Poprzednie częściKukułcza dusza - Rozdział I

Kukułcza dusza - Rozdział II

Minęło parę dni.

Dziewczynka codzienne oddalała się coraz dalej od ruin, lecz i tak wracała do wieży nim zapadł zmrok. Wędrowała godzinami w różnych kierunkach, lecz las zdawał się nie mieć końca. Pragnęła go przejść, odnaleźć jakąś osadę, cokolwiek, choć nie miała pewności, czy gdzieś tam w dalekim świecie żyje ktokolwiek poza nią. Na co dzień otaczała ją przytłaczająca cisza. W pobliżu wieży nawet ptaki nie śpiewały i jedynie dalej, w głębi lasu, mogła usłyszeć jakiekolwiek żywe stworzenia. Podejrzewała, że z jakiegoś powodu nic żywego nie zbliżało się do ruin, lecz nie potrafiła sobie wyobrazić, co mogło być tego powodem.

Z czasem, wędrując wśród lasu i ruin, zaczęła nucić melodię. Uspokajało ją to, nadawało rytm kolejnym krokom i zajmowało myśli. Zastanawiała się, czy skądś ją zna, czy dopiero ją wymyśliła… Jej głos był cichy, ciągle się łamał, lecz z czasem zyskiwał na mocy, brzmiał coraz pewniej. Starała się też od czasu do czasu mówić na głos – pojedyncze słowa, proste zdania. Przychodziło jej to z trudem – zupełnie jakby jej ciało całkiem zapomniało jak to się robi. Cieszył ją jednak dźwięk własnego głosu. Zastanawiała się czy inni przedstawiciele jej rasy brzmią podobnie, czy też bliżej im do śpiewu ptaków lub szumu wiatru.

Pewnego dnia postanowiła dokładniej zbadać ruiny. Przeszła przez dziedziniec, minęła pomnik kobiety. Emanował pięknem tak samo jak w dniu, w którym się przebudziła. Stamtąd skręciła na prawo – w miejsce, w którym jeszcze nie była. Samotne ściany wyznaczały granice kolejnych pomieszczeń, a pojedyncze łuki wtórowały im, rozciągając się wysoko nad głową dziewczynki. Wszystko wyglądało tu niemalże tak samo, tworząc dziwny, niezamierzony labirynt. Dziewczynka jednak nie traciła orientacji, uważnie zapamiętując drogę, którą dotąd przebyła. W końcu trafiła na kolejny dziedziniec, dużo mniejszy niż ten z pomnikiem. Ściany otaczały go tylko z dwóch stron, a dalej rozciągała się łąka, a jeszcze dalej las.

Niczego niezwykłego tam nie dostrzegła, więc ruszyła przed siebie. Trawa była miękka, mokra od porannej rosy. Czuła również pojedyncze kamienie, deski, dziurę… Ziemia zapadła się pod jej ciężarem. Upadła, porządnie się obijając. Spadła kilka metrów w dół, w ciemną, starą studnię. Woda chlusnęła, zmoczyła sukienkę – niewiele jej było – ledwie niewielka kałuża. Dziewczynka próbowała się wydostać, lecz nawet podskakując nie mogła dosięgnąć krawędzi. Noga nieprzyjemnie szczypała. Złapała się za nią – poczuła impuls, jakby iskra bólu przeszła przez całe jej ciało. Z trudem trzymała się na nogach, więc przysiadła na ziemi. Oddychała ciężko, nierówno. Drapała o ścianę, próbując się wspiąć, ale jej dłonie ześlizgiwały się po zimnych, zawilgoconych cegłach. Łzy napływały do jej oczu. Próbowała, próbowała. Dłonie bolały, błoto pokryło nogi i sukienkę. W końcu usiadła, z trudem łapiąc oddech. Patrzyła w górę, w oślepiające słońce. Myślała, szukała słów, lecz myśli miała chaotyczne. „Śmierć, noc, koniec” to dźwięczało w jej głowie i nie mogła tego powstrzymać. Płakała cicho, powstrzymując łzy.

„Wyciągnij rękę”, powiedział tajemniczy głos świdrujący jej głowę. Brzmiał przyjaźnie, lekko, pozbawiony był męskiego bądź kobiecego tonu. „Wyciągnij rękę”, powtórzył.

Dziewczynka spojrzała w górę, w oślepiające światło. Ujrzała dłoń – delikatną, niemalże przeźroczystą. Wstała, złapała za nią. Z wielką siłą została wyciągnięta na powierzchnię. Przyklękła na ziemi, nadal wstrząśnięta i wystraszona. Rozejrzała się, ocierając łzy. Nieopodal siedział lis – wielki, o rudej sierści i pięknych, kasztanowych oczach. Dziewczynka zbliżyła się, a ten cierpliwie siedział, wpatrując się w nią swoimi ślepiami.

– Uratowałeś mnie? – zapytała, lecz odpowiedział jej tylko wiatr.

Lis wstał, zbliżył się do niej. Otarł się pyskiem o jej nogę i ból na chwilę zniknął. Przeszła parę kroków, nadal kuśtykając, lecz po chwili poruszała się już normalnie, bezboleśnie. Rana nie zniknęła, lecz przestała jej dokuczać. Szła w stronę wieży, a lis jej towarzyszył, trzymając dystans, lecz nie spuszczając jej z oczu. Na miejscu użyła leczniczych ziół, a resztę dnia spędziła nie ruszając się zbyt wiele. Martwiła się, czy starczy jej jedzenia, lecz lis przyniósł w pysku parę jagód, a wieczorem, gdy już rozpaliła ognisko, podarował jej martwego zająca.

Dziewczynka, ku własnemu zdziwieniu, wiedziała jak go oporządzić, a następnie upiec na ogniu, lecz brakowała jej narzędzi. Od razu przypomniała sobie o podziemnym pokoju i zastanowiła się, czy znalazłaby tam to, czego potrzebuje. W obecnym stanie nie mogła się tam jednak udać, więc poszła spać, zadowalając się tylko myślą o pysznym posiłku. Lis spał przy ognisku, naprzeciw niej i cały czas miała wrażenie, że ją obserwuje, choć jego oczy były wyraźnie zamknięte. Czuła, że jest w nim coś niezwykłego, tajemniczego. Nigdy wcześniej nie widziała żadnego zwierzęcia w tych ruinach i ta dłoń… Czy należała do lisa czy też do kogoś innego? Cieszyła się, że ją uratowano, a jednak nie mogła pozbyć się myśli, że ktoś lub coś się nad nią zlitowało. Zupełnie jakby nie miała umrzeć w tamtej ciemnej studni.

Następnego ranka obudziła się wypoczęta i całkiem zdrowa. Po ranie na nodze nie było śladu. Lis również gdzieś zniknął, lecz miała wrażenie, że prędzej czy później znów się pojawi. Nie tracąc czasu udała się do podziemi. Zeszła po schodach, znalazła się w zakurzonym, pogrążonym w mroku pokoju. Przeszukała biurko, szafę, stary kufer. Pusto. Przeszła więc korytarzem i udała się do kolejnego pomieszczenia. Meble były puste, lecz schylając się, zauważyła, że pod łóżkiem schowano wielki, płócienny worek. Dosięgła go koniuszkami palców i przyciągnęła ku sobie. W środku znalazła starannie zabezpieczony nóż w zdobionej pochwie, linę, cienką, zieloną pelerynę wraz z pasem ze srebrną klamrą, pusty bukłak i starą, pożółkłą mapę. Zapakowała wszystko z powrotem do worka i wyszła na powierzchnię. Czekał tam na nią lis i razem udali się w stronę wieży.

Peleryna pasowała jak ulał, pas również, bukłak był solidny i szczelny, a nóż ostry i precyzyjny. Z niezwykłą zręcznością oporządziła królika. Pokroiła mięso na mniejsze kawałki i upiekła nad ogniem, resztki zaś dała lisowi, który był wyraźnie zadowolony z podarunku. Posiłek był sycący, lecz nie smakował tak dobrze, jak sobie wyobrażała. „Przyprawy” – przeszło jej przez myśl, lecz na to było już za późno.

Następnie udała się nad rzekę i nabrała wody w bukłak. Spojrzała na odbicie w wodzie. Pierwszego dnia zobaczyła dziewczynkę, która mogłaby być duchem, teraz zaś widziała kogoś znacznie żywszego, gotowego do drogi. To wszystko, co dziś znalazła – nie miała wątpliwości, że ktoś to dla niej zostawił. Czy wiedział, że jak się obudzi będzie musiała udać się w drogę? A może tylko się domyślał? Tak czy owak dobrze wiedziała, że nie może tu dłużej zostać. W tych ruinach, których unikają żywe stworzenia, w tym cichym lesie, za którym kryją się miejsca, których nie potrafiła sobie wyobrazić. Spojrzała raz jeszcze w taflę wody i ujrzała lisa. Siedział nad brzegiem, wpatrzony nie w własne odbicie, a w nią. Schyliła się i pogłaskała go po głowie. Zrobiła to instynktownie – lisowi się spodobało, choć nie była pewna, czy to dobry gest z jej strony.

Razem wrócili do wieży. Dziewczynka spojrzała na mapę. Zaznaczono na niej miejsce, które prawdopodobnie było ruinami. Obok niebieską kreską ciągnął się strumień, w raz z nim las, a potem, dalej i dalej, niemalże przy krawędzi kartki rozciągała się wielka plama. „Jezioro”, takie słowo zadźwięczało w jej głowie. Zaraz obok zaznaczono zaś szlak, który szybko się urywał, znikając za mapą. Trasa wydawała się prosto – podążać wzdłuż rzeki. Zawiązała worek liną, a następnie przewiązała ją wokół pasa. Trzymało się dobrze, może nawet trochę zbyt ciasno przylegało do ciała. Założyła pelerynę, upewniła się raz jeszcze ze wszystko wzięła. Ciężko jej było opuszczać wieżę, nie wiedziała również, co ją czeka, lecz dobrze wiedziała, że nie miała innego wyjścia.

„Ruch to życie”, podpowiadał instynkt, umysł zaś przypominał, że bez nowych bodźców nie odzyska pamięci. Ruszyła w stronę lasu, a lis towarzyszył jej, trzymając się ledwie kilka kroków za nią. Drzewa rzucały przyjemny, chłodzący cień, woda cicho szumiała, tworząc delikatną, zwiewną melodię. Wędrowała wzdłuż strumienia, szukając dogodnych ścieżek między krzakami i wielkimi dębami i klonami.

Ani się obejrzała i już się ściemniło. Przeszła dalej niż kiedykolwiek wcześniej podczas swoich wędrówek. Zebrała chrustu, rozpaliła ognisko. Rozłożyła koc, położyła się, patrząc na rozgwieżdżone niebo. Nie wiedziała jak daleko jeszcze będzie musiała iść, ale nie martwiło ją to. Spoglądając na gwiazdy myślała o swoim życiu – obecnym i przeszłym. Myślała, że poczuje smutek, nostalgię, lecz wypełniał ją dziwny, przeszywając duszę i serce spokój. „Wszystko będzie dobrze”, powiedział głos należący do jednego z jej zagubionych wspomnień. Chciała usłyszeć go jeszcze raz, lecz nie mogła. Zniknął bezpowrotnie w otchłani jej pamięci. Tam, w bezkresnej nocy, zapewne wielu patrzy w gwiazdy podobnie jak ona, kierując myśli i troski ku nieskończoności. Pocieszało ją to i dawało nadzieję. Gdzieś tam, w ogromnym świecie, którego zupełnie nie znała, znajdzie własne miejsce i własny cel.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • piliery rok temu
    Pięknie się zaczyna, Z przyjemnością przeczytałem oba rozdziały.
  • zsrrknight rok temu
    dzięki za komentarz
  • MKP rok temu
    Bardzo fajne, ta tajemniczość sprawia, że człowiek czyta z zapartym tchem👍👍
  • zsrrknight rok temu
    ważne żeby tchu nie stracić xd Dzięki za komentarz
  • droga_we_mgle rok temu
    To brzmi jak... gra. Eksploracje, znajdowanie przedmiotów, osiąganie kolejnych celów. Czytając, literalnie wyobrażałam to sobie i jako rozwijającą się historię, i jako grę ze sterowaniem postacią itp.

    Nie piszę tego jako wadę, po prostu dzielę się obserwacją.
  • zsrrknight rok temu
    po części to była moja inspiracja, więc obserwacja trafna. Później może być bardziej "książkowo", ale ogólny nastrój mocno się nie zmieni.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania