Kurtyna
Słyszała świergot ptaków, bzyczenie owadów, czuła pachnące skoszone siano.
Zdradzona przez swoje ciało, nieuleczalnej choroby, poczuła rześki wietrzyk.
Czekała na niego z utęsknieniem. Przyszedł do niej, wilgotne usta musneły jej włosy. Jeden pocałunek, przestraszona, zaszumiało jej w głowie, zabawnie załaskotało w brzuchu. Oczy zamknęła okiennicami. Zapadła się kurtyna w teatrze. Leży teraz w cichym mieście umarłych.
Komentarze (6)
Pozdrowienia!
Prawdziwa śmierć następuje nawet za życia, gdy o nas nikt nie pamięta.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania