Ku pamięci E.A Poe

Nagle dostrzegł coś, co sprawiło, że bezgraniczna rozpacz i marazm jakby zastygły na moment. To wystarczyło. A potem… potem pojawiła się nutka optymizmu. Nawet nie nutka, a półnutka, a może tylko ćwierćnutka, ale – optymizmu.

Potem wszystko się zmieniło; powiało lepszymi czasami i … nadeszły. Gdy któryś za znajomych, okazując zwykłe, ludzkie zainteresowanie pytał:

- Nad czym teraz pracujesz? – nie potrafił odpowiedzieć.

Bo czy to, co robił można było nazwać pracą? Praca, jeśli nie przynosi zysku, to chociaż powinna być na swój sposób pożyteczna. A cóż za pożytek był z jego pisaniny? Nie mówiąc już o jakichkolwiek zyskach.

Mimo tego poświęcał temu zajęciu dużo czasu. Z dnia na dzień coraz więcej. W końcu tak go to pochłonęło, że się w tym zatracił. Zaniedbywał odżywianie, sen, a nawet higienę osobistą. On – lew salonowy przestał się spotykać z przyjaciółmi, zaniechał wszelkich kontaktów towarzyskich. Coraz rzadziej wstawał ze swego fotela niczym przyrośnięty do swego starego, podniszczonego biurka.

Sam już nie pamiętał kiedy obok pojawił się nocnik, potem wiadro. Śmierdziało, on też śmierdział, ale to mu nie przeszkadzało w pisaniu. Dniami i nocami słuchać było skrzypienie jego poczciwego Pelikana 100.

Chyba to skrzypienie zwróciło uwagę pająków, licznie zgromadzonych w jego zagraconym, zaniedbanym pokoju. Najpierw jeden z nich spuścił się na cienkiej jak nadzieja pajęczynie, jakby chciał sprawdzić ,, co to tak skrzypi?”. Wylądował na jego ramieniu, potem powędrował aż do dłoni pracowicie poruszającej piórem. I zawrócił. Cały czas jednak snuł za sobą niczym kilwater cienką, pajęczą nić. Potem następny zjechał niczym na ,,bandżi" na jego przedwcześnie wyłysiałą czaszkę. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. On mimo obecności pająka miał ważniejsze sprawy na głowie. Ówże pohasał po niej niczym po lodowisku zostawiając na łysinie prawie niewidzialną siateczką. Odwiedził również pracowitą rękę, po czym po zabrudzonym, wełnianym swetrze wywindował się w wyższe partie.

Pająków było coraz więcej, on jakby tego nie dostrzegał. Czemu? Bo był pewien, że to co pisze, to coś wyjątkowego, coś, co przyćmi wszystko co do tej pory zostało napisane. Nie mógł tego przerywać. Pająki całymi gromadami poruszały się po jego ciele tworząc prawie niewidzialny kokon. Mocne, niczym wolfram pajęcze sieci oplatał go coraz szczelniej, niczym zbroja.

Zostało tak niewiele do napisania. Wiedział też, że jeśli przerwie, to wena opuści go na dobre i cały jego wysiłek pójdzie na marne. Świadomie przegapił moment, kiedy jeszcze mógł przerwać pisanie, wstać od biurka i uwolnić się z pajęczej pułapki – zostało tak niewiele, czuł, że zdąży.

Być może by skończył, ale los chciał inaczej. Jakby po raz kolejny postanowił zakpić z kolejnego naiwniaka. Zabrakło mu atramentu ! W takiej chwili ! Do napisania zostało dosłownie kilka linijek tekstu! Przez jedną, głupią kropelkę inkaustu świat nie doczeka się perły pereł literatury. Kałamarz z atramentem stał tuż obok, w zasięgu ręki. Cóż z tego ? Silne, pajęcze pęta uniemożliwiały mu jakikolwiek ruch. Był wręcz przyklejony do swego fotela. Jedyne na co mógł sobie pozwolić, to drapanie wyschnięta stalówką po w połowie przerwanym słowie sprowa…

Sąsiedzi znaleźli go po miesiącu. Był niczym zmumifikowany. Siedział przy biurku z piórem w dłoni, jakby zastanawiając się: ,,co by tu jeszcze napisać ?"

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Domenico Perché 30.12.2021
    No, klimacik grozy jest, jak sobie człowiek wyobrazi takie znalezisko.

    A co napisał?

    5
  • Orneciak 30.12.2021
    Niestety, nie dowiemy się. To kolejna tajemnica czekająca na odtajnienie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania