Ktoś inny
Pierwsza była rzeczywistość, choć zamknięta
w drewnianej, grawerowanej szkatułce,
zawierała w sobie inicjały i podstęp.
Kusiła drganiem powietrza,
wytłumaczalnym jedynie w dialekcie ptaków.
Więc patrzy, obserwuje.
A kiedy ona patrzy we mnie, odwracam wzrok
i chowam do kieszeni niemal całe ręce,
po przedramiona,
tłumacząc się zimnem i tym, że są w nich
ziarna i grudka czarnoziemu.
Potem niebo.
Nie przepisuję już na nim kształtów,
symetria ulega zatarciu i tylko bezkresny błękit,
pozwala mi patrzeć pod nogi i wierzyć,
że to oddali potknięcia, znów.
Więc krok za krokiem, bez słowa wyjaśnienia,
je również chowam do palta i używam suwaka,
jak miecza.
Odcinam dostęp i w sobie tylko znanym kierunku,
przetaczam rozmowy, gaszę słońca,
znikam w milknieniach.
Tymczasem, za oknem nadal październik.
Coś popsuło się zauważalnie i nie chce iskrzec,
nawet kiedy zamykam się w cykle,
schematy tak dobrze znane mi, z poprzednich opowiadań.
Za oknem wciąż wrzesień, choć jakbym brodziło
w wodzie, nie domykalo drzwi, ani furtek
i tylko bezkresne niebo, zdawało mi się przytakiwać.
Choć nie zerkam nawet, patrzę pod nogi
i liczę schody, na nich kroki i echa,
z nadzieją, że pierwsza będzie rzeczywistość,
a za nią nic bardziej.
Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania