Księżycowa księżniczka 6

— Chcesz mojego ciała? Tylko ciała? Dam ci je. Tak. Nie powiedziałam, że nie chcę. Bo chcę. I wierz mi, pragnę ciebie więcej niż ty mnie. Ja tego wszystkiego nie robię dla siebie.

— Robisz to dla mnie? Czy nie można zmienić przeznaczenia?

— I ja nie wiem wszystkiego. Jest dobro i większe dobro. To jest dla tego większego dobra.

Teraz z koleji Gruther patrzył w jej piękne oczy. Czuł do niej miłość. Pożądanie nie kłuciło się z sercem, ponieważ wiedział, że ją kocha. I wiedział, że ona kocha jego. I nie tylko kocha, ale i pragnie. Sama mu to wyznała. I Gruther wiedział, że to prawda. Ale w tej chwili było w nim coś bardziej niezaspokojonego, większego niż to co czuł do niej. I to było w tym najdziwniejsze. Zaczęło się od małej myśli. Ale teraz górowało nawet nad miłością do niej i pragnieniem jej cudnego ciała.

— Kto jest mi przeznaczony? Ty wiesz!

Gruther zadał to pytanie i w tym samym momencie pożałował. Jeśli do tej pory postrzegał Kaliję jako piękną, to teraz zobaczył boginię. Kalija rozchyliła lekko usta. Ich kolor miał w sobie różę. Malinę, mak i krew. Nozdrza Kaliji delikatnie falowały. Jej oczy przyjęły bardziej błękitny odcień. Dziewczyna położyła dłonie na jego ramionach.

Gruther walczył z sobą. Pragnał jej ust. Pragnał jej ciała. Był wyćwiczonym w walce rycerzem. Lecz miał mgliste pojęcie o kobiecych reakcjach. Ale czy naprawdę trzeba wiedzieć? On czuł. Wiedział co to jest fizyczna miłość. Chociaż jego pierwszy i do tej pory jedyny raz, nie był wielkiej klasy wyczynem. Nie pamiętał wiele. Właściwie wiedział, że był z kobietą. Nie pamiętał jej ciała. Trochę oczy. Nie pamiętał fizycznych odczuć. Kiedy wytrzeźwiał, karczemna dziewka dawno zniknęła. Nawet nie pamiętał, czy dał jej srebro. Raczej nie, bo ilość monet się zgadzała. Ale teraz!

To było coś innego. Gruther czuł błogość. Wiedział, że Kalija go pragnie. I miał pewność, że gdyby teraz zrobił tylko jeden ruch w jej kierunku.

Słońce stało nad horyzontem. Byli pół mili od osady. Na granicy lasu. Ale nagle przypomniał sobie, że zadał jej pytanie. Czyżby ona zrobiła jakieś czary? W jego oczach, Kalija była uosobieniem szczerości. Ona nic nie zrobiłaby umyślnie. Szczególnie, żeby oddalić odpowiedź. Jednak Gruther nie nalegał.

— Nie mogę ci powiedzieć teraz. I nie wiem czy w ogólę będę mogła. To jest tak skomplikowane. Wszystko inne co zostało mi jest objawiane, rozumiem. Z wyjątkiem tego. Widzisz, ten krzew?

— Tak. Są na nim czerwone owoce.

— Spróbuj.

Gruther zerwał kilka małych owoców. Miały słodki i jednocześnie kwaśny smak.

— Napój był nieco słodszy.

— Dodajemy trochę leśnego miodu.

— To powiedz mi ten plan.

— To całkiem proste. Wszystkie kobiety, poza mną i moją matką, są w bezpiecznym miejscu. Mieszkamy około mili za lasem. Krajobraz jest podobny. Wiedzieliśmy, że w końcu przyjdą po nas. Jedyne co by mogło to oddalić, to większa wojna. Wojny są zawsze. Ale twoi wysłannicy mają swój plan. Jedyne co im zagraża to Złota horda. Pustynne ludy. Maja małe konie i zakrzywione miecze. Przenoszą się z miejsca na miejsce. Nie mają domów tylko namioty. Moi ludzie są pozostałością wielkiego narodu. Od setek lat czcili słońce i ziemię. Ja zostałam wybrana przez siły przyrody. Oni tak wierzą. Ja myśle inaczej. Ja wiem, że istnieje jeden Bóg. Bo nie może być dwóch. Ale ci, którym służysz są dalej od Niego niż mój lud. My żyjemy z ziemią. Mamy naturalne prawa. Mamy miłość. Nie mówię, że wszyscy i zawsze. Są różni ludzie. Czasem trzeba krańcowej sytuacji, żeby wiedzieć kim się jest. Plan jest taki, że spalimy wszystko i odejdziemy w góry. Wielu z naszych wkrótce odejdzie od plemienia, od rodu.

Zrobią to, co zwykli ludzie. Pogodzą swoje wierzenia z życiem. Ale ty będziesz musiał mieć dowód swojego zwycięstwa. Dlatego ja pojadę z tobą do twoich ziem. Mój ojciec nie obawiał się o nas. On miał na względzie was. Musielibyście mieć pięć razy węcej ludzi żeby nas pokonać. To nasza ziemia. Ale najwększym naszym atutem jest sama przyroda. Matka natura nas nie zawiodła i nie zawiedzie.

— Chcesz powiedzieć, że gdyby doszło do walki, my byśmy przegrali.

— Moje przepowiednie mnie jeszcze nigdy nie zawiodły. Ale są zawsze trochę nie do końca dokładne.

— Co masz na myśli.

— Gaja mi powiedziała, że przegracie, ale nie z naszej ręki.

— Jak to rozumieć. Czy wszystko co mówisz, zawsze się sprawdza?

— Wiem co chcesz powiedzieć. Po pierwsze musisz zrozumieć, że to co robię jest od Boga. Ja czuję. Leczę. Szatan nigdy tego nie czyni. On tylko zwodzi. W jego dziełach jest zawsze kłamstwo, ból i zdrada.

— To niemożliwe!

— Czy Chrystus nie mówił, że po owocach poznamy?

— Wygląda, że znasz pismo lepiej niż nawet wysoko postawieni członkowie kleru.

— Kiedyś przyjdzie taki czas, że będą zabijać za czytanie Słowa. Teraz mało kto czyta. A jeśli to bez zrozumienia. A prawda jest prosta. Dobra matka nie zmusza dziecka do niczego. Kocha i uczy. Tam gdzie jest władza i złoto, nie ma Boga. Czy nigdy tego nie zauważyłeś.

— Czemu zło sie rozwija? Czemu ludzie się zabijają?

— Bo zatracili siebie. Ale w prawdzie co moga począć. Tak jak ty. Masz swoich ludzi. Nie możesz zrobić co pragniesz, bo uznaja cię za zdrajcę. Ale pamiętaj. To życie jest tylko chwilką. Ale bardzo ważną. Zło kiedyś zostanie ukarane. Jak i dobro nagrodzone.

— Co będzie z wami? Widziałem, ze stół jest okrągły, ale twój ojciec miał koronę.

— Jest władcą, ale dobrym. Stół jest okrągły, bo wszyscy mają te samo prawo. Każdy odpowiada za siebie. Gdyby ojciec nie sprawował swojej funkcji dobrze, nie byłby królem. A ja jeślibym się myliła nie byłabym kim jestem.

— Ale twoja wiedza nie pochodzi od ciebie. Mówisz, że rozmawiasz z Gają. Widziałaś ją kiedyś?

— Wielokrotnie. Jest piękna. Ale nikt poza mną jej nie widzi. Czasem mówi do mnie we śnie. A czasem daje mi myśli. Mam do niej zaufanie, bo nigdy mnie nie zawiodła.

— Ale powiedziałaś, że pojedziesz ze mną. Tam są inni ludzie. Pełni oszustwa. Nie wiem czy będę mógł cię bronić. Jesteś piękna. Wiesz co mam na mysli.

— Nie obawiaj się, Gaja nie da mnie skrzywdzić.

— Kalijo, czemu zatem tak jest? Pokochaliśmy się w ciągu godziny. I oboje wiemy, ze to nie pożądanie. Czemu nie jesteśmy dla siebie?

— Ja nie zadaję pytań. Pełnię co jest mi dane. Tak jak ci mówiłam. To co z nami jest toczy się dla lepszej sprawy.

— A ja nadal nie wiem.

— Czasem się wie. I co? Ja wiem. Mam większe poznanie niż ty, a i tak nie rozumiem.

— Zrobiło się ciemno, w tym lesie z pewnościa są wilki. Musimy wracać.

— Ja nie boje sie wilków. Wilki to również dzieci Gaji. Ludzie je zabijają. Mimo całej ich natury, wilki są lepsze od ludzi.

— Tak mówisz, bo nie widziałaś ich w akcji. To dzikie bestie. One nie zważają na to czy ich się boisz czy nie. Nie zostawiłyby z ciebie jednej całej kości.

Kalija roześmiał się serdecznie.

— Wiele razy byłam sama w lesie. Byłam w wilczym stadzie. Ale ja może jestem specjalna. Wilki potrafią rozszarpać, ale czsem zajmą się porzuconym dzieckiem. Legenda o powstaniu Rzymu nie jest tylko legendą. Ale skoro się boisz, wracajmy.

— Nie mam broni. Nie możemy rozpalić ognia. Wierzę ci, ze byłaś w środku stada. A masz pewność, że równie dobrze potraktowałyby mnie?

— Mam, ale wracajmy.

— Co będę musiał powiedzieć moim? To co powiedziałaś wygląda dobrze, ale jak to zrobić? Nie chcę walczyć, a nie mogę nie walczyć.

— Nie obawiaj się. Wierz mi. I wierz Gaji. Sam dałeś polecenie Terlachowi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • KarolaKorman 03.03.2017
    Plan nie jest zły, tylko czy wszyscy w niego uwierzą?
    Pierwsza miłość dowódcy, a już na samym początku dowiaduje się, że nic więcej nie jest im pisane :(
    Ładnie opowiadasz, wrócę po kolejną część, 5 :)
  • alex 03.03.2017
    Dzięki.
  • alex 04.03.2017
    Karola. Widzę że tylko ty dajesz komentarze. Jak się coś domyślisz wiecej to... sza. I tak jestem rad, że czytasz.To opowiadanie jest przewidywalne ale do czasu. Końca nie zgadniesz. Chyba, że jesteś wróżką jak ...Kalija. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania