Księżycowa księżniczka 18

— Dlaczego, Boże — szepnęła.

Ale i tym razem nikt nie odpowiedział.

Mijał czas. Nastał wieczór. Dextra wstała i podniosła dłonie do góry.

— Dlaczegooooo!!!.

Jej krzyk rozdarł ciszę. Nagle bez powodu uderzył piorun, potem drugi. Wir ze srebrnego pyłu osłonił jej ciało.

— Masz wybór, Derija. Zabij Gruthera tym sztyletem. Będziesz żyć wiecznie. Jesteś Księżycową Księżniczką.

Natychmiast jej włosy stały się długie i otulona została w ciemnogranatową suknią, mieniącą się diamentami. Przed nią leżał sztylet, którym ścinała włosy.

— Nie, królu demonów. Nigdy nie zabiję Gruthera. Ja go kocham.

W jednej chwili nastąpiła cisza. Wiatr ustał, srebrny pył upadł na ziemię i zniknął. Pioruny umilkły.

Jej włosy stały się znowu krótkie. Stała nago przy zgliszczach.

— Posłuchaj kochanie. Masz inny wybór. Uratuj Gruthera, bo pochłonęła go złość i zemsta. Jeszcze raz odzyskasz władzę jaką miała Derija. Jeśli jednak to zrobisz, umrzesz. Demon nie może poświecić się dla człowieka.

— Ja nie jestem demonem.

— Jesteś. Przestałaś mieć moc, bo ścięłaś włosy. Ale prawdziwy powód był inny. Jeśli to zrobisz, nie będziesz już demonem.

— Jest mi obojętne kim będę. Ważne jest tylko czy Gryther będzie żył?

— Uratujesz go, będzie żył. Ale człowiek jest śmiertelny, w końcu umrze.

— Czy będę z nim, kocham go.

— Ja też go kocham, jednak umarłam, bo miał być pisany tobie.

Derija zrozumiała kto do niej mówił teraz.

— Kalijo, siostro. Wybacz, kocham cię. Wybacz!

Ale głos umilkł.

Derija zaczęła iść przez las. Kaleczyła stopu ostymi patykami. Doszła do mokradła. Umazała swoje ciało, bo chciała osłonić nagość. Nie czuła głodu ani pragnienia. W dłoni trzymała sztylet ze srebrną rękojeścią.

W piątym dniu wędrówki znalazła stare szmaty. Owinęła swoje zmęczone ciało. Nie wiedziała nawet, że podąża do wielkiego miasta.

*

Gruther dotarł do Siedmiogrodu. Był brudny, zarośniety i miał potargane włosy. Przed samym miastem kazał Gwiazdce uciekać. Nie postąpił jak z Księciem. Przemawiał czule do klaczy. To były ostatnie dobre słowa jakie w nim pozostały.

— Zginęło przeze mnie tyle ludzi. Nie chcę byś i ty zginęła. Leć. Jesteś wolna. Jeśli chcesz, daj się osiodłać dobrej duszy. Leć.

Gruther wiedział, że to jego ostatnia wyprawa. Nadal nie czuł nic.

Zaczaił się blisko miejsca, gdzie ostatnio widział Ottona. Miał nadzieje, że może go ujrzy. Za trochę srebra kupił w szynku mocny trunek i soczysty barani udziec. Do tego wziął kawał swieżego chleba. Ale kiedy jadł i pił nie czuł żadnego zmaku czy zapachu.

Trzeciego dnia dostrzegł swojego byłego pana. Ten szedł z czterema rycerzami. Gruther zebra się w sobie. Wyskoczył z ukrycia. Jednak ostatnie dni go osłabiły, a mocny trunek zwolnił ruchy. Chybił. Otton zdołał odskoczyć. Jego ochrona uderzyła na Gruthera.

— Brać go żywcem. To morderca i hereteyk.

Wycieńczony Gruther nie bronił się długo. Jeden z rycerzy wytracił mu miecz. Otton uderzył go obuchem miecza w głowę. Gruther padł bez przytomnosci.

Otworzył oczy. Leżał w ciemnym lochu. Miał skute ręce i nogi. Wiedział, że mu się nie powiodło. Myśl o torturach, nieco go otrzeźwiła. Po jakimś czasie strażnik przyniósł marne jedzenie. Gruther nie ruszył nic. Siedział na zimnym i mokrym kamieniu. Zobaczył pochodnie. Do krat podeszły trzy osoby. Wsród nich zobaczył Ottona

— Ty nędzny psie, podniosłeś rękę na swojego pana. Zabiłeś moich ludzi. Przez ciebie zginęła ta nawrócona poganka.

Gruther spodziewał się różnych oszczerstw, ale nie takich.

— Przeze mnie? Jak śmiesz tak mówić! Porwałeś ją. Zabiłeś moich ludzi. Twój człowiek miał sztylet z trucizną.

— Głupcze. Chciałem ją dla siebie. Była warta kogoś lepszego niż ty. Nie kazałem jej zabić, głupcze. Ten tchórzliwy pies, również nie chciał. Może stało się to przez przypadek. Miałem ją dowieść do mojej ziemi za miastem i tam zapytać o tą czarownicę. Wszystko popsułeś, głupcze. Odpowiesz za wszystko. Za knowania z poganami. Będziesz przeklęty. Teraz umrzesz w cierpieniach, a potem będziesz się smażył na wieki w piekle.

Wszystko co powiedział Otto nie miało znaczenia. Poza jednym. Czy rzeczywiście, nie chciał jej zabić. Czy to mogła być prawda co mówił Otton?

— Łżesz, Otton. Ona by ci się nigdy nie oddała. Ona kochała mnie. Chciałeś ja dla siebie lub dla nikogo.

— Głupcze, nie będę ci się tłumaczyć. Była piękna, ale nie chciałem jej tknąć. A już na pewno zabić. Zginęła przez ciebie.

Odeszli. Gruther został sam w śmierdzącym i wilgotnym lochu. Jego głowę zaczęła dręczyć myśl, że może ten szubrawiec mówił prawdę. Nawet jeśli część tego co mówił, było prawdą? Jedno było ciężko znieść, a doszło drugie. Dextra. Jeśli też mówiła prawdę? Może była opanowana przez demona. Może też była niewinna. Przecież on sam powiedział, że jako Derija nie jest zła. A Dextra. Dała mu tyle dobra. Nie odmówiła mu niczego. Dawała samo dobro. Tylko dlatego, że zastał ją jak patrzyła na księżyc i miała oczy o kolorze srebra? Gdyby była naprawdę demonem postapiłaby podobnie jak ostatnio. Spokojnie odeszła.To wszystko było dla Gruthera bardziej bolesne niż wizja tortur.

Tymczasem w jego sprawie, Otton prowadził rozmowę.

— Jest winien śmierci. Tylko jest kwestia czy mamy go spalić jako przeciwnika Chrystusa, zabić mieczem jako zdrajcę, czy powiesić jako mordercę. Nie możemy go zabić na trzy różne sposoby. Czasy niespokojne. Chodzą słuchy, że Złota Orda zagraża miastu. Będziemy potrzebować dobrego rycerstwa. Gruther musi mieć dobry proces. Żeby wszyscy widzieli, że sąd nad nim jest sprawiedliwy.

— Mamy kogoś kto będzie przeciw niemu mówił?

— Nie mamy nikogo. Wszyscy jego żołnierze co pozostali żywi są w lochach. Moi ludzie zabici. Zaufany co dziewicę do mojej posiadłości wiózł, zabity.

— Czemu to Ottonie, dziewicę wziozłeś?

— Chciałem przedstawić ją biskupowi. Wielkie znajomości pisma miała i łaski była pełna. Nie chciała się pogodzić co jej ziomkowie czynią. Prawdziwej wiary przyjąć nie chcieli. Gruther pomoc jej obiecał, dlatego z nim o to prosić jechała.

— Oskarżymy go o to, ze pozabijał ci ludzi. A ty w dobrej wierze ją wiozłeś. Nie wspomnij nic o truciźnie. Powiemy, że Gruther ją zabił, bo nie chciała z nim być, wolała z wami być i u biskupa chciała znaleźć oparcie w wierze.

—To wisieć będzie, jako zbój.

— Lepiej go spalić — odezwał sie pomocnik przełożonego klasztoru. To zawsze najlepiej działa. Od Chrystusa się odwrócił. Konszachty z diabłem prowadził i nawróconą pogankę chciał zbałamucić.

— Ale jak uwierzą, że tego wcześniej nie zrobił?

— Musimy wszystko dobrze przygotować. Gruther umrzeć musi. A jak to postawicie, że tak się stanie. Wasza w tym głowa. Szkoda, że to dziewcze zabite. Może by i u biskupa, łaski doznała.

Zakonnik usłyszał o jej urodzie i sam chętnie by ją widział u siebie w zachrystji.

Dyskutowali, a tym czasem Guther cierpiał w duchu, że być może winny jest śmierci i Kaliji i nieszczęścia, na które skazał Dextrę.

W tym czasie kiedy dzień procesu Gruthera się zbliżał, Dextra dotarła do granic miasta. Brudna, poraniona i o złamanym sercu i duszy.

Biedna i złamana, ponieważ nic nie wiedziała o tym co się z nią działo w czasie pełni. Poprzednio kiedy rozmawiała z Grutherem nie powiedziała mu słowa kłamstwa i niczego nie zataiła. Ostatnie strzępki pamięci miała, kiedy zginęła w lesie. Miała wówczas pięć lat. Natomiast Derija wiedziała wszystko, zarówno o sobie zanim została przemieniona w demona o tym samym imieniu. Tego wszystkiego Dextra oczywiście nie wiedziała. Rozumiała to, że nie jest z nią wszystko w porządku, ale miała pewność, że dała całą duszę i całe serce Grutherowi. Teraz oskarżona o coś czego nie rozumiała, porzucona przez swoją miłość, pragnęła go odnaleźć w tej wielkiej osadzie. Coś w jej duszy mówiło, że musi go znaleźć. Pragnęła go chociaż zobaczyć jeszcze raz.

W końcu sędziowie Gruthera postanowili, że oskarżą go o czary, knowania z poganami i zabicie dziewczyny, a przede wszystkim ludzi Ottona. Wiedzieli, że jakiekolwiek słowa obrony Gruthera uznane zostaną za kłamstwo. Nie było nikogo, kto mógłby wstawić się w jego obronie. W swoim wnętrzu Otton był zły na swojego człowieka, bo przez niego dziewczyna zginęła. Gdyby żyła, mógłby ją wytropić i w końcu mieć. Ale czas łagodził tą stratę. Otton miał wiele niecnych czynów na swoim sumieniu. Ponad wszystko pragnął większej władzy, a przede wszystkim więcej złota. Kobietę mógł mieć zawsze, ale dawno nie widział takiej piękności jak Kalija.

Czarne chmury zaczęły gromadzić się nad miastem. Ale nadal jego władcy sądzili, że zdołają się obronić przed najazdem ludzi stepu.

Dextra błądziła, bo oczywiście nie miała pojecia gdzie znajduje się Gruther. Nie zastanawiała się jak on zareaguje na jej widok. Zaczynała cofać sie w swoim wnętrzu do postaci zabiedzonej i wystraszonej istoty jaką była kiedy przybyła dwa tygodnie przed przybyciem Gruthera i jego ludzi. Teraz nie rozmawiała z nikim. Wygladem przypominała jednego z wielu żebrków, jakich było pełno w koło. Nie wiedziała tylko, że jakąś niewidzialna siła chroni ją przed atakiem z jakiejkolwiek strony. Przy tym, ta sama siła wcale nie dbała o jej naturalne potrzeby. Dextra przymierała z głodu i pragnienia. W końcu osunęła się na ziemie przed jakimś domostwem. Czeladnik, wykonujący obuwie, zauważył jak upadła. Nie wiedział czy umarła, więc postanowił to sprawdzić. Kiedy ruszył ja nogą, Dextra wydała dźwięk jęku.

— Co ci?

— Dextra, pić — wyszeptała.

Człowiek przyjrzał się jej. Widział, że jest brudna i ma poranione stopy, ale nie widział objawów jakiejs zarazy. Zawołał kogoś ze służby i zabrali niebożę do izby. Tam dano jej pić. Opatrzono jej rany. Żona czeladnika kazała ją obmyć i dać jej nowe ubranie.

— Ktoś ty? — zapytała kobieta.

— Dextra z lasu.

— Jak się tu dostałaś?

— Gruther, szukać.

Kobieta próbowała wydostać jeszcze jakieś informacje, ale nadaremnie.

Może jakieś przeczucie skierowało ją w te strony. Kiedy czeladnik usłyszał od żony co dziewczyna powiedziała, ożywił się.

— Czyżby ona miała coś wspólnego z tym co go maja spalić. Jutro na stosie usmaży się Gruther. Był żołnierzem zacnego pana, Ottona. Czart go opanował. Zgubił swoich zołnieży. Przyjechał z jakąś poganką. Kiedy chciała dostać się do biskupa żeby przyjąć błogosławieństwo i przywrócić się na wiarę, ten czarownik resztkę swoich przekabacił na swoja stronę i wymordował żołnierzy co pannę do biskupa wieźli i zabił nieboże. Wiele zła uczynił czart w jego ciele. Teraz dla ratowania jego duszy ma przejść próbę ognia. Lepiej wyprowadźmy tę nieszczęsną. Żeby jeszcze jakiejś biedy na nasz dom nie sprowadziła.

Dextra słyszała co czeladnik powiedział, ale nic nie odrzekła. Dali jej kawałek chleba i sera i odprowadzili o kilka zaścianków dalej.

— Idź nieboże. Nie możesz zostać pod naszym dachem — powiedział jeden z najemnych pracowników czeladnika.

I znowu Dextra została sama w tym nieznanym miejscu. Ale wiedziała jedno. Tu gdzieś blisko jest Gruther. I jest w niebezpieczeństwie. Strzępki wszystkich rozmów, które słyszała połączyły się w jedną całość. Wiedziała, że prawda jest inna i że jej Gruther jest dobry. Szczególnie imię Otton zostało w jej głowie. Czy to nie ten człowiek który porwał Kaliję? I czy to nie jego, Gryther pierwotnie chciał zabić za planowany gwałt? Ale coś w jej ciele mówiło, że musi czekać.

Co do Gruthera nie wymuszano na nim żadnych zeznań co się zdarzało w przypadku innych winnych lub niewinnych osób. Otton nie był potworem. Chciał tylko pomścić śmierć swoich ludzi. Wiedział w swoim sercu, ze Gruther postąpił jak każdy uczciwy człowiek, a szczególnie jako odważny rycerz. Ale ponieważ to Otton porwał dziewczynę, nie zamierzał się nikomu tłumaczyć i jak najszybciej chciała się pozbyć świadka. Podobni mu, co z nim mieli kontakty i prowadzili nie zawsze czyste sprawy, domyślali się prawdy, ale obawiali się tego powiedzieć otwarcie. Otton był zbyt silny i miał dobre układy z władzami kościelnymi i świeckimi.

Wyznaczono miejsce egzekucji.

Czasmi w czasie takich egzekucji skazaniec krzyczał z bólu, natomiast widownia wiwatowała. Jeżeli osoba była mało znana, uciekano się do dobierania ludzi aby wzniecali gromkie odgłosy zadowolenia z powodu wymierzenia sprawiedliwości. Tak też uczyniono w wypadku Gruthera. Sam Otton nie maczał w tym rąk. Wyznaczył jednego ze swoich ludzi, o niezbyt dobrej opinni, aby znalazł kilka osób i wmieszł ich pośród obserwujących widowisko.

Dextra troche odżyła. Dano jej jeść i pić. Umyta i w nowszych szatach nie rzucała się w oczy. Słyszała głosy i rozmowy. Wiedziała, że tam zobaczy swojego ukochanego. Czekała w tłumie. Chciała znaleźć się jak najbliżej miejsca gdzie miano go stracić. Jej serce palił żal. Nie z tego, że ja wygnał i zostawił, ale z powodu, że miał umrzeć i to w taki bolesny sposób. W rzeczywistości, nie był to najgorszy rodzaj kary. Skazana osoba umierała w wiekszości wypadków z powodu zatrucia czadem, zanim płomienie dotarły do ciała. Jednym z najgorszych rodzajów smierci było ukrzyżowanie i śmierć na palu.

Dextra nie rozumiała dlaczego tu jest. Nie mogła nic pomóc. Nie myślała o tym jak zniesie widok cierpienia swojego ukochanego. Nie myślała też o tym, że jeśli ją dostrzeże, będzie mógłby ją nadal przeklinać i nazywać demonem. Dextra stała blisko stosu, ale naprawdę nie wiedziała czemu tu jest. Może po prostu jej wnętrze chciało zobaczyć ukochanego po raz ostatni? Oczywiście nie pamiętała rozmowy z królem demonów ani tym bardziej z duchem Kaliji.

W końcu przyprowadzono Gruthera. Był związany i miał kaptur na oczach. Przywiązano go do słupa, pod nim leżały gałęzie i drzewo. Zdjęto mu kaptur. Gruther nie krzyczł i nie przeklinał. Był spokojny. Cierpiał w duchu. Poprzednio odnosił same sukcesy, chociaż opłacone wewnętrznym cierpieniem. Najgorszą rzeczą, która go prześladowała, było wspomnienie zabitej dziewczynki. Terazł doszła niepewność co do winy odnośnie Kaliji i co do osądu Dextry. Niczego nie widział ani nie słyszał co się działo na około. Modlił się w duchu. Wierzył, że prawdziwy Bóg go słucha. Prosił go o wybaczenie wszystkich grzechów.

Nagle dostrzegł twarz Dextry. Nie mógł zrozumieć jak go znalazła i jak się tu dostała. Ani przez moment nie pomyślał, że mogła się tu dostać jako Delija. Nie pojmował tego co zobaczył w świetle księżyca, ale coś mu w duszy szeptało, że Delija i Dextra to jednak dwie różne osoby. Patrzył na nią, a ona zobaczyła jego oczy. Gruther nie mógł zrozumieć skąd miał tyle siły w płucach.

— Wybacz — krzyknał.

Nie wymówił jej imienia, przez to wielu z bliżej stojących sądziło, że prosi Boga o przebaczenie.

Coś się stało w ciele i duchu Dextry. Usłyszała jego słowa. Nie mogła zrobić nic aby mu pomóc. Stała bezradna i łzy ciekły jej z oczu. Chciała krzyknać, że go miłuje i wybacza, ale nie mogła wymówić słowa. Nagle usłyszała głos wnętrza. Wiedziała, że to ta sama siła, która mówiła jej o wyborze.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • alex 07.03.2017
    Oczywiscie powinno być Dalija a nie Delija. Przepraszam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania