobre, tylko trzeba zabijć.
— Może po zimie wyrosną jarzyny. Może weźniemy krówkę, będzie mleko.
— Lubię mleko. Krowa dobra. Matka pokazywała jak wziąść mleko z krowy.
— Mówi się doić krowę.
— Dobrze, matka pokazywała jak doić krowę, Dextra umie.
— O naprawdę! Ja raz próbowałem, ale krowa nie była zadowolona.
— Trzeba delikatnie. Mam miękie palce, krowa lubiła.
Podeszła i pogładziła go po policzku.
— O tak, widzisz.
— Widzę. Idziemy spać, późno.
— Mogę cie zapytać o coś?
— Co byś chciała wiedzieć.
Dextra zarumieniła się.
— Matka mówiła dużo. Pytała mało...
Ponieważ Dextra zrobiła dziwna minę domyślił się, jaka jest natura pytania, ale nie wiedział o co dziewczyna go chce zapytać dokładnie.
— Pytaj, odpowiem jak będę mógł.
— Staram się dać ci szczęście. Czy dobrze tobie? Czy dalej masz duży żal?
— Dobrze się starasz, ale to nie to.
— Czy lubisz mnie trochę?
— Lubię cię bardzo.
— Czy jestem trochę w twoim sercu?
Gruther popatrzył na nią. Wiedział co do niej czuje. Naprawde miał ją w sercu. Kalija miała swoje miejsce, ale i Dextra miała.
— Jesteś trochę w moim sercu.
— W moim jesteś ty i Kalija — rzekła.
— Jak to, przecież jej nie znałaś.
— Ty ją znałeś i kochasz. Ja kocham ciebie, więc ją znam.
Poczuł się dziwnie. Wyznała mu miłość. Czuł już to wcześniej, ale mówił sobie, że to tylko staranie z jej strony.
— Kochasz mnie?
— Bardzo. Mówiłam matce i ona pytała...
Popatrzył na nią.
— I co powiedziałaś.
Dextra szukała oczami miejsca na klepisku, w końcu na niego spojrzała.
— Zawsze chcesz bym spała za tobą. Mogę cię ogrzewać z przodu.
Poczuł się dziwnie.
— Ja nie mogę, Dextra. Wiem czego chcesz.
— Może jak Dextra będzie trochę więcej w twoim sercu... Ja wiem, ze masz tam Kaliję i zawsze będziesz miał. I ja mam ją... zawsze.
— Dextra ja nie mogę.
— Kiedy śpisz, ja cię dotykam. Włosy tylko. Więcej nie mogę, chociaż bym chciała. Ty mnie nigdy nie dotykasz.
— Ale masz pięć lat, jesteś mała — uśmiechnął się.
— Teraz rozumiem co mi mówiłeś. Jestem duża.
Gruther poczuł się dziwnie. Ona siedziała na skórach, na których spali. Gruther położył pod nimi dużo gałęzi i nie czuli wilgoci. On leżał na plecach. Podniósł ciało. Nie za bardzo chcił ja dotknąć, ale też wiedział, że może.
— Kalija nie będzie się gniewać.
— Myślisz, że ona widzi?
— Jest w niebie i patrzy. Ona wie, że Dextra jest dobra.
Dotknął jej policzka. Ona przymknęła oczy.
— Jest miło jak mnie dotykasz. Krowa nie była mądra.
Gruther się roześmiał.
— Jesteś zabawna, Dextra.
— Staram się, żebyś się dobrze czuł.
— Tak, widzę to od początku. Wiesz dlaczego zawsze śpisz z tyłu?
— Wiem, matka mówiła.
— Dobrze, dzisiaj możesz spać z przodu.
Pomyślał w tej chwili, że źle ją traktuje. Ona przez ten cały czas nigdy nie powiedzała jednego słowa. Czuł się trochę dziwnie, bo nie wiedział co ona zrobi. Ale ku jego zaskoczeniu, Dextra wtuliła się w jego ciało i...zasnęła. Była naprawdę ciepła. Spała w koszuli co dostała od ludzi ze wsi. Gruther zauważył, że nie chodzi się kąpać nago jak na początku. Dopiero rozbierała się przy wodzie.
Gruther zaczął dotykać jej włosy. Potem delikatnie dotknął jej policzka.
— Och ty moje biedactwo. Chcesz mnie i nic nie robisz w tym kierunku — szepnął.
Po chwili zasnął.
Kiedy się obudził, dziewczyny już nie było. Wstał za potrzebą. Chciał się zaraz zabrać do pracy. Wczoraj wieczorem piekli ziemniaki w popiele. Zobaczył na drewnianym talerzu ziemniaki i wędzone mięso. Obok stała woda i owoce lasu.
— Jaka ona dobra — szepnął.
Coś postanowił w swoim sercu. Zjadł. Wiedział, że Dextra jest opodal, bo słyszał jej głos. Nigdy wcześniej nie słyszał jej głosu. Nie śpiewała żadnej piosenki, ponieważ pewnie nie znała. Słyszał tylko, la, la, la. Ale potem usłyszał coś więcej. ,,Ptaszki śpiewają, la, la, la. Słońeczko świeci la, la, la. Dextra szczęśliwa, la, la, la. Bo kocha Gruthera la, la, la”.
Gruther wyszedł z chaty. Miała już cztery ścianu. Miała drzwi. Zbił je z czterech bali. Od kowala miał zawiasy. To był bardzo toporny dom, ale dużo lepszy niż szałas. Wiedział, że wilki nie wejdą. Chociaż, Dextra mówiła, że są daleko. Dextra prała szaty. Podszedł do brzegu.
— Dziękuje za jadło. Jadłaś?
— Trochę owoców. Kiedyś jadłam mięso na surowo. Teraz chyba bym nie mogła.
— Może masz coś z wilka.
— Może, ale nie wyję i nie gryzę.
— Pierwszego dnia wyłaś, pamiętasz?
— Tak, pamiętam. Bałam się krzyku. Ale teraz jest inaczej. Jestem bardzo szczęśliwa.
— Słyszałem jak śpiewasz. Bardzo ładnie śpiewasz. O ptakach i o słońcu.
— I jeszcze o czymś, to ważne.
— Wiem. Ja ciebie też kocham. Tylko mam cały czas w sercu ból po stracie Kaliji. Ale nie jest mi tak bardzo źle jak poprzednio.
Dopiero teraz zobaczył, że Dextra rzuciła pranie i podbiegła do niego. Zaczęła go ściskać i całować po zarośnietej twarzy.
— Dextra jest jeszcze bardziej szczęśliwa.
Zobaczył w jej oczach łzy. Odeszła do wody i zaczęła dalej prać.
,,Ptaki spiewają la, la, la. Słonko świeci la, la, la. Dextra szczęśliwa, bo Gruther kocha ją”.
Gruther pracował cały dzień. Dextra poszła upolować króliki. Nauczył ją strzelać z kuszy. Dobrze jej
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania