Księżycowa księżniczka 5
Mitrus wyszedł z komnaty.
— Nie może być inaczej. Nie macie zamku obronnego, fos. Chociaż palisady.
— Czy sądzisz, że nasza krew jest mniej ważna niż wasza?
— Tego nie powiedziałem. Jesteśmy żołnierzami. Zabijanie to nasze rzemiosło. Chociaż mam już dosyć.
— Wszystko kiedyś umrze, co się urodziło. Czy coś się stało, że tak mówisz?
Gruther dokładnie wiedział co miało na to wpływ. Chociaż nie dotyczyło to samego Terlacha, a raczej jego. Gruther rzadko o tym mówił. Bo to siedziało jak zadra w jego sercu. Spojrzał na drucha. Oczy Terlacha były spokojne. Nieznacznie poruszył głową na boki. Jednak Gruther się zdecydował.
— To dotyczy mnie. Oblegaliśmy małe miasto na granicach imperium. Walki przeniosły się do środka miasteczka. Przerwano mury, fosa była częściowo zasypana. Walczyłem wówczas z Terlachem w całkiem innej drużynie. Wszędzie były trupy. Po obu stronach. Mieliśmy wielkie straty, ale walka była przesądzona. Obie strony pochłonęła żądza mordu. Walczyłem z równym sobie. Był świetnym w mieczu i w strzelaniu. Zadał naszym wielkie straty. Jednak wytrąciłem mu miecz. On wyciągnął sztylet... inaczej bym go może oszczędził. Nie zabijałem bezbronnych. Terlach walczył tuż obok. Tamten wyciągnał sztylet z za pasa. Gdybym pchnął go szybciej. Ale coś mnie powstrzymało. To był ułamek chwili. Widzę to co noc. Pchnałęm. Nie wiem jak ona się tam znalazła.
Gruther zaniemówił. Wielkie łzy spłynęły mu z oczu.
— Mogła mieć z dziewięć lub osiem lat. Jak się później okazało, to była jego córka. Nawet nie wiem czy chciała go zasłonić. Do dzisiaj widzę jej wielkie ciemne oczy jak gasną. Przebiłem ich oba ciała. Kiedy wszystko się skończyło, ja wciąż trzymałem jej ciało na rękach.
Wszyscy zamilkli. Pierwszy odezwał się Mitrus.
— Wciąż nie powiedziałeś, co zrobisz z naszymi żonami i dziećmi.
— Wiem, że odebranie sobie życia to wielki grzech. Ale postanowiłem sobie, że zabije się, jeśli odbiorę życie dziecku. Masz rację Mitrusie. Nie mam władzy i nie miałbym wpływu na rozkazy innych. Miałem rozkaz nakłonić was do przyjęcia wiary. Jeśli odmówicie, miałem zabić mężów, a kobiety i dzieci zabrać. Jednak tego nie zrobię. Jeśli zwyciężę, wezmę ze soba grupę zaufanych ludzi i wyprowadzę kobiety i dzieci w góry.
— Zostawisz je na pewną śmierć. W waszym kraju mają szanse.
— Czego chcesz Mitrus? Co ty byś uczynił na moim miejscu?
— Ale nie jestem na twoim miejscu.
— Ojcze, dosyć. Przestań go torturować. Uwierzyłeś mi, że Gruther jest szlachetny. Dałam ci plan. Czego chcesz więcej.? Dość!
— Siostro, nie możesz tak zwracać się do ojca. To nie przystoi najmłodszej córce — odezwał się drugi z bliźniaków, Ter.
— Nie mówię tego jako córka. Mówię, jako kapłanka Gaji.
Dziewczyna znowu popatrzyła z miłością na Gruthera. Ten znowu odczuł ciepło płynące z jej kierunku.
— Nie mogę iść z tobą, Kalijo. Wiem, że twój ojciec ma mi oznajmić jutro plan. Moja dusza jest poruszona do głębi. Rana w moim sercu krwawi. Ta dziewczynka stoi mi przed oczami jak ty. Jesteś wróżką. Czy masz lekarstwo na moją duszę?
— Wybacz, Kalijo — szepnął Mitrus. Proś Gaję o przebaczenie w moim imieniu. Idź z nim jak chciałaś. Powiedz mu plan. I ulecz jego serce i duszę. Wiem, że możesz.
— Dobrze, ojcze. Gruther, pójdziesz ze mną?
— Niech tak się stanie. Terlach, dokończ posiłek i przed wieczorem wracaj do naszych. Gdyby coś stało się nie tak, zatrąb na rogu.
— Co masz na myśli, Gruther? — zapytał Mitrus.
— Mam w grupie około dwa tuziny niezbyt miłych typów. Kiedy jestem na miejscu, trzymam ich w ryzach. To twardzi ludzie. Jeden z nich jest nie głupi. Ale zły. Ale czy w końcu wszyscy nie jesteśmy źli. Oni są ze mną nie dla Boga. Sądzę, że dla złota i srebra. Wielu z nas nie miało kobiety bardzo długo.
— Nie obawiaj się Gruther. Nasze dzieci i kobiety są bezpieczne. Przynajmniej teraz. Jedyna kobieta, której muszę bronić, to Ulija. A i ona nie da się wziąść żywa. Ale bądź już spokojny. Może powiedzie się nasz plan. Kalija ci go zaraz wyjawi.
— Niech tak będzie, Mitrus. Ale zapomniałeś o jeszcze jednej kobiecie. O swojej córce.
— Nie zapomniałem. Ty będziesz jej bronił, jeśli zajdzie taka potrzeba. I będziesz jej bronił za każdą cenę, nieprawda?
— Tak, masz rację Mitrusie.
Gruther podszedł do Terlacha. Jego druch wstał. Gruther uściskał serdecznie przyjaciela.
— To ostatnia wyprawa. Mam nadzieję, że zobaczę cię jutro. Bywaj.
Kalija czekała przy drzwiach.
— Wybacz mojemu ojcu. On jest dobrym człowiekiem.
— Dobrze, Kalijo. Pokaż mi te krzewy i powiedz mi jak najszybciej jaki jest ten plan. Mam nadzieję, że rozumiesz jak mi ciężko.
— Tak, Gruther. Wszystko ci oznajmię. Musimy tylko wyjść z osady.
— Czy jest bezpiecznie. Zostawiłem moja broń przy koniach.
— Ja ufam Gaji. I ufam Bogu. Temu, w którego ty wierzysz.
— Skoro tak jest, będę mógł przysiąc na świety krzyż, że jesteście nawróceni i przyjmiecie Chrystusa.
— To część planu. Muszę ci powiedziec wiele. Ale ty musisz mi uwierzyć. To co ci powiem wiesz już w swoim sercu. Ale ciężko ci to będzie przyjąć, że tak jest.
— Poza tym, o czym ci mówiłem, jest coś nowego. I to też dodaje mi bólu w sercu. Jesteś piękna i dobra. I czysta. Nie wiem czy to możliwe... ale. Powiedziałaś, że nie ty mi pisana. Masz wziąść innego męża?
— Nie chcę o tym mówić. To jest dla mnie trudne. Jestem wybranką Gaji. Jak widzisz wierzę w jednego Boga. Ale jestem też kobietą.
Kalija patrzyła na Gruthera cudownymi oczami. A on czuł w środku, że za chwilę usłyszy coś o czym szeptało mu serce...
— I nie tylko ty mnie... Ja ciebie również.
— Miałem już kobietę przed tobą. Chociaż tylko ciało... To było po tym wypadku. Nie mogłem się pozbierać prawie pół roku. A jak wiesz, to ciągle siedzi w moim sercu. Byłem pijany. To była zwykła dziewczyna z karczmy. Nie byłem w stanie się opierać.
— Jest wszystko dobrze, Gruther. Wierz mi, nie jest łatwo być wróżką. Nie chodzi o to, że wiesz co się stanie z innymi. Chodzi o to, że wiesz co się stanie z tobą. Ja nie chcę tego wiedzieć, ale wiem. I muszę z tym żyć.
— Tego mi nie powiesz, prawda?
— Nie mogę. Tak będzie lepiej dla ciebie.
— A ty? Przedkładasz moje dobro nad swoje! Nie jestem warty twojej miłości.
Kalija wzięła go za ramiona i spojrzała mu prosto w oczy.
— Nie mów tak. To nie prawda.
Gruther znowu poczuł to samo ciepło. Gdyby dziewczyna patrzyła w jego oczy nieco krócej...
Przybliżył usta do jej ust. Poczuł słodycz dojrzałej maliny. Wilgoć porannej rosy. Nogi zrobiły mu się miękkie w kolanach. Kalija oddała mu pocałunek. I kiedy zaczął czuć coś więcej, powoli oderwała usta od jego warg.
— Nie mogę, nie jesteś mi pisany.
— Przecież mnie miłujesz i ja ciebię. Chodzi o to, że mam z sobą żołnierzy? To wszystko jest straszne. Nie mogę zostać ich zdrajcą, nawet za cenę miłości do ciebie. Kalijo, pomóż mi!
— To wszystko jest drugorzędne. Nie jesteś pisany dla mnie.
— Przecież mnie miłujesz. Powiedziałaś, nie mogę. Nie powiedziałaś, nie chcę!
Kalija patrzyła mu w oczy. Widział, że walczy z sobą.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania