Kwieciste wspomnienia

Postać: Botanik - eksperymentator

Zdarzenie: Cały czas pada śnieg

 

***

Od zawsze uwielbiała rośliny. Przyciągały jej uwagę i wydawało się, że coś w sobie kryły. Jako mała dziewczynka często chciała dostawać w prezencie kwiaty. Czytała książki, żeby dowiedzieć się o nich więcej i przez to była nazywana małym botanikiem. W pokoju miała pełno różnych gatunków, a rodzice specjalnie na jej prośbę zrobili ogródek. Ale taki wielki. Wielki i kolorowy. Czuła się w tym miejscu jak w Edenie. Pachniało tam bosko, a co jakiś czas przylatywały motyle, które nieudolnie próbowała złapać. Najbardziej lubiła stokrotki. Kojarzyły jej się z latem, zieloną trawą i z różnymi zabawami, w które bawiła się razem z przyjaciółkami. Była też dziewczynką delikatną, więc stokrotki idealnie do niej pasowały. Często wplatała je we włosy albo robiła wianki, którymi potem chwaliła się w domu.

Gdy podrosła zaczęła dostrzegać piękno słoneczników. Pewnie dlatego, że w trzeciej liceum Tomek zabrał ją na pole. Pojechali tam rowerami, a potem przy zachodzie słońca wśród tych żółtych kwiatów, grał na gitarze i śpiewał romantyczne piosenki.

Słuchała go siedząc na kocu i pijąc lemoniadę, od czasu do czasu szeroko się uśmiechając. Naprawdę mu to wychodziło. Gdy patrzyła w jego brązowe oczy, wiedziała, że nie skończy się na jednej randce. Czuła w sobie napływające endorfiny i wtedy pierwszy raz złapała motyla, a raczej motyle, które trzepotały w jej brzuchu. Gdy nastał wieczór, oboje patrzeli w gwiazdy. Wskazał jej palcem wielki wóz, a potem zaczął opowiadać interesujące historie. Słuchała go z ciekawością.

W końcu zostali parą, a i ich związek przetrwał. Wynajęli własne mieszkanie i z dumą na białej ścianie powiesili obraz ze słonecznikami. Od nich przecież wszystko się zaczęło. Kolejne obrazy umieścili w kuchni, bo rośliny te idealnie pasowały do brązowego, drewnianego stołu. Byli szczęśliwi i cieszyli się ze wspólnego mieszkania.

Romantyczne śniadania do łóżka, wspólne oglądanie filmów, całusy, pełne życzliwości słowa i wieczne powtarzanie ''kocham cię" - to była ich wizja na resztę życia. I choć praktykowali ją przez dłuższy czas, w końcu zaczęły się kłótnie.

Z wiecznego porządku stawał się coraz większy chaos w mieszkaniu. Białe ściany już nie były do końca białe. Sprzątali coraz mniej, a w kłótni zbili już kilka wazonów z kwiatami, które odlatywały gdzieś w kąt i zostawały tam przez dłuższy czas samotne.

Zbili lustro, w którym codziennie się przeglądali, gdy on ją obejmował.

Z eleganckich i kulturalnych osób, stali się brudasami. Nie dbali o to, aby na pościeli nie wysypały im się chipsy, a na półkach nie było żadnego kurzu. Coraz mniej było w nich romantyzmu, a w obraz ze słonecznikami wpatrywali się coraz rzadziej, przechodząc obok niego obojętnie. Tak jakby zapomnieli o jego istnieniu. Jednak kochali się dalej i każdy mimo wszystko skoczyłby za drugim w ogień. Skończył się po prostu czas udowadniania tego marnymi słówkami, które tak naprawdę nie górowały i górować nigdy nie będą nad czynami. Każdy po prostu już o tym wiedział. Nie było sensu tego powtarzać każdego dnia.

W końcu nadszedł wyczekiwany moment - urodziła im się córeczka, ich owoc miłości.

Tomek zaproponował, aby dać jej na imię Róża. Zgodziła się. I tak właśnie pokochała róże. Kojarzyła je z jej ukochaną córeczką. Obok obrazów ze słonecznikami powiesili inne obrazy - z różami, a na stole zawitał czerwony obrus. Wydawało się to śmieszne, ale uwielbiali takie zwariowane zwyczaje i ich kwieciste życie, które zapoczątkowała ona, swoją miłością do kwiatów.

— Patrz jak ona rośnie — powiedziała pewnego dnia, patrząc na biegającą po podwórku dziewczynkę.

Tomek odłożył gazetę i spojrzał na córkę.

— Jak na drożdżach — Uśmiechnął się.

Wydawało się, że osiągnęli już pełne szczęście i nic złego się nie stanie. Ale w końcu przychodzi taki moment, gdzie wszystko się wali, a w jednym momencie traci wszystko. Życie traci sens, uśmiech znika, a łzy spływają po twarzy.

Ręce się trzęsą, włosy coraz tłustsze, a koszulka wymięta i śmierdząca alkoholem. Znasz to uczucie? Ona poznała je aż za dobrze. Kiedy go straciła. Kiedy straciła Tomka. Umarł nagle. Nie mogła się z tym pogodzić. W jednej chwili znienawidziła wszystkie kwiaty. Kojarzyły jej się z pogrzebem. Najchętniej wszystkie usunęłaby ze sklepu, tak jak ze swojego ogródka. Połamałaby je, poobdzierała z płatków i wyrzuciła na ulicę na pewną śmierć. Szkoda tylko, że kwiaty nie czują bólu. Bo chciała im go zadać. Po prostu się na nich wyżyć.

Została jej tylko Róża. Jej mała córeczka. I miała nadzieję, że nie straci chociaż jej.

Po latach jednak przeżyła kolejne nieszczęście...

***

Szła zaśnieżonymi torami przed siebie, a pod butami trzeszczał śnieg. Włosy były częściowo pokryte przez białe płatki i rozwiewane przez wiatr. Rozglądała się ciekawie na wszystko co ją otaczało, aż w końcu zauważyła stary wagon. Porzucony był obok torów. Na jego boku znajdowało się częściowo zasypane graffiti. Postanowiła tam pójść. Poczuła się strasznie zmęczona, więc chciała na chwilę usiąść i odpocząć. W końcu dotarła i weszła do środka. Na zewnątrz obficie padało. Święta szykowały się białe. Cieszyła się z tego powodu. Lubiła świąteczny klimat i dla niej święta bez śniegu mało klimatyczne. Po dłuższej chwili poczuła jeszcze większe zimno niż wcześniej. To od chłodnego podłoża, na którym siedziała. Jednak nie wstała, a okryła się swoją kolorową apaszką. Chciała posiedzieć jeszcze chwilę. Jeszcze tylko chwileczkę.

 

***

— Nigdzie jej nie ma! — krzyczała kobieta. — Sprawdzałam wszędzie, gdzie ona może być?!

— Uspokój się, na pewno się znajdzie. Pewnie poszła gdzieś na chwilę, zaraz na pewno wróci.

Kolega próbował ją uspokoić, ale bezskutecznie, bo ta założyła już kurtkę i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.

— Nie panikuj...

— Jak nie panikuj?! Jak nie panikuj?! Słyszysz co ty mówisz?!

Mężczyzna założył kurtkę.

— Dobrze, pójdę z tobą.

Kobieta nie mogła jej stracić. Po prostu nie mogła. Idąc, do jej oczu napływały łzy, ale nie chciała wybuchnąć płaczem. Powstrzymała to, choć w głowie już układały jej się najmroczniejsze scenariusze i nie chciała, aby któryś z nich okazał się prawdziwy. Wyszli przed dom i przystanęli.

— Rozdzielamy się?

— Okej. To dobry pomysł. Ostatnio chciała iść na spacer koło torów, może poszła tam? Sprawdzę to, a ty idź do parku. Tam też lubi przebywać. Kobieta ruszyła w kierunku torów. Była roztrzęsiona.

Bała się, że może ją stracić. Musiała się pospieszyć. Nie wiadomo było co mogło jej się stać.

 

***

 

Chłód przeszył ją już do granic możliwości. Co ona w ogóle tam robiła? Nie powinno jej tam być. Wstała i ostrożnie wyszła z wagonu. Dotknęła go zimną dłonią i spojrzała na rozciągające się z przodu tory. Gdzie teraz miała iść? Co miała robić? Stała przez chwilę w bezruchu nie znając odpowiedzi, ale potem odwróciła się i zaczęła iść z powrotem. Tam skąd przyszła. W międzyczasie pocierała dłonie, ale to nic nie pomagało. Owinęła całą szyję apaszką, ale dalej odczuwała zimno.

Marzyło jej się lato. Słońce, sukienki i zimne napoje. Jak na razie zima z dnia na dzień stawała się coraz mroźniejsza, a ona bardziej chora. Na tamtą chwilę miała katar, ale wiedziała, że będzie się pogarszało, bo miała słabą odporność. Po chwili wędrówki, mimo burzy śnieżnej dostrzegła jakąś postać. Szła w jej stronę. A raczej biegła. Tak, zaczęła biec. Coraz bardziej się przybliżała, sprawiając, że jej sylwetka stawała się coraz wyraźniejsza. Ona natomiast nie zatrzymała się tylko szła dalej w tym samym tempie. Minęła chwila. Wiedziała już, że to kobieta. Minęła kolejna. Zauważyła dokładnie jej wygląd. Brązowe włosy, zielone oczy i dość niski wzrost. W końcu znalazła się koło niej zdyszana.

— Znalazłam cię, mamo! — krzyknęła. — Znalazłam! Dlaczego wyszłaś sama z domu?

Podbiegła do staruszki i ją przytuliła. Lecz ona nie pamiętała swojej córki Róży. Właściwie przez moment nie pamiętała nic. Pustka. Nie pamiętała stokrotek, ani żółtych słoneczników. Nie pamiętała róż, a potem swej nienawiści do kwiatów po śmierci Tomka. Więc już nie czuła bólu po jego stracie. Wszystkie kwieciste wspomnienia w jej głowie zwiędły. Zostały tylko zapominajki. Lecz lepsza jest mieszanka dobrych chwil ze złymi niż śmierć ich wszystkich. To straszne nie czuć nic. To straszne nie znać swojego życia, bo czymże jest życie bez wspomnień?

Teraźniejszość jest szkicem, a wspomnienia gotowym malunkiem albo kadrami z filmu, które można odtwarzać bez końca. Ale, gdy usunie się wszystkie sceny - filmu nie ma. To straszne nie pamiętać nic.

Kobieta spojrzała na Różę jak na wariatkę. Jej pomarszczone dłonie trzęsły się z zimna, a oczy zrobiły się szerokie ze zdziwienia.

Cofnęła się do tyłu.

— Przepraszam, kim pani jest?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Anonim 21.03.2020
    Aniu,

    obraz amnezji "na własne życzenie". Moim zdaniem. Podoba mi się, choć osobiście, chcąc dać czytelnikowi do zrozumienia, że kobieta zapomniała, aby nie cierpieć, opisałbym tę amnezję jako coś dobrego.

    Z eleganckich i kulturalnych osób, stali się brudasami.
    Wybacz, ale to zdanie pasuje jak kożuch do kwiatka. Bo opisujesz to całkiem ładnie, aż nagle taka "ordynarność".

    Wydawało się, że osiągnęli już pełne szczęście i nic złego się już nie stanie.
    2 x już

    Ale w końcu przychodzi taki moment, gdzie wszystko się wali, a w jednym momencie traci wszystko. Życie traci sens, uśmiech znika, a łzy spływają po twarzy.
    Ręce się trzęsą, głos traci.
    3 x traci

    Porzucony był obok torów. Na jego boku namalowane było graffiti, które częściowo było zasypane.
    3 x był

    Lubiła świąteczny klimat i dla niej święta bez śniegu były bez sensu.
    Ostatnie dwa słowa to znów ten kożuch - daj albo wymyśloną przez siebie przenośnię, albo np ... były smutne.

    Kolega próbował ją uspokoić, ale bezskutecznie, bo ta ubrała już kurtkę i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
    Ubrać można kogoś lub coś w ubranie, kurtkę można założyć, przywdziać.

    Marzyło jej się lato. Słońce, sukienki i zimne napoje.
    Nigdy, gdy byłem zmarznięty, nie marzyłem o zimnych napojach...

    Nienawidziła lekarstw i wszystkich chorób. Zresztą kto lubi?
    Pisząc ostatnie zdanie, próbujesz na siłę utożsamić czytelnika z tekstem. Niech on sam się utożsami, zostaw mu tę przyjemność.

    Pozdrawiam.
  • ania_marzycielka 21.03.2020
    Dziękuję za wyłapanie wszystkich błędów. Jakoś nie miałam pomysłu na ten zestaw :) A jeszcze chciałam zapytać - Czy efekt został chociaż trochę wykorzystany? Pozdrawiam.
  • Anonim 21.03.2020
    Aniu,
    tu Ci nie odpowiem, bo więcej bym zmyślał, niż faktycznie miał do powiedzenia. Ale wydaje mi się, że nie, nie czułem tego.
  • Marian 21.03.2020
    Błędy pokazał już Antoni.
    Z jedną z jego uwag się nie zgadzam. "Marzyło jej się lato. Słońce, sukienki i zimne napoje.
    Nigdy, gdy byłem zmarznięty, nie marzyłem o zimnych napojach..."
    Uważam, że gdy się marzy o lecie, to można marzyć i o zimnych napojach, a aktualny stan nie ma znaczenia.

    Popracuj na formą i błędami. Reszta jest OK.
    Pozdrawiam.
  • ania_marzycielka 21.03.2020
    Dziękuję ślicznie za przeczytanie i komentarz, pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania